niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 27.

Oczami Wiki.

-Słucham?! –poderwałam się na równe nogi.
-Dobrze słyszałaś! Ten człowiek nie dawał mi spokoju! Był gorszy niż baba! Wydzwaniał i żalił się, że nie wie co zrobić, ale zawsze powtarzał, że cię kocha. –opowiadał.
-Ale skąd pomysł z oświadczynami?! –nie do końca wiedziałam jak powinnam zareagować.
-Tłumaczył sobie, że tylko w taki sposób uwierzysz mu, że chce się ustatkować. Obiecał sobie, że nie spojrzy nawet na żadną inną kobietę, jeśli będzie jakakolwiek szansa, żeby cię odzyskać. –mówił.
-Co on sobie myślał do cholery! –usiadłam, chowając twarz w dłoniach.
-Nie myślał. Zakochał się i stracił głowę. –objął mnie ramieniem Pit.
-Dlaczego dopiero teraz? –szlochałam.
-Wcale się nie cieszysz, prawda? –dociekał Cichy.
Pokręciłam głową.
-Ale kochasz go, tak? –pytał dalej.
Tym razem odpowiedziałam mu pewnym skinieniem głowy, wycierając łzy.
-I nie chcesz ich przyjąć? –zdziwił się.
-Nie potrafię. –rzuciłam, zabrałam torbę i pędem opuściłam mieszkanie.

Byłam jak mała bezbronna dziewczynka. Dziecko, które nikomu nie zawiniło, a cierpi najmocniej. Ostatnimi czasy było ciężko, ale teraz cios mnie już powalił. Wewnątrz leżałam na ziemi i liczyłam, że wszystko ułoży się samo. Oh przecież nic samo się nie wyjaśni. Muszę w końcu wyjść na prostą, wyrwać się z tej plątaniny. Czułam się okropnie zmieszana, a kiedy dotarło do mnie, że myśl o oświadczynach mnie cieszy, nic już nie rozumiałam. Naprawdę nie byłam w stanie odgadnąć czego pragnę. Czy mogłabym teraz do niego pobiec i powiedzieć „tak”? Nie. Absolutnie nie. Na chwilę obecną nawet nie wyobrażałam sobie, że mogłabym spędzić resztę życia z Kurkiem. To by był po prostu kolejny błąd, którego oboje byśmy żałowali, a ja okropnie obawiam się pomyłek. Może ja się po prostu nie nadaję do związku? Skoro nie potrafię wybrać między nimi to może nie jestem warta żadnego? Zaczęło mnie już poważnie nudzić to wieczne rozdarcie. Zadawałam pytania, na które tylko ja mogłam odpowiedzieć, a jednak nie potrafiłam. Czyżby jednak dało się uciszyć rozgadaną Wiktorię Malinowską? Jak widać wystarczy jej podać na tacy dwóch cudownych mężczyzn z karteczką głoszącą „Wybierz.”. A może niepotrzebnie dramatyzuje? Po prostu będę się nadal zachowywała tak jakby Pit nic mi nie powiedział. Kurek miał się oświadczyć. Planował to, ale jednak tego nie zrobił. Znakiem tego nie ma żadnego problemu ani też kolejnej wyczekiwanej odpowiedzi. Pozwoliłam, aby na moje usta wpłynął uśmiech i wymachując torebką ruszyłam w stronę mieszkania.

