niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 22.


Oczami Anki.

 Nerwowo zaczęłam rozglądać sie po pokoju. Sprawdziłam łazienkę, zadzwoniłam na jego numer i dalej nic. Wciągnęłam na siebie duża bluzę i szybko pobiegłam do pokoju Cupka. Zapukałam - nic. Lekko nacisnęłam na klamkę i weszłam w głąb pokoju. Kołdra na łóżku Cupka była pomiętoszona i pozwijana. Łóżko Aleksa było nietknięte. Może poszli już na śniadanie. Spojrzałam na zegarek - 8:47. Nie to niemożliwe... Śniadanie maja dopiero o 10:00. Co tu do cholery sie dzieje?! Usłyszałam lekkie śmiechy dobiegające z łazienki. Juz wiedziałam co sie szykuje i ku mojemu nie zdziwieniu wcale się nie myliłam. Dosłownie kilka sekund później z łazienki wybiegli w moim kierunku Aleks i Cupko, z krzykami które miały za zadanie mnie przestraszyć. Teatralnie udałam wielkie zdziwienie, pisk oraz idealnie zaaranżowane omdlenie "ze strachu" na ziemię. Choć oczy miałam zamknięte mogłam wyczuć jak wielkie było ich zdziwienie.
-Anka no nie udawaj! -skomentował Cupkowić.
Z mojej strony grobowa cisza.
-Ania kochanie wstawaj. -dorzucił błagalnym głosem Aleks
Z mojej strony nadal cisza. Czułam jak patrzą na siebie bezradnie.
-Stary zrób cos! - krzyczał Konstantin.
-Ale co?!
-Nie wiem no... Może sztuczne oddychanie!
-Kiedy ja nie umiem!
-To sie nauczysz. No dalej, szybko! -pośpieszał Aleksa Cupković.
Atanasijević pochylił sie nade mną, a jego przyspieszony oddech czułam nad swoimi rozchylonymi ustami. Po sekundzie jego usta złączyły z moimi. Wykorzystałam to i zamiast robić sztuczne oddychanie połączyliśmy się w pocałunku, a moimi rekami oplotłam jego szyje.
-Jeszcze raz będziecie chcieli mnie przestraszyć, a obiecuję, że to się dla was źle skończy! - pogroziłam Serbom, kiedy wreszcie oderwałam sie od namiętnych ust Aleksa.
-Przywróciłem swoją księżniczkę do życia! - Atanasijević podniósł mnie z podłogi i zaczął przytulać jak wariat.
-To sie leczy... - popukał się w głowę Cupko, zwracając się do Serba.
-Dobrze rycerzu. W takim razie zanieś mnie do pokoju. - wskazałam teatralnie na drzwi, w ogóle nie zwracając uwagi na komentarz serbskiego przyjmującego.
Aleksandar wykonał moje polecenie i chwile późnij leżałam juz na swoim łóżku. Podeszłam do torby w której miałam ubrania i wybrałam juz wcześniej naszykowany zestaw. Serb za to rozłożył się na łóżku i uważnie obserwował każdy mój ruch.
-Aż tak bardzo jara cię, jak człowiekowi jest zimno i musi się ubrać. – zapytałam ironicznie.
-Zależy jaki człowiek się ubiera. – roześmiał się.
Nie skomentowałam tego, tylko lekko się uśmiechnęłam. Kiedy już byłam gotowa poszliśmy razem na śniadanie. Potem dzień minął nam na wspólnych spacerach po Częstochowie. Około 16:00 wróciliśmy do hotelu, bo chłopaki zaczęli przygotowania do meczu. O 19:00 siedziałam z Wiktorią już na hali. Muszę przyznać, że mecz był dość ciekawy a na samą myśl kiedy przypomną mi się świetne akcje JJ i Chajzera uśmiech sam mi się maluje na twarzy. Skra przegrała z Reprezentacją Polski 3:5, a Aleks wypełnił przegrany  zakład . Zabawy było co niemiara, niestety pod koniec meczu Winiar doznał kontuzji pleców. Wiktoria cała zapłakana wybiegła z hali razem ze sztabem medycznym i samym Michałem. Tego samego dnia Bełchatowianie wrócili do domu, Wiki razem z Winiarem pojechała do szpitala w Łodzi, a ja powróciłam do mojego mieszkanka.

                                                   24 grudzień – Wigilia…
                                           (oczami obserwatora)

A więc nadszedł ten dzień. Pierwsze wspólne święta. Z samego rana zawitała przed drzwi Wiktorii i Ani … CHOINKA! Aleks razem z Michałem przytransportowali ją do mieszkania. Była piękna i pachniała świeżym, porannym lasem. Dziewczyny  zabrały się za sprzątanie, przyrządzanie ryb, pieczenie ciast i inne bzdety. Chłopcy w tym czasie stroili drzewko. Nie wszystko szło im dobrze, ale to przecież faceci.
-Kochanie, uratujesz mnie? –powiedział Aleks cały zaplątany w lampeczki.
-Takie małe kabelki pokonały wielkiego mężczyznę? – Ania nie ukrywała uśmiechu.
 -Nie śmiej się. –zrobił smutną minę.
Dziewczyny zawiesiły światełka ale cała reszta już należała do chłopaków. W sumie trzeba przyznać, że ostateczna wersja wyszła
wspaniała .
-Spisałeś się. – Ania wtuliła się w tors Aleksa.
-Dla ciebie wszystko. – objął ją swoją masywną ręką i pocałował w czoło.
-Dość tych romantyzmów! Ktoś musi mi pomóc w gotowaniu. – oburzyła się na widok zakochanych Wiki.
-No już nie bądź taka zazdrosna. –szepnął Michał do ucha Wiktorii, na co przeszedł ją dreszcz.
-A pomożesz mi? –popieściła wargi swojego partnera.
-Zawsze i we wszystkim. –odpowiedział pewny siebie, ale z delikatnym podtekstem.
-Wspaniale! –krzyknęła.-Tu są warzywa. Obierz wszystkie. –poleciła.
-Jakaś kpina? Ja, zawodowy, bełchatowski siatkarz i reprezentant naszego kraju mam obierać marchewki?! –oburzał się teatralnie.
-Ależ skąd! –zaprzeczyła Wiki. –Masz to zrobić jak mój chłopak i mężczyzna, podobno idealny. –uśmiechnęła się sarkastycznie.
-Pff „wyjątkowa”. Chyba wyjątkowo złośliwa. –mówił pod nosem.
-Słyszę. –zmierzyła go wzrokiem Wiktoria.
-Ale z was dzieci. –skwitowała sytuacje Anka w objęciach Serba.
Niedługo potem przyjaciółki oddały się przygotowaniom  bez reszty, a panowie uznając, że nie są potrzebni, rozjechali się do swoich domów. No tak, dwie kobiety zostały same z masą roboty – typowe dla facetów. Kolację zaplanowali na godzinę 19, więc właściwie czasu nie zostało wiele, bo zegarek wskazywał 14:27. Po zakończeniu gotowania Ania i Wiki zajęły się czymś o wiele przyjemniejszym. Wiktoria z ochotą pobiegła na strych i przytaszczyła do salonu trzy wielkie torby, wypełnione po brzegi. Wewnątrz znajdowały się papiery do pakowania prezentów w rozmaitych kolorach, różne wstążki, kokardki i inne dekoracyjne pierdółki. Długo zastanawiały się nad kolorystyką każdego z pakunków, ale kiedy już wszystkie paczuszki leżały pod iglastym drzewkiem, mogły posprzątać. Zmywanie podłóg, odkurzanie, ścieranie, wycieranie, polerowanie i zamiatanie.
-To wszystko jest takie nudne. –wywróciła oczami Anka.
-Ale konieczne! –odrzuciła przyjaciółka. –Ale… w sumie możemy dodać do tego trochę życia. –wypaliła z uśmiechem, włączając radio.
 Z głośników rozmieszczonych po całym mieszkaniu popłynęły największe, świąteczne hity, a dziewczyny śpiewając na cały głos wzięły ściereczki w dłonie.
-All i want for Christmas is you! –zatańczyła i zaśpiewała Wiki do swojej współlokatorki.
-Chyba Winiar. –pokazała jej język Anka, za co oberwała płynem do luster.
Porządki nie miały się ku końcowi, ale wreszcie nadszedł ten wspaniały, błogi moment i szczęśliwe dziewczyny pośpiesznie ruszyły na górę. Wiktoria czym prędzej zajęła prysznic, a Ania rozłożyła się wygodnie w wannie. Zregenerowane i pełne dobrych emocji osuszyły swoje ciała i zmierzały ku sypialniom. Nikogo nie zdziwi fakt, że jak to zwykle u tej płci bywa, nie miały pojęcia co na siebie włożyć. Biegały między pokojami i wymieniały się znalezionymi dodatkami.
-Wikuś.. –zatrzepotała rzęsami Anka.
-Trzymaj się z daleka od mojej szafy. –wpadła jej w słowo Wiktoria, wyczuwając intencje przyjaciółki.
-No bądź człowiekiem!
-Którą chcesz? –zapytała zrezygnowana.
-Tą białą, koronkową. –wyszczerzyła się.
-Przecież wiesz, że ją kocham! –oburzyła się Wiki.
-Obiecuję o nią dbać. –zasalutowała Anka, co doprowadziło obie dziewczyny do  śmiechu.
-Bierz. –podała jej
sukienkę przyjaciółka, trzymając się za brzuch.
-Widzisz, jakie masz dobre serduszko? –słodziła Ania, przejmując ciuch.
-Chcę coś w zamian. –szybko rzuciła.
-Wycofuję to! –wykrzyczała Anka.
W międzyczasie wybuchł spór o buty, ale później już udało im się dojść do porozumienia. Wiktoria włożyła na siebie znacznie ciemniejszą
sukienkę niż przyjaciółka, ale jasne szpilki, które zabrała z pułki Ani idealnie rozświetliły cały zestaw. Za paręnaście minut okazało się, że dwie łazienki w mieszkaniu to najlepsza decyzja jaka kiedykolwiek zapadła. Obie dziewczyny mogły się swobodnie rozłożyć przed lustrami ze swoimi kosmetykami do twarzy i włosów. Anka pozostawiła swoje włosy rozpuszczone, ale za chwilę musiała zająć się lokami Wiktorii, które pięknie upięła. Od zawsze miała do tego dryg i patrząc jedynie na zdjęcie czy obrazek potrafiła wykonać fryzurę.

