wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział 18.

Oczami Wiki.

Impreza trwała w najlepsze i wcale nie zanosiło się na koniec, o nie. Bałam się, że powoli kończy nam się alkohol, ale po każdej opróżnionej butelce chłopaki wyciągali z lodówki następną, a po niej jeszcze jedną. No ładnie się przygotowali trzeba przyznać. Muzyka rozbrzmiewała w każdym zakątku naszego mieszkania i wszyscy się świetnie bawili. Zawsze organizowałyśmy dobre imprezy, ale nigdy z takimi sławami. To zdecydowanie wyższy szczebel, ale trzeba iść do przodu. Winiar zdawał się być stęskniony mojego ciała, bo nie wypuszczał mnie z objęć, a czasem nawet zdarzało mu się podążać dłonią w okolice 3 bazy. Bardzo chętnie zabrałabym go teraz na górę, ale jako gospodyni nie chciałam zostawiać gości. Spora ilość wysokoprocentowych płynów, które w siebie wlałam zaczęła mi powoli przeszkadzać i musiałam opuścić Michała, by zwyczajnie udać się do łazienki. Na miejscu usłyszałam, że ktoś dobija się do drzwi wejściowych. Bałam się, że to nasza sąsiadka chce przerwać imprezę, bo szczerze mówiąc było już dość późno. Jak najszybciej pobiegłam do przedsionka i otworzyłam. Osoba, którą tam ujrzałam zdecydowanie nie była straszą, siwą panią.
-Bartek co ty tu robisz?! –aż nie dowierzałam.
Wyszliśmy na korytarz, a ja przymknęłam drzwi. Dało się od niego w
yczuć alkohol, ale nie był pijany.
-Przyszedłem do ciebie. –powiedział pewnie.
-Po co?! –krzyknęłam.

-Wiktoria nie odpuszczę tak łatwo. Nie przestanę się o ciebie starać. Okłamujesz się co do uczuć do Winiara. Dobrze wiesz, że nie da ci tego co ja i nie czujesz przy nim tego samego! Kiedy zrozumiesz, że jesteśmy dla siebie idealni?! Wiktoria kocham cię. –zatrzymał się na chwilę, a ja nie mogłam się otrząsnąć po tym co powiedział.
-Nie możesz tak mówić! Nic nie wiesz o mnie i Michale!
-Wiem, że nie jest mną i, że nie dał ci tego co ja. Za pół roku wracam na stałe do Polski i wtedy moglibyśmy stworzyć coś naprawdę wspaniałego! –był bardzo pewny siebie.
-Podobno to co zaszło między nami było tylko przyjacielskim seksem! Sam tak powiedziałeś! –miałam wyrzuty.
-To było wspaniałe, ale doceniłem to zbyt późno. Wiktoria pragnę cię. –po tych słowach mocno chwycił mnie w talii, co zmusiło mnie do oparcia się o drzwi, które zaczęły się uchylać. Kurek niczym się nie przejmował i całował mnie po szyi. Starał się dostać do moich ust, ale moje krzyki mu na to nie pozwalały.
-Bartek przestań. Idź już. –powtarzałam.
-Chcę być tu, przy tobie, już zawsze. –kontynuował pocałunki.
-Ale nie możesz! Kocham Michała, a między nami już nic nie ma! –broniłam się.
-W takim razie będę musiał ci pokazać, że jednak jest. –zaczął obmacywać moje ciało.
W tej chwili ktoś go ode mnie oderwał i popchnął na ścianę. Winiar zamierzał się by zadać Kurkowi cios w twarz ale stanęłam między nimi.
-Bartek idź. –nie chciałam nawet na niego patrzeć.
Kiedy Bartosz powoli schodził po schodach, co jakiś czas posyłając nam wściekłe spojrzenie, ja starałam się uspokoić Michała.  W pewnej chwili jednak wyrwał się z moich rąk i spojrzał z powagą.
-Czego on od ciebie chciał? –rzucił.
-Niczego. Chciał pogadać. –unikałam odpowiedzi.
-Kłamiesz. Czy to on jest tym „Tajemniczym gościem” o którym mi opowiadałaś? –wypalił.
-Skąd taki pomysł?! –starałam się udać zaskoczoną jego podejrzeniami, ale moja mina musiała wszystko zdradzić.
-Widziałem jak wpatrywaliście się w siebie na meczu. On wprost nie odrywał od ciebie oczu. To on? –zapytał dość groźnie.
-Tak. –odpowiedziałam dopiero po krótkiej chwili ciszy.
Nie mogłam już dalej tego kryć. Nie chciałam już ukrywać przez Winiarskim czegokolwiek, bo zasługuje na całkowitą szczerość. W tej chwili kręcił głową z niedowierzaniem, a jego wzrok wydawał się być pusty.Za moment oderwał się ode mnie i zbiegł po schodach. Starałam się go dogonić, ale przeskakiwał co pare stopni, bo jak wszystkim wiadomo jest ode mnie milion razy sprawniejszy. Usłyszałam trzask drzwi, a za chwile głośne krzyki. Kiedy wreszcie udało mi się wyjść za zewnątrz zobaczyłam jak Michał szarpie się z Kurkiem. Nie mogłam nic zrobić i tylko patrzyłam jak się biją. Co prawda płakałam i darłam się w niebogłosy, ale nic nie jest w stanie zatrzymać dwóch wściekłych samców. Winiar mocno popchnął Bartka, który bezwładnie opadł na ziemię. Posłał mu jeszcze pewną wiązankę, której wolałabym nie cytować, a po chwili podszedł do mnie.
-On już więcej cię nie skrzywdzi. –powiedział, ciężko oddychając.
-Jesteś wspaniały. –przytuliłam go. –Chodźmy na górę.
-Nie. Lepiej wrócę do domu. –był stanowczy.
-Ale dlaczego..jesteś zły, że ci nie powiedziałam? –spuściłam wzrok.
-Nie byłaś ze mną szczera, a wiesz, że po zdradzie żony nie mogę się na to godzić..-starał się mi wytłumaczyć.
-Chcesz mi powiedzieć, że to koniec? –łamał mi się głos.
-Może tak będzie lepiej…
-Michał zależy mi na nas! –wpadłam mu w słowo.
-Czujesz coś jeszcze do niego? –wypalił.
-Przecież wiesz, że ty jesteś dla mnie najważniejszy. –starałam się ratować sytuację.
-Tak czy nie?! –krzyknął.
-Był moją pierwszą miłością i nie mogę go tak po prostu wyrzucić z życia. –wygłosiłam.
-Dajmy sobie trochę czasu. Przerwa dobrze nam zrobi. –chwycił mnie za podbródek, kiedy widział łzę spływającą mi po policzku. -Nadal jesteś dla mnie wyjątkowa.
Pocałował mnie w czoło i odszedł. Stałam  i patrzyłam jak opuszcza mnie najwspanialszy mężczyzna jakiego miałam. Oh jaka jestem głupia! Padłam na kolana i zalałam się łzami, bo czułam się okropnie bezsilna. Nie mogłam go zatrzymać przy sobie, choć chciałam tego najbardziej na świecie. Ile jeszcze Kurek będzie mącił mi w życiu? To takie męczące. Nie martwiłam się teraz o niego, co to to nie. Życzyłam mu żeby kiedyś spotkało go tyle złego ile wyrządził mi. Nie miałam w tej chwili na nic siły. Klęczałam na chodniku przed blokiem i czułam jakbym straciła małą cząstkę siebie. Nie mogłam się uspokoić, ale ktoś złapał mnie za ramię.
-Wiktoria co jest? –zapytał Bąkiewicz.
Szybko poderwałam się z ziemi i próbowałam otrzeć zapłakaną twarz, ale i tak nie dałam rady tego ukryć.
-Dlaczego płaczesz? Coś z Michałem? –spojrzał mi w oczy.
Na jego słowa znowu wpadłam w histerie, a Bąku objął mnie jak najlepszy przyjaciel.
-Nie masz się czym przejmować. Dobrze wiem, że Winiar za tobą szaleje. Jesteście dla siebie idealni, a on stał się przy tobie lepszą osobą! Na pewno to doceni i niedługo wszystko będzie w porządku. Zabraknie mu ciebie, zobaczysz. Jesteś wspaniała i oby wiedział jak dużym jest szczęściarzem, że ma taką dziewczynę.. –powiedział z lekką rozpaczą w głosie.
Nigdy dotąd nie znałam Bąkiewicza z tej strony. Nie miałam okazji zobaczyć go w takiej odsłonie, a przyznam, że oczarował mnie swoimi słowami. Potrafił przemawiać, a wszystko trafiało do mnie i dawało nadzieję na lepsze jutro. Właściwie to staliśmy teraz w siebie wtuleni, a ja czułam się naprawdę dobrze.
-Myślisz, że jestem wspaniała ? –lekko się uśmiechnęłam.
-No jasne. Piękna, mądra, zabawna… -zbliżał się do mnie.
Tworzyła się wokół nas pewna przeurocza aura. To jeden z tych magicznych, prawie bajkowych momentów. Smutna dziewczyna znajduje swojego wybawcę i zakochuje się od razu. Usta Bąkiewicza były coraz bliżej moich i w głębi nawet chciałam pozwolić mu na pocałunek, ale to nie ten Michał jest moim prawdziwym bohaterem. Jeśli miałam pokazać Winiarowi, że może mi zaufać i, że jestem mu w pełni wierna to musiałam zacząć już teraz.
-I zajęta. –dodałam, a Bąku szybko się wycofał.
-Oczywiście. Przepraszam. –lekko spuścił wzrok.
-Jak się tu właściwie znalazłeś? –zapytałam z radosną miną.
-Szedłem do nocnego, bo alkohol powoli nam się kończy. –zagrał smutnego, co kompletnie mnie rozśmieszyło.
-No to chodźmy. –wzięłam go pod rękę. –Chcę pogadać.
Obraliśmy najwolniejsze tempo i najdłuższą trasę. Rozmowa z Michałem bardzo mi pomogła i czułam się przy nim bardzo dobrze. Może wyjdzie z tego jakaś fajna przyjaźń? Kiedyś się okaże. Dobrze się komuś wygadać, bo nie jestem zwolennikiem duszenia emocji w środku. Przy okazji dowiedziałam się też trochę o moim powierniku i zaczynałam wierzyć w przyszłość tej znajomości. Może mam po prostu słabość do Michałów? Przyglądając się dokładniej mojej przeszłości można w to uwierzyć.