Jedyne na co miałam ochotę tego wieczora to popłynąć z moją przyjaciółką rzeką alkoholu. Nie do końca wiedziałam, czy miałam powód do świętowania, czy pragnęłam zalać smutki, ale w Polsce podobno każdy powód jest dobry, żeby sięgnąć po wódkę. Wchodząc do mieszkania nie zdawałam sobie jednak sprawy w jakim stanie zobaczę Ankę. Była zapłakana, a na jej policzkach utworzyły się ciemne strużki płynącego tuszu do rzęs. Spuchnięte powieki ukrywały zaczerwienione oczy, w których wciąż stały łzy. Nie musiałam długo jej namawiać, aby zwierzyła mi się z problemu. Spodziewałam się różnych przyczyn… Ale cholera jasna, nie przypuszczałbym, że rozpadnie się jedna z pozornie najlepiej dobranych par! Otworzyłam szeroko usta ukazują tym wielkie zdziwienie. Zamurowało mnie. Miałam w tej chwili gdzieś samą siebie. Moja przyjaciółka była wrakiem. Mimo, że starała się być twarda i nawet ironicznie żartowała to ból był wypisany na jej twarzy. Zbyt dobrze ją znałam, by mogła mnie oszukać wymuszonym uśmiechem. Długo musiałam ją namawiać, żeby jeszcze starała się zawalczyć. Nie mogła go stracić z tak błahego powodu..a właściwie to bez powodu! Wszystko było wytworem wyobraźni Aleksa. Czy ja nigdy nie zrozumiem ich logiki?
-A ty gdzie dziś byłaś? –zapytała wycierając policzki.
-Tu i tam… Widziałam się z Pitem. –blado się uśmiechnęłam.
-I co tam u naszego kochanego Cichego? –dopytywała się.
-A tak sobie rozmawialiśmy. Norma. –rzuciłam.
Nastała między nami cisza. Obie wpatrywałyśmy się w ruch uliczny i dzieci na placu zabaw. Nie miałyśmy sobie już nic do powiedzenia? To nie tak. Po prostu są w naszym życiu osoby, które wiedzą, kiedy należy milczeć.
-Bartek chciał mi się oświadczyć. –wypaliłam.
-Zaraz… Jak to chciał Ci się oświadczyć? –uśmiechała się nikle.
-Po prostu… Stwierdził, że to będzie najlepszy sposób pokazania, że chce się ustatkować. –upiłam łyk z jej kieliszka.
-Wiktoria to wspaniale! –chwyciła mnie w objęcia przyjaciółka.
-Wcale nie. –odepchnęłam ją od siebie ze skwaszoną miną.
-Przecież obie wiemy, że go kochasz. A śmieszny Winiarski? Rzuć tego gnojka. –prychnęła.
-Przestań! –oburzyłam się.
-A co, nie jest tak? Przestaniesz w końcu udawać okłamywać samą siebie? Zachowujesz się jak dziecko. Bartek to świetny chłopak i cię kocha! Przyjechał z tej cholernej Rosji tylko dla ciebie. Opamiętaj się dziewczyno i wreszcie zobacz komu naprawdę na tobie zależy. –wyrzuciła z siebie.
-Ale on mnie zranił.. –broniłam się.
-A Michał nie? –pytała.
-Nie. –odpowiedziałam niepewnie.
-Na pewno? Nigdy? –drążyła temat.
-No może raz czy dwa..-utkwiłam wzrok z ziemi.
-Co zrobił? –chwyciła mnie za dłonie.
-Ostatnio..on…słyszałam…jak..cholera. –otarłam łzę z policzka. –Powiedział Dagmarze, że wciąż ją kocha.
-A co ty na to?
-Na początku płakałam jak głupia, a potem na imprezie zapewniał mnie że jestem jego jedyną. –usiłowałam pozbierać się do kupy.
-Kłamliwy dupek. –mówiła przez zaciśnięte zęby.
-Nie wiem co mam ze sobą zrobić. –załamałam ręce.
-Winiar może właśnie pieprzy swoją byłą żonę, a ty się jeszcze zastanawiasz?! –dla niej sytuacja była chyba jasna. –Kurek teraz siedzi i na ciebie czeka. Czeka już bardzo długo, a ty raz za razem wystawiasz go na próbę. Wrócił, jest przy tobie od zawsze i możesz na nim polegać. To cudowny mężczyzna! Nie jedna chciała by go mieć. –westchnęła.
-Na przykład ty? –rzuciłam ironicznie.
-Co? –uniosła brew.
-Skoro jest taki wspaniały to może sama go sobie weź? Ty jesteś wolna, on też. Może mała powtórka z liceum? –zaśmiałam się sarkastycznie.
-Gadasz od rzeczy. –machnęła ręką.
-Powtórka z rozrywki. –zakpiłam z niej.
-Nie zamierzam tego drążyć dalej. –rzuciła i wstała.
-Jasne! Uciekaj tak samo jak on! Pasujecie do siebie! –wykrzyczałam, a za moment zalałam się łzami.
Powinnam przestać rzucać słowa na wiatr. Nie myślę, ja od razu działam. W efekcie siedzę skulona na chłodnej, balkonowej posadzce i przytulam kolana do piersi. Co się dzieje w moim życiu.. Posądzam nawet najbliższą przyjaciółkę przynależność do wrogiego mi obozu. W rzeczywistości ona chce dla mnie dobrze. Tyle tylko, że ja nie umiem się pogodzić z jej wyborem. Zebrałam swoje resztki godności z ziemi, otarłam oczy i weszłam do salonu. Anka kręciła się w kuchni. Tylko przez moment podniosła na mnie wzrok, ale widać było, że nie jest okazem szczęścia. Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam.
-Przepraszam, mała. –wychlipałam do jej ucha.
-Wiem, wiem. –pogłaskała mnie po włosach.
-Ja nie chcia…
-Spokojnie. –pocałowała mnie w czoło jak matka. -Dlaczego kobiety muszą tak cierpieć przez facetów? –zapytała nie odrywając się ode mnie.
-Są tym mniej rozwiniętym gatunkiem..musimy im wybaczać. –zażartowałam.
-Może wyrzucimy wszystkich z naszego życia? –zaproponowała.
-Nie! Do czegoś mogą nam się jeszcze przydać. Wiesz..chcę mieć kiedyś dzieci. –westchnęłam dwuznacznie.
-Chodźmy już lepiej spać. –powiedziała przez śmiech Anka.
Pociągnęła mnie za rękę na górę, po czym obie poszłyśmy się wykąpać. Po dniu pełnym wrażeń nie miałam nawet najmniejszych trudności z zaśnięciem.
Rano wstałam bez pomocy budzika. Na zewnątrz było jeszcze ciemno, ale to nie dziwne o tej porze roku. Zerknęłam na telefon, który wyświetlał godzinę 6.34. Skoro mój organizm dawał mi znać, że jest już wypoczęty to zamierzałam jakoś spożytkować dodatkowe godziny dnia. Nie padał deszcz, nie leżał śnieg, nie było też mrozu. Wszystko wskazywało na to, że mój pomysł będzie miał szansę się zrealizować. Włożyłam luźne, szare, dresowe spodnie i bokserkę. Na wierzch ubrałam jeszcze termiczną bluzę, a włosy upięłam w wysokiego kucyka. Wyciągnęłam z dna szafy moje buty do biegania i łapiąc jedynie kilka łyków wody po drodze, opuściłam mieszkanie. Marcowy chłód uderzył mnie w twarz, ale wcale mnie tym nie zraził. Dzielnie zaczęłam truchtać w stronę mojego ulubionego parku. Miasto powoli budziło się do życia. Minęło mnie kilku ludzi, ale wszyscy mieli tę samą smętną minę. Wyglądali jak zmęczeni życiem i przytłoczeni monotonią. Codziennie ta sama droga do pracy, te same zajęcia, te same obowiązki. Może powinnam być wdzięczna za te wariacje w moim życiu? Przynajmniej coś się dzieje. Zaśmiałam się na głos, przez co spotkałam się ze zdziwionym spojrzeniem starszej pani wyprowadzającej psa. Spuszczając głowę i kryjąc uśmiech pobiegłam dalej. Z każdą kolejną minutą mój oddech coraz bardziej przyśpieszał, a mięśnie zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Jednak to nie jest już ta kondycja co kiedyś. Rozglądałam się w poszukiwaniu ławki, a wtedy moje oczy dostrzegły coś na co serce zabiło szybciej. Kurek ze słuchawkami w uszach przebiegał dwie ścieżki dalej. Nie myśląc, schowałam się za pokaźnym drzewem i nerwowo obserwowałam jak się oddala. Widział mnie? Na pewno nie. Po chwili ruszyłam dalej, czując buzującą od adrenaliny krew w żyłach. Jednak Anka miała rację. Zachowywałam się jak dziecko. Kiedy całkowicie straciłam Bartka z pola widzenia, ponownie zatraciłam się w szumie drzew. Ciszę przerywał co jakiś czas trzask gałęzi, albo plusk wody z tamtejszego, małego, sztucznego wodospadu. Poza tym nie działo się w parku nic szczególnego, ale właśnie takiego spokoju było mi najbardziej potrzeba. Stawiając kolejne kroki i wymachując rękami w ustalony rytm, mijałam kolejne alejki, czując jak wszystkie problemy ze mnie spływają.