O dziewiętnastej zjawił się Michał z synkiem. Mały od razu pobiegł z stronę choinki i rzucił się na pakunki. Dorośli dużo musieli  mu tłumaczyć, że prezenty otworzymy dopiero po kolacji. Oliwier trochę posmutniał na myśl o czekaniu, ale Tofi w momencie poprawił mu humor. Szczeniak był bardzo przyjacielski i na tyle niegroźny, że dzieci bez obaw mogły się z nim bawić. W sumie to taki miś z niego.
 -Ale się pan Winiarski wystroił. –podziwiała go Wiki.
-W końcu mam dla kogo. –chwycił swoją dziewczynę w talii i przyciągnął najbliżej jak mógł.
-Dobrze słyszeć. –wyciągnęła się ku górze, by złożyć pocałunek na ustach swojego mężczyzny.
Wiktoria z Michałem zaczęli nakrywać do stołu, a Ania w tym czasie usiadła na kanapie i wspólnie z młodym oglądała klasyk współczesnych świąt – Kevina. Pół godziny później dostała sms’a od Aleksanadara. „Możesz wyjść przed blok? :)”. Nie miała pojęcia o co mu chodzi, ale wrzuciła na siebie kurtkę i zeszła po schodach na dół. Wyszła z klatki i rozglądała się w poszukiwaniu Aleksa. Nagle poczuła ręce zakrywające oczy, a na swoich ustach namiętny pocałunek. O tak, te święta już się świetnie zaczynały.
-Wszystkiego najlepszego z okazji świąt. – szepnął Serb do ucha dziewczyny.
-I ściągnąłeś mnie na to zimno, żeby tylko to mi powiedzieć? – popatrzyła na niego z wyrzutem.
Bez namysłu wziął ją  w tej chwili na ręce i zaczął obracać wokół własnej osi.
-Dobra, już mnie przekonałeś. Chodźmy na górę. – musnęła jego usta.
Poszli do mieszkania, a chwile później wszyscy siedzieli już przy wigilijnym stole. Oczywiście zaczęło się niewinnie od opłatka. Wszyscy wymieniali się między sobą życzeniami, a Anka pomogła Serbowi przetłumaczyć ułożoną wiązankę na polski tak, aby młody Winiarski mógł zrozumieć. Buziaczki, uściski i tym podobne.
-Obyśmy wytrzymały tu jeszcze ze sobą. –Wiki wpadła przyjaciółce w objęcia.
Po tradycyjnych 12 daniach wreszcie nadeszło wyczekiwane przez małego Oliwierka otwieranie prezentów! Młody dostał mnóstwo zabawek, ubrań i nowe Air Maxy. Widać, że był zadowolony i od razu zaczął zapoznawać się z nowymi rzeczami. W tym czasie starsze towarzystwo wymieniało się prezentami między sobą. Anka dostała od Aleksa śliczną bransoletkę z serduszkiem na którym było wygrawerowane „Ania & Aleks 9.10.2012r.”. Był to chyba najlepszy prezent jaki mogła dostać. Natomiast Ania wyręczyła swojemu chłopakowi elegancki zegarek oraz ramkę z ich wspólnym zdjęciem. Wiktoria została obdarowana przez Michała czymś dość zaskakującym, czyli dwoma biletami na Dominikanę. Oboje zasłużyli sobie na wyczekiwany wspólny urlop i to była najlepsza okazja. Michał natomiast dostał od Wiktorii profesjonalny zestaw do masażu z różnymi kadzidełkami i olejkami w połączeniu z obietnicą, że będzie go masowała, kiedy tylko zechce. Do tego Wiki dorzuciła jeszcze perfumy i ku zdziwieniu Anki klucze do mieszkania przyjaciółek. Pod przybranym drzewkiem leżała jeszcze jedna paczka. Napis na niej głosił, że Mikołaj przyniósł ją dla Aleksa.
-Musiałeś być bardzo grzeczny w tym roku. –powiedziała Wiktoria do Serba podając mu paczkę.
Zaciekawiony siatkarz czym prędzej rozdarł papier, a to co ujrzał bardzo mu się spodobało.
-„Anioły i Demony”?! Jak ci się udało je jeszcze dostać? –zwrócił się podekscytowany do dziewczyny.
-Nie było to wcale takie proste. –posłała oczko do chłopaka.
Po chwili rozpoczęli burzliwą dyskusję na temat książki i jej ekranizacji, ale w tym czasie Michał zapytał Ankę, czy mogą porozmawiać.
-Więc o co chodzi? –rzuciła Ania, kiedy już odeszli z zasięgu słyszalności pozostałej dwójki.
-Chciałbym cię przeprosić za moje wszystkie głupie docinki i sarkastyczne teksty. –powiedział skruszony.
-Wigilijny cud? –zażartowała.
-Coś w tym stylu. –rozpromieniał Winiar.
-Wszystko w porządku. –przytuliła siatkarza Anka.
W tej chwili podbiegła Wiki i rzuciła się dwójce na szyje.
-Dzieci się dogadały? -cieszyła się.
-Jasne. –przytaknęła jej przyjaciółka.
Około 22:00 obie pary wspólnie posprzątały po kolacji. Oliwier zasnął w gościnnym pokoju z pieskiem przy boku. Ania zabrała Aleksa do swojego pokoju i resztę wieczoru spędzili w swoich objęciach. Wiki krzątała się jeszcze po kuchni, ale Michał złapał ją w talii i posadził na blacie.
-Może już wystarczy? –po tych słowach pocałował ją w szyję.
-Może mnie przekonasz? –drażniła się z nim.
-Chętnie. –pieścił jej policzki i usta delikatnymi pocałunkami.
Wtem Wiktoria usłyszała dźwięk swojej komórki i zeskoczyła na ziemię. Dziewczyna mimo wysokich obcasów bardzo szybko znalazła się w swoim pokoju. Gdy podniosła telefon ogarnęło ją zakłopotanie. Na wyświetlaczu pojawiło się „Bartek dzwoni..”. Długo wahała się czy nacisnąć zieloną słuchawkę, ale kiedy rozważała za i przeciw telefon umilkł. Wiki odetchnęła z ulgą, ale zmierzając ku drzwiom ponownie usłyszała swój dzwonek. To była ta sama osoba, ale tym razem dziewczyna od razu odebrała.
-Tak? –zaczęła neutralnie.
-Oo Wiktoria. Cześć. –dawało się wyczuć uśmiech.
-O co chodzi? –rzuciła bez większych emocji.
-Wiesz..dziś wigilia, więc pomyślałem, że zadzwonię z życzeniami. –tłumaczył się Kurek.
-A więc słucham. –powiedziała zachęcająco i dość przyjaźnie.
-Chciałbym ci życzyć dużo szczęścia i miłość z Michałem, bo ja niestety nie byłem w stanie ci tego dać. Mam nadzieję, że wszystko między wami okej. Liczę też, że wybaczysz mi to jakim byłem kompletnym idiotą, że chciałem cię skrzywdzić i że to zrobiłem. Czuję się z tym naprawdę okropnie i nie byłoby dnia kiedy bym tego nie żałował. –Wiktoria wsłuchiwała się w jego słowa jak zaczarowana.
-Mów dalej. –nakazała.
-Po prostu życzę ci wszystkiego dobrego, bo zasługujesz na to jak nikt inny. Jesteś wspaniała i jestem ogromnie wdzięczny, tam komuś na górze, że zaplanował epizod, w którym występujemy razem. To był najlepszy okres mojego życia, ale wszystko spieprzyłem. Proszę pamiętaj, że dla mnie zawsze będziesz „tą jedyną” i nigdy nie przestałem cię kochać. Głupio mi tylko, że mówię ci o tym przez telefon, ale sama wiesz jak potoczyły się sprawy. Może nawet nie chciałabyś mnie teraz widzieć..i to byłoby całkiem zrozumiałe, bo …
-Ja też cię kocham. –Wiktoria wpadła mu w słowo.
Dziewczyna usłyszała skrzypnięcie drzwi i gwałtownie się odwróciła jednocześnie zauważając Michała opartego o futrynę. Nacisnęła czerwoną słuchawkę, nie słuchając już słów, które kierował do niej Bartek.
-Kogo tak kochasz? –zapytał Winiar chwytając ją w pasie.
-Mama dzwoniła. –powiedziała na tyle naturalnie, by nie dało się wyczuć, że kłamie.