Ohhh minęło trochę czasu. Obudziłam się rankiem 6 grudnia bardzo szczęśliwa! Dziś mamy Mikołajki, a ja uwielbiam obdarowywać ludzi prezentami. Niestety do tej pory nie widziałam się z Winiarskim, a najważniejsze informacje na jego temat przekazywał mi Bąkiewicz. Spotkałam się wiele razy z Bąkiem, ale za każdym razem jako przyjaciele. Nasze stosunki bardzo się poprawiły i chyba stworzyliśmy prawdziwą więź. Byłam z siebie ogromnie dumna, bo przez cały ten czas rozłąki z Michałem wykazałam się niesamowicie grzecznością i opanowaniem. Zero pocałunków, zero randek, zero nowych „kolegów”. Tęskniłam za moim bohaterem, ale dałam mu pełną swobodę działania. Nie dzwoniłam, nie pisałam i nawet nie nachodziłam go po nocach. Przez ostatni miesiąc wzięłam się porządnie do nauki, przez co moje oceny znów były perfekcyjne. Projekty, które tworzyłam zdawały się być coraz lepsze, a nawet jeden został wykupiony. Widziałam w tym swoją nadzieję na przyszłość. Wyszłam z łóżka i rzuciłam się na szafę. Od dawna czekałam na dzisiejszy dzień, bo planowałam włożyć sukienkę. Piękną, bordową sukienkę kupiłam razem z Bąkiem, a właściwie to on ją wybrał. Bardzo mi się spodobała, a na dzisiejszy dzień była wprost idealna. Pobawię się odrobinę w Mikołajkę. Poza tym w mojej uczelni co roku jest organizowany konkurs na Mikołajową parę. Chcąc, nie chcą zamierzałam wygrać, a taki strój zapewnia mi to w 99%. Spakowałam swoją torbę, ułożyłam loki i zeszłam na dół. Niedługo widziałam się z Anią, ale był z niej jakiś pożytek, bo zrobiła mi śniadanie. Kochana z niej przyjaciółka. Moja zdolna kuchareczka oznajmiła, że jedzie dziś do Alka, co wcale nie powinno mnie dziwić, ale wyszło na to, że spędzę samotny wieczór. Może i na to zasłużyłam..mam tylko nadzieję, że Winiar nie będzie się gniewał w nieskończoność. Jeżeli kiedykolwiek znaczyłam dla niego tyle ile twierdził to powinien się wkrótce odezwać, ale nie miałam pewności. Właściwie gdyby nie Bąku to dawno bym się załamała. Facet trzymał mnie przy życiu i dawał nadzieję, że będzie dobrze. Ceniłam sobie jego starania bardzo mocno, bo Anka nie wiedziała zbyt wiele o tej nocy. Tłumaczyłam jej wszystko tym, że mają dużo wyjazdów, a ona mając przykład w Alku na szczęście uwierzyła. Chyba rozszarpałaby Kurka, gdyby dowiedziała się o jego poczynaniach. Żal wspominać. zazwyczaj nic nie idzie tak jakby się chciało, ale żeby tak cały czas? Czy nade mną nie wisi przypadkiem jakieś fatum? Westchnęłam, dopiłam kawę i wyszłam.
Na uczelni przyciągałam wiele spojrzeń i czułam, że wygrana jest coraz bliżej. Kilku gości starało się też ze mną umówić na dzisiejszy wieczór, ale wszystkich musiałam odesłać z niczym, bo „tak po prostu należało”. Chyba zaczynałam być rozsądna i to wcale nie było takie głupie jak myślałam. Może mój czas na szaleństwo dobiega końca? Oo nie! Trzeba coś z tym szybko zrobić. Mamy szkolne radio, które prowadzi mój dobry znajomy. Co gdyby tak na długiej przerwie puścił coś naprawdę dobrego? Teraz jak najszybciej do dziekanatu!
-Co pan myśli o tym pomyśle? –starałam się uroczo uśmiechnąć.
-Wykluczone panno Wiktorio! –staruszek zdawał się być oburzony.
-Ale proszę Dziekana, przecież już wszyscy czują tę wspaniałą świąteczną atmosferę. –przekonywałam go.
-Wystarczy, że godzę się na konkurs! Ta dzisiejsza młodzież! Pozwolić takim na jedno, a będą chcieli coraz więcej.
-Nie robimy nic złego. Na pewno Pan pamięta jak to jest być młodym..czasem trzeba być spontanicznym. –starałam się coś wskórać.
-Gdybyś młoda panno nie była jedną z najlepszych studentek to nie byłoby nawet o czym rozmawiać. A teraz już idź do Kamila i powiedz co ma zagrać. W zamian liczę na kawałek tortu wygranych, bo chodzą pogłoski, że jest panienka największą nadzieją. –uśmiechnął się.
-Bardzo panu dziękuję! Obiecuję od razu przynieść największy kawałek! –uściskałam staruszka.
Najpierw się zdziwił, ale za chwilę odwzajemnił uścisk. Jeszcze dzieciak ze mnie, ale on zdawał się to rozumieć. Opuściłam jego gabinet i tak szybko, na ile pozwoliły mi szpilki pobiegłam go budki radiowej.
-Kamil jest sprawa..-wtajemniczyłam go we wszystko.
Zdawał się być zaskoczony, ale bardzo się ucieszył i od razu zaczęliśmy wybierać piosenki, które zagra.
-Do zobaczenia! –krzyknęłam mu na pożegnanie.
Właściwie to nie było nawet najmniejszej szansy na jakiekolwiek skupienie z mojej strony na wykładzie. Niecierpliwie obserwowałam zegarek, a kiedy wreszcie nadszedł koniec.
Radiowy ogłosił, że wszyscy mają się stawić sali 264, ale nie zdradził w jakim celu. Było to największe pomieszczenie w całej uczelni. Kiedy zebrali się już wszyscy, na scenę wyszedł Dziekan i przekazał, że mam coś do przekazania. Na ucho dał mi znać, co dokładnie mam powiedzieć. Weszłam po schodkach, stanęłam przed mikrofonem, a wszyscy przyglądali mi się z zaciekawieniem. Przez chwilę trwałam w ciszy, aby wzbudzić coś w rodzaju napięcia.
-Bawmy się! –krzyknęłam najgłośniej jak umiałam.
 Z głośników popłynęła muzyka, a niektórzy, aż piszczeli z radości. Rytmiczna piosenka zachęciła wszystkich do tańca. Tak to już jest na uczelni z artystami. Ich artystyczne dusze pragną poszaleć. Niezliczona liczba osób bawiła się wprost genialnie, a ja szalałam na środku. Oh jestem pewna, że moje szanse na „idealną Mikołajkę” wzrosły tysiąc razy. Znaleźli się oczywiście przeciwnicy, którzy najwidoczniej nie podzielali entuzjazmu reszty i mierzyli mnie wzrokiem, ale zawsze znajdą się takie osoby. Po piętnastu minutach zabawy rozpoczęło się głosowanie i studenci kolejno podchodzili do urny. Kiedy wszyscy oddali swój głos, Dziekan znów wszedł na scenę.
-Mam już wyniku konkursu na „Idealną Mikołajową parę”. Najlepszą Mikołajką okazała się..-otwierał kopertę. –Raczej nikogo nie zdziwi wynik głosowania. WIKTORIA MALINOWSKA! –zaskoczył mnie tak donośny krzyk ze strony tego staruszka.
Sala wypełniła się oklaskami i słowami uznania, a ja dumnie kroczyłam na scenę. Ubiegłoroczna zwyciężczyni włożyła  mi na głowę czapkę Mikołaja ze świecącą koroną. Zaraz po tym dołączyła moja „para”. Idealnym Mikołajem okazał się najprzystojniejszy chłopak na całej uczelni. Był na ostatnim roku i nazywał się Patryk. Wiele studentek do niego wzdychało, a ja również czasami znajdowałam się w tym zacnym gronie. Ubiegłoroczny zwycięzca ukoronował głowę Patryka i razem graliśmy bardzo dumnych z siebie co spowodowało obustronny śmiech. Rozkroiliśmy tort, a największy kawałek przypadł oczywiście Dziekanowi. Następnie czekał nas wspólny taniec, a zaraz po nim zbierałam się do domu. Tak, zgadza się urwałam się  z 2 wykładów, ale pełniłabym na nich funkcję jedynie dekoracyjną. Żyłam już tylko urokiem świąt i bardzo chciałam iść na zakupy. Dopiero teraz miałam zamiar kupić prezent mojej przyjaciółce. Wybrałam się do sklepu z bielizną, bo byłam stuprocentowo pewna, że Anka wybierze dla mnie komiczny prezent. Ekspedientka pomogła mi znaleźć najbardziej kontrowersyjny zestaw jaki tylko mieli i zapakowała go do torebki. Co jakiś czas dziwnie na mnie spoglądała, ale powodowało to u mnie cichy śmiech. Na pewno sądziła, że tak zrobię prezent mojemu facetowi, ale niestety mój mężczyzna nie bardzo jest w tej chwili mój. Otrząsnęłam się i wróciłam do uprzedniego, dobrego nastroju. Długo myślałam czy kupić prezent dla Winiara, ale uznałam, że nie ma sensu. Opuściłam galerię i wróciłam do domu.
 Weszłam do mieszkania, rzuciłam torbę na ziemię i od razu ruszyłam biegiem do pokoju przyjaciółki póki nie było jej w domu. Położyłam torebkę na łóżku i zostawiałam karteczkę : „Otwórz dopiero przy Aleksie. Bawcie się dobrze ;)”. Zeszłam na dół i tym razem to ja szykowałam obiad. Szybko jednak z tego zrezygnowałam i zamówiłam chińszczyznę. Niedługo do domu wpadła Anka z prezentem. Podarunek znalazłam przy drzwiach, bo jak sądziła moja przyjaciółka Mikołaj tak właśnie robi. Po otwarciu pudełka wprost nie mogłam opanować śmiechu. Czerwone stringi, czekolada i prezerwatywy? Oh jak dobrze ją znam. Dobrze, że dla niej wybrałam coś równie „fajnego”. Chwilę pogadałyśmy, ale Ania szybko uciekła na górę, by szykować się na pociąg. Zaraz po jej wyjściu zapukał do drzwi dostawca z moim obiadem. Zapłaciłam, pożyczyłam mu wesołych Mikołajek i rzuciłam się na kanapę. Oh jak dobrze, że w takie dni leci mnóstwo przeuroczych filmów.. Oh serio wszystko jest przeciwko mnie? Chwilę się pozłościłam, ale dałam się przekonać jednemu. Zaraz po nim obejrzałam kolejny, a oczy zaczynały mnie już poważnie boleć od światła telewizora. W kluczowym momencie filmu usłyszałam pukanie do drzwi. Zaklęłam pod nosem i spojrzałam na zegarek, który wskazywał 21:58. Kogo tu niesie o tej porze? Niechętnie zmierzałam do przedsionka. W pierwszej kolejności zerknęłam przez wizjer i zamarłam. Otworzyłam.
-Cześć. –powiedział spokojnie Winiarski.
Tak bardzo cieszyłam się z jego widoku, że chciałam rzucić mu się na szyję, ale nie miałam pewności co chce mi powiedzieć. Bałam się najgorszego, ale starałam się odpędzić tę myśl.
 -Mogę wejść? –zapytał, a ja zrobiłam zapraszający ruch ręką, bo wciąż nie mogłam wydusić słowa.
Stanęliśmy naprzeciwko siebie i oboje trwaliśmy w ciszy. W mojej głowie coś krzyczało : ”No powiedz, że już wszystko jest dobrze i mnie pocałuj!”
-Dużo myślałem. –oznajmił.
-I odkryłeś coś ciekawego? –powiedziałam trochę sarkastycznie.
-Pozwól mi dokończyć. –uśmiechnął się. – Doszedłem do wniosku, że nie potrafię bez ciebie normalnie funkcjonować. Każdą chwilę spędziłem na zastanawianiu się co u ciebie i jak się trzymasz. Jesteś najlepszym co mogło mnie spotkać i nie chce cię stracić. –mówił coraz szybciej. –Bardzo mi na tobie zależy i chcę, żebyś mogła mi ufać i mówiła o wszystkim. Wiem, że kiedyś coś cię łączyło z Bartkiem, ale wierzę ci, że to już całkowita przeszłość. Teraz jesteśmy już tylko my. –zakończył.
-Bałam się, że mi nie wybaczysz. Po tej całej aferze z Dagmarą.. –płakałam.
-Przecież ci mówiłem, że zrobię dla ciebie wszystko. Przypomnę ci raz jeszcze, że jesteś wyjątkowa. –spojrzał mi w oczy.
-Jestem cała twoja. –powiedziałam ocierając łzy.
-To właśnie chciałem usłyszeć. –uśmiechnął się pokazując ząbki.
Sięgnął do kieszeni i zaszedł mnie od tyłu. Odgarnął moje włosy i zaczął zapinać naszyjnik. Kiedy skończył, sięgnęłam po przywieszkę i ujrzałam piękne, lśniące M. Musiał się wykosztować, bo literka była wypełniona małymi diamencikami.
-Ale ja nie mam nic dla ciebie. –odwróciłam się w jego stronę.
-Ty mi wystarczysz. –spojrzał zalotnie.
Chwycił mnie w talii, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Tak bardzo byłam stęskniona smaku jego ust. Podniósł mnie i prawie wbiegł po schodach, by jak najszybciej znaleźć się w moim pokoju.  Kiedy mogłam już stanąć na ziemi,  szybko zerwałam z niego ubrania, a on  pozbawiając mnie sukienki powtarzał, że jestem cudowna. W końcu byłam już całkiem naga, a uczucie pożądania wzmagało się z każdą chwilą.
-Tak bardzo się za tobą stęskniłem. –powiedział, rzucając mnie na łóżko.
Tym razem było inaczej. Wszystko działo się powoli i zmysłowo. Michał ucałował każdy kawałek mojego ciała, a ja z utęsknieniem chciałam nacieszyć się jego dotykiem. Błądziłam po nim dłońmi bez kontroli. W pewnej chwili zebrałam swoje siły i obróciłam nas w taki sposób, że teraz ja znajdowałam się na górze.
-Coś nowego? –zapytał.
-Czasem zmiany są potrzebne. –rzuciłam.
Zadbałam o to żeby Michał czuł się wspaniale. Byłam mu to winna, bo tak naprawdę to ja nawaliłam, a  on jak zwykle okazał się dojrzalszy. Jest wspaniały i zamierzałam mu to okazać. Delikatnie muskałam jego szyje i obojczyki, sprawiając mu przy tym ogromną przyjemność. Poznawaliśmy się coraz lepiej i wiedziałam co lubi. Kiedy dość mocno ugryzłam dolną wargę Michała, gwałtownie nas obrócił.
-Kocham cię. –powiedział.
-Wiem. –prawie wysapałam i szybko chciałam wrócić do poprzedniej czynności.
Winiar na chwilę się zatrzymał, ale po chwili kochaliśmy się dalej. Jednak coś jakby prysł czar.. Dokończyliśmy stosunek, ale czułam się dziwnie. Położyliśmy się koło siebie i trwaliśmy w ciszy.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi tego samego? –wyrzucił z siebie Michał.
-Chcę być pewna swoich uczuć..-głupio się tłumaczyłam.
Czułam się okropnie. Winiar był dla mnie taki cudowny, a ja nie potrafiłam powiedzieć mu tych dwóch słów. Ten zwrot nie jest byle czym i naprawdę chciałam być pewna. Teraz jednak nie mogłam od tak wyznać mu miłości, przecież dopiero co nie widzieliśmy się przez miesiąc.
-Sprawa z  Kurkiem wcale nie jest dla ciebie skończona, prawda? –obwiniał mnie z wyraźnym żalem w oczach.


