czwartek, 20 grudnia 2012

Rozdział 5.



Oczami Wiki.

Byli, byli i pojechali! O dziwo jakoś się trzymałam. Dużo zawdzięczam przyjaciółce, bo skutecznie zajęła cały mój wrześniowy czas. Dobrze, że to zrobiła, bo w innym wypadku poświęciłabym wiele godzin na rozmyślanie o Bartku. Cieszę się, że odpuściłam sobie tę „przyjemność”. Płakanie nocami i zamęt w życiu całkiem mi się już znudził. Byłam nowym człowiekiem! Cały ten miesiąc poświęciłyśmy na udoskonalaniu więzi między nami. Anka była przy mnie 24 godziny na dobę! Myślę, że to była taka obustronna potrzeba kogoś bliskiego po wyjeździe chłopaków. Jakie to psychologiczne..może powinnam wybrać taki kierunek na uczelni ? Może. W każdym bądź razie tak się nie stało, gdyż już od gimnazjum byłam wielce zakochana w..  FIZYCE! Śmieszne? Wcale nie zaprzeczam, bo tak właśnie było. Fascynowało mnie zagadnienie „Jak to wszystko działa?” co, jak i dlaczego? Zgadza się, jestem typem osoby niezmiernie dociekliwej. Idąc w tym kierunku w pewnym momencie dołączyło „wyczucie stylu” i „pomysłowość”, co doprowadziło mnie tu, gdzie jestem. Architektura to coś naprawdę wspaniałego dla mnie. Rysunku musiałam się nauczyć, bo na artystkę nigdy nie miałam zadatków. Już w podstawówce, gdy tylko dostawaliśmy  temat do namalowania,  już byłam załamana. To nie prawda, że trzeba mieć „to coś”. Rękę można wyćwiczyć, tylko potrzeba dużo cierpliwości i samozaparcia. Tak, tak jestem również bardzo uparta. To taka krótka notka dla osób, które by chciały się wybrać na taki kierunek ale uważają, że się nie nadają. Drugi bardzo, bardzo duży i znaczący plus to przystojniacy ! Nie wiem gdzie posiać wzrok na zajęciach. Dziesiątki idealnych mężczyzn wokół ciebie, a ty słuchasz o jakiś cechach budowli skądś tam. O właśnie ! Nawet nie wiem o czym była mowa, bo tak bardzo mnie rozpraszają.