____________________________________________________________________
Na początek wielkie, wielkie przepraszam z naszej strony! Wiemy, że powinnyśmy być przez Was skarcone za brak rozdziału ze środy i opóźnienie sobotniego, ale uwierzcie nam na słowo, że ten tydzień był dla nas bardzo ciężki. Niechętnie musimy Was poinformować, że ten będzie podobny, ale zrobimy wszystko co w naszej mocy ;) Mamy nadzieję, że rozdział się podoba i już teraz możemy obiecać, że akcja znacznie się rozkręci w następnych częściach. Pozdrawiamy gorąco i zachęcamy do komentowania. Ania i Wiki. ;*
P.S. Brak "Oczami Wiki" jest celowy :D

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 21.

Oczami Wiki.

Mój wspaniały mężczyzna opuścił mnie koło godziny 23 i wtedy mogłam zająć się sobą. Wzięłam cieplutki prysznic, a kiedy opuściłam kabinę słyszałam tylko ciszę panującym w naszym mieszkaniu. Byłam coraz mocniej przekonana co do zwierzaka, bo właśnie w takich chwilach wypełniałby nasze 4 ściany radością. Jednocześnie uświadomiłam sobie, że moja przyjaciółka wciąż żyje w niewiedzy. Czym prędzej pobiegłam do jej pokoju, by przekazać jej dobrą nowinę. Anka spała sobie w najlepsze, ale to nie stwarzało mi żadnego problemu. Bez zastanowienia wskoczyłam na przyjaciółkę, co skutecznie ją obudziło. Odniosłam wrażenie, że podziela mój entuzjazm i w sumie to dla niej dobrze, bo w przeciwnym razie jeszcze długo nie pozwoliłabym jej ponownie zasnąć. Zeszłam z łóżka, zgasiłam światło i zamknęłam za sobą drzwi. Szybko znalazłam się cała zakopana w pościeli, bo naprawdę nie lubię zimowych chłodów. Właściwie bez większych trudności zasnęłam.
Niedzielny poranek przespałam. Obudził mnie ciężar na moim ciele, ale nie był to duży ciężar. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Oliwiera, który starał się mnie obudzić. Mały wyraźnie się ucieszył kiedy spotkał mój wzrok.
-No nareszcie, Wiki! –skakał mi po brzuchu.
-Co ty tu robisz? –zapytałam zdziwiona.
-Przyjechałem z tatą. I czekamy, a ty nadal śpisz! –dźgnął mnie między żebra.
Po chwili odwdzięczyłam mu się tym samym, a za moment rzucaliśmy się po moim łóżku nawzajem łaskocząc. Oliwier głośno krzyczał i piszczał ze śmiechu co kompletnie mnie rozbudziło.
-Co tu się dzieje? –wszedł Winiar do pokoju.
-A nic. –odpowiedzieliśmy chórkiem.
Michał podszedł do mnie i już się nachylił, by ładnie mnie przywitać, ale…
-Oli zamknij oczy. –zwrócił się do synka.
-Oh tatoo..-westchnął blondynek, ale posłusznie schował twarz w dłonie.
Zaraz po tym otrzymałam wspaniałego buziaka, a już po chwili siedzieliśmy w kuchni przy śniadaniu. W sumie wyglądało to całkiem uroczo i gdyby tak miałabym spędzić resztę życia to wcale bym się nie sprzeciwiała. Zjedliśmy wspólnie tosty z dżemem i Nutellą, a ja dodatkowo wypiłam kawę. Mały blondynek zajadał się smakołykiem i był przy tym bardzo rozkoszny. Kiedy dopiłam ostatnie łyki, poszłam na górę, by się w coś ubrać. Wybór nie był trudny, bo miało to być tylko coś ciepłego. Wciągnęłam sweter i ciemne spodnie, upięłam kucyk i wróciłam do moich dwóch ulubionych chłopców.
-Idziemy juuuuż? –dopytywał się młody Winiarski.
-Tak. Ubieraj się. –puściłam mu oczko.
Wspólnie ruszyliśmy do przedsionka i włożyliśmy kurtki. Popędzani przez Oliwiera, prawie zbiegliśmy po schodach, a przed blokiem młody szybko usadowił się na sankach. Pomogłam mu okryć nóżki kocykiem, ale on wtedy zaczął mnie namawiać, bym usiadła zaraz za nim. Spodobał mi się jego pomysł i czym prędzej zajęłam miejsce.
-Żartujecie sobie ze mnie? –zapytał oburzony Michał, kiedy zobaczył naszą dwójkę na saneczkach.
-Ani trochę. Ruszajmy. –zarządziłam.
Winiar wywrócił oczami i skomentował całe zajście pod nosem, ale mimo wszystko zaczął iść. Wyglądał nawet jakby nie sprawiało mu to większej trudności. Miej chłopaka sportowca i nigdy nie uda ci się go zagiąć, ehh. Dotarliśmy do parku, a ja już przy wejściu oberwałam kulką śniegu. To było wyzwanie, które miałam zamiar podjąć i tak też się stało. We trójkę rozpętaliśmy wielką bitwę na śnieżki. Nigdy nie lubiłam zabaw na śniegu, bo było ziemno i mokro. Nie pojmowałam co w tym takiego fajnego. Pamiętam jak jeszcze w gimnazjum, podczas zimy dziewczyny bały się wyjść ze szkoły, bo przed nią czekali chłopcy z kulkami. Tak zwane końskie zaloty. Najładniejsze dziewczyny zawsze miały najgorzej, bo chłopcy w ten sposób chcieli zwrócić na siebie ich uwagę i śmiem twierdzić, że to właśnie mnie zraziło.  Tak czy inaczej w takim towarzystwie zaczynałam lubić to zjawisko pogodowe. Podsumowując, rzuciłam dziś większą ilością śniegu, niż przez całe moje dotychczasowe życie, a nawet zrobiłam aniołka na śniegu, ale kiedy już wystarczająco zmarzliśmy, a Oli miał dość zjeżdżania z górki, mogliśmy wracać. Odetchnęłam z ulgą, wchodząc do cieplutkiego mieszkania, ale to nie oznacza, że źle się bawiłam. Było świetnie, ale to jeszcze nie koniec rozrywki. Wypiliśmy herbatkę, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyliśmy na basen. Zabrałam ze sobą moje najładniejsze bikini, bo miałam zamiar robić wrażenie. W końcu Michał Winiarski nie może randkować z byle kim. Przez chwilę zaczęło we mnie rosnąć pragnienie sławy, jednak szybko się opanowałam. Moje alter ego, które zawsze musi być w centrum uwagi znów dawało o sobie znać. Z drugiej strony chciałam ładnie wyglądać dla Michała, więc ucieszyłam się z podjętej decyzji. Rozeszliśmy się do szatni. Szczęśliwy tatuś, oczywiście wybrał się do męskiej wraz z synkiem, a mi pozostało samotnie udać się do damskiej części. Szybciutko przebrałam się w kostium, spięłam włosy i włożyłam czepek. Teraz tylko pod natryski i mogę przejść na hale z basenami. Przy wejściu czekała już na mnie pozostała dwójka i po zostawieniu ręczników i klapek mogliśmy wejść do wody. W pierwszej kolejności powygłupialiśmy się w średnim basenie, ale później Winiarscy nalegali, by odwiedzić najgłębszy. Z dziwiłam się, że Oliwier tak chętnie poparł pomysł taty i czułam się troszkę zdezorientowana. Jednak kiedy tylko mały zanurzył się w wodzie, wszystko stało się dla mnie jasne. Wspaniale pływał i wcale nie bał się głębokości. Michał oczywiście asekurował go z odpowiedniej odległości, ale jego pomoc nie była ani trochę potrzebna. Jeszcze nie widziałam sześciolatka, który by tak sprawnie przeprawiał się przez kolejne metry basenu. Ja niestety nie mogłam pochwalić się tym samym i czym prędzej udałam się do dżakuzi. Wygodnie się rozłożyłam i zamknęłam oczy, bo strumienie wody uderzające moje ciało sprawiały mi wielką przyjemność. Jednak z błogostanu wyrwało mnie chluśnięcie w twarz i szybko otrzeźwiałam.
