niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 30.

Oczami Wiki.

Weekend bez Anki to istny koszmar. Każda godzina bez przyjaciółki przy boku, sprawiała mi wielką przykrość, a co dopiero trzy tygodnie. Nie wiedziałam co będzie i czy bez niej przeżyję, ale chociaż miałam pewność, że ona jest pod dobrą opieką. Ah ten Pit.. podobno taki cichy, a czasem potrafi być naprawdę szalony. Nowakowski może się też poszczycić tym, że jest niezwykle uparty i zawsze mocno dąży do celu. Leżąc pod kocem w niedzielny wieczór, zastanawiałam się czy mój przyjaciel ma zamiar zawalczyć o Ankę. Aleks w Serbii, ona u niego w mieszkaniu.. miał wolną rękę. Nie wypadało dzwonić i wypytywać się czy już są razem i mam składać gratulacje, ale naprawdę miałam na to wielką ochotę. Kilak razy nawet zdarzyło mi się wziąć telefon do ręki, ale po chwili wybijałam sobie ten głupi pomysł z głowy, a moja komórka ponownie lądowała na stoliku. Uśmiechnęłam się widząc reklamę Monte w telewizji, a po chwili skarciłam się za to w myślach. Może jesteśmy teraz w innym miejscu i innym czasie, ale ten facet nadal wywołuje uśmiech na mojej twarzy. W sumie to byłam ciekawa co u niego, ale jakoś nie potrafiłam zrobić pierwszego kroku. Przekonanie, że to do niego należy ta czynność skutecznie oddalała moją rozmowę z Bartkiem. A ja tęskniłam. Dziwne? Zależy od punktu widzenia. Jest dużą częścią mojego dotychczasowego życia, a pomijając niektóre z wydarzeń, wciąż był moim przyjacielem, którego nie chciałam stracić. Nie wybaczyłabym sobie tego. Nigdy. Wygrzebałam się koca i ruszyłam do kuchni po kolejny kubek czarnej herbaty. Pijąc, łyk za łykiem, przyglądałam się miastu, ogarniętego ciemnością. Dziwił mnie fakt, że nie interesowało mnie, co robi Michał. Tęskniłam do Kurka, myślałam o Ance i Picie, ale nie było ani jednej wzmianki o Michale. Źle się działo. Przestałam wyczekiwać każdego spotkania, znudziłam się monotonią i wcale nie odliczałam dni do zobaczenia go. Nie chciałam niczego przekreślać i zamierzałam się starać, ale czegoś nam brakuje. Namiętności? Stęsknienia? Może Michał uznał mnie za swoją własność i już sobie odpuścił? Dopóki konkurował z Kurkiem był pełen pomysłów, propozycji i najchętniej nie opuszczałby sypialni. A może to mnie bolało? Czułam się wykorzystywana? Niemożliwe. Lubiłam chwile naszego zbliżenia, ale wyraźnie coś zgasło. Płomienna miłość, rozpalająca nas do czerwoności, zmieniła się w pewnego rodzaju lekki płomyk, który ledwo ogrzewał ręce. Zaśmiałam się z tego stwierdzenia i wróciłam do zalegania na kanapie. Polsat Sport zaserwował mi powtórkę jednego z ligowych meczy, więc miałam zajęcie na resztę wieczoru.
-Chociaż tyle dobrego. –powiedziałam do siebie, okrywając nogi kocem.

Obudziłam się nagle, sama nie znając powodu. Nieprzytomnie rozglądałam się po pokoju w poszukiwaniu telefonu. Zegarek wskazywał 8:39. Zaklęłam na głos i jak oparzona wpadłam do łazienki. Prysznic, a następnie szybko do szafy. Ubrałam się w pierwsze ciuchy, które wpadły mi w ręce. Nie przywiązywałam do nich dziś większej uwagi, bo nie mogłam się spóźnić. Dziś profesor Ostaszewski miał mnie porządnie skrytykować za oddany projekt, a nie chciałam dolewać oliwy do ognia. Co to, to nie. Właściwie i tak byłam już martwa, ale pewna cześć mnie była niezmiernie ciekawa słów staruszka. W biegu chwyciłam kilka paluszków, jednocześnie wkładając buty. Zarzuciłam torbę na ramię i błyskawicznie opuściłam mieszkanie. Przekręcając klucz w drzwiach, zrobiło mi się okropnie słabo. Przed oczami stanęła mi ciemność i lekko się zatoczyłam.
-Wszystko w porządku? –usłyszałam znajomy głos sąsiadki.
-Tak. –wzięłam kilka głębokich wdechów. -Zbyt się śpieszyłam. –wytłumaczyłam, podtrzymując się ściany.
Kiedy tylko doszłam do siebie, ruszyłam poprzednim tempem ku uczelni. Przekroczyłam jej mury równo 9:00. Do sali wpadłam trzy minuty później.
-Ooo jest i panna Malinowska. –przywitał mnie staruszek.
-Dzień dobry. –rzuciłam, spuściłam głowę i zajęłam jedno z wolnych miejsc.
-Dobrze, więc wszyscy, którzy być powinni, już są. –wypowiedział i spojrzał w moją stronę, przez co spotkał się z mocno zdziwionym spojrzeniem. –Przez weekend przyjrzałem się na spokojnie waszym projektom. Były bardzo różne, ale w większości poprawne. Jednak nie jestem pewien czy wszyscy zrozumieli, co miały za sobą nieść te szkice. Jest jednak osoba, która odgadła moje intencje i chciałbym pokazać wam tę pracę, choć nie mam tego w zwyczaju. –wygłosił i zwrócił się ku biurku.
Wszyscy wymieniali między sobą zdziwione spojrzenia i niecierpliwie wyczekiwali momentu ujrzenia tego cudownego objawienia.
-O! Tutaj jest. –zakrzyknął staruszek i zaczął rozwijać karton.
Zatrzymało się. Wszystko. Prof. Ostaszewski trzymał w dłoniach rozpostarty portret Kurka. Portret, który wyszedł spod mojej ręki.
-To małe dzieło należy do panny Malinowskiej. –wskazał na mnie ręką.- Autor jest świadomy swoich uczuć. Emocje, ekspresja i prawdziwość skutecznie maskują niekoniecznie idealne kreski. Prostota i naturalność tego portretu są tak lekkie, że chciało by się powiesić taki obraz na ścianie, by móc wpatrywać się w niego w każdej chwili. –głosił bez tchu staruszek, a ja uśmiechałam się pod nosem i usiłowałam stłumić śmiech dłonią. –Od razu widać, że praca jest znakomicie przemyślana, choć może same linie na to nie wskazują. –ponownie się zachwycił, a ja już nie wytrzymałam. Zaśmiałam się na głos, a za moment ukryłam twarz i spuściłam wzrok.
Po tym jak już Ostaszewski zmierzył mnie wzrokiem, dokończył omawianie prac i wystawił oceny, mogliśmy wyjść na przerwę. Ja jednak postanowiłam sprostować kilka spraw.
-Coś nie tak panno Malinowska? –staruszek spojrzał na mnie spod okularów.
-Właściwie to mam kilka zastrzeżeń co do pańskich odczuć, jeśli mogę? –zwróciłam się do niego.
-Ależ proszę. –zachęcił mnie.
-Naszkicowałam to kilka lat temu, jeszcze w liceum. Nie myślałam, bo po prostu stawiałam kreski. Nie miało to nikogo zachwycić. Absolutnie. Narysowałam Bartka z nudów i dla wprawy. Tak wyszło. –wzruszyłam ramionami.
-W takim razie może to świadczyć tylko o jednym. –uśmiechnął się. –Pani uczucia są silne i pewne. Więź? Nierozerwalna. To wszystko tu widać. Wie pani o nim wszystko, ale ciągle chciałaby pani poznawać go od nowa. Później jeszcze raz, a potem kolejne kilka razy. To się tak ładnie nazywa, wie pani? –urwał.
-Jak? –dociekałam.
-Miłość życia. W tym wypadku miłość pani życia. –wyjaśnił mi.
Stanęłam jak wryta. Jakbym wrosła stopami w miejsce, w którym stałam. Otworzyłam lekko usta, by wydać z siebie jakieś słowa sprzeciwu, ale nie dałam rady. Wzięłam torbę i z szeroko otwartymi oczami, bez słowa wyszłam z sali. Do końca zajęć myślałam o słowach profesora. Zaskoczył mnie. Zaczynając od tego, że spodziewałam się nagany, a nie wyróżnienia, a kończąc na tym, że zajrzał mi prosto do serca. Tylko czy się nie pomylił? W sumie to nie miałam zdania w tej kwestii. Nie chciałam go mieć.