Po kilku tygodniach obie byłyśmy już całkiem wyleczone z „ubytków” w naszym życiu i do końca pochłonęły nas uczelnie. Wspomnę tylko, że mój „brakujący element” codziennie smsuje. Po 3 dniu jego wiadomości zostawały usuwane nawet bez przeczytania. „Tęsknię.” „Wybacz.” „Zależy mi na tobie.” Ile można czytać takie pseudo ckliwe rzeczy ? Serio, odpuść chłopcze. Nie masz tu do czego/kogo wracać.
Byłam z siebie dumna, że tak szybko pozbyłam się żalu po jego odejściu. Wspomnienia zostały i nie ukrywam, że czasem do nich wracałam. Leżąc wieczorem w łóżku sięgałam pamięcią do tych wszystkich zdarzeń. Kiedy leżał tu taki piękny, a ja czułam się bezpiecznie i wyjątkowo. Spokojnie, to tylko moja bujna fantazja.
Tej nocy również pogrzebałam w odmętach wspomnień ale trochę głębiej. Cofnęłam się do czasów gimnazjum. Do momentu kiedy w moim życiu pojawił się ktoś bardzo wyjątkowy. Właściwie po rozstaniu z nim nie miałam innego chłopaka. Przewinęło się kilka flirtów ale to nic poważnego. I w tym momencie z rozmyślań wybił mnie dźwięk smsa!
-Bartek! -krzyknęłam w sobie.
Otwórz-Opcje-Usu…. Chwila. To nie był numer Bartka. Jakiś nieznany.
„Cześć. To ja. Chłopak z klubu. Pamiętasz jak dałaś mi swój numer? Byłaś w bardzo rozbawionym stanie i nie mam pewności. Śpisz ?” –tak brzmiała treść wiadomości
Cooo?! Jaki chłopak z klubu? Co to za psychol ? Po dłuższym zastanowieniu wreszcie udało mi się dotrzeć skąd ten koleś ma mój numer. Nie byłam w stanie przypomnieć sobie jego twarzy..widziałam tylko zamazane plamy. Pamiętam, że był uroczy. Oh tak, tego nie mogłam zapomnieć, od razu mnie oczarował.
„Hej. No jasne, że pamiętam. Niektórych osób się zwyczajnie nie zapomina.” – odpisałam.
Następnie dostałam wiadomość od niego, na którą on otrzymał odpowiedź. Powtórzyliśmy ten cykl kilka, kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt razy. Przestałam się orientować. Nieznajomy nie chciał mi zdradzić swojego imienia. Na początku wydało mi się to dziwne ale później uznałam to za ciekawą nutkę tajemnicy. Kręciło mnie to. Nie odłożyłam telefonu, aż do ..6 rano?! Już tak wcześnie?! Za godzinę miał zadzwonić mój budzik. No ładnie, nic nie spałam. Muszę się zdrzemnąć choć trochę. Próbowałam i nic. Kręciłam się, wierciłam, odkrywałam, przykrywałam ale nadal nic. Uznałam, że to nie ma już sensu i wstałam. Szybki prysznic, a potem się ubrać. Co tu włożyć, kiedy pogoda nie jest łaskawa zaszczycić nas letnim słońcem ? Zdecydowałam się na asymetryczny granatowy sweter, rurki w kolorze a’la kawa z mlekiem i trampki. Bez Conversów ani rusz ! Od gimnazjum żadne buty nie przekonały mnie do siebie równie mocno. Nareszcie miałam wystarczająco dużo czasu, żeby starannie się umalować. Nie lubiłam nakładać zbyt dużej „tapety” na twarz. Uznawałam myśl „Chłopcy wolą naturalne dziewczyny.”, bo to zdawało mi się oczywiste. Tak czy inaczej, dbać o siebie trzeba, a na dodatek musiałam jakoś ukryć wory pod oczami. Gotowa ruszyłam do kuchni na śniadanie. Posiłek zaraz, najpierw kawa! Oj tak, byle duża i mocna. Po nieprzespanej nocy nie mogłam jej sobie odmówić, a nawet nie chciałam. Musiałam jakoś dziś funkcjonować, prawda?
Niedługo dołączyła do mnie Ania. Wyglądała na wyspaną! Zdążyłam tylko zamienić z nią jedno zdanie, bo musiałam się zbierać. Złapałam teczkę z projektami i wybiegłam. Zapomniałam jej powiedzieć o mojej nocnej przygodzie. Może to i nawet lepiej dla mnie. Ania była przeciwna takim znajomością i mogłaby się czepiać. Postanowiłam, że póki co nie będę jej wspominała o „tajemniczym nieznajomym”.
Wykłady mijały, a ja w ogóle  się nie skupiałam. Gdyby nie ciągłe wibrowanie mojej komórki w kieszeni to pewnie bym zasnęła. Tak, zgadza się,  znów z nim pisałam. Przez cały dzień nie odkładałam telefonu z ręki. Dzień jak w transie ale przynajmniej nie zasnęłam na zajęciach. Między wykładem, a ćwiczeniami wyciągnął mnie na kawę pewien fajny koleś z mojej grupy. To było miłe ale ja często „wychodziłam do toalety”, by tak naprawdę odpisać na smsa. Nie wiem co byłoby gorsze. Odpisywanie przy nim czy wieczne bieganie za potrzebą? Druga opcja wydawała mi się bardziej taktowna.
Po ćwiczeniach prawie wybiegłam z budynku uczelni !
„Wreszcie wolna!”-pomyślałam.
Resztami sił doczłapałam się do domu. Mój telefon znów zawibrował. Ucieszyłam się na smsa..ale to nie była wiadomość od nieznajomego, to było przypomnienie.
„Oddać projekt do środy do pana Jaruszewicza”
Holly shit ! Dziś był wtorek, a dokładniej wtorkowy wieczór. Padnięta wzięłam ołówek do ręki i zaczęłam szkicować. Po jakimś czasie do mieszkania wpadła Anka cała roześmiana.
-Wiktorio, wiesz co robimy za dwa dni? – próbowała być poważna ale nie była w stanie ukryć uśmiechu.
-Oświeć mnie. – rzuciłam obojętnie.
W tej chwili przed moimi oczami pojawiły się dwa bilety na mecz Skry z Resovią.
-Vip’owskie miejsca?! Skąd je masz ? – to nie mieściło mi się w głowie.
Ania wytłumaczyła mi, że dostała je od profesora, który wytypował ją do napisania artykułu o siatkarzach. Wreszcie jej dziennikarskie studia jakoś mi się przydały. Byłam w siódmym niebie i zaczęłam ściskać moją przyjaciółkę.