-Posuń się. –nakazał Michał.
-Gdzie jest Oliwier? –rozglądałam się dookoła.
-Pływa sobie w dużym basenie. –odpowiedział ze spokojem.
-Zostawiłeś dziecko samo, na wodzie sięgającej ponad 2 metry?! –wybuchłam i wstałam.
-Uspokój się, nie jestem idiotą. Poszedł na zjeżdżalnie. Możesz usiąść? –zachęcił mnie czarującym uśmiechem.
-Nieśmieszne. –skwitowałam, ponownie zanurzając się w wodzie.
-Nie złość się. –mruknął mi do ucha i lekko ugryzł w policzek.
Szybko uległam jego ponętnym ustom i połączyłam je z moimi. On w zamian kiedy tylko znalazła sznureczek od góry kostiumu, pociągnął za niego, a węzeł szybko się rozluźnił.
-Michał! –przytrzymywałam rękami stanik.
-Tak? –pokładał się ze śmiechu.
-Dzieciak z ciebie! Już Oliwier jest mądrzejszy! –wytknęłam mu.
-Ja? –pojawiła się przed nami blond główka.
-Tak ty. Chodź tutaj. –wciągnęłam go do nas.
-Zjeżdżalnia jest super! Chce zjechać z tobą! –szarpał mnie za rękę.
-Daj mi chwilkę. –odwróciłam się tyłem do Michała. –Zawiąż. –nakazałam.
-Po co? Tak będzie fajniej! –cieszył się.
-Oli pomożesz mi? –zapytałam.
-Jasne. –odpowiedział, a za chwilę poczułam jego małe rączki na moich plecach.
Całe szczęście, że młody potrafił już wiązać.
-Chociaż na ciebie mogę tu liczyć. –przytuliłam Oliego, jednocześnie mierząc wzrokiem Winiara.
Wchodziliśmy schodami na zjeżdżalnie wiele razy, bo blondynek nie miał dość. Sama świetnie się bawiłam, więc nie zamierzałam go ograniczać. Jednak po kolejnej godzinie odpowiedzialny tata zdecydował, że już wystarczy. Opłukałam ciało z chloru, umyłam włosy, ubrałam się, ale później musiałam spędzić 15 minut na suszeniu moich loków. Chłopcy nieustannie mnie pospieszali, bo umierali z głodu i mój brzuch też powoli zaczął się odzywać. Kiedy ja już byłam sucha, dosuszyłam jeszcze główkę malucha, żeby się nie przeziębił na mrozie. O głowę większego dzieciaka też zadbałam, bo przecież zaraz wyjeżdżają, a szkoda, żeby pojechał chory. Jednym słowem robiłam im za dobrą mamusię. Spakowaliśmy rzeczy, zapłaciliśmy i opuściliśmy pływalnię. Teraz czas coś zjeść, ale długo nie mogliśmy się zdecydować. W końcu wybór padł na Sushi, a ja znów byłam pełna podziwu.
-Nie przestajesz mnie zaskakiwać. –pokręciłam głową.
-Jak to? –zapytał z pełną buzią Oliwier.
-Świetnie pływasz i jeszcze lubisz surową rybę. –zażartowałam.
-Tata nauczył mnie pływać. –powiedział, a Michał wyprężył się dumnie, kiedy przeniosłam na niego wzrok.
Wieczór szybko nadszedł, a my nie chcieliśmy się rozstawać. Nasza wesoła trojka świetnie się razem czuła, a ja osobiście ten dzień zaliczam do bardzo, bardzo udanych. Odwieźliśmy blondynka do mamy i długo żegnał się z tatą.
-Kocham cię, mały. –Michał pocałował w czoło swojego blond synka.
-Ja ciebie też, tato. –wtulił się w niego.
To był jeden ze słodszych widoków jakie kiedykolwiek widziałam! Oh uwielbiam ich relacje. Winiar oddałby życie za tą swoja latorośl.
-Zmykaj już. –nakazał.
-Jeszcze Wiki! –bronił się młody Winiarski.
Szybko do mnie podbiegł, chwycił za szyję i długo nie wypuszczał mnie z objęć. Kiedy Dagmara zaczęła się niecierpliwić, złapała małego za rączkę i prawie go ode mnie oderwała. Nie przepadałyśmy za sobą..to trzeba przyznać. Jednak z drugiej strony nie powinno to nikogo dziwić. Była żona i obecna partnerka jednego faceta nie mogą pałać do siebie sympatią, bo to po prostu niewykonalne! Odjechaliśmy spod jej domu i zmierzaliśmy ku mojemu mieszkaniu. Kiedy zatrzymaliśmy się pod blokiem, wiedziałam, że to ten okropny moment.
-Pożegnania nie są moja mocną stroną. –rzuciłam, by przerwać panującą ciszę.
-Przecież nie żegnamy się na zawsze. –powiedział z błyskiem w oku.
-Na pewno nie wejdziesz? –wskazałam głową ku górze.
-Muszę się jeszcze spakować. –wypalił.
-To miłego pakowania. –dorzuciłam i wysiadłam z samochodu.
Sama nie wiem dlaczego taka była moja reakcja. Chyba emocje wzięły nade mną górę, bo naprawdę bardzo nie chciałam się z nim teraz rozstawać na tak długi okres czasu. Usłyszałam trzask drzwi, a za chwile poczułam ręce na moich biodrach.
-Tak to nie będzie wyglądało. –szepnął mi do ucha.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo Michał wbił się w moje usta i napawał ich smakiem. Ja również chciałam się nim nacieszyć i wprost nie mogłam się powstrzymać, by nie ugryźć jego wargi.
-Może jednak wejdę. –rozważał Winiar, kiedy dopuściłam się tej czynności.
Jak powiedział, tak zrobił, a ja muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie żegnałam się w tak wspaniały sposób.


Dni mijały, a święta zbliżały się wielkimi krokami. Lubiłam ten nastrój. Prezenty, kolędy, choinka, wigilia i te wszystkie sztuczne życzenia. Jedyne czego nie lubiłam to składania życzeń. Jak jest sens w wygłoszeniu komuś gotowej formułki? Nigdy tego nie zrozumiem. W międzyczasie wybrałam się z Anią do hodowli psów i zakupiłyśmy pięknego, małego Golden Retrievera. Kiedy tylko upatrzyłyśmy go sobie już na wejściu, żaden inny pies nas nie interesował. Ten mały szczeniak od razu nas sobą oczarował, a my zakochałyśmy się w nim bez opamiętania. Do domu wrócił już z nami, ale po drodze kupiłyśmy też wszystkie potrzebne dla niego rzeczy. Tak bardzo się cieszyłam, że będę miała psiaka.
-Jak go nazwiemy? –zapytałam.
-Tofi. –odpowiedziała Anka.
-Dlaczego tak? –zaśmiałam się.
-Bo jest taki słodziutki jak tofi! –wytłumaczyła mi i podrapała szkraba w brzuszek.
-No niech ci będzie. –przystałam na jej propozycję.
Codziennie zakochiwałyśmy się w naszym nowym, małym współlokatorze na nowo, a on powoli oswajał się z otoczeniem. Czułam, że będzie mu tu dobrze.