Prosto z uczelni wróciłam do domu, zahaczając tylko na chwilę o sklep spożywczy. Siadając na kanapie, wzięłam się za jedzenie serka wiejskiego z miodem. Już pierwsza zjedzona łyżka tego smakołyku nie zwiastowała najlepiej, ale po drugiej byłam już w drodze do łazienki. Po wszystkim wypłukałam usta, umyłam twarz i oparłam się rękami o umywalkę. Nie czułam się zbyt dobrze. Znów. Pomijając kolejną próbę zjedzenia czegokolwiek, położyłam się w swoim pokoju i szczelnie otuliłam się kołdrą.

Kiedy otworzyłam oczy, na zewnątrz było kompletnie ciemno. Wygramoliłam się z cieplutkiego łóżka i skierowałam swoje kroki do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę i usiadłam na blacie, chwytając jabłko w dłoń. Drugą ręką przekręcałam strony jednego z pisemek. Dziwnym przypadkiem trafiłam na artykuł o ciąży, który jeszcze dziwniejszym przypadkiem wyjątkowo mnie zaciekawił. Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość, a ja czytałam co raz szybciej. Moja panika zwiększała się z każdym kolejnym zdaniem, utwierdzającym mnie w przerażającym podejrzeniu. W mgnieniu oka odnalazłam telefon w torebce i wybrałam numer przyjaciółki. Nie obchodził mnie fakt, że zbliżała się północ. Moje obawy były teraz o wiele ważniejsze. W myślach błagałam tego na górze, żeby dawna teza z zepsutą sałatką jednak okazała się prawdą.
-Cholera, Anka odbierz! – zaklinałam przyjaciółkę po czwartym sygnale.
-Halo? –usłyszałam w słuchawce.
-Jakie są typowe objawy ciąży? –wypaliłam wprost.
-Co?! –zszokowało ją.
-Jakie znasz objawy ciąży? –zapytałam spokojnie.
-Ale Wiki czemu pytasz? Nie rozumiem o co chodzi.
-Jakie?! –krzyknęłam podirytowana całym zajściem.
-Boże, nie wiem! Mdłości, zmęczenie, osłabienia.. –wymieniała.
-Cholera jasna. –burknęłam.
-Wiktorio Malinowska wytłumacz mi się w tej chwili! –nakazała.
-Tak pytam. –starałam się wybrnąć, choć zdenerwowanie w moim głosie było wysłyszalne.
-Kłamiesz! Czy ty.. –zaczęła niespokojnie.
-Muszę kończyć. Trzymaj się. –pożegnałam się.
-Nie waż się rozłączyć! –groziła mi przyjaciółka, ale ja zaraz po jej słowach wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
Czy się zdziwiłam? Niekoniecznie, bo już wcześniej coś przewidywałam. Czy byłam przerażona? Cholernie mocno. Pobiegłam do lustra i podniosłam koszulkę.
-Niemożliwe, żeby ktoś tu był. –mówiłam do siebie, głaszcząc brzuch. –Po prostu nie może być. –zapewniłam samą siebie i naciągnęłam koszulkę na biodra.
Krążyłam po mieszkaniu, przechodząc z pokoju do pokoju. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Telefon cały czas dzwonił. Anka usiłowała się do mnie dobić i zapewne oczekiwała wyjaśnień, a zwyczajnie nie miałam na to ochoty. Nie wiedziałam nawet co miałabym jej powiedzieć. Czy mogłam mieć pewność, że jestem w ciąży? Absolutnie nie. Na dodatek nie chciałam nawet dopuszczać do siebie takiej myśli. Tłumaczyłam to sobie na wiele sposobów. Zmęczenie powodowała uczelnia, mdłości nieodpowiednie jedzenie, a zasłabnięcia były konsekwencją zmęczenia. Ewentualnie mogłabym być jeszcze chora psychicznie albo zwyczajnie bałam się zostać matką. Pokręciłam z dezaprobatą głową i weszłam pod prysznic. Nie odważyłabym się zadzwonić do Michała, bo niby co miałabym mu powiedzieć. Do Kurka? Co mu do tego? Chyba że.. Nie. Niemożliwe. Nie prawda. Ale gdyby jednak.. Impreza urodzinowa Anki, a konkretnie noc zaraz po niej. Noc, którą nieświadomie spędziłam z Kurkiem. Oparłam się o chłodne kafelki pod prysznicem i zjechałam po ścianie do pozycji siedzącej. Woda lała się z góry i ogrzewała moje zmęczone ciało, które nie miało na nic ochoty. Dlaczego to zawsze mnie spotyka?

Rano jak zwykle wstałam i ruszyłam do łazienki. Byłam przybita. Każdą czynność wykonywałam dwa razy wolniej i bez większego entuzjazmu. Głowę miałam zajętą myślami. Wczorajsze zdarzenia nie dawały mi spokoju, przez co była byłam całkiem nieobecna. W momencie, kiedy włożyłam szczotkę do lodówki zdecydowałam, że muszę nad sobą zapanować. Co będzie to będzie. Wypiłam mocną kawę, zjadłam rogalik i zaczęłam przeszukiwać szafę. Wkładając obcisły top przemknęło mi przez myśl, że ktoś zobaczy mój okrągły brzuszek. Popadałam w paranoję. Bruch wciąż był płaski i chciałam wierzyć, że jest pusty w środku. Włożyłam na siebie zwiewną oliwkową koszulę ze złotymi, metalicznymi wykończeniami i czarne rurki. Co do obuwia, postawiłam na wysokie koturny, więc podwinęłam nogawki spodni. Chwyciłam torbę w rękę, założyłam okulary na głowę i uprzednio zamykając mieszkanie, wyszłam na uczelnie. Zajęcia zaczynały się dziś od budownictwa ogólnego od 9. Następnie przebrnęłam przez kilka godzin projektowania i zastosowania techniki komputerowej, a na koniec uczyliśmy się o historii architektury. Po całym dniu na uczelni z wielką przyjemnością opuściłam jej mury. Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem i powoli ruszyłam w stronę mieszkania.
-Wiktoria, czekaj! –biegła za mną Agata.
-Co jest? –zdjęłam okulary.
-Świętujemy dzisiaj urodziny Moniki. Taka mała niespodzianka. Wpadniesz? –mówiła bardzo szybko.
-Wiesz… -zaczęłam.
-No proooszę. –błagała mnie.
-Jak mogłabym nie przyjść. –uśmiechnęłam się promiennie.
Agata w odpowiedzi mocno mnie uścisnęła i ucałowała w policzek.
-Wyślę ci smsem co i jak. –oznajmiła i pobiegła zapraszać kolejnych gości.