Oczami Ani.

Nadszedł grudzień. Praktycznie przez cały miesiąc nie widziałam się z Alkiem. Mieli ciągłe mecze wyjazdowe, niestety takie to już jest życie siatkarza. A to byli w Częstochowie, a to w Kielcach, potem w Warszawie i w Gdańsku. Do tego jeszcze Liga Mistrzów, gdzie musieli wyjeżdżać do Moskwy i Konstancy. Co gorsza Serbowi zaczęło coraz bardziej doskwierać przemęczenie i bóle kolan. W kilku meczach nie zagrał, bądź nie grał całego spotkania, a przy każdym z nich kiedy oglądałam jak stoi w kwadracie dla rezerwowych, bądź w ogóle siedzi na trybunach, miałam ochotę spakować walizki i jak najszybciej znaleźć się koło niego. Z upragnieniem czekałam, aż wreszcie wróci z Rumuni i będziemy mieć trochę czasu dla siebie.

Wreszcie nastał 6 grudzień. Niby zwykły grudniowy dzień, ale dla mnie był dniem wyczekanym. Tak, właśnie wtedy miał wrócić mój siatkarz. Dzień zaczął się normalnie, budzik zadzwonił mi o 7:00 i zmusił mnie do wstania. Przeciągnęłam się po czym podeszłam do okna i rozsunęłam zasłonki. Moim oczom ukazał się biały krajobraz i prószący śnieg. Prawdziwa polska zima. Zaczęłam szykować się na uczelnie. Wrzuciłam na siebie czerwone rurki, a do tego czarna bokserka i ciepły sweterek, który był jednym z prezentów gwiazdkowych od moich rodziców. To są dopiero cwaniaki. Polecieli sobie na cały grudzień na Wyspy Kanaryjskie, bo jak stwierdzili „Chcą raz w życiu święta spędzić wyjątkowo”. I tym sposobem w tym roku nie wiedziałam co robię w Boże Narodzenie. Chciałam je spędzić z Aleksem to było jasne. Może magiczne pierwsze święta we dwójkę? Na samą myśl uśmiechnęłam się. Brakowało mi go przez ten prawie miesiąc. Jego uśmiechu, jego dotyku, smaku jego ust, bliskości, perfum … Dziewczyno uspokój się! Nie miałam się teraz zatracać w marzeniach, tylko pójść na uczelnie. Ubrana i spakowana udałam się do kuchni. Ostatnio wogólnie nie miałam czasu na jedzenie, ale postanowiłam, że dziś zrobię sobie całe dwa tosty i zjem je na śniadanie. Jak powiedziałam – tak zrobiłam. Po kilku minutach zeszła na dół Wiktoria. Cała w skowronkach usiadła przy stole czekając na posiłek. Skubana, nawet już się nie spyta czy jej zrobię jedzenie, tylko po prostu siada na gotowe. Ale cóż tak to już się przyjęło.
-Podobno Cupko i Karolina już wstępnie rezerwują datę ślubu. – zagadnęła Wiki
-I kiedy będzie? – położyłam tosty na stole
-Czerwiec albo lipiec. Jeszcze dokładnie nie wiedzą.
 Zaczęłam jeść posiłek. W sumie zazdrościłam trochę Karolinie, była szczęśliwa z Cupkiem , a od kiedy planują ślub jeszcze bardziej się kochają. A ja co? A ja sobie żyję bez zobowiązań jak na razie, z jednej strony to może dobrze, w końcu mam 19 lat a Aleks 21. Na wszystko jeszcze przyjdzie pora. Z rozmyśleń wyrwały mnie wibracje telefonu. „Właśnie wróciłem do Bełchatowa – nie ma to jak w domu. :) Wpadniesz do mnie po uczelni? Stęskniłem się za tobą.”. O tak wrócił do Bełchatowa, wrócił, wrócił! Cieszyłam się jak mała dziewczynka dostająca autograf od największej gwiazdy siatkówki. Od razu poinformowałam Wiki, że prawdopodobnie nie wracam na noc i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Założyłam moje buty  w których Wiktoria twierdzi, że się szybko zabije,  kurtkę i wyszłam z domu.
 Po drodze sprawdziłam co mnie dzisiaj czeka. Podstawy prawa, socjologia i polski system medialny. W sumie to, że się nie widziałam z Aleksem miało jedną zaletę – wreszcie zaczęłam się uczyć. Weszłam punktualnie na uczelnie, zostawiłam kurtkę w szatni i udałam się do sali wykładowej. Usiadłam na swoje miejsce i dzielnie robiłam obszerne notatki. Zaledwie po godzinie miałam zapisane sześć stron A4. O dziewczyno, zaszalałaś. Aż sama się do siebie uśmiechnęłam. Po godzinie 13:30 wyszłam już z uczelni. Zorientowałam się, że dziś przecież są Mikołajki. Cholera, nic nie kupiłam ani Wiki ani Aleksowi. Chcąc, czy nie chcąc obrałam kierunek na Manufakturę. Miałam dość mało czasu, ale udało mi się przejść parę sklepów. Mojemu chłopakowi wybrałam koszulę ,natomiast przyjaciółce pomyślałam, że zrobię odrobinę śmieszny prezent. Kiedy już widziałam, że zakupy mam za sobą, udałam się do domu.