15 grudnia Anka wyciągnęła mnie na świąteczne zakupy. Przeszłyśmy dosłownie całą galerię, ale możemy być z siebie dumne, bo udało nam się kupić wszystkie prezenty. Wieczorem jednak przyjaciółka wpadła do mnie do pokoju i z wielki entuzjazmem oznajmiła, że jedziemy do Częstochowy na mecz. Spontaniczność? To moje drugie imię. W momencie zaczęłam się pakować, a po paru chwilach miałam już wszystko co było mi potrzebne. Zadzwoniłam go Agaty z pytaniem czy nie zechciałaby zająć się moim pupilem, a ona prawie pisnęła z radości. Kiedy przyjechała by go odebrać, zabrałyśmy torby i wyszłyśmy.
 „No to jedziemy.” pomyślałam, gdy już siedziałyśmy w pociągu.

Oczami Anki.

Mijały dni, było coraz bliżej do świąt. Siedziałam nad książkami i uczyłam się do egzaminów. Pilnie śledziłam poczynanie Skry w Lidze Mistrzów i Plus Lidze. Ze Stambułem zarówno jak z Olsztynem wygrali 3:1.Niestety Aleksa dalej trzymała kontuzja, przez co oboje nie byliśmy w najlepszym humorze. Dziś 15 grudnia, więc powinni już być w Częstochowie. Mam bilety na mecz, ale sama nie wiem czy się wybiorę. Muszę iść na zakupy, nie mam jeszcze prezentów świątecznych, co nie wróży nic dobrego. Zerknęłam w stronę zegarka - 11:00. Okej Aneczko, zbieramy się i lecimy na zakupy. Wrzuciłam na siebie ubranie , włosy spięłam w koka i ściągnęłam Wiktorię na dół. Zjadłyśmy śniadanie w przyjemnej atmosferze i uzgadniałyśmy co komu kupimy.

O dwunastej trzydzieści zawitałyśmy już do Manufaktury. Ludzi było pełno, ledwo można było przemieszczać się pomiędzy sklepami. Pierwszą osobą, której miałyśmy zamiar kupić prezent był Oliwier. W końcu to dziecko i dla niego prezenty są najważniejszą częścią świąt. Obrałyśmy kierunek na Smyka, następnie na 5.10.15, a na koniec do Reserved Kids i Nike. Jedną osobę z listy miałyśmy już odhaczoną, ale co kupiłyśmy to zdradzimy dopiero w święta. Potem przyszedł czas na zakupy dla naszych panów. Przeszłyśmy chyba po wszystkich sklepach.
Bershka, House, Cropp, Diverse, Levi’s, Big Star, C&A, H&M, Adidas, Nike, Sizeer, New Balance, Intersport, Go Sport, Empik, Apart, Yes, Lee, Terranova, New Yorker – to tylko mała lista tego co obeszłyśmy w dzisiejszym dniu. Ale ku zdziwieniu miałam dla wszystkich już prezenty. No prawie wszystkich, bo kupić coś Wiki musiałam bez niej. Po męczącym dniu udałyśmy się do KFC na Crashera, a następnie resztkami sił wyczołgałyśmy się do domu. Wszystkie prezenty wpakowałam do szafy, i nagle wpadłam na świetny pomysł. Pobiegłam do pokoju Wiktorii.
-Kochanie! Pakuj się, za godzinę mamy pociąg!
-Coo?! – popatrzyła na mnie jak na idiotkę
-Spontan! Za godzinę mamy pociąg do Częstochowy. Pojedziemy na mecz chłopaków, zrobimy im niespodziankę. – nie ukrywałam swojej radości.
-W sumie… Za półgodziny widzimy się pod drzwiami! – zeskoczyła z łóżka i zaczęła się pakować.
Poleciałam do siebie do pokoju i podeszłam do szafy. Wspięłam się na palce i sięgnęłam po moją torbę sportową. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy na jutro, jakiś zestaw ubrań, laptopa i kosmetyki. Zbiegłam po schodach na dół , a przy drzwiach już czekała Wiki. Skubanej raz się udało wcześniej wyszykować. Zamknęłyśmy mieszkanie i poszłyśmy na stację.

W Częstochowie byłyśmy o 19:30. Podróż minęła nam szybko i w miłej atmosferze. Każdy już przesiąkł świętami, które zbliżały się wielkimi krokami. Zerknęłam na adres hotelu, który zapisałam sobie na ręce. Pozytywna rzecz była taka, że miałam rodzinę w Częstochowie i przez pewien czas tam mieszkałam, więc orientowałam się w ulicach. W półgodziny doszłyśmy do hotelu. Teraz musiałyśmy wymyśleć podstępny plan jak ściągnąć Alka i Winiara pod ich hotel.
-Do kogo dzwonimy, żeby ich ściągnęli na dół? – dopytywała Wiki.
-Do Mariusza.
Moja przyjaciółka wybrała numer siatkarza. Raz nie odebrał, drugi też, za trzecim razem się udało.
-Cześć Mariusz, mam romans do Ciebie… - powiedziała zalotnie
-…
-Jesteśmy z Anką pod waszym hotelem, jest szansa, że ściągniesz Aleksa i Michała na dół pod jakimś pretekstem? Tylko nie mów im, że przyjechałyśmy.
-…
-Dzięki wielkie.
Rozłączyła się z uśmiechem na twarzy, a zaraz potem poinformowała mnie, że chłopaki lada chwila zejdą. I faktycznie, nie minęło 5 minut jak przez szklane drzwi zobaczyłyśmy naszych siatkarzy z Mariuszem.
-Anka! – krzyknął Aleks, kiedy tylko mnie zobaczył.
Podbiegł do mnie wziął mnie na ręce i zakręcił parę razy wokół własnej osi.  Czułam się jak księżniczka? Zdecydowanie tak! Puściłam do Mariusza oko, i powiedziałam bez dźwięczne „dziękuje”. Zrozumiał, na co uśmiechnął się i wszedł z powrotem do hotelu, zostawiając nasze dwie pary same.
-Co wy tutaj robicie? – zapytał w końcu Winiarski
-Taki mały surprise. – powiedziała Wiki po czym przytuliła się do Michała.
-Chodźmy do środka. – rzucił w końcu Aleks.
Weszliśmy do środka i poszłyśmy z Wiktorią do recepcji wynająć sobie pokój w hotelu. Niestety okazało się, że jedyne wolne pokoje to pokoje małżeńskie. Zdecydowałyśmy się je wziąć. Zaniosłyśmy swoje rzeczy do pokoi, po czym Wiki zamknęła się w swoim pokoju z Michałem, a ja poszłam z Aleksem do pokoju jego i Cupka.
-Cześć Cupko! – powiedziałam na wejściu i rzuciłam się na jego łóżko.
-Anka!? – nie ukrywał swojego zdziwienia, że mnie zobaczył – A ty co tu robisz?
-Przyjechałam specjalnie dla ciebie. – zatrzepotałam rzęsami, po czym wybuchłam śmiechem. – A tak na serio to podejrzewam, że na mecz.
-Nieprawdopodobne… - rzucił ironicznie Aleks.
Wieczór minął nam na wspólnym graniu w karty. Cupko zaproponował, że ten co przegra będzie miał do wyboru jedno z dwóch wyzwań. Obaj Serbowie byli przekonani, że to ja skończę jako ostatnia i już szykowali dla mnie zadania. Oh, jak bardzo się mylili. W końcu na obozach sportowych główną atrakcją jest granie w karty, a przez tyle lat  nauczyłam się to robić perfekcyjnie. Choć na początku nie szło mi tak dobrze. Zawsze kolekcjonowałam pełną talię, ale przy tym zawsze zostawało mi poczucie humoru. Nawet nie sądziłam, że zwykłe granie w karty przyciągnie do mnie tyle wspomnień i tylu śmiesznych akcji z tym związanych. Kiedyś grałyśmy w oszusta w 6 osób. Przed mną 4 osoby położyły trójki, na co ja rzuciłam kolejne cztery trójki. Co lepsze moje koleżanki zorientowały się dopiero po chwili, a tą akcje wspominałyśmy przez kolejny rok. Brakuje mi tamtych czasów, bo miałam zdecydowanie najlepszą drużynę na świecie. Ale wracając, zaczęliśmy grać, i ku zdziwieniu pana Cupkovicia i pana Atanasijevicia to ja wygrałam. Potem przez chwile oni się dogrywali, ale w końcu przegrał Aleks. Każde z nas mogło dać po jednej propozycji zadania do wykonanie, a Serb mógł wybrać którą z nich realizuje.
-W samych bokserkach biegasz po korytarzu drąc się „Grzegorz Brzeczyszkewycz” –zaproponował Cupko.
-Chyba Grzegorz Brzęczyszczykiewicz. -  poprawiłam go.
-Właśnie! – potwierdził moje zdanie Konstantin. – A twoje zdanie to…
Pomyślałam chwilę, po czym zaproponowałam:
-Idziesz spać ze mną, a na jutrzejszym meczu rozdajesz czekoladki na przerwie całej Skrze.
-Hmm… wybór jest ciężki. Jakoś przekonują mnie te bokserki… 
-Dobra! – zaczęłam udawać obrażone dziecko.
-No żartuje! – powiedział po czym przybliżył się do mnie i złapał w pasie.
-Nie. Teraz to sobie Cupka przytulaj. – odepchnęłam go od siebie i czułam jak kąciki moich ust dragują, nie wytrzymując ze śmiechu. – A więc ja idę spać. Dobranoc panom, udanej nocy.
Udałam się do swojego pokoju, wzięłam kosmetyczkę i poszłam wziąć prysznic. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc szybko wyszłam okręcając się po drodze ręcznikiem. W drzwiach stał Aleks.
-Ładnie wyglądasz. – szepnął mi do ucha, kładąc ręce na moich pośladkach.
-Już nie wolisz Cupka? – wypaliłam ironicznie.
-On nie jest tak seksowny.
-A to coś nowego. – zaśmiałam się.
Aleks położył się do łóżka, a ja przez ten czas wróciłam do łazienki, wysuszyłam włosy i przebrałam się w piżamę. Następnie przyłączyłam się do Alka i położyłam się na nim.
-Jak kolana?
-Lepiej. – odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.
-Idziemy spać? – spytałam ziewając po raz kolejny
-Spać? Tak od razu? – poruszył brwiami
-Tak.  – pocałowałam lekko jego usta, po czym położyłam się koło niego wtulona.
Ciężko westchnął, po czym przyciągnął mnie do siebie i pocałował w policzek.