-Unikasz mnie? –powiedział ktoś nade mną.
Stanęłam jak wryta i zobaczyłam przenikliwe oczy, wpatrujące się we mnie.
-Skądże. –powiedziałam z lekko wymuszonym uśmiechem.
-To co to była za akcja z drzewem? –uniósł kąciki ust.
-Wiesz..no…ten… -jąkałam się.
-Jasne. Wiktoria wiem co było, ale nie chcę się kłócić. Mam nadzieję, że między nami wszystko okej. –chwycił mnie za łokieć, co wywołało przyjemny dreszcz przemierzający całe moje ciało.
-Kurek..przecież wiesz, że nie umiem się długo gniewać. –odparłam.
Żadne z nas nie chciało dokładnie analizować słów wypowiedzianych tamtego dnia. Pragnęliśmy to zakopać w odmętach pamięci. Czuliśmy się z tym głupio? Teoretycznie nigdy nie powinno dojść do takiej rozmowy między dwójką długoletnich przyjaciół, a jednak. Spoglądaliśmy na siebie i uśmiechaliśmy się, nie wiedząc co powiedzieć. W pewnym momencie Bartek gwałtownie przykucnął, klękając na jedno kolano.
-Co ty robisz?! –spanikowałam.
-Wiążę but. –odparł ze niezrozumieniem w głosie.
Miałam ochotę uderzyć się otwartą dłonią w czoło..mocno. Obawiałam się, że wyjmie pudełeczko i zada to cholerne pytanie, na które w filmach zawsze odpowiada się „Tak.” W geście obronnym ruszyłam biegiem w stronę mojego bloku. To nie był byle jaki bieg.. jeden z lepszych sprintów w moim życiu. Bartek nie mógł nic wiedzieć. Nie miał pojęcia, że jego najlepszy przyjaciel zdradził mi jego plany. Dlatego stał w osłupieniu i obserwował jak od niego uciekam. Znowu..
Po przekroczeniu progu mieszkania ledwo łapałam oddech. Oblana potem ruszyłam w stronę łazienki i uprzednio zrzucając z siebie mokre ubrania, weszłam pod prysznic. Chłodna woda dawała moim mięśniom wielką ulgę. Stałam pod strumieniem z zamkniętymi oczami, bijąc się z myślami. Krople roztrzaskiwały się na moim ciele, a ja zastanawiałam się co by było, gdybym po tamtej nocy postąpiła inaczej. Co by się teraz działo? Może nie uznałabym swojego życia za porażkę. Opuściłam kabinę i w ręczniku zmierzałam ku garderobie. Zdecydowałam się ubrać dużą, bordową bluzę, ciemne dżinsy i czarne conversy. Rozczesałam włosy, nałożyłam odżywkę i wyszyłam je. W międzyczasie zerknęłam na plan zajęć, który był dziś mi wyjątkowo przyjazny. Zajęcia zaczynałam za godzinę, więc miałam wystarczająco dużo czasu na wszystko. Po zrobieniu delikatnego makijażu, zeszłam do kuchni i stanęłam przed otwartą lodówką. Starałam się znaleźć coś zjadliwego, ale nie było w czym wybierać. Ewidentnie przydałoby się zrobić zakupy, ale to już innym razem. Chwyciłam jogurt, musli i moją ulubioną miskę z kotem. Usiadłam przed telewizorem i włączyłam wiadomości. Strzelanina, bezrobocie, Tusk, Kaczyński i walka o władzę, czyli standard. Kiedy właśnie byłam w trakcie zagłębiania się w politykę odezwał się mój telefon. Miałam jedną nową wiadomość.
„I tak będziemy musieli kiedyś porozmawiać.” –napisał Bartek.
Nie wiedziałam co odpisać. Parę razy zaczęłam nawet wciskać odpowiednie klawisze z literami, które układały się w całe wyrazy, ale szybko je kasowałam. Porozmawiać o czym? Jednak nie było okej? Chyba się przeliczyłam. Zegarek wskazywał już 8.37, a ja biegiem ruszyłam do łazienki. Umyłam zęby, włożyłam kurtkę, zabrałam torbę, wcisnęłam się w conversy i pędem opuściłam mieszkanie. Oh tylko ja mając tyle nadprogramowego czasu, potrafię się spóźnić.
„Brawo Wiktoria.” –skrytykowałam się w myślach.
Godziny mijały, a ja tylko przechodziłam od sali do sali. W każdej z kolejnych zajmowałam to samo miejsce, w ostatnim rzędzie. Nie miałam dziś zamiaru brać czynnego udziału w zajęciach. Leżąc na ławce, przeglądałam facebooka i wiele portali plotkarskich. Nie uznawałam ich za dobre źródła informacji, ale potrafiły wywołać u mnie uśmiech. Tak po prostu. Kiedy znałam już wszystkie nowinki ze świata celebrytów, rozpoczęłam bezsensowne szperanie w telefonie. Przejrzałam wszystkie zdjęcia, wiadomości, pliki, a nawet pograłam w Angry Birds. Jednak jedna z notatek wyjątkowo przykuła moją uwagę. Byłam w niej fotografia, a na niej ja, Anka, Cichy i Bartek. Trzymaliśmy się za ręce i szeroko uśmiechaliśmy. Pod zdjęciem znajdował się napis: „Przyjaciół masz na całe życie.” Widząc to zaszkliły mi się oczy. Notatka musiała być bardzo stara, ale dzięki temu, że przez te lata nie zmieniałam karty pamięci, jakoś się uchowała. Wspaniała pamiątka. Wpatrywałam się w ekran i uśmiechałam wspominając ten okres, bo przecież o to w tym wszystkim właśnie chodzi. Byliśmy sobie niezastąpieni, najbliżsi, najważniejsi. Tęsknię za moim przyjacielem. Głośnym westchnięciem, zwróciłam na siebie uwagę wszystkich studentów. Profesor tylko pokręcił głową, a za moment znów uparcie starał się nas czegoś nauczyć. Zabrzmiał dzwonek i mogliśmy opuścić salę. Czekały mnie jeszcze jedne zajęcia, ale naprawdę nie miałam nawet najmniejszej ochoty się na nie wybrać.
„Pani Wiktoria Malinowska jest proszona do gabinetu Dziekana.” –zabrzmiał skrzeczący głos, starej sekretarki.
Ciekawe co tym razem.. Przewiesiłam torbę przez ramię i ruszyłam we wskazane miejsce. Idąc schodek za schodkiem starałam się domyślić czego staruszek może ode mnie chcieć, ale nic konkretnego nie przychodziło mi na myśl.
-Dzień dobry. –powiedziałam słodko, przekraczając próg.
-Ooo dzień dobry. –usłyszałam w odpowiedzi.
-Chciał mnie Dziekan widzieć? –zapytałam.
-Tak, zgadza się. Widzisz młoda panno ilość twoich nieobecności jest niepokojąca. Wiesz jak bardzo szanuję cię jako studentkę, dlatego nie jesteś mi obojętna. Wszyscy tu widzą w tobie prawdziwy talent. Nie chcemy, abyś to zaprzepaściła. –mówił.
-Niech Dziekan wybacz, ale to chyba moja sprawa, co robię ze swoim życiem. –powiedziałam nie do końca tak miło jakbym chciała.
-To nie tak. –oznajmił i podszedł do mnie.
-Więc jak? –rzuciłam.
-Niektórzy ludzie są wyjątkowi i należy to docenić na tyle prędko, zanim to stracą. Unikatowość może wygasnąć i wtedy stajemy się nijacy. –dawał wykład, podprowadzając mnie do okna.
O czym ten staruszek mówi?! Na stare lata zdziwaczał? Chwilę temu karcił mnie za nieobecności, a teraz to. O co mu chodzi?
-Należy dostrzegać najdrobniejsze nawet gesty, aby pojąć wielkie piękno. –wyrzucił, kiedy staliśmy już przy samej szybie.
-Ja przepraszam, ale nie mam pojęcia o czym Dziekan mó…
Zamurowało mnie. Na dole, na dziedzińcu stali ludzie, trzymając kartki w dłoniach. Wiele kartek składało się na jedną literę, a kilka liter tworzyło wielki napis „PRZEPRASZAM.” Na podeście stał Winiar i spoglądał w moją stronę. To było piękne. Po raz kolejny łzy zebrały mi się pod powiekami i prowadzona impulsem, przytuliłam staruszka.
-Oh! –krzyknął. –Wy młodzi jesteście tacy pełni życia. –zaśmiał się.
-Ale mnie Dziekan w kręcił! –oburzyłam się, ale nie przestawałam się uśmiechać.
-Męska solidarność. –puścił do mnie oczko. –Idź już, no idź! –zachęcał mnie.
Nie musiał mnie długo namawiać. Biegiem opuściłam pokój i przeskakując co dwa schodki zmierzałam w dół.