Zdejmowałam buty i zauważyłam kątem oka, krzątającą się po kuchni Wiktorię. Wyciągnęłam cichutko prezent dla niej z torby, i położyłam na podłodze koło drzwi wejściowych. Weszłam do kuchni i przywitałam się z Wiki.
- Widziałaś? Święty Mikołaj chyba był u ciebie i prezent pod drzwiami zostawił. – uśmiechnęłam się do niej.
W czasie kiedy ona poszła po podarunek, ja zaczęłam robić sobie herbatę. Na dworze było cholernie zimno, a silnie wiejący wiatr tylko wzmagał lodowatą temperaturę. Po chwili powróciła moja przyjaciółka z ozdobną torebką w ręce.
-No to zobaczmy co ten „Mikołaj” w tym roku wymyślił. – dała duży nacisk na Mikołaj, po czym usiadła przy stole.
Zaczęła rozpakowywać prezent. Na początku wyjęła czerwone stringi, potem czekoladę, a na koniec surprise – paczka prezerwatyw. Wybuchła nie pohamowanym śmiechem i w sumie jej się wcale nie dziwię – sama zrobiłam to samo.
-Hojny ten Mikołaj. Oj, hojny. – drwiła.
- Bardzo hojny. Dba o ciebie. – puściłam do niej oko.
Pośmiałyśmy się z Wiki jeszcze chwilę, po czym udałam się do swojego pokoju i spakowałam parę rzeczy do torby. Dopiero po chwili dostrzegłam na łóżku zapakowany prezencik. Miał przypiętą karteczkę z napisem „Rozpakuj dopiero przy Aleksie. Bawcie się dobrze.;)”. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Spakowałam go do torby i poszłam na pociąg.
O osiemnastej byłam już w Bełchatowie. Stwierdziłam, że odpuszczę sobie proszenie Aleksa, żeby po mnie przyjechał i zrobię mu niespodziankę. Przechodziłam zaśnieżonymi i malowniczo oświetlonymi ulicami Bełchatowa i mimowolnie się uśmiechnęłam. Lubiłam czas przedświąteczny. Ten klimat, atmosferę i życzliwość ludzi. Po około dwudziestu minutach byłam już na osiedlu siatkarza. Weszłam na trzecie piętro i zadzwoniłam dzwonkiem. Drzwi otworzyła mi dziewczyna. Długowłosa brunetka, około metra sześćdziesięciu wzrostu i co mnie najbardziej zszokowało – widocznie zaokrąglonym brzuchem. „Holy shit!”– to jedyne słowa które nasuwały mi się na język.
-Mogę w czymś pomóc? –spytała uprzejmie z tym dobrze znanym mi serbskim akcentem.
-Kim pani jest? – próbowałam ukryć moje wzburzenie.
W tej chwili w drzwiach pojawił się Aleks.
-Cześć kochanie. – pocałował mnie w policzek. – Poznałaś już moją siostrę?
Zrobiło mi się w środku trochę głupio. Znów podejrzewałam go o coś złego, to znaczyło, że mu nie ufam? Eh…
-Kinga jestem. – dziewczyna wyciągnęła rękę w moją stronę próbując ukryć swój śmiech. Chyba dobrze wiedziała o co ją podejrzewałam.
-Ania.
Weszłyśmy do środka i próbowałam się dowiedzieć skąd siostra Aleksandara się wzięła w Polsce. Dziewczyna chyba się czytała mi w myślach.
-Odwiedziłam Aleksa, bo jestem przejazdem z moim chłopakiem. – uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
-A gdzie się wybieracie? – dopytywałam.
-Do Zakopanego. Na wcześniejsze święta do rodziców mojego faceta. – Kinga spojrzała na telefon. – No i już was opuszczam, bo Damian czeka pod blokiem.
-Nie wejdzie do środka? – zapytał Aleks
-Przestań, mamy jeszcze tyle do przejechania, a po nocy jechać nie chcemy. – zaczęła się zbierać.
Pożegnaliśmy się z siostrą siatkarza i odprowadziliśmy ją do drzwi.
-Nie wiedziałam, że masz siostrę… - zagadnęłam
-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. – puścił do mnie oko
-Jakich na przykład?
-Poczekaj chwilę.
Serb uciekł do swojego pokoju. Dłuższą chwilę go nie było, więc rozsiadłam się przed telewizorem i włączyłam HBO. Po chwili do salonu wszedł Aleks z jakimiś albumami pod pachą. Położył je na stoliku, a sam usiadł koło mnie na sofie i objął mnie ramieniem.
-Co to? – dopytywałam
-Zobacz.
Sięgnęłam po album i otworzyłam na pierwszej stronie. Moim oczom ukazał się malutki Aleks, który na oko miał max roczek. Siedział przy jak się domyślam Kindze i bawił się z nią lalkami. Na tym zdjęciu ona wydawała się taka duża w porównaniu z nim, a teraz zupełnie inaczej.
-Ile jest pomiędzy wami lat różnicy? – zapytałam
-Pięć.
-Dobrze, że nie uznała cię za swoją lalkę i nie malowała. –zaśmiałam się.
-Także ten… - zaczął się drapać po głowie.
-Hahaha. Musiałeś być słodziutką, małą, żywą laleczką.
-To nie jest wcale śmieszne. – zrobił srogą minę, więc pocałowałam go lekko w policzek.
Przeglądałam kolejne zdjęcia. Aleks opowiadał mi o swojej rodzinie, mamie, tacie i siostrze. W sumie muszę przyznać, że Kinga była bardzo ładna. Niziutka, ale przy tym bardzo zgrabna, miała proste włosy do połowy pleców w takim samym kolorze jak Aleksandar i niebieskie oczy. No, Atanasijeviczom udały się dzieci, to trzeba przyznać. Przypomniałam sobie o prezencie dla mojego chłopaka. Zostawiłam go z albumem na kolanach, a sama uciekłam po torbę do przedsionka. Schowałam podarunek za plecami i usiadłam mu okrakiem na kolanach.
-Mikołaj dziś był u mnie, ale wspominał, że byłeś niegrzeczny w tym roku. – uśmiechnęłam się lekko.
-Ma jakieś niesprawdzone info.
Wędrował ręką po moich pośladkach i piął się ku górze, żeby co zrobić? Wyrwać mi prezent. Zaczął go rozpakowywać, a kiedy zobaczył koszulę od razu ją na siebie założył. Wstałam z jego kolana, a on zaczął się prezentować przed mną jak rasowy model.
-Jak wyglądam? – obrócił się kilka razy wokół własnej osi.
-Jak zwykle seksownie. – zaśmiałam się.
-Też mam coś dla ciebie. – powiedział po czym znikł na chwilę za drzwiami pokoju
Znów zabrałam się za oglądanie zdjęć. Po chwili usłyszałam Aleksa z sypialni.
-Zamknij oczy!
Posłusznie wykonałam jego prośbę, a po chwili poczułam lekki ciężarek, zawieszany na mojej szyi.
-Wszystkiego najlepszego – szepnął mi do ucha, po czym pocałował lekko w policzek.
 Otworzyłam oczy i podeszłam do lustra. Zobaczyłam na swojej szyi śliczny wisiorek. Poczułam Aleksa ręce na swojej tali.
-Podoba się? – zapytał opierając brodę na moim ramieniu.
-Jest śliczny.
-To małe serduszko to ty, a to większe to ja. Zawsze będę cię ochraniał i nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Twoje serce jest cząstką mnie.
Zrobiło mi się ciepło, a przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Jeżeli na tym polegała prawdziwa miłość, to mogę z czystym sumieniem przyznać, że Aleks jest najważniejszą osobą w moim życiu. Po moim policzku spłynęła mała łza.
-Czemu płaczesz? – uśmiechnął się.
-Bo cię kocham. – wspięłam się na palce i obdarowałam go pocałunkiem.
Wziął mnie na ręce i zaniósł do siebie do sypialni. Położyliśmy się w tuleni w siebie na łóżku i milczeliśmy. Po chwili Aleks przerwał tą ciszę.
-Wyobrażasz sobie, co by było gdybyś nie przyszła wtedy zrobić tego wywiadu akurat ze mną?
-Zapewne leżałaby teraz przy tobie jakaś długonoga modelka, która ma idealną figurę i nienaganną urodę.
-Przecież leży taka przy mnie. – uśmiechnął się łobuzersko.
-Oczywiście. – rzuciłam ironicznie.
Przypomniało mi się o prezencie od Wiktorii. Miałam go otworzyć jak już będę z Aleksem. Wyrwałam się z objęć siatkarze i zwlokłam się z łóżka i poszłam do salonu szukać mojej torby.
-Gdzie idziesz? – zdziwił się
-Zaraz przyjdę.
Po chwili szukania znalazłam swoją zgubę i wróciłam do Serba. Wyjęłam pakunek z torby i rzuciłam się na łóżko.
-Co to?
-Prezent od Wiktorii. Kazała mi otworzyć przy tobie. – wyjaśniłam
-Otwieraj. – pośpieszał mnie.
Aleks to było tak naprawdę czasem duże dziecko. Uwielbiał wygłupy, prezenty i gry. Zawsze każdego umiał rozśmieszyć, ale przy tym potrafił zaopiekować się drugą osobą. Chyba właśnie to mnie w nim tak bardzo pociągało.
-No otwórz, no. – śmiał się z mojej chwili zadumy.
-No już! – uśmiechnęłam się.
 Zaczęłam rozrywać ozdobny papier. Kiedy już się go pozbyłam, ukazało mi się pudełko wielkości zeszytu A5. Delikatnie podniosłam górną część do góry i zobaczyłam prezent którego mogłam się spodziewać. Z Wiki chyba co rok obdarowujemy się świetnymi podarunkami. W tym roku jej wybór padł na bardzo  "ładną bieliznę".
-Holy shit! – tylko tyle byłam w stanie powiedzieć w przypływie śmiechu.
Pokazałam ją Aleksowi, a jemu natychmiastowo pojawił się uśmiech na twarzy.
-Przymierzysz? – zrobił swój uśmiech numer 7.
Rzuciłam w niego poduszką, po czym usiadłam na nim.
-Jesteś okropny, wiesz?
-Wiem. Ale za to mnie kochasz. – uśmiech nadal nie schodził z jego twarzy.
Nachyliłam się nad nim i lekko pocałowałam go w usta.
-Idę się wykąpać. – powiedziałam, po czym wzięłam swoją torbę i poszłam do łazienki.

Nalałam sobie całą wannę wody i zanurzyłam się niej. Byłam ciekawa co u Wiktorii. Ostatnio z tego co wiem, jest nie najlepiej pomiędzy nią a Winiarem. Żeby nie powiedzieć, że jest tragicznie. No niestety, moja przyjaciółeczka trochę się wkopała na własne życzenie. Tyle razy mówiłam jej, żeby skończyła z wspomnieniami o Kurku, ma w końcu przy sobie wspaniałego faceta który ją kocha. Ale jej nigdy nie można było niczego przetłumaczyć, już taka była. Wyrwałam się z rozmyśleń i wyszłam z wanny. Przebrałam się w moją pidżamkę po czym poszłam do sypialni. Teraz Aleks poszedł się umyć, a ja usiadłam na łóżku i grałam w jakąś grę na telefonie. Po około dziesięciu minutach usłyszałam otwierające się drzwi do pokoju, a z nich wyszedł Aleks. Ale nie taki zwyczajny Aleks. Miał na sobie jedynie bokserki, na głowie czapkę mikołaja a w rękach dwa kieliszki i szampan.
-Wszystkiego najlepszego z okazji Mikołajek kochanie! – zaśmiał się.
Na początku opadła mi szczęka, a zaraz potem wybuchłam śmiechem. Siatkarz postawił szampana na szafce nocnej za sam usiadł na łóżku.
-Jesteś nienormalny. – rzuciłam w jego stronę.
Tylko uśmiechnął się na te słowa, po czym nalał mi szampana. Oboje położyliśmy się wtuleni w siebie na łóżku i cieszyliśmy się chwilą. Byliśmy młodzi i mogliśmy wszystko, a to było wspaniałe uczucie.
Po chwili odłożyłam kieliszek swój i Serba. Usiadłam okrakiem na Aleksie po czym pocałowałam go delikatnie w policzek, a następnie w usta. Chwilę później to on przejął inicjatywę i przerzucił mnie tak, że to ja teraz byłam na dole. Wędrował dłońmi po moich plecach i pośladkach, a jego usta pieściły moje. Całował mnie po szyi i zaczął schodzić niżej. Zdjął ze mnie bluzkę i przyciągnął moje ciało do swojego. Lekko gładziłam go po plecach, a on zdjął moją dolną część piżamy i swoje bokserki. Przytulił mnie do siebie i intensywnie, ale zarazem zmysłowo mnie całował. Po chwili ogarnęło mnie już tak duże pożądanie, że nie potrafiłam nad sobą zapanować. Chciałam, żeby jak najszybciej zaczął. Dosłownie kilka sekund później poczułam go w sobie. Kołysał mną w jednostajnym rytmie, a ja czułam, że odpływam.  Po kilku minutach nasze podniecenie sięgnęło zenitu, i oboje staliśmy się jednością prawie w tej samej chwili. Głośno jęknęłam, a przez moje ciało przeszedł ciepły dreszcz. Po torsie Aleksa spływały krople potu. Po wszystkim nachylił się nad mną i spojrzał mi prosto w oczy. Widziałam po jego twarzy, że był z siebie zadowolony. Pocałował mnie w policzek, po czym szepnął mi do ucha…
                                                          „ You know it's true
                                                 Everything I do - I do it for you”

______________________________________________________________________
Ten rozdział chcemy zadedykować naszej koleżance z drużyny. Kinga obchodzi dziś urodziny i z tego miejsca chcemy jej życzyć wszystkiego dobrego! Jako wierna czytelniczka tego bloga zasłużyła na takie życzenia. Milion lat i spełnienia marzeń Kindziorku ♥.
Jeśli chodzi o resztę czytelników to mamy nadzieję, że rozdział spełnił wasze oczekiwania i, że nie zawiodłyśmy. Dziękujemy za wszystkie miłe komentarze i prosimy o następne opinie. ;)
Gorąco wszystkich pozdrawiamy! Ania i Wiki ;*


wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 17

Oczami Anki

Przepłakałam całą noc. Byłam głupia, że te 3 lata temu nie potrafiłam się ogarnąć. Co mnie do tego skłoniło?! Cały czas zadawałam sobie to pytanie. Chęć zemsty na Picie? A może czyste upojenie alkoholowe? Głowa zaczęła mnie boleć od natłoku myśli. Nie wiedziałam jak rozwiązać tą sprawę. Nie wiedziałam jak się zachować. Nie miałam też do kogo się zwrócić o pomoc. „To są błędy młodości, tak wiem, że chujowe” – przypomniały mi się słowa jednej z piosenek. Tak, to był zdecydowanie jeden z najgorszych błędów mojej młodości. Bez zastanowienia napisałam sms do Bartka. „Wiktoria dowiedziała się o imprezie 3 lata temu.” Parę minut później dostałam już odpowiedź. Tak to był cały Kurek – „Nie przejmuj się, przejdzie jej. Nie może mieć pretensji o to co było kiedyś.” Miałam dość wszystkiego. Poszłam spać w nadziei, że moje zmartwienia odejdą w zapomnienie wraz z nowym dniem.