Kiedy obudziłam się Aleksa nie było już przy mnie. Hmm… ale przecież nie mają dziś treningu, bo ten mecz jest dla czystej zabawy. Gdzie on może być...?

____________________________________________________________
Mój internet nas nie rozpieszcza, ale mam nadzieję, że ktoś doceni fakt, że dodaję ten rozdział o 4:43. Dla czytelników "Siatkówką Pisane" wszystko! :D
Jak zwykle prosimy o opinię i czekamy na komentarze ;)

Gorąco pozdrawiamy wszystkich, którzy wciąż są z nami :*
Ania i Wiki.
 

I oczywiście mam nadzieję, że będziecie trzymać kciuki za Skrę w dzisiejszym meczu! Bo my na pewno będziemy :D

środa, 13 lutego 2013

Rozdział 20.

Oczami Wiki.

Usłyszałam pukanie w szybę i musiałam zakończyć pocałunek. Zauważyłam uśmiechniętą twarz przyjaciółki, która przyglądała nam się z błyskiem w oku.

-Wybaczcie, że przerywam, ale chciałabym się jakoś dostać do domu. –wypaliła, wsiadając na tylnie siedzenie.

Skwitowaliśmy wszystko uśmiechem i za moment wyruszyliśmy w drogę do Łodzi. Było chwilę po 17, kiedy dojechaliśmy pod nasz blok.