Minęły dwa dni i przyszedł piątek. Cały dzień czekałyśmy już na godzinę wyjścia na mecz. Wykłady wlekły się w nieskończoność, a ja odliczałam każdą minutę. Ok., koniec, teraz pędem do domu. Przebrać się, zjeść i lecimy na halę ! Wreszcie dotarłam do mieszkania,a na stole stała już kupiona dla mnie porcja chińczyka, którą chętnie zjadłam, bo uwielbiałam tę kuchnię. Obejrzałam jeden odcinek „Ukrytej prawy”, który Anka niesamowicie zachwalała. Kiedy się skończył szybciutko się ogarnęłam i wyszłyśmy.
Na miejscu było już mnóstwo osób. Kochałam tę meczową atmosferę. Kibicie siatkówki bardzo różnią się od tych piłkarskich i to jest wspaniałe. Na meczach siatkówki nie ma bójek i zamieszek. Jest tylko miła atmosfera i wierni kibice, którzy przyszli by wspierać swoich ulubionych zawodników, a nie zrobić zadymę. Siatkarze się rozgrzewali. Śledziłam wzrokiem każdego z nich ale tylko jeden wyjątkowo bardzo przykuwał moją uwagę. „Winiarski, facet marzeń”. Kiedyś się z tym nie zgadzałam ale teraz, na żywo..
W sumie to szkoda że zajęty.
-Czy ty widzisz to co ja? – musiałam się podzielić moim entuzjazmem z Anią.
-Czyli co? –rzuciła.
-Winiaaar ! Na żywo jest całkiem przystojny. –wskazałam wzrokiem na gracza Skry.
Anka jeszcze chwile się ze mnie pośmiała, że jestem zmienna ale po chwili zaczął się mecz.
Pierwszy set, drugi, trzeci, czwarty i piąty ! Time-break’a wygrała Resovia. Mnóstwo pozytywnych emocji ale trochę też negatywnych. Przyznaje, że kibicowałam Skrze, więc trochę się zawiodłam.
Niedługo po tym moja przyjaciółka zniknęła. Przypomniałam sobie, że musi zrobić wywiad, bo przecież w takim celu tu przyszłyśmy. Wykorzystując moment ruszyłam do Michała grającego z numerem 13  po autograf. Musiałam sprawdzić czy z bliska też jest taki interesujący. Wziął ode mnie bilet i marker. Spojrzał zalotnie swoimi przeszywającymi jasnymi oczami i zapytał o imię. Podałam mu je, choć trochę się zdziwiłam. Żadnej innej „fance” nie zadawał takiego pytania. Składał tylko wielki podpis „Winiar”, ewentualnie „Winiarski” ale nic poza tym. Nie zastanawiając się dłużej wyszłam na dwór.
Siedziałam jeszcze dobre 15 minut, zmarznięta na ławce, a Anki nigdzie nie było widać. W drzwiach wyjściowych pojawił się Winiar. Nie było z nim ani żony, ani synka. Dziwne.
-Cześć Wiktoria - powiedział w moją stronę z uśmiechem, a mnie zamurowało.
  Zanim się ocknęłam już zniknął. Oh ty głupia istoto ! Byłam na siebie wściekła, że nie odpowiedziałam.
Wciąż marzłam, a teraz jeszcze miałam wyrzuty do samej siebie. Oj, Ance się oberwie jak tylko przyjdzie.
Za jakiś czas wreszcie się zjawiła. Nie mogłam na nią krzyczeć, kiedy zobaczyłam tę radość w jej oczach.
-Zrobiłaś wywiad? – dopytywałam się.
-I nie tylko ! Aleks poprosił mnie o numer ! – prawie krzyczała.
 -No nie wierze! Tak się cieszę, jestem dumna ! Ładnie cię ciocia Wiktoria nauczyła flirtować. – obie wybuchłyśmy śmiechem. Po powrocie znów dorwałam telefon do ręki i zaczęłam romansować z taejmniczym gościem, jednak po głowie chodził mi trochę Winiarski..