Kiedy leżałam przed telewizorem z talerzem spaghetti otrzymałam wiadomość ze wszystkimi niezbędnymi informacjami. Wybrałam turkusową sukienkę przed kolano i wysokie granatowy szpilki. Makijaż zrobiłam w przeciągu chwili, bo nie było to nic nadzwyczajnego. Eyeliner, tusz i dwa cienie na powiekach. Wybrałam biżuterię i byłam prawie gotowa. Spryskałam szyję ulubionymi perfumami i przeczesałam włosy rękami. Lekko roztrzepane loki zarzuciłam na odkryte do połowy plecy i uśmiechnęłam się do odbicia w lustrze. Musnęłam usta pomadką i wzięłam torebkę. Wyjęłam z niej wszystkie niepotrzebne rzeczy i byłam gotowa do wyjścia.



Urodzinowa impreza studentów to zazwyczaj nic niesamowitego. Jednak tu było wyraźnie widać, że organizatorzy się postarali. Wynajęli duży klub i DJ’a. Balony, kolorowe światełka, serpentyny i mnóstwo gości. Już na ulicy dało się usłyszeć dudniącą muzykę i okrzyki radości. Zachwycona solenizantka po odebraniu wszystkich prezentów i wysłuchaniu życzeń, weszła na scenę. Po krótkich podziękowaniach, którym towarzyszyło kilka łez wzruszenia, rozpoczęła oficjalnie imprezę i wszyscy zaczęli się bawić.

Muskające mnie po twarzy promienie słońca zmusiły mnie do otwarcia oczu. Leżałam u siebie w łóżku w samej bieliźnie. Przy łóżku leżały rozrzucone ubrania i buty. Przetarłam dłońmi twarz i mocno się przeciągnęłam. Wyjęłam z szafy koszulkę, szorty i bieliznę, po czym ruszyłam do łazienki w celu wzięcia prysznica. Przez całe pół godziny ciepła woda zmywała ze mnie zmęczenie po wczorajszej imprezie i doprowadzała mnie do stanu używalności. W kuchni zaparzyłam sobie kawy i zrobiłam kanapki. Zegarek wskazywał godzinę 14:21, więc nie było najmniejszego sensu wybierać się na uczelnię. Z kubkiem usiadłam przed laptopem i włączyłam Skype. Anka akurat była dostępna i nawet chciałam do niej zadzwonić, ale zadawałaby zbyt dużo pytań, na które nie znałam nawet odpowiedzi. Przejrzałam facebooka, poznałam kilka nowinek ze świata cele brytów, a po wszystkim zdecydowałam się pograć w Counter Strike’a. Buzujące we mnie emocje aż prosiły się by wyładować je grając w strzelankę. W gimnazjum zawsze miałam chody u kolegów ze względu na gry. Potrafiłam naprawdę przez długi czas nie odklejać wzroku od monitora. Tak też postanowiłam zrobić i tym razem przez co bite 7 godzin spędziłam na strzelaniu do członków wrogiego klanu. Po uwolnieniu się od nadmiaru emocji weszłam pod prysznic, który pomógł mi podjąć decyzję. Zamierzałam następnego dnia powiedzieć Michałowi o możliwej ciąży.
Z takim postanowieniem ułożyłam się pod kołdrą. Obiecałam sobie jeszcze, że nie stchórzę i zamknęłam oczy.

Od rana byłam nakręcona. Wszystko przypominało mi o tym co muszę zrobić. Odliczałam godziny do zakończenia zajęć, by tylko móc spotkać się z Michałem. Przechodziłam szybko z sali do sali z nadzieją, że czas zacznie biec szybciej. Na zegarku wreszcie wybiła 17 i byliśmy wolni po tych wszystkich godzinach. Pędem opuściłam uczelnię i ruszyłam do mieszkania Winiara. Wbiegałam po schodach z uśmiechem na ustach. Zapukałam trzy razy w drzi, w których po chwili pojawił się Michał. Na początku nie wydałam z siebie żadnego dźwięku. On też trwał w ciszy, jednocześnie patrząc na mnie ze zdziwieniem. Bez słowa chwyciłam jego rękę i położyłam na swoim brzuchu.
-Możliwe, że za 9 miesięcy będziemy rodziną. –wyrzuciłam w końcu nadal zdyszanym głosem.
-Ale ja już mam swoją rodzinę. –wypalił z grymasem i cofnął dłoń.
Potrafiłam jedynie patrzeć na niego z pustym wzrokiem czekając na jakiekolwiek słowa wyjaśnienia.
-Wróciłem do Dagmary. Ratujemy nasz związek, a to coś miedzy nami.. jest już skończone. Dzięki, że pomogłaś mi zrozumieć, kogo tak naprawdę kocham. Dzięki też, że urozmaicałaś mi noce, kiedy się nudziłem. –uśmiechnął się szyderczo.
-Ja..a..myś…ja.. –dukałam.
-Myślałaś, że mógłby naprawdę zakochać się w takiej głupiej gówniarze jak ty? Naiwna jesteś. –zaśmiała się Dagmara, która w momencie uwiesiła się na michałowym ramieniu. –Myślałaś, że jesteś ode mnie lepsza? Popełniłam błąd, zgadza się. Ale teraz znowu będziemy razem. Tylko we dwoje. Bez ciebie. Nie ma już dla ciebie miejsca w życiu Michała, więc zniknij. –oznajmiła i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
Oni dawno zniknęli z głębi mieszkania, śmiejąc się przy tym na głos, a ja stałam dokładnie w tym samym miejscu co przez ostatnie kilka minut. Nie czułam się zrozpaczona. Powinna być na to przygotowana, bo przecież już od pewnego czasu się psuła. Byłam upokorzona. Okropnie upokorzona przez faceta, który twierdził, że jestem wyjątkowa. Wciąż otępiona ruszyłam powolutku w dół schodów. Dopiero rześkie, wieczorne powietrze mnie otrzeźwiło. Sięgnęłam do szyi i jednym mocnym szarpnięciem, zerwałam naszyjnik, który niegdyś podarował mi Winiar. Teraz nie miał on dla mnie już żadnego znaczenia. Cisnęłam łańcuszkiem przed siebie, ale nadal stałam w miejscu. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Razem z naszyjnikiem, straciłam z życia jedną z bliskich osób. Mogłam jedynie sobie tłumaczyć, że nie było w tym mojej winy. Potrzebowałam teraz kogoś zaufanego. Kogoś, kto otuli mnie przyjacielskim ramieniem i postawi znowu do pionu. Dlaczego Anka musiała być w tym cholerny Rzeszowie? Tak daleko ode mnie. Ostatnim ratunkiem i jedyną nadzieją był Kurek. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę jego mieszkania. Musiałam schować swoją dumę głęboko w kieszeń i odezwać się do przyjaciela. Szkoda tylko, że dopiero taka sytuacja przyprowadziła mnie pod drzwi Bartka.
-Cześć. –wypaliłam, widząc przyjaciela.
-Wiktoria? –Kurek był w szoku.
-Mogę wejść? –zapytałam już prawie mijając go w drzwiach.
-Nie jestem sam. –wyjaśnił, zatrzymując mnie.
-Bartuś coś się stało? –jego ramienia uczepiała się jakaś blondynka.
No co z nimi wszystkimi?! Czy to się komuś wydaje śmieszne?!
-Życzę wam szczęścia. Bawcie się dobrze. –przesłałam buziaka w powietrzu, kierując go do blondynki.
Pokręciłam jeszcze głową, a po chwili rzuciłam się do ucieczki. Nie towarzyszyło mi to samo uczucie, co przy Winiarze. To które mnie teraz dosięgnęło było o wiele gorsze. Łzy od razu polały się po moich policzkach. Chciałam zniknąć, zapaść się pod ziemię. Przeskakiwałam co dwa schodki, by jak najszybciej wybiec z klatki. Jednak na półpiętrze złapała mnie silna ręka siatkarza.
-Puść mnie! –krzyknęłam.
-Co to miało znaczyć, co? –rzucił w moją stronę.
Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Szarpałam się i usiłowałam wyrwać nadgarstek z uścisku Kurka. Ten w odpowiedzi przyparł mnie do ściany i całkowicie odebrał możliwość ucieczki.
-Sama kazałaś mi ułożyć sobie życie. –przypomniał mi.
Zapanowała cisza, w której dało się usłyszeć jedynie nasz przyśpieszone oddechy i głośno bijące serca.
-I właśnie to robię. –kontynuował.
-Dobrze, że chociaż tobie się układa. –powiedziałam sarkastycznie, choć na przekór po moim policzku spłynęła łza.
-Co się stało? –zapytał z troską, ocierając mokry policzek swoim kciukiem.
-Winiarski to przeszłość. Wielka miłość się skończyła. Po prostu koniec. –wyrzuciłam z siebie.
Nie czekając na odpowiedź Bartka, wykorzystałam moment jego zaskoczenia i uciekłam. Tym razem już za mną nie gonił. Został na półpiętrze, wbijając wzrok w ścianę.