Michał zatrzymał samochód, a ja dałam znać Ance, żeby poszła beze mnie, więc pożyczyła tylko powodzenia siatkarzowi i wyszła.
-Kiedy dokładnie wyjeżdżacie? -spytałam trochę załamana.
-Za 2 dni. 10 grudnia rano. -popatrzył na mnie.
-Czyli jutro jeszcze masz wolne? –rozpogodziłam się.
-Zgadza się. Co jutro robisz? -położył rękę na moim kolanie.
-O to juz ty powinieneś zadbać. -uśmiechnęłam sie zadziornie.
-Miałem spędzić dzień z Oliwierem, ale mały na pewno będzie zachwycony jak do nas dołączysz. -wyrecytował.
-Cudownie! Stęskniłam się za tym słodkim blondynkiem. -prawie piszczałam ze szczęścia.
-Ma to po tacie. -wyszczerzył się.
-Czy ja wiem... -odpowiedziałam mało przekonana, na co Michał zmierzył mnie wzrokiem. -Szaleje na punkcie każdego Winiarskiego. -wyszeptałam mu do ucha.
-To juz mi się bardziej podoba. -wyczułam gęsią skórkę na jego szyi, którą pieściłam ciepłem mojego oddechu.
-To co zaplanowałeś? -wróciłam na swoje miejsce.
-Obiecałem mu, ze pójdziemy na sanki, a potem na basen. Z Dagmarą nie za często gdzieś wychodzi, dlatego staram się go zawsze zabierać w ciekawe dla niego miejsca. -zakończył z delikatnym uśmiechem.
-Jesteś wspaniałym ojcem, wiesz? Oliwier bardzo cie kocha. Nie myślałeś żeby przejąć na nim opiekę? Przecież małemu byłoby o wiele lepiej z tobą. -przekonywałam go.
-Wszystko świetnie, super...ale nie mogę. Nie myślałem, że kiedykolwiek to powiem, ale siatkówka stoi mi na przeszkodzie. Dużo trenujemy, często wyjeżdżamy i nie poświęciłbym mu tyle czasu na ile ten cudny dzieciak zasługuje. -zacisnął dłonie na kierownicy.
-Może kiedyś będę mogła ci pomoc. –powiedziałam i od razu dostrzegłam błysk w oku Michała.
-Mam wyjątkową dziewczynę. -zachwycił się.
-Wrócimy jeszcze do tego tematu. -uśmiechnęłam się. - Do zobaczenia jutro.
Kiedy już chciałam wysiąść z samochodu usłyszałam "Ekhem" i zobaczyłam nieodłączny gest mówiący, że czeka na buziaka. Wczołgałam się z powrotem do auta, by ucałować policzek Michała, ale on odwrócił głowę tak, by nasze usta sie spotkały.
-Teraz możesz iść. -przygryzł dolną wargę.
-Jesteś niemożliwy. –skwitowałam i wywróciłam oczami.
Zabrałam torebkę i już miałam zamknąć drzwi, ale coś wpadło mi do głowy.
-Masz na teraz jakieś plany? Przecież jest jeszcze tak wcześnie. -obróciłam się wokół własnej osi.
-Jestem zmęczony po meczu i pewnie bym sie położył...-mówił rozwlekle.
-Kto inny pomoże ci sie lepiej zregenerować niż ja? -zapytałam pewna siebie.
-Brzmi kusząco. -powiedział.
-Chodź. -wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
Nie trzeba było go dłużej namawiać. Wyciągnął kluczyk ze stacyjki, trzasnął drzwiami i zamknął samochód, po czym weszliśmy na górę.
-Was to chyba nie można rozdzielić. -skomentowała Anka kiedy weszliśmy do mieszkania.
-Wreszcie powiedziałaś coś sensownego. -zakpij z niej Winiar.
Przez jakiś czas sie posprzeczali, ale po chwili Michał poszedł wziąć prysznic, a my zabrałyśmy się za kolację. Długo zastanawiałyśmy się co przygotować, zaglądając w szafki. Wybór padł w końcu na spaghetti i szybko wzięłyśmy się do pracy. Ania miała zrobić sos, a do moich obowiązków należał makaron. Odpowiadał mi ten mniejszy przydział, bo szybko sie z nim uporałam. Michał w tym czasie opuścił kabinę i zdążył się ubrać. Zabrałam go do łazienki z wanna, czyli do tej mojej i wysuszyłam jego długie włosy. Nie obyło się oczywiście bez kilku pieszczot, ale kiedy skończyliśmy, dołączyliśmy do Ani, która nakładała porcje spaghetti na talerze i posypywała je startym serem. Usiedliśmy razem do stołu i w bardzo przyjemnej atmosferze zjedliśmy posiłek. Bynajmniej wydawała się przyjemna z mojej perspektywy, a oczywiście mogę się mylić, ... ale wydawało mi się, że między Anką a Winiarem jest jakieś negatywne napięcie. Może to moja wybujała fantazja zaczęła działać, ale takie właśnie odniosłam wrażenie. Kiedy już doszczętnie opróżniliśmy nasze talerze, przyjemność zmywania przypadła Ance, a ja zabrałam mojego mężczyznę na górę.
-To co robimy? –rzuciłam się na łóżko i przeciągnęłam.
-Coś mi obiecałaś! –powiedział oburzony.
Skierowałam w jego stronę, pytające spojrzenie, bo naprawdę nie miałam pojęcia co ma na myśli.
-Obiecałaś zregenerować zmęczonego Michałka. –teatralnie posmutniał.
-Kładź się dzieciaku. –nakazałam mu, a sama skierowałam się do łazienki po krem.
Kiedy wróciłam, Michał leżał już bez koszulki na brzuchu, więc mogłam od razu na nim usiąść. Poczułam naglą potrzebę muzyki w moich uszach. Podeszłam do odtwarzacza i wrzuciłam płytę Coldplaya. Oh tak, uwielbiałam ich piosenki. Kiedy z głośników popłynęło „Paradise” i słowa When she was just a girl, she expected the world mogłam zaczynać. Nalałam sobie balsamu w dłonie i dokładnie go roztarłam. Po chwili zabrałam się za właściwą część. Masaż drugiej osoby miałam prawie opanowany do perfekcji. Dawniej często masowałam moje koleżanki z drużyny po wyczerpujących, obozowych treningach. Zwykle były zachwycone i z czasem nawet zaczęłam się tym trochę interesować. Z pomrukiwań mojego siatkarza wywnioskowałam, że również jest zadowolony. Po paru utworach uznałam, że już wystarczy, ale kiedy próbowałam zejść, Michał mnie przytrzymał.
-Jeszcze trochę. –powiedział.
Wywróciłam oczami, ale z uśmiechem wróciłam do poprzedniej czynności. Błądząc dłońmi po jego plecach zaczęłam trochę myśleć. Zastanawiałam się czy będzie z nas coś więcej, czy cała bajka skończy się w najmniej spodziewanym momencie. Życie lubiło mnie zaskakiwać.. szkoda tylko, że z reguły negatywnie. Z drugiej strony nie ma co kusić losu i szybko pozbyłam się tych myśli. Może to co teraz mnie spotyka jest rekompensatą za całe zło. Szczerze liczyłam, że od teraz będzie już tylko lepiej, ale w głębi duszy w każdej chwili byłam przygotowana na jakieś niedogodności. „Przezorny zawsze ubezpieczony” podobno. Życie z Winiarem marzy się wielu dziewczynom i kobietom w tym kraju i na świecie. Dlaczego, więc coś tak pożądanego przytrafiło się akurat mnie? Michał nieustannie powtarzał, że jestem wyjątkowa, ale ja czułam się całkiem zwykła. Właściwie można by mnie pomylić z połową dziewczyn na ulicy. Faktem jest jednak, że od zawsze skupiałam na sobie dużo uwagi. Czasem celowo, czasem nie, ale nigdy nie stałam z tyłu. Właściwie to dość ciekawe zjawisko, ale chyba nie powinnam się nad tym zastanawiać, siedząc na półnagim Michale. Zaśmiałam się w głębi i opadłam na łóżko.
-Nie przestawaj! –oburzył się.
-Bolą mnie już ręce. –odwdzięczyłam mu się.
-I tak jesteś wspaniała. –przyciągnął mnie do siebie.
-Boskie rączki. –pokazałam mu je 5 centymetrów od jego twarzy.
-Wyjątkowe. –opuścił moje ręce, które uniemożliwiały mu przysunięcie mnie jak najbliżej.
-Właściwie to dlaczego ciągle powtarzasz, że jestem wyjątkowa? –podjęłam temat.
-Znasz to uczucie kiedy ciężko ci coś wytłumaczyć, ale wiesz, że tak jest i już? –starał się.
-Chyba.. –patrzyłam odrobinę tępym wzrokiem.
-To się po prostu czuje, ale za to uczucie jestem cholernie wdzięczny. –uśmiechnął się.
-Możesz mi jeszcze coś wytłumaczyć? –zaczęłam.
-No jasne. –oparł się na łokciu.
-Co się stało między tobą, a Anką? –zmieniłam temat.
-Nic. –odpowiedział krótko.
-Nie jestem głupia. Widzę, że za sobą nie przepadacie. –skwitowałam słowa lekkim grymasem.
-Wtedy na tej imprezie u was. Powiedziała coś, co w pewien sposób mocno mnie dotknęło. –zakończył.
-Nie chcę wnikać co. Pamiętasz nasz wyścig..wtedy u ciebie? –wypaliłam.
-Ten w którym oszukiwałaś? –zakpił.
-Ten w którym wygrałam! –podkreśliłam ostatnie słowo.
-Przez podstęp! –próbował się ratować.
-Tak czy inaczej..przysługuje mi jedna prośba, którą musisz spełnić. –powiedziałam dumnie.
-Już się boję. –skomentował.
-Chcę żebyś dogadał się z Anką. Zrób to jak chcesz, ale dojdźcie do porozumienia. Nie chcę, żeby moja najlepsza przyjaciółka i mój chłopak się kłócili, okej? –brzmiałam przekonująco.
-Przecież i tak muszę się zgodzić.. –powiedział zrezygnowany.
-Wiem. –rozpromieniłam się.
-Jednak potrzebuję czegoś na zachętę do działania. –uśmiechnął się dwuznacznie.
-Doprawdy? –dopytywałam się.
-Zdecydowanie. –odpowiedział, a ja pozwoliłam mu błądzić dłońmi pod moją koszulką.

Oczami Anki.


Kiedy tylko weszłam do domu rzuciłam się na sofę w salonie. Byłam wyczerpana samą świadomością, że święta się zbliżają, a ja jeszcze muszę zaliczyć kolokwia. Boże, powiedz mi, czemu te beztroskie lata już minęły? Kiedyś mogłam robić wszystko co chcę, a resztę robili za mnie rodzice. Ugotowali, posprzątali, zapłacili, opiekowali się, zajmowali się wszystkim, a ja co? Musiałam się tylko uczyć, co szło mi wtedy dość opornie, bo byłam przekonania, że na nic mi się nie przydadzą te rzeczy. A teraz co? Jestem zdana na siebie, lada moment kończę 20 lat, potem ślub, praca, dom, dzieci. O nie, nie. Żadnych dzieci przed trzydziestką! Obiecałam to sobie już w liceum. Najpierw kariera – potem dzieci. Zresztą o czym ja mówię… Dziewczyno, masz przed sobą tylko święta do urządzenia, więc nie histeryzuj! Wstałam z niewygodnej sofy i poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Zaraz potem w drzwiach pokazała się Wiki z Winiarem. Trzymali się za ręce, roześmiani i W R E S Z C I E radośni z tego, że są razem. Bardzo cieszyłam się z tego, że Wiktoria wreszcie pozwoliła sobie na odrobinę szczęścia. Ale zastanawiałam się czy to ma przyszłość… W końcu między nimi jest 10 lat różnicy. Ja bym chyba nie dała rady z tak dużą różnicą wieku, ale skoro Wiki to nie przeszkadza to mi tym bardziej. Ba! Cieszyłam się jej szczęściem!
-Was to chyba nie można już rozdzielić… - skwitowałam.
-Wreszcie powiedziałaś coś sensownego. – zakpił ze mnie Winiarski.
Ooo, a więc tak chłopcze pogrywasz? Nie potrafisz śmiać się z samego siebie? No cóż, nasz kochany Michał chyba wszystko musi brać na poważnie. Do tej pory dokładnie pamiętam naszą rozmowę na imprezie.

W kuchni siedzieli Aleks, Zati, Winiar, Cupko oraz Mariusz. Rozmawiali o tym
jak ich partnerki sprawują się w łóżku. No cóż, w sumie nic dziwnego, ale w
jakiś sposób mnie to rozbawiło. Michał zaczął opowiadać o jego stosunkach
z Wiki. Weszłam do pomieszczenia i rzuciłam żartobliwie do niego:
- Ty raczej nie martw się o to jaka Wiki jest, tylko o siebie. Wiek już nie ten.
Puściłam do niego oko, a chłopaki zaczęli się śmiać.