Oczami Ani.


Krzątałam się po kuchni. Nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca od wyjazdu chłopaków. Zaczęły się studia i coraz mniej wolnego czasu. Przestałyśmy z Wiki imprezować. Codzienność składała się z wykładów, ćwiczeń i powrotu do domu. Wiktoria już pozbierała się po Kurasiu i jak to sama mówi –„Bartka mam daleko gdzieś!”. On natomiast cały czas pisze do niej sms, które od razu są usuwane. Pit do mnie dzwonił codziennie, potem coraz rzadziej, a teraz dzwoni może raz na tydzień. Wszystkie sprawy zaczynają się już same układać.

 Dzień jak każdy inny. Zadzwonił budzik – 6:45. Szybki prysznic, i wybranie ubrań. Pogoda była już typowo jesienna, w końcu zaczął się październik. Zdecydowałam ,że ubiorę się w taki zestaw. Był idealny na dzisiejszą pogodę. Poszłam do kuchni, Wiktoria była już wystrojona. Siedziała przy stole i piła ostatnie łyki kawy.
-Aniu ,proszę pozmywasz? Ja się zaraz spóźnię, a musze zahaczyć jeszcze o papiernika, bo po ostatnim projekcie nie mam już ołówków, a dziś są ćwiczenia. –moja przyjaciółka mówiła tak szybko, że ledwo ją zrozumiałam.
-A mam wyjście? – spytałam unosząc brwi do góry.
-Jesteś kochana! – Wiki mnie przytuliła a następnie szybko założyła kurtkę wzięła swoją teczkę z projektami i wyszła z domu.
Zostałam sama. Zaparzyłam sobie kawę i zjadłam owocowy jogurt. Następnie pozmywałam, i zaczęłam się szykować do wyjścia.

Wykłady z dziennikarstwa są męczące. Szczególnie ćwiczenia. Siedziałam na sali i czułam jak oczy same mi się zamykają. I tak przesiedziałam 3 godziny, w jednej niewygodnej pozycji ,nie myśląc o niczym sensownym. Kiedy już się zbierałam do wyjścia ,profesor zagarnął mnie do siebie.
-Anno! Proszę przyjdź do mnie na chwilę. –staruszek poprosił mnie do siebie. Od początku go lubiłam. Był z niego bardzo równy facet.
-Słucham, o co chodzi? – uśmiechnęłam się do niego.
-Wyznaczam raz w miesiącu 4 najlepsze osoby ze swojego roku do przeprowadzenia wywiadu na imprezach sportowych. Chciałbym zobaczyć za tydzień u siebie na biurku wywiad przeprowadzony przez ciebie. – powiedział z sympatią profesorek.
-Ojej, bardzo mi miło, że mnie pan wyznaczył. A na jakiej imprezie miało by to być? –dopytywałam się go.
W tej chwili nauczyciel wziął wziął swoją teczkę i szukał w niej czegoś. Po chwili wyręczył mi dwa bilety i wykupioną akredytacje na mecz PGE Skra Bełchatów – Asseco Resovia Rzeszów, który miał się odbyć na hali Energia za 2 dni.
-O kurde! Jejku, obiecuje ,że wywiad będzie świetny!- prawie skakałam z radości.
-Mam nadzieje! Zaufałem ci wyznaczając twoją osobę do tego wywiadu. – powiedział uśmiechnięty profesor.
-Jeszcze raz dziękuje.