Budzik zadzwonił o 7:00 rano. Spojrzałam w lustro i ujrzałam chodzącą śmierć. Oczy miałam podkrążone, tusz spływający ze łzami zaczernił moją twarz, a włosy ułożone były w artystyczny nieład. Miałam godzinę, musiałam się ogarnąć. Mimo, że nie byłam zwolenniczką dużej ilości makijażu w dzisiejszym dniu był on niezbędny. Kiedy już skończyłam doprowadzać się do ładu wyglądałam jak człowiek. Potem szybko spięłam moje włosy w niesfornego koka i wrzuciłam na siebie jasne jeansy, białą koszulkę na ramiączka i czarny żakiet. Do tego kremowe botki, torba w tym samym kolorze i byłam gotowa do wyjścia. Schodząc po schodach zobaczyłam w kuchni krzątającą się Wiktorię. Okej dziewczyno, weź się w garść. Musisz z nią porozmawiać, wdech i wydech, wdech i wydech.
-Cześć – podeszłam do niej nieśmiało
Nie odpowiedziała mi, usiadła przy stole z kawą i zaczęła czytać notatki.
-Wiki, cholera jasna! To był najgorszy błąd w moim życiu, ale miałam 17 lat i byłam całkowicie pijana! Jeżeli była bym świadoma nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego. – zanosiło mi się na płacz.
-Wiesz jak mnie zraniłaś? Wiesz jak się poczułam?
-Zdaje sobie sprawę. Ale Wiki, zrozum też w jakiej to było sytuacji i jak dawno. Teraz ty jesteś szczęśliwa z Winiarem, a ja z Aleksam. Odpuśćmy sobie to co było kiedyś.
-Nie wiem czy uda mi się o tym zapomnieć.
-Rozumiem, że to jest ciężkie, ale dla mnie też to nie jest to łatwe. Proszę cię, nie kłóćmy się o tak przestarzałą sprawę. – przytuliłam moją przyjaciółkę. Nie broniła się, więc chyba już było lepiej pomiędzy nami. – Wiem, że to nie zmieni niczego, ale na przeprosiny zapraszam w drodze na uczelnie na kawę.
-W ostateczności przyjmę tą propozycję. – zobaczyłam lekki skrywany uśmiech na jej twarzy.
Uff, myślałam, że będzie dużo gorzej. Nienawidziłam się z nią kłócić, a i tak nie miałam jej przez długi czas ostatnio. Odkąd pamiętam miałam tylko ją, jest dla mnie jak rodzina, czasem nawet bliżej i nie chce jej stracić. Nigdy. A już na pewno nie o coś takiego, w szczególności, że dla mnie tamte zdarzenia ani Bartek nic nie znaczą. Z Kurkiem się przyjaźnię, i nic więcej nigdy od niego nie chciałam.

W kawiarni byłyśmy o 7:45. Zajęcie obie zaczynałyśmy o 8:30 więc miałyśmy trochę czasu, żeby porozmawiać i ostatni raz przeczytać notatki przed zajęciami. Grzebiąc w torbie znalazłam bilety na jutrzejszy mecz. Nic jeszcze nie powiedziałam Wiktorii o naszych biletach. Zastanawiałam się czy powinnyśmy tam iść, w końcu będzie Bartek. Z drugiej strony słowa Aleksa –„Jak nie przyjdziecie ominie was niezłe widowisko”.
-To jeszcze przeprosinowo, zapomniałam wczoraj ci dać. – wyręczyłam jej bilet.
-Skra – Dinamo… - przeczytała na głos – A może byśmy zrobiły imprezę dla skrzatów, u nas po meczu?
-Sądzę, że to dobry pomysł. Szkoda tylko, że znów zawalimy zajęcia. – zaśmiałam się popijając kolejny łyk kawy.
-Walić to, mam ochotę się rozerwać. – uśmiechnęła się
-W takim razie, napisze do Aleksa, żeby poinformował chłopaków. A my musimy zrobić jakieś „zakupy” – obie wybuchłyśmy śmiechem. Dobrze wiedziałyśmy ile alkoholu leci na takich imprezach. W końcu sama drużyna to dwunastu facetów, nie licząc pozostałych osób.
-Duże zakupy. Bardzo duże. – skwitowała Wiki.
Wyszłyśmy z kawiarni około 8:20 i każda z nas poszła w swoim kierunku. Na uczelni zjawiłam się punktualnie. Dzisiaj czekały mnie wykłady z socjologii, podstaw prawa i historii Polski z XX wieku. Starałam się robić jak najobszerniejsze notatki, w końcu za półtora miesiąca mam kolokwium a moja wiedza powinna się trochę powiększyć do tego czasu. Z transu pisania wyrwały mnie wibracje telefonu. „Chłopaki się ucieszyli, wpadamy jutro po meczu. Nie mam dziś wieczornego treningu, może wpadniesz do mnie?”. Przemyślałam cały plan swojego dnia. Miałam zamiar wrócić do domu i zrobić kolejną przeprosinową rzecz dla Wiki, czyli tortillę. Tak, zdecydowanie chciałam się jej podlizać, ale chyba nie miałam wyjścia.  Później miałam pójść na zakupy, i to był w sumie koniec moich planów. A może pojechałabym do Aleksa na noc? Dałabym mojej przyjaciółce wolne mieszkanie, i sądzę, że na pewno by to wykorzystała. Nie myśląc dłużej, wysłałam wiadomość do Serba, że o 17:00 będę na stacji. W mgnieniu oka skończyłam dwa wykłady i został mi ostatni, najkrótszy bo zaledwie godzinny z historii Polski. Pilnie zrobiłam notatki i o godzinie 14:30 byłam już wolnym człowiekiem. Pędem pobiegłam do domu, zrzuciłam z siebie marynarkę i zamiast tego założyłam cieplutką bluzę. Zeszłam na dół do kuchni i zabrałam się za moje popisowe danie. Gotowałam najszybciej jak mogłam, ale się wyrobiłam. Idealnie na wejście Wiki tortilla leżała już na talerzu.
-Zapraszam panią do stołu. –ukłoniłam się jak kelner w najlepszej z restauracji.
-Lizus. – zaśmiała się
Musze przyznać, że tortilla wyszła mi świetnie. Przy okazji poinformowałam Wiktorię, że ma dzisiaj wolne mieszkanie na noc. Przytaknęła zwykłym ‘ok.’, ale chwilę później już pisała coś w telefonie – nie chciałam wnikać, jedynie domyślałam się co i do kogo pisze. Po naszej obiado/kolacji pozmywałam naczynia, a następnie poszłam się szykować do wyjścia. Tak, tak padł tutaj mój odwieczny problem - w co się ubrać? Założyłam czarne rurki, a do tego sweterek i białe conversy. Spakowałam do torby potrzebne rzeczy, pożegnałam się z Wiki i poszłam na pociąg.

Równiutko o siedemnastej zawitałam w Bełchatowie. Znalazłam samochód Aleksa i weszłam do środka. Przywitał mnie namiętnym pocałunkiem, po którym znacznie rozpromieniałam. Na początek pojechaliśmy na małe zakupy. Serb musiał kupić parę rzeczy do domu, a ja na jutrzejszy wieczór. Wzięliśmy wózek i lataliśmy jak małe dzieci pomiędzy alejkami.  Gdyby któryś z paparazzi nas teraz sfotografował, poleciałabym o zakład, że bylibyśmy na pierwszej stronie gazety.
-Co robimy na kolacje? – zapytałam
-A co proponujesz? – uśmiechnął się łobuzersko
-Hmm… Omlety pasują? – kiwnął głową
Kupiliśmy wszystkie potrzebne składniki i udaliśmy się do kasy. Kasjerka kiedy zobaczyła Aleksa cała poczerwieniała. Ten się do niej uśmiechnął zalotnie, za co „przypadkowo” wbiłam mu palce pomiędzy żebra.
-Ałł! A to za co? – spytał wzburzony
-Właśnie za to. – uśmiechnęłam się i poszłam w stronę parkingu.
Pojechaliśmy do mieszkania siatkarza, rozpakowaliśmy zakupy, a alkohol na jutro zostawiliśmy w bagażniku. Zostawiłam Aleksa w salonie, oglądającego telewizje a sama poszłam się wykąpać. Napuściłam sobie całą wannę cieplutkiej wody i zanurzyłam się w niej. Spędziłam tak chyba z 30 minut, potrzebowałam relaksu. Zastanawiałam się też co teraz może robić Wiktoria, i co tak naprawdę siedzi w jej głowie. Boje się, że przez zdarzenie z dnia wczorajszego się od siebie bardzo oddaliłyśmy. Oj, tak bardzo chciałam się mylić. Kiedy już skończyłam swoją kąpiel, owinęłam się ręcznikiem i poszłam po rzeczy do torby. Kątem oka widziałam ten wzrok Aleksa, ale nie chłopcze, bardzo mi przykro. Czmychnęłam przebrać się w moją pidżamkę, a raczej po prostu zwykłe czarne szorty i dużą męską czerwoną koszulkę. Udałam się do salonu i usiadłam Aleksowi okrakiem na kolanach.
-Robimy kolacje? – spytałam, obejmując dłońmi jego szyję.
-A może odpuścimy sobie kolacje? – wędrował dłonią po moich udach i lekko muskał usta.
-Może to przemyśle… Jak się ładnie postarasz… - zaśmiałam się i delikatnie go pocałowałam.
Zdjął swoją koszulkę i zaczął już bardziej agresywnie błądzić dłońmi po moim ciele. Dosłownie kilka sekund później rozległ się dźwięk dzwonka. Aleks zaklął pod nosem i poszedł otworzyć. Usłyszałam głos Cupkovicia i kawałek rozmowy chłopaków.
-Mogę wejść? –zaśmiał się Cupko
-Stary, ty to masz wyczucie…
-Nie lepsze od ciebie. –uśmiechnął się
Podeszłam do drzwi i wychyliłam się zza Aleksa.
-Zostaniesz na kolacje? Będą omlety. – zaprosiłam Konstantina do środka.
Serbowie zasiedli, przed PS3, a ja zabrałam się za przygotowanie posiłku.  Cały czas chłopaki się wygłupiali i przepychali. Przypominali mi kiedyś moich dwóch młodszych braci ciotecznych. Szarpanie za włosy, czołganie się po ziemi, przepychanie – a to wszystko tylko na żarty. Kiedy już skończyli, Aleks wyciągnął tablet i zaczęli przeglądać twittera.
-Haha, Aleks leci focia . – Cupko zaczął kierować telefon na tak zwaną „słit focie z rąsi”
-Ej no, ja też chce z wami! – wybuchłam śmiechem i przyłączyłam się do nich.
-No to teraz wstawiamy z dopiskiem: „A tak spędzamy wieczór, oczekując na omlety” – zacytował Aleks
-Już mnie wyganiasz do kuchni? – zrobiłam pytającą minę.
-Ja, Ciebie? Nigdy.
-Uhu. Widzę, że pierwsze konflikty gołąbeczki. –zaśmiał się Cupko.
-Jesteście okropni. – udałam obrażoną i poszłam do kuchni.
Upiekłam omlety i podałam im na talerzach. Zajadali się jak by w życiu nic nie jedli, a w trakcie Cupko odebrał telefon i długo z kimś dyskutował.
-Wybaczcie, szefowa wzywa. Dzięki za kolacje. – kierował się w stronę wyjścia.
-Patrzcie go. Przyszedł, najadł się i poszedł. – skwitował Aleks za co oberwał poduszką przez głowę.
-Ty tak robisz przynajmniej trzy razy w tygodniu. –zaśmiał się – Do zobaczenia jutro!
Robiło się już późno. Poszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. O tak, snu teraz potrzebowałam najbardziej. Jeszcze do tej pory czułam skutki mojego tak zwanego „wyczerpania organizmu”. Kilka minut później dołączył do mnie Aleks. Nie miałam już siły nawet odezwać się słowem, wtuliłam się w jego ramiona i zasnęłam.