Oczami Anki.

Stałam jak wryta i wpatrywałam się pusto w samotne i opuszczone życiem mieszkanie. Chyba do mnie nie dotarło to co właśnie powiedział. Serio? Czemu zawsze ja mam takiego pecha?! Nigdy tego nie pojmę, dlaczego jeżeli coś mi się zaczyna układać, ktoś na górze jak by stwierdził, że mój przydział szczęścia się właśnie skończył i teraz trzeba mi dokopać. Jak już się zacznę zbierać, to wtedy podkopie pod mną jeszcze większy dół. Ktoś jest mi w stanie powiedzieć gdzie w tym wszystkim jest sens i logika? Dostajemy takiego farta, żeby potem wszystko skończyć. Tak nagle… Tryskała ze mnie nienawiść, ale sama nie wiedziałam do kogo. Do mnie? Do Aleksa? A może na los? Za dużo tego wszystkiego. Życie zrobiło sobie ze mnie laleczkę voodoo i cały czas patrzy jak się staczam. Zrzuciłam wszystko ze stołu, krzycząc przy tym jak człowiek ze schizofrenią. Dawałam upust emocjom, tłucząc przy tym całą zastawę. Kiedy zobaczyłam roztrzaskane na podłodze kawałki szkła, wpadłam w jeszcze większy płacz. Resztkami sił powstrzymywałam się od wpadnięcia w rozpacz i posprzątałam kuchnię. Poszłam do łazienki i wzięłam kąpiel, a potem szybko wskoczyłam w luźny dres. Wróciłam do kuchni, a z lodówki wyjęłam wino przygotowane na dzisiejszy wieczór. Wyszłam na balkon i nalałam sobie kieliszek alkoholu. Próbowałam sobie to wszystko przemyśleć… Co teraz zrobić, jak żyć, co dalej ze sobą począć. Łzy spływały mi strumieniami po policzkach, a w mojej głowie utwierdzało się przekonanie jak wielkim dupkiem jest w takim momencie Aleks, skoro nie potrafił mi zaufać i tak bardzo mnie zranił. Nie wybaczę mu tego. Oh, głupia. Najchętniej rzuciłabyś mu się na szyję i błagała o to, żebyście do siebie wrócili, ale twoja wewnętrzna duma nie pozwala Ci na to.
-Ej,Mała. Co ty tu tak siedzisz? –weszła na balkon Wiki.
Odwróciłam głowę w jej stronę, a ona dostrzegając rozmazany tusz na mojej twarzy i czerwone oczy przybrała zmartwioną minę.
-Co jest? – usadowiła się koło mnie.
-Jestem wolną kobietą. Od jutro zakładam partię feministyczną i zmieniam orientacje seksualną. – zaśmiałam się sarkastycznie. O zgrozo, było ze mną źle.
-Chcesz powiedzieć, że…
-Tak, pan Aleksandar zniknął z mojego życia. – wcięłam się jej w pół zdania.
Nie dowierzała. Opowiedziałam jej wszystko po kolei, a po wielu matczynych radach ze strony Wiktorii postanowiłam przyznać jej rację, że porozmawiam jeszcze na spokojnie z Aleksem i wszystko sobie wyjaśnimy. Tak, zrobiłam to dla świętego spokoju, bo dobrze wiedziałam, że nie chcę mieć w najbliższym czasie z tym człowiekiem nic do czynienia. Potem Wiktoria zaczęła zdradzać mi szczegóły swojego wieczoru. Była u Pita, rozmawiali ze sobą i nagle BUM! Informacja która dotarła do mnie w opóźnionym tempie.
-Zaraz… Jak to chciał Ci się oświadczyć? – lekki uśmiech rysował się na mojej twarzy.
-Po prostu… Stwierdził, że to będzie najlepszy sposób pokazania, że chce się ustatkować. – wzruszyła ramionami.
No nie wierze. Nasz Bartuś, podrywacz-wyrywacz, który żyje chwilą i nie obawia się co będzie jutro chce się ustatkować. Świat staje na głowie. Potem niestety zaczęłyśmy się trochę sprzeczać… Cóż ja niestety mam swoje zdanie na temat pana Winiarskiego i jego związku z Wiktorią. Nie był odpowiedni dla niej, ale ona chyba cały czas tego nie widzi.

Obudziłam się leniwie podnosząc głowę z wygodnej poduszki. Byłam nie do życia. Spojrzałam w kierunku zegarka na szafce nocnej. Kilka minut po dziewiątej. Cholera, muszę się zbierać. Robię dzisiaj grzeczność Mariuszowi i jadę na jedną ze szkolnych hal w Łodzi popstrykać zdjęcia dzieciakom na turnieju, zorganizowanym przez jego fundację. W sumie dość fajny dzień może się zapowiadać. Poszłam do łazienki, w miarę się ogarnęłam i założyłam na siebie czarne rurki, czerwoną bluzę a do tego białe conversy. Do torby wrzuciłam aparat i wyciągnięte z dna szafy Asicsy, na zmianę na halę. Oh, tak dawno ich nie miałam na sobie, a przeszły ze mną tak wiele. Ostatni raz miałam je na sobie wchodząc na najwyższy stopień podium w Mistrzostwach Polski Juniorek. Mimowolnie uśmiechnęłam się i wspomniałam ten jakże beztroski i szczęśliwy dla mnie czas. Zbiegłam po schodach na dół i pognałam na autobus. 20 minut później byłam już w hali. Dzieciaków było multum i zaczynały już rozgrzewkę. Przeszłam głównym korytarzem budynku w poszukiwaniu Mariusza. W końcu w jednym z licznych pokoi znalazłam go.
-Cześć. – przywitałam się sympatycznie
-Ania jak dobrze, że jesteś. – położył rękę na moim ramieniu.
-Co jest? – zaśmiałam się.
-Widzisz… Jedna z dziewczynek nie ma pary do gry na dwójkach, a ty grałaś więc… - zrobił swój firmowy uśmiech numer trzy i zatrzepotał teatralnie rzęsami.- Nie można przekreślić jednego szczęśliwego dnia w życiu młodego sportowca.
-Rozumiem, że mam z nią zagrać? – roześmiałam się
- Jakbyś była tak miła. – odwzajemnił mój uśmiech.
-Bardzo chętnie, ale nie mam przy sobie rzeczy.
-To nie jest problemem.
Podszedł do jednej z szafek i wyciągnął krótkie obcisłe czarne spodenki i ochraniacze. Następnie z pudła wyciągnął jedną z firmowych koszulek fundacji i wszystko mi wyręczył. Wzięłam od niego rzeczy i wywróciłam oczami.
-Mam u ciebie wielki dług wdzięczności. – uściskał mnie.
-Nawet nie wiesz jak wielki. – pokazałam cały rząd ząbków.
Udałam się do szatni i szybko wskoczyłam w ubrania na zmianę. Włosy związałam w kitkę i poleciałam na halę. Przyglądałam się jak dzieciaki bawią się siatkówką, ale zarazem rywalizują ze sobą w czysto sportowy i uprzejmy sposób. Dobrze pamiętam, ile radości i satysfakcji dają mecze rozegrane na poziomie mini siatkówki. Pierwszy etap przygody ze sportem, która może przerodzić się w wielką pasję, a nawet w sens życia. Było ich naprawdę dużo, ale przypomniał mi się pewien cytat znanego siatkarza : „Na początku zaczyna trenować 20 osób, potem zostaje tylko 10, a na samym końcu pozostaje jeden lub dwóch”. Oh tak, dokładnie tak jest. Mariusz podbiegł do mnie i zaciągnął w stronę jednej z samotnie stojących dziewczynek. Mała miała około 170 cm wzrostu, czyli w sumie nie była taka mała, bo sporo wyższa ode mnie, brązowe długie włosy związane w koka i zmartwienie wymalowane na twarzy.
-Zuzia, to jest Ania. Zgodziła się, żeby zagrać z tobą. – przedstawił mnie Szampon.
-Hej, jestem Ania. – wyciągnęłam radośnie rękę do dziewczynki.
-Zuzia. A pani … umie grać w siatkówkę? – spytała z lekkim zakłopotaniem w głosie.
-Ania grała w jednym z lepszych klubów w Polsce i zdobyła niejeden tytuł. – zaprezentował moją osobę Mariusz.
-Ale super! Ale ja cię kojarzę skądś… - zamyśliła się na chwilę. – Już wiem! Ty jesteś dziewczyną Aleksa. – zaklaskała w ręce i podskoczyła do góry.
-Tak, właśnie to ja. – odpowiedziałam zakłopotana. Cóż, chyba nic innego nie mogłam powiedzieć.
Znów powróciły do mnie wczorajsze myśli i to co się zdarzyło. Tak, już nie jestem tą szczęśliwą dziewczyną Aleksa. Jestem smutną Anką. Wracamy do szarej rzeczywistości w której nie odgrywam większej roli.