Poszłam do domu cała w skowronkach. Wiki już była w mieszkaniu. Siedziała znów nad projektami.
-Wiktorio! Wiesz co robimy za dwa dni? – nie mogłam ukryć mojego uradowania
- Oświeć mnie.
W tej chwili pokazałam jej 2 bilety na mecz Skry z Resovią. Popatrzyła na mnie znad projektów i zaczęła się cieszyć tak samo jak ja.
-Skąd je masz!? Przecież to są VIP’owskie miejsca! – Wiktoria sama nie dowierzała.
-Masz właśnie przed sobą, jedną z 4 najlepszych studentek na roku. Możesz bić brawo. –zgrywałam się przed nią.
-Haha, to potem. Ale jaki ma to związek z biletami? –dociekała przyjaciółka
-Mój profesorek typuje 4 osoby co miesiąc do robienia wywiadów na imprezach sportowych. Wytypował mnie i dostałam bilety. A ,że koleś jest bardzo w porządku dał mi 2 bileciki.
-Jejku jejku jejku! Super! – Wiki mnie ściskała tak, że myślałam ,że mnie udusi.


Dwa dni później…

Od dwóch dni i ja i Wiktoria chodzimy podjarane. I to już dziś. Mecz rozpoczyna się o 19:00.
Na studiach dziś siedziałam jak na szpilkach – byle przesiedzieć te 3 godziny i zmywam się do domu!
Wreszcie wykłady się skończyły i wyszłam z uczelni. Idąc do domu zahaczyłam jeszcze o Manufakturę. Dogadałam się wcześniej z Wiki ,że kupie nam chińczyka, bo żadna z nas nie miała ochoty dziś robić za kucharkę. Więc kupiłam dwa razy „sagonky z kuczaka” i poszłam do domu. Zdjęłam kurtkę, wzięłam swoją porcję i zasiadłam przed telewizorem oglądając ogłupiający serial „Ukryta prawda”.
Odcinek był żałosny, że aż śmieszny. Ale chyba każdy go oglądał. Mikołaj i jego „życie wampira”.
Jedyne słowa jakie mi przychodziły na myśl oglądając ten odcinek ,to „ale ludzie mają nasrane w głowie”. Nie mniej jednak, uśmiałam się przy tym nieziemsko! Pod koniec programu weszła Wiktoria.
-Ufff, nareszcie urwałam się z tej budy! – i padła na sofę.
-Mnie za to rozbolał brzuch od śmiechu.
-A to czemu? – spytała moja przyjaciółka i poszła wziąć sobie chińczyka z blatu.
- W ukrytej prawdzie był dzieciak który twierdził, że jest wampirem. Niezła jazda z niego. Jak chcesz to włącz sobie powtórkę, a ja powoli zacznę się ogarniać .
-Okok, po czym Wiki włączyła powtórkę, a ja poszłam do pokoju.
 Usiadłam na łóżku. Była 17:00 . Czyli miałam jeszcze godzinę do wyjścia. Wyrzuciłam chyba całą zawartość mojej szafy na łóżko. Nie miałam pojęcia w co się ubrać. W końcu zdecydowałam się na jeansową koszule, czarne rurki , do tego komin i buty na koturnie. Wyglądało to tak . Na to wszystko jeszcze ruda skóra i mogłam wychodzić z domu. Była 17:30.
-WIKI! Zbierasz się powoli? – krzyknęłam do przyjaciółki
-Już jestem prawie ogarnięta!
Umalowałam rzęsy ,ostatni raz przeczytałam pytania które mam zadać siatkarzowi którego uda mi się złapać i sprawdziłam czy mam dyktafon. W końcu wyszłam do salonu. Wiki już na mnie czekała. Wyglądała oszałamiająco! Nasza droga na halę upłynęła w zabawnej atmosferze. Po drodze zaczepili nas jacyś faceci. Na co od razu przypomniało nam się liceum.
-Aneczko, pamiętasz jak spławiałaś Michała? – zagadnęła Wiki
- Trudno by tego nie pamiętać. Do tej pory pamiętam jego minę, jak zaprosił mnie na randkę, a ja mu powiedziałam, że bardzo mi przykro, ale niestety jestem lesbijką. – nie mogłam powstrzymać się od śmiechu wspominając dawne czasy.
-A jak potem się z niego chłopaki wyśmiewali, że uwierzył w twoje słowa. – Wiktoria również śmiała się z tamtego zdarzenia.
-Piękne czasy, piękne.