Wpadłam do swojego pokoju i zrozpaczona opadłam na łóżko. Dlaczego Anka musiała mieć tę cholerną rację? „Zobaczysz, jeszcze się na nim zawiedziesz.” Te przeklęte słowa nie dawały mi spokoju. Ona wiedziała, wiedziała od dawna. Teraz będzie mogła z pełną satysfakcją powiedzieć: „A nie mówiłam?”. Byłam samotna, a na dodatek zraniona. Jak dziecko, którego rodzice się kłócą, a ono myśli, że to wszystko jego wina. Czy to moja wina, że Wianiarski zabawiał się moim kosztem? Nie dam sobie wmówić, że tak. Jednak jeśli chodzi o Bartka.. częściowo powinnam obwiniać samą siebie. Ruszyłam do kuchni po kubek gorącej czekolady, który miał wyleczyć moje rany. Wyszłam na balkon w moim pokoju i zwyczajnie brakowało mi czyjegoś wsparcia. Nie chciałam jednak dzwonić do Anki, bo tylko by się zdenerwowała, a musi skupić się na praktykach. Usłyszałam dzwonek domofonu. Niechętnie ruszyłam do przedpokoju i podniosłam słuchawkę.
-Tak? –zaczęłam.
-Wiktoria.. –usłyszałam kurkowy głos.
-Idź sobie. –rzuciłam beznamiętnie.
-Wiki, wpuść mnie. –prosił.
-Idź. Wróć do swojej dziewczyny, a mną się nie przejmuj. –nakazałam i pociągnęłam nosem.
Odwiesiłam słuchawkę i weszłam do kuchni do kuchni. Wzięłam łyk czekolady i przetarłam oczy. Tyle sprzeczności. Znowu. Połowa mnie bardzo chciała mu otworzyć, by po chwili był już blisko, ale znowu duma stanęła ponad wszystkim.
Po pewnym czasie dobiegł mnie hałas z zewnątrz. Ktoś wchodził po schodach pożarowych. Po chwili hałas przeniósł się gdzieś w okolice mojej sypialni i to tam właśnie się udałam. Na miejscu ujrzałam Bartka, przechodzącego przez balkonowe barierki. Stałam i patrzyłam jak sprawnie pokonuje przeszkodę, by po chwili już wkroczyć do mojego pokoju. Minął futrynę balkonowych drzwi, które wcześniej przez nieuwagę zostawiłam otwarte. Przyglądaliśmy się sobie z bezpiecznej odległości, ale żadne nie wypowiedziało nawet pół słowa. Byłam zaskoczona jego obecnością, ale jednocześnie chciało mi się krzyczeć z radości. Bartek zrobił niepewny krok w moją stronę, ale po chwili się zatrzymał.
-Co ty tu robisz? –szepnęłam.
-Przyszedłem do ciebie. –odpowiedział.
-A ta twoja blondyneczka? –rzuciłam smutno.
-Chcę być tylko przy tobie. –definitywnie uciął moje wszystkie pytania.
Momentalnie nabrał pewności siebie i szybko się do mnie zbliżył. Uniósł do góry dłoń, jakby chciał otulić mój policzek, ale czekał na pozwolenie. Przytuliłam twarz do jego ręki, a on w momencie dołożył drugą. Dokładnie otulał moje spłakane policzki, a na dodatek oparł swoje czoło na moim. Przymknęłam oczy chcąc nasycić się tą cudowną chwilą spokoju i bliskości. Bałam się, okropnie się bałam, że też mnie zostawi, że zrobi to samo co kiedyś.
-Bartek..-zaczęłam.
-Cii.. daj mi coś powiedzieć. –położył palec na moich ustach. –Kocham cię.
-Ja ciebie też. –odpowiedziałam. –Ale…
-Jest jakieś „ale”? –zapytał przerażony.
-Obiecujesz, że już mnie nie skrzywdzisz? –wyrzuciłam z siebie to, co najbardziej leżało mi na sercu.
-Nigdy. Wiktoria obiecuję, że zawsze będę przy tobie. Nie odejdę. Nie stracę się znowu. Chcę, żebyś była tylko moja. Nie umiem dłużej bez ciebie żyć. Będę zawsze, gdy będziesz mnie potrzebowała. Będę cię pocieszał, kiedy będziesz smutna. Całował, by zakończyć kłótnie i przytulał, gdy będziesz miała mnie dość i będziesz chciała odejść. Będę twoim wsparciem i obiecuję, że już cię nie zawiodę –wymieniał.
-Dość poważne zapewnienia. –powiedziałam z nikłym uśmiechem.
-Bo ty jesteś dla mnie ważna. Najważniejsza. –wyszeptał, unosząc mój podbródek.
Spojrzałam prosto w jego oczy. Piękne, niebieskie tęczówki, który były przepełnione nadzieją i obietnicą na lepsze jutro. Stała przede mną moja przyszłość. Niepewnie zbliżał swoje wargi do moich, jakby nie miał pewności, że jego słowa wystarczająco mnie przekonały. Nie chciałam przyśpieszać tej chwili. Pozwoliłam, aby wszystko działo się w odpowiednim dla siebie czasie. Tworzyła się miedzy nami niesamowita aura. Chyba dopiero wtedy zrozumiałam co to znaczy miłość. Dopiero wtedy pojęłam, kto powinien stać przy moim boku i trzymać mnie za rękę, gdy będzie naprawdę źle. Podobno nie ma miłości bez przyjaźni, ale koło mnie już nie było przyjaciela.. był cudowny facet, który całkowicie mi się oddał. Zakochany bez pamięci, nie dał się zniechęcić moimi grymasami ani nawet tym, że miałam kogoś innego. Czy on też wiedział, że z Winiarem mi nie wyjdzie? Czy po prostu stał z boku i po cichu kibicował, abym w końcu odeszła od Michała? Jedyne czego mogłam być pewna to to, że na pewno bardzo się teraz cieszył.
Czułam jego przyśpieszony oddech na twarzy. Momentami jego wargi spotykały moje, ale jedynie na moment. Napawał się tą chwilą równie mocno co ja. Wyczekiwanie nakręcało mnie coraz bardziej, a stęsknienie połączone z pragnieniem rosło w zastraszającym tempie. W końcu poczułam, że nie wytrzymam już ani chwili dłużej i uprzednio wspinając się na palce, zasmakowałam bartkowych ust. Ciało przebiegł ciepły dreszcz, a język powoli wkraczał na dobrze mu znany teren. Już prawie zapomniałam jak on cudownie całuje. To nasza więź czyniła każdy ruch takim wyjątkowym. Podobno nie ma ideałów, ale każdy może mieć osobę, która jest ideałem w jej oczach. Ja właśnie trzymałam swój w objęciach i wtapiałam palce w wyraźnie dłuższe włosy. Przytrzymywał mnie w talii, jednocześnie coraz bardziej przyciągając do siebie. Nie śpieszyliśmy się. To miało być zapewnienie, że jesteśmy sobie całkiem oddani i należymy do siebie nawzajem. Trwając w pocałunku wolno stawialiśmy kroki w stronę łóżka. Kiedy rozpięłam pierwsze dwa guziki jego koszuli, wyraźnie się ożywił. Podciągnął moją koszulkę, a następnie zdjął mi ja przez głowę i rzucił gdzieś w bok. Podczas, gdy ja rozpinałam już ostatnie guziki, Bartek zsunął ramiączka mojego stanika i zmierzał dłońmi do jego zapięcia. Prawie zerwałam z niego koszulę i pozwoliłam jej opaść na ziemię. Cieszyłam się widokiem jego zdrowego, umięśnionego ciała. Chętnie padałam dłońmi strukturę tego torsu. Kierowałam rękoma coraz niżej, a w momencie, gdy wyciągnęłam pasek z jego spodni, gwałtownie popchnął mnie na łóżko. Opadłam, plecami wgniatając się w pościel, a Bartek znalazł się nade mną. Spojrzał mi w oczy, a gdy dostrzegł w nich pragnienie, uśmiechnął się figlarnie i schylił twarz ku szyi. Pozostawiał drobne, wilgotne ślady na mojej skórze i wciąż mocował się z zapięciem. Widząc, że się niecierpliwi, pomogłam mu je odpiąć i wspólnie odrzuciliśmy mój stanik w kąt. Wyraźnie się cieszył, a sprawianie mi przyjemności dawało mu wiele radości. Jego silne, męskie dłonie ściskały moje żebra, by po chwili sięgnąć do piersi. Przeszyły mnie ciarki, ale ciało domagało się jeszcze więcej pieszczot. Bartek ucałował najpierw moją lewą chlubę, a zaraz po niej, skierował usta do prawej. Wydawałam z siebie ciche dźwięki, dające mu wiele satysfakcji. Doprowadzał mnie szaleństwa nawet bez pozbywania się spodni. Zdawać by się mogło, że wyraźnie słyszał co myślę, bo sekundę później odpiął guzik moich dżinsów. Wolno zsuwał je ze mnie, ukazując przy tym coraz więcej nagich nóg. Całował ich wewnętrzne strony wcale się nie krępując. W końcu i rurki leżały gdzieś, tworząc jedynie kupkę materiału. Niedługo potem dołączyły do nich jeszcze spodnie Bartka, przez co został w samych bokserkach. Ponownie błądził ustami po moim ciele, które zdecydowania rozpalił do czerwoności. Wilgotne ślady na podbrzuszu sprawiały, że prawie krzyczałam z rozkoszy. Pewnym ruchem rozsunął moje nogi i delikatnie je podkurczył. W tym momencie usiadłam i chwyciłam za gumkę jego bokserek. Uznałam, że są mu całkiem zbędne, wiec tak jak pozostałe części garderoby, wylądowały gdzieś na podłodze. Bartek zachłannie wpił się w moje spragnione usta, z powrotem mnie kładąc. Nie przerywając dzikiej rywalizacji języków jedną rękę wplótł w moje loki, a drugą szybko ściągnął ze mnie figi. Podciągnął się do góry i spojrzał na moją twarz. Czekał na pozwolenie. Kiwnęłam głową, ciężko oddychając. Wystarczył tylko jeden ruch bym wydała z siebie jęk zadowolenia. Jednak nie zamierzaliśmy na tym poprzestać. Kurek sprawnie poruszał się w jednym rytmie, obserwując moje reakcje. Wbijałam paznokcie w materac, a plecy nieświadomie wygięłam w wyraźny łuk. Biodra wychodziły na spotkanie Bartkowi, wyczekując kolejnego momentu złączenia w jedno. Pocałowałam go zachłannie, ciesząc się całą zaistniałą sytuacją. Przeniosłam dłonie na jego plecy, na których zostawiłam czerwone zadrapania po mocniejszym pchnięciu, powodując tym syknięcie siatkarza. Przekręciłam nas tak, by całkowicie odwrócić role. Wtedy to ja byłam na górze. Wplotłam ręce we własne włosy i sprawiałam przyjemność Bartkowi. Przyglądał mi się z dzikością w oczach i gorącym pragnieniem na jeszcze więcej. Położył swoje duże dłonie na moich biodrach, co ułatwiło nam w ustaleniu jednostajnego rytmu, w którym nasze ciała chciały tańczyć jeszcze długo. Jednak oboje powoli stawaliśmy się wyczerpani, ale czuliśmy, że moment spełnienia jest już blisko. Osiągnęłam szczyt rozkoszy na chwilę przed Bartkiem, wydając z siebie głośny okrzyk, możliwe, że odrobinę zbyt głośny. Opadłam na jego klatkę piersiową, która poruszała się w zastraszająco szybkim tempie.
-Ktoś tu nie ma kondycji, panie sportowiec. –zaśmiałam się.
-Jesteś niesamowita. –powiedział zdyszanym głosem.
-Tylko nigdy mi nie mów, że jestem wyjątkowa, błagam. -skrzywiłam się.
-Kocham cię. –zamknął mnie w swoim szczelnym, silnym uścisku.
-Też cię kocham, Kurek. Bardzo. –powiedziałam i zsunęłam się z niego.
Bartek otoczył mnie umięśnionym ramieniem, które dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Chciałam się nim jeszcze nacieszyć, ale zmęczenie mi na to nie pozwalało. Wiedziałam, że będę miała jeszcze mnóstwo czasu do spędzenia z Kurkiem, więc z uśmiechem na ustach zamknęłam oczy. Pocałował mnie w głowę, a już po chwili czułam jego oddech na karku i słyszałam ciche pochrapywanie. Zasnęłam cholernie szczęśliwa, nie żałując niczego w życiu.