Cały dzień spędziłam na hali rozgrywając wiele meczy. Oh, czułam jak bardzo brak formy daje mi o sobie znaki. Gdzie te czasy kiedy grał siedem, na siedem dni w tygodniu i nie odczuwałam większego zmęczenia? Eh, starość nie radość. Bilans meczy z Zuzą wyszedł dość dobrze, tylko dwa przegrane a reszta wygrana. Młoda była bardzo gadatliwa i sympatyczna. Nie wypytywała mnie o Aleksa, tak jak sądziłam, że zrobiła jakaś napalona fanka, ale wspomniała tylko, że do siebie pasujemy. Trudno było mi słyszeć takie komentarze, ale trzymałam swoje emocje w środku i nie pozwoliłam im się uwolnić. Grałyśmy z Zuzką ostatni mecz o 3-4 miejsce w całym turnieju. W drugim secie prowadziłyśmy już 16:13 aż nagle… Skoczyłam niefortunnie do bloku i spadając skręciłam kostkę. Ty na górze! Serio, aż tak lubisz się bawić moją osobą!? Znajdź sobie łaskawie jakiś inny obiekt do śmiechu i skończ kopać wreszcie pod mną wielkie dziurska! Zuzka szybko pobiegła po Wlazłego, a ja zeskoczyłam na jednej nodze z boiska. Niestety walkowerem musiałyśmy oddać mecz, przez co było mi niezmiernie smutno, że młoda nie zdobędzie medalu. Mariusz szybko schłodził mi nogę a następnie pomógł przejść do gabinetu/pokoju się przebrać.
-Masz dziewczyno fart. – śmiał się ze mnie kiedy już dotarliśmy na miejsce.
-Nie śmiej się. Już taka jestem. – odwzajemniłam uśmiech.
-Kaleka. – puścił oko. – Zostawiam Cię samą, jak się przebierzesz to odwiozę Cię.
-Nie trzeba, poradzę sobie. – wyszczerzyłam się.
Wyciągnęłam z torebki telefon i spojrzałam na zegarek. 19:20, no to ładnie mi cały dzień minął. Zadzwoniłam do Piotrka i spytałam, czy jest w stanie przywieźć mnie do domu, bo niestety doznałam kontuzji. W odpowiedzi usłyszałam, że mam być gotowa, bo za 10 minut pod halą. Przebrałam się szybko i pokuśtykałam na salę. Odnalazłam wzrokiem moją współzawodniczkę Zuzę i pogratulowałam pięknej gry z jej strony, a za razem przeprosiłam, że przez mnie nie zdobędzie medalu. Chwilę potem stałam już przed budynkiem czekając na Pita. Nim się obejrzałam podjechał swoim czarnym Audi q7 i wysiadł witając się ze mną.
-A tobie co znów? – zaśmiał się widząc mnie kuśtykającą.
-Kostka. –spojrzałam na niego spod łba.
-Kaleka na zawsze pozostanie kaleką. – rzucił wystawiając język.
-Jesteś ani trochę nie śmieszne. –uniosłam jedną brew do góry.

Piętnaście minut później byliśmy już pod moim blokiem.
-Wejdziesz? –zapytałam
-Czemu nie.
Wysiedliśmy z samochodu i kuśtykając przy pomocy Piotrka próbowałam dostać się na górę. Nagle poczułam, że unoszę się w powietrze i ląduję przerzucona na barku Nowakowskiego.
-Co ty wyprawiasz!? – krzyczałam śmiejąc się przy tym jak mała dziewczynka.
-Nie doczołgasz się sama na górę. A nawet jak byś to zrobiła to zajmie to wieki.
-Grabisz sobie. – pogroziłam mu palcem
-Jakoś to przeżyje. – wystawił język.
-Krowa ma dłuższy i nie pokazuje! – wyszczerzyłam zęby.
-Oj młoda, młoda. Teraz to ty sobie grabisz. – z jego ust popłynął diaboliczny śmiech, połączony z kilometrowym uśmiechem na twarzy.
Kiedy wreszcie wniósł mnie na górę, otworzyłam kluczem drzwi i wskoczyłam do środka. Zdjęłam kurtkę i zaprosiłam mojego gościa do salonu. Piotrek usadowił się na kanapie, a ja w tym czasie na jednej nodze robiłam herbatę. Pan Nowakowski miał przy tym niezły ubaw, widząc jak próbuje doskoczyć do najwyższej półki po szklanki, aż wreszcie zlitował się nad mną i zdjął je bez większego problemu.
-Dziękuje. – pocałowałam go w policzek.
-Polecam się na przyszłość. – zaśmiał się.
Usiedliśmy przed telewizorem i włączyliśmy mecz Delecty z Zaksą. Emocje były dość spore, szczególnie jeśli kibicuje dwóch miłośników tego sportu, a na telewizorze widzi się ludzi których znasz osobiście, ostatecznie zwyciężyła Zaksa 3:2.
-Jak tam w ogóle wczoraj z Aleksem poszło? – zapytał Cichy.
W moich oczach nieświadomie stanęły łzy.
-Ej, mała co jest? – dopytywał.
Przybliżyłam się i wtuliłam głowę w jego tors. Objął mnie swoim ramieniem i kilka minut leżałam tak tylko szlochając. Nie pytał mnie o nic, a to mi pomogło, wreszcie kiedy zebrałam wszystkie swoje myśli w jedną całość postanowiłam powiedzieć o wszystkim Piotrkowi.
-Aleks ze mną zerwał. – i nadeszła kolejna fala rozgoryczenia.
Opowiedziałam mu o wszystkim, a z każdym słowem zaczęłam dostrzegać, jak wielkim dupkiem był Serb, że tak mnie potraktował. Pit mnie pocieszył i cały czas wpajał, że po prostu nie był mnie wart.
-Dziękuje Ci, że jesteś ze mną przez te wszystkie lata. – podniosłam głowę i złożyłam na jego policzku buziaka.
-Muszę, w końcu za długo Cię znam. – uśmiechnął się i odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy i nagle… poczułam na swoich ustach lekki pocałunek, który dość dobrze już znałam.
Po moim ciele zaczął przechodzić lekki dreszcz podniecenia. Przypomniały mi się sceny z liceum, wtedy było dokładnie tak samo. W tej chwili nie myślałam o niczym innym, chciałam tylko jego. Po długim i namiętnym pocałunku zaczął przenosić swoje usta na obojczyki i szyję, doprowadzając mnie do szaleństwa. Przesunął swoją dłoń z moich włosów i zmysłowo zatrzymał się na biodrach. Drugą ręką przytrzymując mi głowę znów zbliżył swoje usta do moich, całując je łapczywie i namiętnie. Powolnym ruchem zdjął ze mnie spodnie, a ręką przesuwał po wewnętrznej stronie mojego uda. Ściągnęłam z niego koszulę ,a następnie dolną część garderoby. Składał pocałunki na moim brzuchu, a dłonie wędrowały po całym ciele. Językiem zataczał kółka wokół mojego pępka, a ja zaplatałam palce w jego włosy. Ściągnął ze mnie bieliznę, a na udzie poczułam jego nabrzmiałą męskość. Pochylił się nade mną, a ja dyszałam głośno, patrząc wzrokiem oszalałym od pragnienia. Przyglądał mi się, a w jego oczach był ten błysk, ten któremu poddałam się kiedyś i który nadal jest mi tak bliski choć tego nie dostrzegam. Czekał na jakiś sygnał, więc wbiłam się w jego usta przyciągając go do siebie. Szybkim ruchem ściągnął swoje bokserki, i oboje zatraciliśmy się w erotycznym tańcu nagich ciał.