Na hali byłyśmy już o 18:30. Miałyśmy świetne miejsca! Loża VIP, pierwszy rząd. Marzenie! Chłopaki zaczęli się już rozgrzewać. Zobaczyłam, że Pit nie gra i nigdzie go nie ma. Więc zagadnęłam Zbyszka Barmana które miałam okazje poznać jeszcze w liceum.
-Zibi, gdzie jest Pit? – spytałam zaskoczona
-A to ty nic nie wiesz? Skręcił kostkę na weekendowym meczu. Jest w Rzeszowie, nie przyjechał z nami na mecz.
Mina mi trochę zrzedła. Ale w końcu tylko skręcenie kostki, dobrze ,że to nic poważniejszego. Obiecałam sobie, że zadzwonię do niego jak tylko wrócę do domu. Tymczasem przyglądałam się siatkarzom ze Skry. Jeszcze dziś mi profesor przypomniał, że on kibicuje Skrze i było by mu miło jak by wywiad był właśnie z graczem tej drużyny. Rozglądałam się z kim przeprowadzić wywiad. Moją uwagę przyciągnął pewien obcokrajowiec z numer 14. Alaksandar Atanasijević. Czytałam wcześniej sporo o nim między innymi to, że to serbski siatkarz i podobno zrobił wielkie postępy przez okres reprezentacyjny i teraz gra w podstawowym składzie pszczółek. Stwierdziłam, że to będzie odpowiedni wybór na wywiad. Nagle poczułam, że czyjeś paznokcie wbijają mi się w przed ramie. Tak to była Wiki.
-Aniu czy ty widzisz to co ja? – piszczała prawie Wiktoria
-Czyli co? – spytałam się jej, a ona straciła już cały entuzjazm.
-Winiar. Widzisz to co ja? Człowiek idealny po prostu. –powiedziała już spokojnie przyjaciółka.
-Haha, ostatnio tak narzekałaś ,że wszyscy się nim jarają a ty nic w nim nie widzisz. –śmiałam się z niej
-Ale na żywo to zupełnie coś innego! Ma przepiękny uśmiech…
Mecz zaczął się o 19:00. Pierwszy set dla pszczółek. Drugi już dla Resovii. Następny znów dla Skry. Kolejny dla Rzeszowa. A time-break wygrali Resoviacy z wynikiem 15:11.
Większość siatkarzy Bełchatowa była wściekła. Rozdawać autografy zostali tylko Cupković,Atanasijević, Wlazł oraz Bąkiewicz i Zati. Całe szczęście ,że miałam akredytacje, a nastoletnie fanki nie mogły przekroczyć barierek. Podeszłam do Alaksandara i spytałam się go na ucho, żeby w ogóle mnie usłyszał.
- Jestem dziennikarką ,czy była by możliwość przeprowadzenia z panem wywiadu? – spytałam się go.
-Oczywiście, tylko jak by pani chwilę zaczekała, bo chwile jeszcze porozdaje autografy… sama pani rozumie. Może pani zaczekać przy wejściu do naszej szatni, będzie łatwiej , więcej ciszy. – mówił tak szybko, że cieszyłam się ,że znam perfekcyjnie angielski bo chyba bym się z nim nie dogadała.
-Okej, będę czekać. – uśmiechnęłam się do niego i poszłam na wyznaczone miejsce.
Kiedy miałam chwile czasu zadzwoniłam do Wiki, żeby poczekała na mnie przed halą bo mi się może jeszcze trochę zejść. Wreszcie przyszedł Alex.
-Przepraszam, że tyle to trwało, ale sama pani rozumie. – uśmiechnął się do mnie. Miał przepiękny uśmiech , a jego oczy były niesamowite. Kompletnie odleciałam.
-Jaka pani… Jestem Ania. – przedstawiłam się mu.
-Alex. – znów uśmiechnął się do mnie
- Dobrze ,to może przeprowadzimy teraz już wywiad. – zorientowałam się po co tu przyszłam.
-Myślę ,że to będzie dobry pomysł. – i zaśmiał się.
Nasz wywiad trwał około 5 minut. Obejmował między innymi pytanie jak sobie radzi w Polsce, czy jest zadowolony z klubu itd.
-Bardzo dziękuje za wywiad… Aleks .
-Nie ma za co. Tak pięknym kobietom mógłbym udzielać wywiady codziennie. – powiedział to ,że ślicznym akcentem.
-Ojej, to bardzo miłe. – czułam, że zaczęłam się czerwienić.
-Aniu, jeżeli masz ochotę może… wyskoczylibyśmy na kawę? Z miłą chęcią bym porozmawiał sobie z tobą. Wydajesz się ciekawą osobą. – powiedział siatkarz
-Jestem jak najbardziej na tak. – czułam, że serce zaczyna mi mocniej bić.
-To może… Zaczekaj sekundę!
Aleksandar wszedł do szatni ,po chwili wrócił z telefonem w ręce.
-Podałabyś mi swój numer? – zapytał
-Nie ma problemu. To może wpisze Ci go? Będzie łatwiej.- zaproponowałam, i ja powiedział tak zrobiłam.
-Okej, w takim razie… Obiecuje ,że odezwę się do Ciebie. A mogę mieć pytanie gdzie mieszkasz? – spytał patrząc mi się prosto w oczy
-W Łodzi.- odpowiedziałam
-Łódź – spróbował powtórzyć po polsku, co wyszło mu komicznie. – To niedaleko mnie. W takim razie… do zobaczenia. – i puścił mi oko na pożegnanie.
-Do zobaczenia odpowiedziałam, i udałam się do wyjścia.