Przebudziło mnie delikatne głaskanie po plecach. Otworzyłam oczy i odwróciłam się w stronę Kurka. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Gorąco mnie pocałował na dzień dobry.
-Długo nie śpisz? –zapytałam, widząc, że nie jest zaspany.
-Już trochę. –odparł.
-To dlaczego mnie nie obudziłeś? –robiłam mu wyrzuty.
-Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę jesteś przy mnie. –rozmarzył się.
-To, że cię kocham, nie oznacza, że nie jesteś głupi! –wytknęłam mu ze śmiechem.
-Nigdy nie znudzi mi się słuchanie tego, w jaki sposób wypowiadasz te dwa słowa. –przysunął mnie do siebie.
-Kocham cię? –uniosłam brwi.
-Owszem. –ucieszył się.
-Kocham cię. –usiadłam na nim okrakiem. –Kocham cię. –pocałowałam jego lewy policzek. –Kocham cię. –ucałowałam prawy. –Kocham cię. –pocałowałam go w czoło. –Kocham cię. –złożyłam delikatny pocałunek na nosie. –Bardzo cię kocham. –powiedziałam i cieszyłam się smakiem jego ust.
-I będziemy się już teraz tak codziennie budzić? –zapytał z nadzieją.
-Kiedyś na pewno. –odpowiedziałam.
-Kiedyś? –powtórzył jakby przestraszony moimi słowami.
-Póki co mieszkamy w dwóch różnych miejscach. –wytłumaczyłam mu i założyłam włosy za ucho.
-Zamieszkaj ze mną. –rzucił jak z automatu.
-Bartek, nie szalej tak. –zaśmiałam się. –Dajmy sobie czas. Niech wszystko rozwija się swoim tempem. A jak już jesteśmy przy czasie to która jest tak właściwie godzina? –zapytałam.
-Trochę po dziewiątej. –oznajmił i przeciągnął się.
-A czy ty przypadkiem nie masz być na siłowni o dziesiątej? –spojrzałam na niego karcąco.
-Możliwe..coś tam mi się obiło o uszy. –wyszczerzył się.
-Idziesz. –ogłosiłam i zeszłam z niego.
-Nie idę. –założył ręce na piersi.
-Nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu, siatkarzyku! –udawałam złość.
-Dobra. Ale jak wrócę to nadal będziesz moja, prawda? –rzucił, co wywołało u mnie śmiech.
-Będę twoja już zawsze. –obiecałam i pozwoliłam by nasze usta znowu się połączyły.
-Chyba jednak trochę się spóźnię. –powiedział, przerywając pocałunek.
-A co na to Czerednik? Musisz być w formie. –rzuciłam, a on nachylił się nade mną.
-Chrzanić go. –wypalił bez chwili zastanowienia i przeniósł usta na moją szyję, a ręce na biodra.