Obudziły mnie wlatujące przez okno promienie słoneczne. Spojrzałam na zegarek, było piętnaście po ósmej. Zajęcia zaczynałam o 10:30. Przekręciłam się w stronę Aleksa i zaczęłam lekko bawić się jego włosami. Po chwili obudził się.
-O której masz trening?
-A może jakieś dzień dobry, jak się spało, a nie od razu kiedy trening. – udawał obrażonego
-Dzień dobry, kocham cię. – dałam mu całusa w policzek –To o której masz trening?
-Dziesiątej.
-Idealnie. To jeszcze zdążysz mnie podwieźć pod stacje. – oznajmiłam z uśmiechem na twarzy.
-A co będę z tego miał? -  uśmiechnął się i zaczął poruszać znacząco brwiami.
-Nawet o tym nie myśl. – zaśmiałam się i uciekłam do łazienki, biorąc po drodze swoją torbę.
Szybko przebrałam się w rzeczy które wzięłam wczoraj z domu, rozczesałam włosy, spryskałam się perfumami i pociągnęłam rzęsy tuszem. Wyszłam z łazienki i udałam się do kuchni, tam zastał mnie nietypowy widok. Dwumetrowy mężczyzna, w samych bokserkach i fartuszku próbował coś upichcić. Oparłam się o ścianę i mimowolnie zaczęłam się śmiać.
-Coś nie tak? – uśmiechnął się
-Nie, nie. Po prostu nie przywykłam do takich widoków.
-Mhm, więc pozwalam ci przywyknąć.
-Co masz zamiar przyrządzić? – zapytałam
- Stek z polędwicy wołowej w asyście konfitowanych ziemniaków i sosu z czarnego pieprzu, wykończonym dodatkiem japońskiego chrzanu. –wyrecytował.
Opadła mi szczęka, musiałam w tym momencie wyglądać komicznie.
-Żartuje. Jajecznica. – szybko poprawił, i oboje zaczęliśmy się śmiać.
Po śniadaniu Aleks poszedł się szybko ubrać i spakować swoje rzeczy. Na stacji w Bełchatowie byłam chwilę po dziewiątej. W trakcie jazdy pociągiem sprawdziłam rozkład dzisiejszych zajęć. Najpierw socjologia, potem techniki mowy a na końcu podstawy warsztatu dziennikarskiego. Nie zapowiadało się najgorzej. W Łodzi byłam o dziesiątej. Po drodze zahaczyłam jeszcze o kawiarnie i kupiłam sobie porządną mocną kawę.

Na uczelni byłam o 10 minut za wcześnie. Znalazłam moją grupę i miałam wreszcie trochę czasu, żeby się pośmiać ze znajomymi. O tak, bardzo dawno z nimi nie rozmawiałam, nie wiem nawet czym było to spowodowane,ale jednak. Niestety nasze kółko śmiechów zakłóciła wiadomość, że profesor Kuczkowski wszedł właśnie do sali. Zajęłam miejsce na samym końcu i nastał kolejny dzień jak każdy inny. Wykłady, wykłady i jeszcze raz wykłady. W głowie aż buzowało mi od natłoku informacji. Pamiętam, że od zawsze nie lubiłam jak ktoś na siłę coś tłumaczy. Znacznie bardziej wolałam kiedy wytłumaczono podstawy, a do reszty musiałam dojść sama, bądź zaczerpnąć informacji z innych źródeł na własną rękę. I tak mijały mi godziny. Wykład, przerwa, wykład, przerwa, wykład i do domu. Idealnie do zacytowania pasują mi tu słowa Igły – „No i tak sobie żyjemy, nie? A co.”. W drodze powrotnej zadzwoniłam do Wiktorii, powiedziała, że już jest w domu i zaraz wychodzi do sklepu kupić rzeczy potrzebne na sałatkę, a do tego po parę gotowych zagryzek na wieczór. Zaproponowałam, że zrobię to za nią bo właśnie wracam do domu. Wymieniła wszystko co miałam kupić, a ja próbowałam zapamiętać. Ok., mam nadzieje, że niczego nie zapomnę. Udałam się do Almy i przechodziłam pomiędzy alejkami przeglądając półki. Dobra, chyba wszystko udało mi się kupić. Sałata, pomidory, papryka, kukurydza, chipsy i napoje. Podeszłam do kasy i cała obładowana paczkami udałam się do domu.  Zdyszana weszłam do mieszkania, na szczęście Wiki wzięła od mnie część zakupów i położyła na blacie.
-Chyba niczego nie zapomniałam. – rzuciłam żartobliwie zdejmując buty.
-Mam nadzieje, bo jak nie, to będziesz lecieć znów do sklepu. –zaśmiała się
O nie, tylko nie to. Miałam nadzieje, że wszystko kupiłam. Była godzina 15:00, a mecz miał zacząć się o 18:30. Zaczęłyśmy robić wstępne przygotowania. Moja przyjaciółka wzięła się za robienie jednej z sałatek, a ja za koreczki. Kiedy już skończyłyśmy, ja postanowiłam lekko ogarnąć salon, a Wiki schowała do lodówki wszystkie napoje i alkohol, który miałyśmy. Potem nadszedł czas na przygotowanie się do meczu. Na zegarku widniała godzina siedemnasta. Każda z nas poszła do swojego pokoju i trudziłyśmy się nad wyborem ubrań. Odkąd pamiętam zawsze miałyśmy za mało ciuchów. Nie ważne, że z naszych szaf wylewały się ubrania to i tak nigdy nie mogłyśmy się na nic zdecydować. Trzy razy się przebierałam, aż w końcu uznałam, że całkiem nieźle wyglądam. Zrobiłam sobie lekki makijaż, do torebki wsadziłam bilet i byłam gotowa do wyjścia. Zeszłam na dół, usiadłam na kanapie i zaczęłam pośpieszać Wiki. Sama w tym czasie założyłam rudą skórę, a kiedy moja przyjaciółka dołączyła do mnie zeszłyśmy na dół.

Na hali byłyśmy o 18:00. Chłopaki już się rozgrzewali, Aleks podszedł do mnie i mocno przytulił.
-Wiktoria przyszła? –zapytał
-Tak, nie widzisz jak Winiarowi życzy szczęścia. – zaśmiałam się i wskazałam na drugą stronę sali gdzie Wiktoria rozmawiała z Michałem
-To dobrze. Słuchaj, sprawa jest. Karolina ma miejsca obok was. Musicie tak zrobić, żeby siedziała na miejscu nr. 11. – powiedział mi na ucho
-A to czemu? – zdziwiłam się
-Zobaczysz. – uśmiechnął się łobuzersko – Ale to bardzo ważne.
-Postaram się ją tam usadzić. – dałam mu buziaka w policzek i poszłam zająć miejsce.
Udałam się do swojego sektoru i spojrzałam na bilet na jakim miejscu miałam siedzieć. Miałam miejsce 10 w 3 rzędzie. Usiadłam i oglądałam rozgrzewkę chłopaków. Po dłużej chwili dołączyła do mnie Wiki.
-Zobacz jaki masz numer miejsca. – kazałam sprawdzić jej swój bilet
-Miejsce 9 rząd 3.
-Czyli wszystko się zgadza. – uśmiechnęłam się
-A tak w ogóle, to co się miało zgadzać ? – dopytywała mnie przyjaciółka
-Sama nie wiem… Aleks powiedział, że Karolina będzie siedzieć koło nas i musimy dopilnować, żeby siedziała na miejscu 11. Nie mam pojęcia o co chodzi.
Po chwili zjawiła się Karo. Była uśmiechnięta i pełna radości. Kiedy nas zobaczyła od razu się przywitała i usiadła na swoim miejscu – 11. Wszystko było idealnie. Aleks spojrzał w moją stronę a ja uniosłam kciuk w górę na znak, że wszystko jest zgodnie z planem. Chłopaki wykonywali już ataki rozgrzewkowe, a hala powoli zaczynała się zapełniać. Kibice zaczęli rozgrzewać gardła i na początku wszyscy odśpiewali nieoficjalny hymn Skry . Atmosfera była naprawdę wspaniała, uwielbiałam tych ludzi – prawdziwych kibiców. Zauważyłyśmy Bartka idącego w naszą stronę, na twarzy Wiki ukazała się sroga mina. Mimo wszystko starała się trzymać fason. Przywitałyśmy i mocno przytuliłyśmy się z Bartkiem. Chwile porozmawialiśmy, ale niestety, a może stety musiał iść, bo fanki nie dawały mu spokoju. Wiktoria odetchnęła z ulgą, ja tak samo. Nie spodziewałam się, że obecność starego przyjaciela może wywołać u nas takie emocje.  Rozpoczął się mecz. Pierwszy set padł łupem Bełchatowian 25:16. Drugi niestety już wygrali pewnie Rosjanie do 22. Cała hala kibicowała skrzatom dodając im otuchy. Z głośników co chwila leciały jakieś komunikaty, ale ten wyjątkowo przykuł uwagę moją, Wiki i Karoliny. „Po następnym secie podamy sektor, miejsce oraz rząd naszego szczęśliwcy który dostanie od zarządu PGE Skry Bełchatów specjalną niespodziankę… Bilety na tygodniowy wyjazd na Wyspy Kanaryjskie!”. Wszystkie się zaśmiałyśmy. Dobrze wiedziałyśmy, że wybór padnie na jakąś najbardziej nieodpowiednią osobę. Pamiętam jak kiedyś pojechałyśmy na mecz Reprezentacji Polski w Spodku, urządzili taki sam konkurs a nagrodą był tydzień w Hotelu Gołębiewskim. Wylosowali niestety na oko 12 letniego chłopaka, który niezbyt był ucieszony z nagrody. Byłam ciekawa czy tym razem też poszczęści się takiej osobie. Kolejny set na początku szedł gładko, lecz w końcówce zrobiło się trochę ciężej, ale Bełchatowianie wygrali na przewagi 27:25. A więc set się skończył, a wszystkie bacznie nadstawiałyśmy uszy, bo zaraz miał paść komunikat. Nie musiałyśmy długo czekać. Na środek boiska wyszedł facet z mikrofonem ubrany w koszulkę Skry i zaczął mówić do całej hali. „A teraz proszę o uwagę, oto rozwiązanie naszego konkursu. Zapraszamy na boisko osobę, która siedzi w sektorze PG, w rzędzie 3 na miejscu 11!”  Karolina spojrzała jeszcze raz na swój bilet i lekko nie dowierzała. Nieśmiało weszła na boisko.
-Proszę państwa, prosimy teraz o ciszę i uwagę! – zapodał facet, który wcześniej wygłosił komunikat.
Karo stanęła koło niego i zaczerwieniła się. Mężczyzna przekazał mikrofon Cupkowi, a ten uklęknął przed swoją dziewczyną, wyjął małe czerwone pudełeczko i wygłosił popularne i magiczne słowa.
-Karolino, czy chcesz zostać moją żoną?
Po tych słowach cała hala zaczęła bić brawo i wiwatować „Zgódź się! Zgódź się!”. Konstantin uśmiechnął się i przekazał Karolinie mikrofon. Widać było, że ją zatkało. Uśmiechała się i nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Po chwili oczekiwania wreszcie odpowiedziała.
-Tak.
Powiedziała, a z głośników na hali poleciał marsz mendelsona. Cupko wziął Karolinę na ręce i zaczął ją obracać. Cała hala wznosiła okrzyki „Gorzko! Gorzko! Gorzko!”. Para wysłuchała tłumu i obdarowała się krótkim, ale namiętnym pocałunkiem. Wszyscy zaczęli im gratulować. Ponieważ siedziałyśmy w loży VIP, wykorzystałyśmy to tak jak kilka innych osób i udałyśmy się na boisko złożyć życzenia naszym gołąbeczkom. Niestety trzeba było wrócić do gry. Wróciłyśmy z ukochaną Cupka i pełne radości oglądałyśmy set naszych Pszczółek, którzy wygrali 25:21, a w całym meczu 3:1. Cała Skra bardzo się cieszyła, a my z Wiki stwierdziłyśmy, że dobrze zrobiłyśmy wpadając na pomysł urządzenia u nas imprezy. Podeszłyśmy do siatkarzy i przypomniałyśmy nasz adres. Zaraz potem z Wiktorią poszłyśmy na pieszo do domu. Po 10 minutach otwierałyśmy już drzwi od naszego mieszkania.