Przed halą czekała Wiktoria. W mojej głowie tylko krążyły myśli jak szczęśliwą osobą teraz jestem !  To chyba sen. Uszczypnęłam się w rękę. Nie ,to jednak nie sen. To rzeczywistość, a ręka naprawdę mnie teraz bolała.
-Zrobiłaś ten wywiad? –spytała Wiksza
-Żeby tylko wywiad! Aleks  poprosił mnie o numer telefonu. – powiedziałam, nie ukrywając radości i  dalszego niedowierzania w jednym.
-Żartujesz!?  - nie wierzyła mi.
- Nie żartuje. Chce się ze mną umówić na kawę. – cieszyłam się jak małe dziecko
- Jejku ,jejku jejku! Jestem z ciebie dumna! – przyjaciółka mnie przytuliła

Wróciłyśmy do domu. Przebrałam się w pidżamkę i padłam na łóżko. W głowie miałam tylko tysiące myśli a każda z nich wiązała się tylko z imieniem „Aleks”…


_______________________________________________________________________

Cieszymy się, że możemy się dzielić z wami czymś, co jednocześnie sprawia nam tyle radości.
Zależy nam na waszym zdaniu i ocenie, więc komentujecie. Cenimy sobie szczerą krytykę. :D
Buziaki. Ania i Wiki.

4 komentarze:

  1. wieeeeeeeeeeecej prosze ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaramy się dodać jak najszybciej nowy rozdział :)

      Usuń
  2. Po pierwsze bardzo fajnie piszecie :) Po drugie, lubie czytać waszego bloga, ale doczytałam sie małego błędu :) Nie time-break, tylko tie-break :) mam nadzieję, że weźmiecie sobie moja uwagę do serca :) Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taak..po raz kolejny zdarzył nam się ten błąd, ale Word sam z siebie tak poprawia ;/ Teraz staramy się to jeszcze mocniej kontrolować, ale dziękujemy za wytykanie błędów, bo to dla nas ważne ;) /Wiki.

      Usuń