Oczami Anki.

W samochodzie panowała dość dziwna atmosfera. Raz się śmialiśmy, a raz trwała całkowita cisza przy której się niezwykle krępowałam i popadałam w melancholię. To chyba nie tak powinno wyglądać coś co na pozór przypomina związek. Ale zaraz zaraz, jaki związek? Przyjaźnimy się… choć nie. Przyjaźnią tego też nie nazwę, bo przecież sypiamy ze sobą. Matko, w co ja się wplątałam. Nie wiem czemu, ale mam takie dziwne uczucie i odczuwam przy tym człowieku pewien minimalny dyskomfort. To nie jest już to co kiedyś. To nie są już te beztroskie czasy, kiedy biegaliśmy zakochani ze splecionymi dłońmi i nie przejmowaliśmy się opinią innych. To też nie jest już ten sam Piotrek. On jest dorosłym facetem, który wie czego chce w życiu. Powinnam dać mu szansę, jestem tego świadoma, ale … czy to na pewno jest to czego chcę?
-Wstawaj śpiochu! – poczułam jak ktoś mną potrząsa.
Leniwie otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jesteśmy już w Rzeszowie. Zatrzymaliśmy się przed osiedlem wysokich i dość nowoczesnych bloków. Było około pierwszej w nocy. Ciemność przepełniała dzielnice, a na ulicach nie było żywego ducha. Można powiedzieć, że z jednej strony czułam radość. Odkrywałam nowe miejsce i będę się nim zachwycać przez pewien czas. Z drugiej zaś bałam się co mi przyniesie przyszłość i nowe otoczenie. Wysiadłam pewnym krokiem z samochodu i podeszłam do tylnej części pojazdu chcąc zabrać swoje walizki.
-Nie będziesz niczego dźwigała. Ja to wezmę. – odsunął mnie od bagażnika, a sam wziął wszystko na „własne plecy”.
Ohh, gentleman. Nie to jednak nie dla mnie.
-Daj moją torbę. – wyrywałam mu swoje rzeczy z miną jak u małej dziewczynki.
-Odpuść sobie starań. – wystawił język i zamknął bagażnik.
Eh, okej. 1:0 dla niego. Jest silniejszy. Szłam za nim po schodach z lekko nie przytomnymi oczami i starałam się nie potknąć o własne nogi. W końcu zatrzymaliśmy się na jednym z pięter, a Pit zaczął otwierać zamek w drzwiach. Po chwili byłam już w środku mieszkania. Było przytulne i ładnie urządzone. Hol był jasny i przestronny, wręcz idealny jak na jednego lokatora, którym jest do tego mężczyzna.
-Czuj się jak u siebie. – wymruczał mi do ucha.
Odważniej weszłam w głąb mieszkania. Zapaliłam światło w salonie i niemal zamarłam. Cała jedna ściana salonu była zapełniona pucharami, medalami i zdjęciami na podium z różnych imprez. Po drugiej stronie stała biała skórzana sofa, a naprzeciwko niej duży plazmowy telewizor, pod którym na małej komodzie stały … zdjęcia z czasów liceum. Podeszłam bliżej i wzięłam do rąk jedno z nich. Byliśmy tam razem, w czwórkę. To było na jakiejś polanie, trzymaliśmy się za ręce i wszyscy byliśmy uśmiechnięci od ucha do ucha. Wzięłam następną ramkę z fotografią … Ja i Wiktoria siedziałyśmy na pomoście nad jeziorem, a w tle było widać Bartka z Piotrkiem. Oh, pamiętam to jak dzisiaj. Chwile później wylądowałyśmy obie w wodzie, a nasi panowie musieli się ładnie natrudzić, żebyśmy im przebaczyły. Obejrzałam wszystkie zdjęcia i poczułam jak po moich policzkach spływają łzy. Jedna, druga, trzecia. Chciałabym wrócić do tamtego życia. Do beztroskiej zabawy, do życia tym co jest teraz.
-Widzę, że się salon podoba. – odwróciłam się i ujrzałam Piotrka opierającego się o futrynę drzwi.
-Tak. – powiedziałam obcierając resztki łez. – Będzie mi się tu dobrze spało.
-Ja nadal proponuje ci swój pokój. – uśmiechnął się zalotnie.
-Nadal utrzymuje swoją wersje. – podeszłam do niego z uśmiechem wymalowanym na twarzy. – Salon mi się bardzo podoba.
Piotrek delikatnie musnął mój policzek, a następnie oprowadził po reszcie domu. Rozpakowałam swoje rzeczy we wskazane wolne miejsce w szafie i sama się sobie dziwiłam, że jednak w ciągu 2 dni podjęłam tak spontaniczną decyzję.