Goście stopniowo się schodzili, pierwszy przyjechał Aleks z Winiarem i przynieśli trzy pełne torby alkoholu. Zaczęli go wypakowywać na blacie kuchennym, a ja wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
-Nie śmiej się, to nawet nie jest połowa. – puścił mi oko Aleks.
Czułam, że zapowiada się gruba impreza. Nasze mieszkanie powoli zaczęło się zapełniać. Kiedy stwierdziliśmy, że przyszli już wszyscy wznieśliśmy toast za naszych przyszłych małżonków i odśpiewaliśmy sto lat.
-Żeby nie było niejasności. Dwie stosunkowanie są na górze i zamykają się na klucz. – powiedziałam na cały głos do Cupka.
Wszyscy wybuchli śmiechem. Winiar przyniósł z samochodu bomboxa i zaczął zapodawać typowo imprezową muzykę . Szybko ubywało alkoholu i zaczęły się pierwsze tańce. Wiki z Michałem wyszli na środek i zaczęli kołysać się w rytm muzyki. Na początku wszyscy się śmiali, ale chwile później tańczyły wszystkie pary i nie tylko. Kiedy zobaczyliśmy na parkiecie Plinę tańczącego z Zatim, chyba nikt już nie umiał powstrzymać się od śmiechu. Po kilkunastu minutach nalałam sobie kolejną szklankę Finlandii z colą i usiałam na kanapie. Zaraz obok mnie usadowił się Aleks i objął mnie swoim masywnym ramieniem. Rozejrzałam się po mieszkaniu i nie dostrzegłam ani Karoliny, ani Konstantina.
-Chyba korzystają z któregoś z łóżek. – zaśmiałam się po czym wbiłam się w usta Serba.
Trwaliśmy długo w namiętnym pocałunku, a jego dłonie błądziły po moich plecach. Po chwili usłyszałam ściszoną muzykę i słowa Bąkiewicza oraz Kłosa.
-Drodzy państwo, może zrobimy coś konstruktywnego, bo zaraz nam sypialni zabraknie.
Rozejrzałam się po piętrze. I wybuchłam śmiechem. Koło mnie na kanapie siedział Zati z Julką, na drugiej sofie Szampon namiętnie obejmował swoją żonę, Winiar przytulał Wiktorię siedzącą na blacie, Cupka i Karo nie było w ogóle, Pliny z Martą również nie znalazłam. Samotnie spędzali wieczór jedynie Bąku, Kłos, Wytze i Bonifante.
-To co proponujesz Karolu? – dopytywał Zati
-Zagrajmy w coś. – zaproponował Winiar
-W słoneczko od razu proponuje. – zaśmiał się Wlazły
Znów wszyscy wybuchli śmiechem. W tej chwili z góry zeszła nasza przyszła para młoda. Kiedy ich zobaczyliśmy zaczęliśmy bić brawo. Oni się tylko zaśmiali. Winiar znów pogłośnił muzykę i wróciliśmy do zabawy. Alkoholu było coraz mniej i mniej, wszyscy byli już porządnie wstawieni a imprezie nie miało się wcale ku końcowi.

Oczami Wiki.