Ale anyway, stwierdziłyśmy z Wiki, że zrobimy spaghetti na obiad. Ooo tak. Umierałam z głodu. Moja przyjaciółka zajęła się makaronem a ja sosem i po 20 minutach jedzenie było gotowe. Zasiedliśmy do posiłku, który minął w dość przyjemnej atmosferze. Winiar odpuścił? Oh, miałam taką nadzieje, bo już mnie nudziły jego dogryzki. Po obiedzie Wiki poleciała ze swoim facetem na górę. No tak Aneczko. Radziłabym, albo wyjść z domu, albo założyć słuchawki i puścić dość głośno muzykę. Wychodzić na ten mróz ochoty nie miałam, więc poleciałam do swojego pokoju po netbooka, słuchawki i zeszłam do salonu. Włączyłam sobie godzinną wersję relacji z Qlimax’u, zaczęłam przeglądać facebooka i twittera. Miałam dość sporo zaproszeń i obserwacji od całkowicie nieznajomych mi osób. Cóż, taka cena jeżeli twoim partnerem jest osoba uwielbiana przez nastolatki. Potem jeszcze zalogowałam się na pocztę, i to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
„Serdecznie informujemy, że pani Anna Brzozowska została przyjęta na miejsce młodszego redaktora działu „Siatkówka w Łodzi” gazety Sportowe Miasto Łódź w razie pytań i dogadania wszystkich warunków umowy prosimy o kontakt pod wskazanym niżej numerem.
Pozdrawiamy, redakcja.”
Nie wierzyłam w to co czytam. Przyjęli mnie! Przyjęli mnie! Od razu zadzwoniłam pod wskazany numer. Po kilku sygnałach usłyszałam w słuchawce niski, miły męski głos.
-Dzień dobry. Nazywam się Ania Brzozowska. Dostałam emaila o pozytywne rozpatrzenie przyjęcia mnie do redakcji. – kiedy wypowiadałam te słowa uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Bardzo mi miło, nazywam się Sebastian Multis. Chcieli byśmy jak najszybciej podpisać z panią umowę. Jest możliwość przyjścia jutro do naszego biura około 16? Adres został podany w mailu.
-Będę punktualnie. – dodałam
-W takim razie, do zobaczenia.
Rozłączyłam się, a moja radość była nie do opisania. Wreszcie zacznę zarabiać sama na siebie! Od razu wybrałam numer do Aleksa, żeby podzielić się z nim tą radosną nowiną. Chociaż… nie, jednak odłożyłam telefon. Pochwalę mu się dopiero w święta. Zamknęłam komputer i poszłam do łazienki zrobić sobie gorącą kąpiel. Zastanawiałam się w tym czasie co kupić poszczególnym osobą na święta oraz najważniejsze, co kupić Alkowi? W mojej głowie nie było żadnego pomysłu. Krawat? Przecież nie chodzi w garniturach! Kubek? Oklapane. Ciuchy? Niezłe, ale nadal nie wiem co dokładnie. Książkę? To był dobry pomysł, ale musiałabym natrafić na jakąś ciekawą. Z rozmyśleń wyrwało mnie uczucie, że woda nie jest już tak ciepła. Przebrałam się w piżamkę i poszłam do swojego pokoju. Na korytarzu minęłam się z Winiarem, który rzucił mi pogardliwe spojrzenie, na co wybuchłam śmiechem. Duży chłopiec – pomyślałam i weszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i byłam wyczerpana. Nastawiłam budzik na 7:00 rano i poszłam spać.

Obudził mnie ciężar na moim ciele. Tak, to Wiki na mnie wskoczyła. Spojrzałam przez okno – zdecydowanie nie było siódmej rano. Śmiem podejrzewać, że była późna godzina wieczorna. Nie myliłam się – 23:45. Jak każdy człowiek po przebudzeniu jeszcze lekko nie kontaktowałam.
-Czego chcesz? – zaczęłam przecierać oczy.
-Kupmy pieska! – odpowiedziała radośnie
-Cooo? – nadal nie dowierzałam w to co słyszę.
-No kupmy sobie pieska. Co ty na to? - uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-W sumie. Fajnie by było mieć takie małe zwierzątko.
-Ustalone!– powiedziała po czym przytuliła mnie i wybiegła z pokoju.
Popatrzyłam jeszcze chwilę w kierunku drzwi i zastanawiałam się czy to nie sen? Nie, to nie był sen, zdecydowanie. Zgasiłam światło i znów poszłam spać.

Obudził mnie budzik. Wstałam i zaczęłam moją codzienną rutynę . Długo dziś zastanawiałam się nad strojem. Musiał być wygodny, a zarazem elegancki. Fakt jest taki, że chciałam zrobić dobre pierwsze wrażenie, ale to jest chyba oczywiste. W końcu ubrałam się i poszłam robić śniadanie. Myślami byłam już na spotkaniu o pracę. Szybko zjadłam swój posiłek, który ledwo przeszedł mi przez gardło, założyłam kurtkę i uciekłam na uczelnie. Polski system medialny, teorie komunikacji społecznej i podstawy prawa. Uff, przebrnęłam przez wszystkie wykłady i jak oparzona wybiegłam ze szkoły. Udałam się pod wskazany adres do głównego redakcji „Sportowe Miasto Łódź”. Biurowiec był ogromny. Co prawda znajdowały się w nim też oddziały innych firm … ale nie mniej jednak, wrażenie wielkie. Weszłam do środka, recepcjonistka przedstawiła mi gdzie mam się udać. Wjechałam na 5 piętro i podążałam korytarzem do pokoju numer 133. Znalazłam odpowiednie drzwi. Zrobiłam wdech, wydech i zapukałam. Usłyszałam miłe „proszę” i weszłam do środka. Gabinet był przestronnie urządzony. Biurko zajmowało znaczną część pomieszczenia, a za nim siedział lekko siwiejący mężczyzna w garniturze o promiennym uśmiechu. Rozmowa przebiegała po mojej myśli, odpowiedziałam na wszystkie pytania, pokazałam moje referencje, ponieważ pisałam już kilka wywiadów w siatkarzami. Spodobałam się panu Sebastianowi i zostałam przyjęta na okres próbny. Miałam pojawiać się w redakcji raz w tygodniu – we wtorki, a wszystkie artykuły mogłam pisać w domu. Pasował mi ten układ. Dogadaliśmy resztę spraw oraz kwestie finansowe (1040 zł na miesiąc. Jak na studentkę bez kwalifikacji i tak zdaję mi się, że to za dużo.) i podpisaliśmy kontrakt. Oficjalnie byłam już pracownikiem gazety, a zaczynam od przyszłego miesiąca. Pożegnałam się z moim przyszłym dyrektorem i wyszłam cała w skowronkach z biurowca.

Kiedy weszłam do domu była już 18:00. Wiki nie było. Wzięłam jogurt z lodówki i poleciałam do siebie do pokoju. Wzięłam kąpiel i rzuciłam się na łóżko. Zrobiłam zdjęcie mojej umowie o pracę i wysłałam MMS do Alka. Musiałam z kimś podzielić się tą wiadomością, a niestety Wiktorii nie było. Zauważyłam, że coraz częściej się mijamy, ale nie mogłam mieć do niej o to pretensji. W końcu każda z nas ma swoje życie. Parę minut później na wyświetlaczu pojawiło mi się przychodzące połączenie od mojego siatkarza. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i chwile później byłam już zasypana gratulacjami od niego. Później jeszcze porozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Dopytywałam się o kolana, które jak twierdzi, bolą trochę mniej, a na koniec pożyczyłam mu powodzenia w meczu z Fenerbahce Stambuł. Kiedy skończyliśmy założyłam słuchawki na uszy i usnęłam przy kojących dźwiękach muzyki Skylar Grey.

__________________________________________________________
Zgodnie z umową rozdział jest krótszy, ale dodany dziś. ;)
Ostatnio odnosimy lekkie wrażenie, jakbyśmy się wypalały. Szczerze i obiektywnie..co o tym sądzicie?
Was też męczy okropna pogoda? My niestety zaczynamy czuć się jakieś chore..nie znoszę zimy.
Oczywiście mamy nadzieję, że rozdział nie zawiódł :D
Gorąco pozdrawiamy. Wiki i Ania ♥