________________________________________________________________
Dobra! Wracamy na świeżo i mamy nadzieję, że będzie dobrze. Rozdział Wiktorii jest nie skończony, ale bardzo chciałyśmy dodać dziś. :D Cieszymy się, że do was wracamy, bo bardzo nam brakowało wymian zdań w komentarzach. No cóż..czekamy na opinie i gorąco was pozdrawiamy! Ania i Wiki ♥

Wszystkich, którzy jeszcze nie widzieli naszej facebookowej stronki, gorąco zachęcamy do polubienia ;) KLIK


Cieszycie się z wygranej Resovii czy kibicowaliście Zaksie?

niedziela, 7 kwietnia 2013

Złe wieści.

Zacznę od tego, że zapadła lepsza decyzja niż gorsza. Początkowo zastanawiałam się nad zawieszeniem bloga, ale ostatecznie stanęło na tym, że przez najbliższe dwa tygodnie rozdział się nie ukaże. Mam niesamowitego doła i muszę odpocząć od pisania, żeby wrócić z nowym zapałem i chęcią. Ostatnio bardzo ciężko było mi sklecić chociaż pół strony opowiadania, a teraz problem sprawia mi nawet jedno zdanie. Nie mogę też się oderwać od rzeczywistości, bo codzienność jest taka, a nie inna. Szkoła, treningi, mecze, przyjaciele. Przez brak czasu zaczęłam traktować blog jako kolejny męczący obowiązek, a bardzo nie chcę go tak postrzegać. Podsumowując..cała wina leży po mojej stronie, ale mam nadzieję, że rozumiecie. Muszę na nowo zakochać się w tym opowiadaniu i tworzyć je z pasją.
Mam wielką nadzieję, że nikogo nie zawiodłam i że po przerwie wciąż będzie ktoś nas odwiedzał. ;) Bardzo wszystkich przepraszam./Wiktoria.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Ogłoszenie parafialne dla naszych kochanych czytelników :)

Tak więc,mieliście ostatnio do nas wiele pytań na temat bloga i nie tylko. Postanowiłyśmy zrobić wam niespodziankę i założyłyśmy Fan Page na facebooku. :) Będziemy tam wrzucać informacje, kiedy zostanie dodany rozdział oraz przecieki podczas ich tworzenia. Mamy nadzieje, że podoba wam się ten pomysł :)

Tak więc nie pozostaje nam nic innego jak zachęcać do lajkowania! :D
SIATKÓWKĄ PISANE !!! :))

Pozdrawiamy gorąco, Ania i Wiki

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 26.

Oczami Wiki.