Kiedy Anka opuściła pokój czułam się okropnie rozdarta. Nie byłam pewna czy bardziej chce mi się krzyczeć czy płakać. Nie mogłam dopuścić do tego, żebym uroniła choć jeszcze jedną łzę przez Bartka. Po wykluczeniu tej ewentualności została mi tylko jedna opcja : krzyk. Ale czy byłam wściekła? Kurde, nie potrafiłam stwierdzić. Wiedziałam na pewno, że Bartek jest okropnie nieczuły. Znaczy może i jest "czuły" nawet bardzo, uwzględniając jego wszystkie skoki w bok, ale dla niego uczucia nie miały żadnego znaczenia. Tak to już lepiej brzmi. Jeżeli dla niego byłam tylko zwykłym epizodem to dlaczego z mojej strony wyglądało to inaczej? Czułam się głupio… i tak jakbym oszukała sama siebie. Ehh… najgorszy jest fakt, że Anka miała w tym swój udział. Wiem co alkohol robi z człowiekiem, ale cholera jasna chyba potrafi myśleć? Nie sądzę, że była zalana w 3 dupy, bo tak to by nic nie pamiętała. Zaczęłam podejrzewać moją przyjaciółkę o całkiem umyślne działanie. Wyczekała po prostu dobry moment. Ona po rozstaniu z Piotrem, Kurek juz wolny...ładnie to zaplanowała. Nie chciałam jej pochopnie osądzać, ale to sprawiało wrażenie dość idealnie zaplanowanej akcji. Z drugiej strony chciałam jednak dowiedzieć się jak Kurek się na to wszystko zapatrywał. Czy żałuje? Nie… nie liczmy na cud.
Zostawmy juz ten denny temat. Wzięłam szybką kąpiel, ubrałam piżamkę i czym prędzej zrobiłam sobie duży kubek gorącej czekolady. Nie ma chyba lepszego napoju na ukojenie nerwów. Rzuciłam się na kanapę i włączyłam TV. Skakałam po kanałach, aż wreszcie trafiłam na mecz siatkówki na Polsacie SPORT. Kiedy usłyszałam słowa komentatora "Świetny atak Bartosza Kurka" wyłączyłam telewizję 2 razy szybciej niż ją włączyłam. Zaczynam czuć się prześladowana przez los.
Skoro na żaden seans nie mogłam już liczyć, to postanowiłam położyć się spać. Dopiłam mój słodki napój i ukryłam się w pościeli. Moje łóżko to zdecydowanie najbezpieczniejsze i najprzyjemniejsze miejsce na całej planecie. Jednak dziś, kogoś mi tu brakowało. Chciałam przytulić osobę, której będę mogła bezgranicznie zaufać. Skoro Anka naruszyła ten ważny element to pozostała mi już tylko jedna opcja.
-Przyjedziesz? -wysłałam smsa do Winiarskiego.
-Już jestem w samochodzie. -otrzymałam odpowiedz.
Po ok. 25 minutach rozległo się pukanie do drzwi, a ja od razu zbiegłam by je otworzyć. Kiedy Michał tylko wtargnął do mieszkania zaczął mnie oglądać z każdej strony i pytać "Co się stało?!".
-Chciałam cię po prostu zobaczyć. Bez większego powodu. -zrobiłam słodkie oczy.
-Przestraszyłem się, że coś ci jest! -tłumaczył.
-Panikarz z ciebie -zadrwiłam z niego.
-Tylko się martwię. -przyciągnął mnie do siebie chwytając w talii.
Po krótkim buziaku zaciągnęłam go za rękę na gore i rozebrałam do bokserek, a następnie wepchnęłam do łóżka. Nie zamierzałam doprowadzić do "tego". Zwyczajnie chciałam by tu dziś ze mną spał, bo najgorsze co może być na smutek to samotność. Winiar dokładnie nas okrył, przylgnął do mnie jak najbliżej i oczywiście nie obyło się bez rozmowy. Nie mogłam sobie pozwolić na wyżalenie się na przyjaciółkę, bo Michał w dalszym ciągu nie wie absolutnie nic o zagadnieniu, które nosi nazwę "Kurek i Wiki". Wolałam żeby tak zostało, wiec negatywne uczucia niestety nadal musiałam dusić w sobie. W sumie to mogłam mu sprzedać następną opowieść o "bezimiennym", ale zaczynałam rozumieć, że zatajanie prawdy to tez kłamstwo. Bałam się narazić "nas" na kłótnie, bo Michał jest teraz dla mnie bardzo ważny. Najlepiej będzie, jeśli ten temat odejdzie w całkowite zapomnienie. Wszyscy by na tym skorzystali, a ja oczywiście na pierwszym miejscu!
-Aleks dal już Ance bilety na mecz? -zapytał.
-Nic mi na ten temat nie wiadomo. -odparłam.
-A nie wiesz jak Ania jedzie, bo nie wiem czy po ciebie przyjechać. -spróbował znowu.
-Nie bardzo mnie to obchodzi. -rzuciłam bez uczuć.
-Dlaczego jesteś na nią taka obojętna? -uniósł jedną brew.
-Tak jakby trochę się pokłóciłyśmy. -powiedziałam, wtulając się w jego tors.
-To już wiem co tu dziś robie. -dosłownie dało się wyczuć jego lekko złośliwy uśmieszek!
Postanowiłam mu to wybaczyć, bo objął mnie ramieniem i było mi naprawdę cieplutko. Musieliśmy szybko zasnąć, bo dalej już nic nie pamiętam.
W nocy doznałam jakiegoś objawienia, bo rano obudziłam się z myślą, że już wszystko Ance wybaczyłam. Nie mogła mieć też tak łatwo, wiec po raz kolejny zamierzałam grać twardą, choć już troszkę łagodniejszą. Wyrwałam się z łóżka, gdzie nie było Michała. Zastałam tylko karteczka głosząca : "Zaworze dziś Oliwiera do przedszkola." i wszystko stało się jasne. Ubrałam się dziś bez większego problemu i nie wiem czy po prostu miałam pomysł, czy ciuchy były mi obojętne. W każdym bądź razie nie wyglądałam źle. Po zakończeniu porannej toalety zeszłam na dół. Anki nie było i szczerze mówiąc wcale mi to nie przeszkadzało. Zrobiłam sobie kawę i dwa tosty z dżemem. W biegu przeglądałam notatki od Agaty by być, choć odrobinę w temacie. W jednym ręku trzymałam kubek, a w drugim wiele kartek i krzątałam się po kuchni. No jasne, przecież nigdy nie mogę się normalnie przygotować.
Po parunastu minutach usłyszałam kroki na schodach. Zaraz po tym do kuchni weszła Anka i podobnie jak ja, nie wiedziała jak się zachować.
-Cześć.- rzuciła niesamowicie nieśmiało.
Odrobinę ją zlekceważyłam, bo chciałam żeby zrozumiała jak bardzo dotknęła mnie ta sytuacja. Musiała pojąć że wyrządziła mi wielką krzywdę mimo, że minęły już 3 lata. Usiadłam do stołu i mierzyłam ją wzrokiem.  Jeżeli zachowywałam się teraz podle to wcale nie miałam sobie tego za złe. W końcu Anka chyba się zirytowała, bo wybuchła i wyrzuciła z siebie to wszystko co leżało jej na sercu. Tłumaczyła, że to alkohol jest tu największym winowajcą. Wyglądała na mocno skruszoną, ale ja nie potrafiłam tak szybko wybaczyć. Od zawsze tak było i moja przyjaciółka o tym wie. W gimnazjum miałam najlepszego przyjaciela i kiedyś tak się pokłóciliśmy, że ponad 6 miesięcy nie zamieniliśmy nawet pół słowa. W końcu napisał do mnie bardzo króciutką wiadomość : „Stęskniłem się”, a ja od razu zmiękłam. Po tak długim okresie czasu żadne z nas nie miało pojęcia o co tak naprawdę poleciała kłótnia. Moim problemem jest to, że nie potrafię zrobić pierwszego kroku. Nigdy nie potrafiłam i całe moje szkolne lata spędziłam na podkochiwaniu się z ukrycia. Wychodziłam ze szczenięcego założenia : „Ja mu daję znaki. Powinien się domyślić i sam zrobić pierwszy krok.”, a wtedy Anka zawsze komentowała to „No tak, przecież jest jasnowidzem”. Na to wspomnienie, aż trochę się uśmiechnęłam i moja przyjaciółka widząc ten cień nadziei na zgodę, zaproponowała kawę. Niby z łaski przystałam na jej pomysł, a tak naprawdę chciałam z nią poplotkować. Dokończyłam moje prowizoryczne śniadanie, zabrałam torbę i przyjaciółkę i opuściłam mieszkanie. Za jakieś 15 minut usiadłyśmy przy stoliku i zaczęłyśmy rozmawiać. W pewnym momencie Anka wręczyła mi bilet na środowy mecz Skra vs. Dynamo. No ładnie, ładnie..zanosi się na spotkanie z Kurkiem. Już teraz zjadała mnie ciekawość jak zareaguję, gdy go zobaczę. Jestem pewna, że to nie będzie łatwe, ale najważniejsze jest to, żeby Winiar nie zobaczył absolutnie nic podejrzanego. Wpadłyśmy też na wspaniały pomysł zorganizowania imprezy. Ucieszyłam się na samą myśl, bo w pewnym stopniu jestem zwolenniczką takiego spędzania czasu. Czekało nas teraz na pewno wiele przygotowań, bo przyjąć tylu facetów w domu to nie jest prosta sprawa. Kiedy skończyłyśmy omawiać resztę szczegółów rozeszłyśmy się do uczelni. Dotarłam do swojej po 15 minutach i na styk wbiegłam do sali.
-No to zaczynamy. –powiedziałam półgłosem i wyciągnęłam ogromny zeszyt.
Zajęcia jak zajęcia. Długie, męczące, ale podobno potrzebne. Starałam się dziś sumiennie pracować i zrobiłam sporo dobrych notatek. Na przerwie pech chciał, że oblałam koszulę jogurtem. Pobiegłam do łazienki, by zaprać plamę, ale przy moich zdolnościach udało mi się zamoczyć cały ciuch. No cóż, będę musiała się obyć bez tej części garderoby. Kiedy wyszłam na korytarz i zmierzałam do Sali poczułam na sobie mnóstwo spojrzeń. Niektórzy szybko zerknęli, a niektórzy wpatrywali się bez zahamowań. Musiałam wyglądać spektakularnie. Miałam na sobie obcisłe, czarne rurki, karmelową, wydekoltowaną bokserkę i dość wysokie buty. Włosy w nieładzie opadały mi na ramiona i plecy. Uważałam, że to nic takiego, a jednak zwróciło uwagę mężczyzn. Czasem bardzo bawi mnie ich gatunek, bo wystarczy, że dziewczyna trochę się rozbierze, a oni już nie zauważają reszty świata. To tylko idealny przykład tego, że kobiety mają całkowitą kontrolę i przewagę na facetami. Zaczęłam się śmiać do siebie i dumnie dotarłam na następne zajęcia.
Wyszłam o 15 z zajęć i mogłam wreszcie troszkę odsapnąć. Nie mogłam się wprost doczekać by wrócić do domu. Postanowiłam spełnić swoje marzenie i prawie biegiem zmierzałam do naszego mieszkania.
Na wejściu przywitała mnie Ania z tortillą na talerzu. Wyglądała jak typowy, filmowy kelner i udało jej się mnie rozbawić.
-Lizus. –skwitowałam sytuację.
Chętnie zjadłam posiłek, a potem wzięłam się na zmywanie.
-Jadę niedługo do Aleksa, więc wiesz..masz wolny dom gdyby coś tam.. –uśmiechnęła się jednoznacznie.
-Ok. –odparłam bez większych uczuć jakby przewidziała moje wieczorne plany.
Ja jednak wpadłam na coś innego. Siatkarze z Moskwy już na pewno są w Polsce. Chodziła mi po głowie pewna myśl.
-Jesteś w Łodzi? –wysłałam takiego smsa do Kurka.
Skoro i tak nie miałam co robić to chciałam z nim porozmawiać. Niby temat był zamknięty, ale chciałam poznać jego wersje zdarzeń. Po paru minutach otrzymałam odpowiedź : „Tak.”
-Przyjedziesz do mnie? Chcę się spotkać. –wysłałam.
-Nie mógłbym odmówić. O której? –dociekał.
-Około 19.
Nie dostałam zwrotnej wiadomości, więc nasza rozmowa dobiegła końca. Niedługo potem moja przyjaciółka opuściła mieszkanie, i zostałam sama. Posprzątałam mieszkania, a później chętnie wzięłam kąpiel. Leżąc w wodzie zastanawiałam się czego tak właściwie chcę się dowiedzieć od Kurka. Na ten moment miałam mnóstwo pytań. Oh już się nie mogłam doczekać spotkania.
Wysuszyłam włosy, włożyłam luźny sweterek i spryskałam szyję perfumami. Na zegarku ujrzałam godzinę 18:52. Bartek może się zjawić lada chwila, więc usiadłam na kanapie na dole. Nie myliłam się, bo po paru minutach siatkarz zapukał do drzwi. Otworzyłam i wpuściłam go do środka. Wymieniliśmy się tylko krótkim „Cześć.” i zaprowadziłam go na kanapę. Nagle całkiem zapomniałam o czym chciałam z nim porozmawiać, a wszystkie obmyślone pytania wyleciały mi z głowy. W końcu jakoś się przełamałam i zaczęłam temat tej licealnej nocy. Bartek starał się mi wyjaśnić, że Anka absolutnie nic dla niego nie znaczyła, bo był tylko załamany po naszym rozstaniu. Sprzedał mi jeszcze kilka ckliwych faktów, a ja starałam się być nieugięta.
-Tęskniłem za tobą. Nawet nie wiesz jak bardzo. –spojrzał mi w oczy.
-Proszę nie opowiadaj bzdur..Fajne dziewczyny są w Rosji? –uśmiechnęłam się ironicznie.
-Sam nie miałem okazji sprawdzić. Moja myśli sięgały gdzieś tu, do Łodzi. –zbliżał się.
-Nie rób mi tego. Zjawiasz się na chwilę, rzucasz czułymi słówkami, a za moment znikniesz. Chcesz mi to zrobić drugi raz? Jeszcze nie podniosłam się po ostatnim wyjeździe. Wiesz, że nie mogłam wyrzucić cię z mojej głowy? Całując się z Winiarski to ciebie sobie wyobrażałam! –powiedziałam z pretensjami.
-Jesteś z Michałem? –zapytał.
-Tak, ale co to za związek kiedy na każdym kroku moje myśli wędrują ku tobie! Chciałabym cię za to szczerze znienawidzić, ale nie potrafię. Czasem mi się nawet śniłeś.. –schowałam twarz w dłonie, bo czułam się zażenowana.
-Mówisz poważnie? –szepnął, podnosząc moją głowę.
-Nie! Żartuję sobie! Przecież to idealny motyw na dowcip. –poderwałam się z kanapy i stanęłam przy oknie.
Odniosłam wrażenie, że trochę się trzęsę, a do tego moje policzki oblały łzy.
-Nie wiedziałem, że aż tak to przeżywasz. –podszedł od tyłu Bartek.
-Nie mogłeś wiedzieć, bo wyjechałeś do tej cholernej Rosji i zostawiłeś mnie tu samą! –łamał mi się głos.
-Przepraszam..-szepnął i odwrócił mnie w swoją stronę.
Tylko przez moment spojrzał w moje oczy, a za chwilę nasze usta się złączyły. Tak bardzo za tym tęskniłam. To co przy nim czułam nie było możliwe do opisania. Po raz kolejny chciałam zatrzymać go przy sobie, ale w głębi wiedziałam, że to byłby błąd. Całował mnie długo i namiętnie, tym razem wcale nie gwałtownie.
-Powinieneś już iść. –powiedziałam półgłosem, kiedy nasze usta się rozłączyły.
-Mam nadzieję, że jutro się zobaczymy. –skwitował całą sytuację i posłusznie wyszedł.
Ooo kurde, porobiło się. Jednak nie mogłam znaleźć w sobie nawet najmniejszego żalu. Byłam wręcz zadowolona z tego co się stało. Z uśmiechem na ustach poszłam spać.
Następnego dnia obudziłam się równie szczęśliwa co przed snem i żyłam jak w transie aż do meczu. Ciężko mi cokolwiek opisać, bo krążył mi po głowie ubiegły wieczór. Wróciłam z uczelni około 13 i zabrałam się na przygotowania do imprezy. Kiedy Anka doniosła mi składniki to zrobiłam jeszcze sałatkę, a następnie pobiegłam szykować się na mecz. Długo zastanawiałam się czy włożyć koszulkę Skry z numerem 13. Nawet ją założyłam, ale następnie zdjęłam i powtórzyłam tę czynność pare razy. Pomyślałam, że to może być podejrzane i sprowokuje zbyt wiele pytań, na które nie miałam ochoty odpowiadać, ale z drugiej strony to moja sprawa. Ubrałam się w bordowy sweterek i ciemne spodnie, a do tego obowiązkowo wysokie buty. Jak zwykle włosy zostawiłam rozpuszczone, zabrałam torebkę i zeszłam na dół. Naprawdę mi ulżyło, kiedy zobaczyłam, że moja przyjaciółka również nie ma koszulki Atanasijevicia. Po wejściu na halę rozdzieliśmy się, by życzyć naszym mężczyznom powodzenia. Wyściskałam Winiara, a zaraz potem poszłam do łazienki. Wolałam teraz niż w trakcie meczu, albo co gorsza w przerwie, bo wtedy zbiegają się tam wszyscy kibice. Szłam sobie spokojnie korytarzem, aż ktoś pociągnął mnie za rękę i zabrał do jakiegoś pokoju.
-Jesteś pewny, że możemy tu być? –zapytałam.
-Całkiem dobrze znam tą halę. Nie przejmuj się. –uśmiechnął się Bartek.
-Co do wczoraj.. –zaczęłam.
-Wczoraj było cudownie. –podkreślił ostatnie słowo.
-Znów ci uległam. –odpowiedziałam bez namysłu.
-Ale to chyba nic złego prawda? –szeptał, wgniatając mnie w ścianę.
-Owszem to coś bardzo złego! Jestem z Michałem, a dopuściłam się do czegoś takiego.. To wszystko twoja wina! Mieszasz mi w życiu jak ci się tylko podoba! –krzyczałam.
-O co ci chodzi?! –wydawał się być zezłoszczony.
-Jestem wściekła, bo to było magiczne, rozumiesz?! –spojrzałam mu prosto w oczy.
-Słuchaj. Mi zależy i przyznaj, że tobie też, bo wiem o tym. Gdybyś tylko dała mi jeszcze szanse.. -brzmiał błagalnie.
-Nie mogę. Jestem zajęta. –powiedziałam i wyszłam.
Czułam, że właśnie zrobiłam coś wbrew sobie, ale tak należało. Wróciłam na trybuny i usiadłam koło Anki. Przyjaciółka spojrzała na mnie dość podejrzliwie i dopytywała gdzie byłam. Uspokoiłam ją krótką odpowiedzią, że byłam w łazience.
Po dokładnej rozgrzewce mecz powoli się zaczynał. Co jakiś czas łapałam kontakt wzrokowy z Kurkiem, ale starałam się jak najszybciej go zerwać. Oh, gdyby tylko nie mieszkał w Moskwie… dałabym szansę. I tę i wiele innych jeśli byłaby taka potrzeba. Nie mogłam przestać się w niego wpatrywać. Chciałam zaspokoić mój wzrok, skoro za moment znów miał zniknąć. Po drugim secie wydarzyło się coś naprawdę wspaniałego. Cupko oświadczył się Karolinie, a ona powiedziała "Tak". Gdyby miała zamiar się tego wyprzeć to Konstantin miał tysiące świadków na potwierdzenie jej słów. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy ja wyjdę za mąż. Jeszcze tego nie chciałam, bo czułam się zdecydowanie zbyt młoda, ale kiedyś… Zamierzam mieć rodzinę. Najlepiej z 3 dzieci, ale to tylko puste marzenie, bo póki co nie miałam nawet kandydata na ojca. Przy takich zastanowieniach mecz bardzo szybko mi minął. Zakończył się wynikiem 3:1 dla Skry. Cieszyłam się z wyniku, bo dzięki niemu chłopaki będą w świetnych nastrojach na imprezie.

Weszłyśmy do mieszkania, a po paru minutach zaczęli dołączać do nas siatkarze z partnerkami. Postawiłam na stole wszystkie przekąski, a po chwili wznieśliśmy pierwszy toast za zaręczonych. Później impreza toczyła się już własnym rytmem. Alkohol lał się strumieniami, a dzięki Winiarowi mieliśmy zapewnioną idealną muzykę. Ruszyłam z Michałem na parkiet i byliśmy świetni!
___________________________________________________________________________
Hej, na początku chciałyśmy przeprosić, ale mamy naprawdę dużo obowiązków a mało czasu.
Nim zaczniemy ferie rozdziały będą dodawane nieregularnie, ale mamy nadzieje, że czas pozwoli nam w ferie na rekompensatę. :)
Mamy nadzieje, że rozumiecie :)
Pozdrawiamy i mamy nadzieje, że rozdział się spodobał. Ania i Wiki :*