Powoli przystosowywałam się do nowego lokum. Niestety zostały mi nawyki z mieszkania w Łodzi. Próbowałam szukać włącznika do światła po lewej stronie, chociaż dobrze wiem, że Piotrek ma je po prawo. Myliłam drzwi od pokoi, a klucze zawsze chciałam zostawiać na nie zmaterializowanej szafce pod lustrem w holu, przez co nie raz zostałam wyśmiana i nagrodzona gromkim ironizmem pana Nowakowskiego. Minął weekend i nastał pierwszy dzień moich praktyk. Stresowałam się. Stresowałam się tak bardzo jak na maturze. A co jeżeli nawalę? Nie zaliczą mi praktyk. A jak nie zaliczą mi praktyk, to nie zdam I roku studiów. Oj, Anka! Co się martwisz. Jak coś zostaje ci alternatywa, np. Mc Donald, albo konserwator powierzchni płaskich. Aż się wzdrygnęłam. Nie no dziewczyno, nie wolno ci tak myśleć! Idziesz na podbój świata! Zostaniesz sławną dziennikarką, będziesz jeździć po świecie, pisać artykuły, robić wywiady ze sławnymi ludźmi, po prostu będziesz robić to co kochasz.
-Wstawaj dziennikareczko! – usłyszałam głos Pita i leniwie otworzyłam jedno oko.
-Która jest? – przetarłam oczy.
- Dziewiąta. – zaśmiał się.
-Co!? – podniosłam się na równe nogi.
Cholera! Mam pół godziny, żeby przygotować się do pracy. Niczym burza zerwałam przygotowane wcześniej rzeczy z wieszaków i jeszcze szybciej pobiegłam od łazienki. Purpurowa bokserka, czarne rurki i biały żakiet to było to. Wygodnie, a za razem elegancko. Delikatny makijaż i już mogłam wychodzić z domu. Nagle poczułam wielkie dłonie na moich biodrach.
-Ślicznie wyglądasz. – pieścił wargami moją szyję.
-Nieważne to jak wyglądam. – pokręciłam głową. – Ważne, żeby mnie nie wylali i zaliczyli praktyki.
-Jesteś profesjonalistką w tym co robisz. – uśmiechnął się lekko. – Wypiszą ci pewnie przesłodzone referencje jak to Resovia ma w zwyczaju.
-Czyli nie mam się czego obawiać? – spojrzałam mu w oczy.
-Ze mną nigdy nie masz czego.
Powoli schylił się nad mną i delikatnie wbił w moje usta. Z jednej strony miałam ochotę przerwać mu, odwrócić się i wyjść. Z drugiej, brakowało mi bliskości i wiedziałam, że nie mogę zrobić tego człowiekowi, którego znam tyle lat. Po chwili jednak on przerwał, a w jego oczach widziałam coś… jakby radość? Daje mu szczęście. Daje mu radość. Dlatego też nie mogę nic zrobić z obecną sytuacją, która jest niemoralna, ale za razem pociągająca. Pojechaliśmy na halę Podpromie. Już od wejścia mi się tu spodobało. Jasne ściany ozdobione medalami, wielkie plansze zawodników, którzy kiedyś tu grali. Chluby tego klubu i najważniejsze z najważniejszych – puchary Mistrzów Polski.
-Brakuje tu jeszcze jednego pucharu. – spojrzał na pustą gablotę. – Będziemy mistrzami sezonu 2012/2013. Zrobię, to dla ciebie.
-A kto powiedział, że ja tego chce? – przekomarzałam się z nim.
Spojrzał na mnie spod byka i już otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale w odpowiedniej chwili dodałam.
-Żartowałam przecież. – wykonałam swój najładniejszy uśmiech.
Wygiął usta w ustępliwym grymasie i razem udaliśmy się do kierowniczki biura, która będzie moim szefem przez najbliższe 3 tygodnie. Lekko zapukałam do drzwi, wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.
-Dzień dobry. – uśmiechnęłam się przyjaźnie i podeszłam do biurka.
Kobieta siedząca za biurkiem w ogóle nie pasowała do moich wcześniejszych wyobrażeń. Na oko miała czterdzieści parę lat i około 20 kilo nadwagi. Jej blond włosy opadały niedbale na twarz, a sama nie sprawiała wrażenia zbytnio miłej.
-Tamara Szewczyk –wyciągnęła rękę w moim kierunku.
-Anna Brzozowska.
Gestem nakazała mi usiąść, a znad okularów popatrzyła złowrogo.
-Piotrusiu, a ty nie powinieneś być na treningu? – uniosła brew do góry. – Pani Anna zdaje się być już duża i nie potrzebuje trzymania za rączkę.
Piotrek tylko prychnął i wyszedł ze śmiechem z pokoju. Zostałam sama, z osobą na pierwszy rzut oka chcącą mnie ukatrupić.
-A więc, 3 tygodniowe praktyki tak? – spojrzała na mnie, splatając swoje dłonie ze sobą.
-Tak. – wydukałam przestraszona.
-Dziennikarstwo sportowe?
-Owszem.
-Zapraszam za mną. – wstała z krzesła i podeszła do drzwi.
Udałam się za nią, szłyśmy w ciszy korytarzem, aż w końcu zatrzymałyśmy się przy drzwiach z tabliczką „biuro klubu”. Bez pukania weszła do pokoju, w którym były 3 biurka i 2 pracowników popijających kawę.
-To jest Anna. Nasza praktykantka. Przez 3 tygodnie macie jej pomóc wdrożyć się w pisanie artykułów i sporządzaniem dokumentacji klubowej. Mam nadzieję, że się na was nie zawiodę. – oznajmiła surowym głosem. – A ty Anno, codziennie stawiasz się w pracy o 10:00, a kończysz o 17:00. Dokumenty dla ciebie do podpisania dostał już Piotrek.
Odwróciła się na pięcie i wyszła z pomieszczenia. Zostałam sama z nowymi ludźmi. Wdech i wydech.
-Cześć. – wygięłam usta w skromny uśmiech.

-I jak się podoba w nowej pracy? – dopytywał Piotrek przekręcając klucz w zamku.
-Niech te 3 tygodnie miną jak najszybciej. – wywróciłam oczami.
-Aż tak źle? – zaśmiał się.
-W sumie da się przeżyć, ludzie z biura bardzo fajni. – rzuciłam się na sofę w salonie. – Ale ta kierowniczka. O Jezu.
-Pani Tamarka? – nie powstrzymywał śmiech.
-Nie mów mi nawet o niej. –rzuciłam go poduszką.
Przebrałam się w dres i rozsiadłam wygodnie na kanapie. Cały wolny wieczór, odpoczynek. Chwile później zjawił się przy mnie Piotrek z… bam bam bam gitarą.
-Znalazłem. – wypiął dumnie pierś.
-Zgubiłeś gitarę? – uniosłam brew do góry. – To tak się da?
-Ani trochę nie śmieszne.
Zaczął grać pojedyncze akordy, a zaraz potem połączył je w jedną rytmiczną całość. Muzyka wydobywana z instrumentu oplatała mnie i przenosiła w zupełnie inny świat. W świat młodości.
-Poznajesz tą melodię? – zagadnął
Wsłuchałam się głębiej… o tak! Znałam ją!
-No nie wierzę, że jeszcze to pamiętasz. – roześmiałam się.
-Czekaj jak to szło...
Cichy grał, a zaraz potem dołączył do tego słowa piosenki.

„To już tyle lat
Z wiatrem i pod wiatr
Przed siebie
Czy to jeszcze ja?
Nie wiem

Tylko bądź
W każdy dzień i każdą noc
Niech miłości płonie stos
Niech zapłonie z nami świat
Zapłonie z nami świat

Tylko bądź
W każdy dzień i każdą noc
Niech miłości płonie stos
Niech zapłonie z nami świat
Zapłonie z nami świat.”

Piotrek wyglądał tak młodo i radośnie. Uwielbiałam to w nim, w skrytym na pozór mężczyźnie, w który buzuje tyle emocji i które odkrywa przy bliskich osobach. Dokładnie pamiętam kiedy pierwszy raz mi zaśpiewał tą piosenkę. Jak strasznie się bał mojej oceny, czy go nie wyśmieje, czy nie odrzucę, czy nie posądzę o bycie wrażliwym chłopcem piszącym piosenki dla swoich dziewczyn i nie wyrzucę ze swojego życia. Dziś jest inaczej. Teraz jest odważny oraz świadomy zamiarów i celów swojego postępowania. Wygląda jak człowiek, który ma wszystko uporządkowane w swoim życiu i dopięte na ostatni guzik. Wiedział, że uronię łzę przy słowach tej piosenki. Że powrócą do mnie czasy, kiedy byłam szczęśliwa. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak ten człowiek dobrze mnie zna.
-Masz ładniejszy głos niż kiedyś. – obtarłam malutką łzę spływającą po policzku.
Uśmiechnął się jedynie lekko i przybliżył do mnie. Oparłam się o jego tors i wsłuchiwałam w bicie serca. Zaraz potem poczułam lekkie muskanie skóry przez nos dwumetrowego mężczyzny. Podniosłam delikatnie głowę, żeby na niego spojrzeć, a chwilę później ciepłe usta wbiły się w moje. Nie potrafiłam się temu oprzeć. Osiadłam na nim okrakiem i zatraciłam się całkowicie w namiętnym pocałunku. Usta Cichego były wszędzie, a mnie aż roznosiło od środka. Ostatkiem sił namówiłam Piotrka na pójście do sypialni. Rzuciliśmy się na łóżko, a słodki ciężar Nowakowskiego chwilę później wbijał mnie w łóżko.