-Ale co? –usiadł na skraju łóżka.
-Bartek to nie jest śmieszne. –brzmiałam poważnie.
-Pytasz czy spaliśmy ze sobą? –przyciągnął mnie do siebie.
Odpowiedziałam mu skinieniem głowy, w której aż dźwięczało od nadziei, że odpowiedź brzmi „nie”.
-Bardzo możliwe..-mówił zalotnie. –Możliwe nawet, że było cudownie. –powiedział i pocałował mój brzuch.
Nie, nie, nie, nie, nie! Źle się stało.. Co powinnam teraz zrobić? Uciec? Zostać? Kontynuować to? O nie.. co to, to nie. Stałam osłupiona, ale gdzieś w głębi cieszyłam się jego dotykiem. Możliwe, że to on był taki paraliżujący. Od miejsc, w których jego usta spotykały się z moją skórą, rozchodził się dreszcz na całe ciało. Pragnęłam, aby to doznanie trwało jak najdłużej, choć zdawałam sobie sprawę jak niepoprawnie się zachowujemy. Dlaczego mu nie przerwałam? W tamtej chwili byłam okropną egoistką, bo powodem była jedynie moja przyjemność. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, więc zabrałam ubrania i ruszyłam do łazienki. Ciepłe krople leniwie po mnie spływały, a ja nie przestawałam myśleć o tym co było i o tym co będzie. Zrezygnowana brakiem teorii, wyszłam z kabiny, włożyłam koszulę, spodnie i skierowałam się w stronę kuchni. Dobiegały z niej odgłosy świadczące o gotowaniu. Co więcej dość nieudolnym, bo co jakiś czas dało się usłyszeć ciche przekleństwa skierowane do niewspółpracujących produktów. Zajrzałam do lodówki i wyciągnęłam duży karton, schłodzonego soku pomarańczowego. Siedząc na blacie, obserwowałam krzątającego się Bartka i dużo myślałam o zeszłej nocy. Czy naprawdę żałowałam tego co zaszło? Czy było mi po prostu przykro, że nic nie pamiętam? Może to wreszcie jest nas czas? Mogłabym być z nim szczęśliwa? Miałam zdecydowanie zbyt dużo pytań, a zbyt mało odpowiedzi. Cholera, a co z Winiarem? Chyba wszystko oceniam zbyt pochopnie..
-O czym tak myślisz? –wyrwał mnie z zadumy głos siatkarza.
-O nas. –odparłam.
-To bardzo fajne zagadnienie. –stanął między moimi nogami, rozsuwając uda.
-Dość intrygujące..-mówiłam spokojnie.
-I do czego doszłaś? –pytał, całując mnie po szyi.
-Że nie ma żadnych „nas”. –oznajmiłam.
-Słucham? –oderwał się ode mnie.
-Musimy to skończyć. –tłumaczyłam.
-Co?! Wiktoria proszę cię.. Ledwo udało mi się cię odzyskać, a ty już mnie zostawiasz? –oczy miał pełne bólu.
-Nie jestem zabawką, Bartek. Nie można mnie podawać sobie tak z rąk do rąk! Poza tym.. wykorzystałeś mnie! Jak ja się tu w ogóle znalazłam? –rzuciłam.
-Wykorzystałem? Chyba nie mówisz poważnie.. Wczoraj zapijałaś smutki u siebie w mieszkaniu, a potem chciałaś przyjść do mnie. Byłaś po rozmowie z Winiarskim, więc wiedziałem, że nie jest dobrze. Przyszliśmy tutaj, a ty wypiłaś 3 drinki. Sama zaczęłaś się do mnie kleić! A to co mówiłaś… cholera Wiki dawałaś jasne znaki! –gestykulował rękami.
-Co ci powiedziałam? –dociekałam.
-To nie jest teraz ważne.. –zbył mnie.
-Chyba jednak jest, skoro uznałeś, że możesz się ze mną przespać! –krzyknęłam.
-Mówiłaś, że daje ci szczęście i że mnie kochasz i że jestem najlepszym przyjacielem na świecie. –wspominał.
-Właśnie! Przy-ja-cie-lem! –sylabowałam dla lepszego zrozumienia.
-Ale Wiktoria! Ja chcę być dla ciebie kimś więcej! –patrzył mi w oczy.
-Bartek ja mam chłopaka! Michał jest dla mnie naprawdę bardzo ważny. –tłumaczyłam.
-A gdzie jest teraz twój chłopak? Pieprzy się ze swoją byłą żoną? Gdzie jest kiedy robi się źle, co?! –wrzeszczał.
-Wal się, Kurek! –odepchnęłam go od siebie.
-On cię skrzywdzi! Zobaczysz! Będziesz przez niego płakała, a nie zniosę tego widoku. –uniósł się.
-A ty niby tego nie zrobiłeś?! Przez ciebie mogłam płakać?! Mogłam zostać sama?! –krzyczałam, starając się zatrzymać łzy pod powiekami.
-Ja to co innego. –burknął.
-Może mi wyjaśnisz na czym polega różnica? –zapytałam, ocierając jedną łzę.
-Musiałem wyjechać…
-Nie musiałeś! Nic nie musiałeś! Chciałeś tego! Zawsze tak było… Kiedy tylko zaczynało się robić poważnie, znikałeś z powierzchni Ziemi. Nigdy nie zwracałeś uwagi na moje uczucia, bo wielki pan Bartosz jest najważniejszy. Potraktowałeś mnie jak kompletne zero.. Pamiętasz dzień po naszej wspólnej nocy? Nie zwracałeś na mnie uwagi. Cały dzień biłam się z myślami, co ze mną jest nie tak. Ale wiesz co? Już jestem trochę mądrzejsza.. Teraz wiem, że ze mną jest wszystko w porządku, a to w tobie leży problem i zaczynam mieć tego kompletnie dość. Dzień twojego wyjazdu, był jednym z najgorszych w moim życiu. Zdawało mi się jakbym traciła cząstkę siebie. Część, która powinna tworzyć jedność z pozostałymi, ale tego nie robiła. Opuściła mnie pozostawiając bolesną ranę. Mimo to wszystko, jednak potrafiłam ci wybaczyć, bo chciałam mieć cię blisko. Kochałam cię… naprawdę mocno cię kochałam. Już w liceum tak było! Ale nawet wtedy miałeś gdzieś co czuję i bez skrupułów potrafiłeś mnie krzywdzić. Ty i Anka? Zdecydowanie cios poniżej pasa. –pozwoliłam słowom płynąć z moich ust.
Bartek wpatrywał się we mnie i mimo widocznych prób, nie udało mu się nic wykrztusić.
-A teraz jeśli pozwolisz, pójdę ratować mój związek. –wygłosiłam i chwyciłam torebkę.
-Przepraszam. –wyszeptał.
-Twoje przeprosiny już nie robią na mnie wrażenia. –ruszyłam w stronę drzwi.
-Błagam, daj mi jeszcze szansę. –powiedział cichutko, łapiąc mój nadgarstek.
-Dałam ci ich już wystarczająco dużo. Naprawdę nie mam ochoty na kolejną po tym wszystkim co mi zrobiłeś.. –rzuciłam.
-Wiktoria, zmieniłem się. –deklarował.
-Ja.. ja bardzo chciałabym ci uwierzyć. Wiem, że liczysz, że wpadnę ci w ramiona i wybaczę. Powiem, że wszystko jest świetnie i będziemy razem szczęśliwi. –przymknęłam oczy, czując ból w środku.
-Jeszcze może tak być. –starał się mnie przekonać.
-Nie Bartek. Jest już na to zbyt późno. Ułóż sobie życie i bądź z niego dumny, ale … beze mnie. -wypowiedziałam wbrew sobie.
Delikatnie wyswobodziłam rękę z jego uścisku i powoli zmierzałam do drzwi. Cieszyłam się, że nie starał się mnie zatrzymać na siłę. Po naszej niedawnej kłótni nie było nawet śladu. W powietrzu unosił się żal i smutek. Atmosfera była ciężka, a zranione nadzieje krzyczały wśród panującej ciszy. Przy wyjściu tylko przez chwilę spojrzałam na Bartka, ale bardzo tego żałowałam. Stał w tym samym miejscu z pustym wzrokiem. Jakby uleciało z niego powietrze.. jakby stracił wszystko. Walcząc z myślą, aby wrócić i go przytulić pośpiesznie opuściłam mieszkanie. Przechodząc przez próg dotarły do mnie słowa, które ukuły mnie prosto w serce.
-Ale ja cię kocham… -powiedział prawie bezgłośnie siatkarz, ale ja usłyszałam wszystko bardzo wyraźnie.
Zamykając za sobą drzwi, pozwoliłam łzom płynąć po policzkach. Jedna za drugą skapywały na moje ubranie, ale to nie było wtedy ważne. Z mieszkania dobiegł mnie głośny krzyk i dźwięk tłuczonego szkła. Wiedziałam, że musi teraz bardzo cierpieć. Zraniłam dwie osoby na raz..w tym zapewne miłość mojego życia i samą siebie.. Jestem pewna, że osoba, która przyglądałaby się temu z boku, uznała by mnie za skończoną idiotkę, ale ja tak nie mogę. Po prostu nie potrafię z nim być.. Boję się, że znowu wywróci moje życie do góry nogami, a zaraz po tym zniknie. Jest kobieciarzem i zawsze martwiłabym się czy czegoś nie wywinie. Powoli tracę przekonanie, co do tego, że w związkach powinno się o sobie wszystko wiedzieć. „Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz”. Jakby się tak zastanowić to chyba wolałabym, że Kurek miał przede mną jakieś tajemnice. Gdybym nie znała go na wylot, zapewne właśnie tonęłabym w jego objęciach. Oh tak bardzo go pragnęłam, żeby tu był i wrócił..wrócił dla mnie, ale co dalej? Sama nie wiem czego chcę! Czy potrafiłabym mu wybaczyć to co zrobił?
-Ja też cię kocham. –szepnęłam za siebie, wychodząc z klatki.
Otarłam wilgotne policzki i ruszyłam w stronę mojego mieszkania. Już nie czułam bólu, ani żalu. Uświadomiłam sobie, że to przecież Bartek nigdy nie odpuści. Zawsze będzie blisko i zawsze będzie mój. W końcu przyjaciel to przyjaciel! Musimy iść do przodu, a w końcu samo się poukłada. Słońce ogrzewało mi twarz, a kurtka nie była w cale potrzebna. Powoli pokonywałam kolejne metry drogi, czując, że problem zostaje gdzieś za mną.
Przekraczając próg mieszkania dobiegła do mnie rozmowa z pokoju. Ktoś zdecydował się nas odwiedzić? Czy może ktoś jeszcze nie opuścił mieszkania po wczorajszej imprezie? Z zainteresowaniem wbiegłam do salonu, a widok siatkarza był równie niespodziewany, co wspaniały.
-Cichy! –krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję.
-Cześć Wiktoria. –starał się mnie odepchnąć.
-Jeszcze troszkę. –przytuliłam go jeszcze mocniej.
Kiedy już nacieszyłam się bliskością przyjaciela, usiedliśmy razem na kanapie i zaczęliśmy opowiadać o wszystkim po kolei. Przypadła mi jeszcze nieprzyjemność nakrzyczenia na Pita, bo nie przyszedł na urodziny Anki, ale jego przepraszające spojrzenie bez trudu mnie złagodziło. Następnie ustaliśmy, że wybierzemy się do kina, więc nie zwlekając dłużej, zaczęliśmy się szykować. Przebrałam się i wróciłam do czekającego na nas Piotrka.
-Co tam, mała? –szturchnął mnie w ramię.
-Fajnie widzieć znowu licealnych przyjaciół. Najpierw Kurek, teraz ty. –mówiłam.
-Widziałaś się z Bartkiem? –otworzył szeroko oczy.
-No tak.. przyjechał do Polski. –mimowolnie na moje usta wkradł się uśmiech.
-I…wydarzyło się coś szczególnego? –dopytywał się.
-Chyba nic..a co ty się tak wypytujesz? –oparłam dłonie na biodrach.
-Nic nie było? –wyraźnie się denerwował.
-A co miało być? Piotrek o co chodzi?! Wiesz o czymś? –piorunowałam go spojrzeniem.
-Co za idiota. –zaklął pod nosem Cichy.
-Powiedz! –krzyknęłam.
-Spokojnie.. on miał..
-Gotowi? –wpadła mu w słowo radosna Anka.
-Jasne. Idziemy. –rzucił pośpiesznie Pit i puścił nas przodem.
Hmm chyba na rękę było mu to, że uniknął odpowiedzi. Na pewno nie zamierzałam tak tego zostawić. Dowiem się co tak trudno było mu wykrztusić.
Film na który się zdecydowaliśmy zdecydowanie nie był dobrym wyborem. Dwójka przyjaciół, których łączył seks? Oh co za ironia.. Jak zwykle wszystko jest przeciwko mnie. Po seansie ruszyliśmy na jakieś jedzenie. Wybór padł na pizzę i już niedługo potem składaliśmy zamówienie.