Pikanie telefonu obudziło mnie w środku nocy. Mozolnym ruchem wystawiłam rękę na szafkę nocną i po omacku szukałam telefonu. W końcu znalazłam, zrzucając przy tym kilka rzeczy i budząc Piotrka. Na wyświetlaczu pokazało mi się zdjęcie Wiktorii. Czego ona u licha chce w środku nocy?
-Halo? – powiedziałam zaspanym głosem.
To co usłyszałam w tym momencie totalnie zbiło mnie z tropu, a Piotrek tylko przypatrywał się mi z nieobecnym wzrokiem.
-Mdłości, zmęczenie, osłabienie. – wymieniałam to co mi ślina na język przyniosła, a Cichego oczy w tej chwili prawie wyszły z orbit.
-WIKTORIA!
Wiedziałam, że już krzyczę do powietrza, rozłączyła się. W co ta dziewczyna się znowu wpakowała?
-Co jest? – dopytywał Nowakowski.
-Wiki chyba jest w ciąży.
-Oby tylko nie z Winiarem. – podsumował i opadł z powrotem na poduszkę.
-Jak by Kurek był ojcem, to nie ma co płakać. Oby tylko nie Winiar. – potwierdziłam jego słowa i próbowałam się dobić po raz kolejny do Wiktorii.
Nie odbierała. Bezskutecznie tkwiłam kilkanaście minut z telefonem w ręku chcąc dowiedzieć się czegokolwiek. Ale to była Wiktoria. Ona zawsze ma swoje zdanie.
-Daj mi ten telefon. – wyrwał mi urządzenie z ręki Piotrek.
-Ale…
-Idź spać. - przykrył mnie kołdrą po czubek nosa i ucałował w czoło. – Dobranoc.

Kolejne dni mijały mi w podobnym harmonogramie. Wstawanie, praca, powrót do domu, obiad, chwila relaksu i spanie. Piotrek wczoraj wyjechał na ostatni mecz wyjazdowy w tym sezonie do Kędzierzyna – Koźle. Tłuką się o tego mistrza Polski już od 2 tygodni. Jutro starcie tytanów i wszystko się okażę - czy już mogę do Pita mówić „Mistrzu” czy muszę poczekać jeszcze jeden mecz. Wróciłam do domu jak zwykle o 17:30. Rozpakowałam wszystkie zakupy i układałam w szafkach kuchennych. Od Wiktorii nadal nic nie wiem, odpuściłam. Wysłała mi tylko sms, że wszystko jest w porządku, pod kontrolą i mam się nie martwić. Ale jak tu się nie martwić o osobę, która jest mi bliska jak siostra. Jestem świadoma tego, że od zawsze była rozważna i wie co robić ze sobą w życiu. Wiem, że jeżeli jest w ciąży będzie kochała to dziecko najbardziej pod słońcem i nie pozwoli go skrzywdzić, a jeśli okaże się to tylko fałszywym alarmem, pójdzie do klubu i przy paru mocniejszych trunkach sama siebie zacznie ostrzegać, aby się lepiej zabezpieczać. Zbliżał się wieczór, rozsiadłam się wygodnie na kanapie i odpaliłam laptopa. Przejrzałam większość portali społecznościowych, aż nieszczęśliwie trafiłam na stronę plotkarską. Aż huczało od informacji, że Atanasijević jest już wolny. Przeglądałam jedną informację po drugiej nie mogąc znieść ukłucia w sercu. Natknęłam się na wywiad do jednego z portali siatkarskich. Przesłuchałam na spokojnie o opowieściach zakończenia sezonu na jedynie 5 miejscu, aż w końcu padło kolejne pytanie, które zwalił mnie i moją psychikę na dno.



„-To jeszcze ostatnie pytanie, fanki i portale zasypują nas informacjami o zmienię statusu pana związku. Czy jest to prawda? Oczywiście, jeżeli to zbyt prywatne nie musi pan odpowiadać.
-To nie jest żadna tajemnica. Tak, rozstałem się z moją dotychczasową dziewczyną.”





Zaczęłam płakać. Moje policzki pokrywało morze łez, a sama nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie czemu się tak ze mną dzieje. A jednak, chyba pewna odpowiedź nasuwała mi się na myśl. Ja nie jestem gotowa na mężczyznę, który chce się ustatkować i nie buja w obłokach. Brakuje mi czegoś w Picie. Nie jest takim szalonym człowiekiem jakim był Aleksandar. Kiedy przypominam sobie te wszystkie romantyczne momenty i zwykłe codzienne sytuacje przy których uśmiech nie schodził mi z twarzy nie mogę pogodzić się z myślą, że opuścił mnie tak fantastyczny człowiek. Z Piotrkiem jestem w takim układzie w przyzwyczajenia i z wielkiego szacunku do tego człowieka. Ale czy ja dobrze postępuje? Czy nie powinnam walczyć o związek z Aleksem? A może jednak powinnam poddać się i mieć nadzieje, że wróci kiedyś dawne, silne uczucie do Pita?


____________________________________________________________________
NIESPODZIANKA! Tak z okazji (lekko spóźnionego) dnia dziecka ;)
Czas na komentarz odautorski. Szczerze? Niesamowicie za wami tęskniłyśmy. Oceny staramy się wyprowadzić na prostą, ale na pewno nie jest to jeszcze wymarzona sytuacja. Do napisania rozdziału zmotywowały nas komentarze pełne zrozumienia i wsparcia, za które jesteśmy wam niezmiernie wdzięczne. Cieszymy się, że ktoś był z nami przez ten ciężki okres, a tych którzy zwątpili "gorąco pozdrawiamy" :)

Mamy oczywiście nadzieję, że nie wyszłyśmy z wprawy i rozdział się wam spodoba. Może i jest to swojego rodzaju brazylijska telenowela, ale tak wyglądała nasza wizja i tak będziemy ciągnąć tę historię dalej. :D

PROŚBA!
Na koniec mamy wielką prośbę. Nie czekamy na milion komentarzy. Nie mamy na co liczyć po takiej przerwie i zdajemy sobie z tego sprawę. ;)
Jednak prośba wygląda następująco: Pragniemy, aby każda osoba, która przeczyta rozdział, pozostawiła po sobie w komentarzu.. cokolwiek :D Uśmiech, kropkę, link do swojego opowiadania. Naprawdę cokolwiek.
Nie chcemy aby ktoś wychwalał nasze opowiadanie czy pisał nie wiadomo jakie komentarze. Jesteśmy jedynie ciekawe do jakiego grona osób trafia to, co piszemy i ilu mamy czytelników. ;)
Jeśli jednak ktoś będzie miał ochotę podzielić się z nami swoimi wrażeniami i da znać, co myśli.. to będziemy niesamowicie szczęśliwe ;)
Gorąco pozdrawiamy! ♥ /Ania i Wiki.

PS. Zapraszamy do lajkowania ;) Siatkówką Pisane on facebook