Do domu wróciliśmy dopiero późnym wieczorem, a ja wciąż nie uzyskałam odpowiedzi od Pita. On coś wiedział…coś ukrywał. Przyjaźnił się z Kurkiem, więc w sumie nie powinnam być zaskoczona, że ma jakieś tajne informacje na jego temat. Postanowiłam się nie domyślać i cierpliwie poczekać na wyjaśnienia, jednak przez chwilę przemknęła przez moją głowę myśl, kierowana ciekawością. Mianowicie zastanawiałam się czy to co usłyszę mnie ucieszy, czy wręcz odwrotnie. Po ostatnich wydarzeniach miałam wielką nadzieję, że usłyszę coś dobrego. Wzięłam długą kąpiel, nasmarowałam ciało balsamem i powoli zbierałam się do spania. Okryłam się kołdrą, ale nie zamykałam oczu. Czy dziewczyna, którą kocha dwóch wspaniałych mężczyzn, powinna spać sama? To chyba ja doprowadziłam do tej sytuacji.. W przypadku Michała górę wzięła moja urażona duma, ale czy powinnam tego żałować? Cholera przecież to prawie jak zdrada.. Niby słowa i czyny to zupełnie coś innego, ale potrafią zranić tak samo. Z kolei Bartek.. oh Bartek. I co ja mam z nim zrobić? Kocha mnie..wiem o tym, ale on nie potrafi się ustatkować, a ja jednak nie mam ochoty dzielić się moim mężczyzną. Może dobrze, że się stało, co się stało? Może tak powinno być. Bartek-przyjaciel, Michał-narzeczony..znaczy jeszcze nie, ale chciałabym. Poczułabym, że należy do mnie i oderwał się od Dagmary. Naprawdę nurtuje mnie to co siedzi w jego słowie..

Obudziłam się, wyszykowałam i ruszyłam na uczelnię. Nic specjalnego, a jednak lubiłam tą moją rutynę. Dawno już tam nie byłam, więc usłyszałam kilka złośliwych komentarzy z powodu mojej nieobecności, ale kiedy na zajęcia praktycznych, zrobiłam naprawdę dobry szkic, wszyscy momentalnie się uciszyli.
-Talenty nie muszą się tak dużo uczyć co reszta. –skomentowałam ich reakcje tonem godnym prawdziwej divy.
Kolejne godziny mijały, a ja niesamowicie nudziłam się na wykładach. Na koniec usłyszałam jeszcze, że mam do zaliczenia projekt i że dziś będę musiała zostać dłużej. Ta wiadomość kompletnie mnie przytłoczyła, a po zakończonych zajęciach, niechętnie ruszyłam do pracowni. Była pusta i przeraźliwie cicha, ale nie czułam się tam źle. Jasne ściany, oświetlało przyciemnione światło, a na środku znajdował się wielki stół. Usiadłam na jednym z krzeseł i zaczęłam rozkładać swój sprzęt. Niezliczona ilość ołówków, węgiel, gumki, rozcieracze, lakier, i całą resztę. Temat przewodni brzmiał „Spokój”. Mimo, że jak wszystkim wiadomo objęłam kierunek na architekturę, to wszyscy mamy obowiązkowe zajęcia z rysunku. Sądzę, że chodzi tu o rozwijanie naszej wyobraźni i zdolności abstrakcyjnego i przestrzennego myślenia. Przy okazji też mamy szanse ćwiczyć rękę, więc jak wiadać…same plusy. Chwyciłam drugi w skali grubości ołówek i zawisłam z nim nad arkuszem. W tej chwili do sali wszedł student z dużą teczką i posyłając mi krótki uśmiech, zajął stanowisko naprzeciwko mnie. Zilustrowałam go od góry do dołu i przyznaję, że był godny uwagi. Na pewno musi odpędzać się od napalonych studentek. Przewróciłam oczami i postawiłam pierwszą kreskę na kartonie, a trzy sekundy później już ją ścierałam. Powtórzyłam tą czynność kilkakrotnie, co jakiś czas zaklinając pod nosem. Nie miałam żadnego pomysłu. Kompletna pustka.. Zazwyczaj kreatywność to moje drugie imię, ale teraz.. nie wiem co się ze mną dzieje.
-Cholera! –krzyknęłam, krusząc rysik ołówka.
Chłopak posłał mi rozbawione spojrzenie, ale starał się je ukryć.
-Bawi cię coś? –warknęłam.
-Nie wiesz co robisz. –oznajmił.
-Nie mam pojęcia! –usiadłam i załamałam ręce.
-Jaki masz temat? –dociekał.
-„Spokój” Błahe, co? –powiedziałam z grymasem.
-Wcale nie! –rzucił i okrążył stół, podchodząc do mnie.
Nachylił się od tyłu nade mną, a ja miałam wprost idealną pozycję, aby móc zaciągnąć się jego zapachem. Na chwilę zatraciłam się w męskiej woni, ale jego głos przywołał mnie do rozsądku.
-Masz jakiś mętlik w życiu? –zapytał, ostrząc mój ołówek.
-Skąd wiedziałeś? –rzuciłam zrezygnowana.
-Jeśli nie masz poukładanego, spokojnego życia, nie uda ci się tego narysować. Na kartkę przelewasz to co aktualnie czujesz..co myślisz. Musisz mieć wszystko pod kontrolą, jeśli chcesz zapanować nad zmysłami. –szeptał, chwytając moją rękę. –Rysowałaś kiedyś dla przyjemności? –zapytał.
-Nigdy. –przełknęłam ślinę.
-Pomogę ci. –otulił moje ramiona swoimi, chwytając za ręce i wkładając mi miedzy palce ołówek.-Wróć myślami do jakiegoś miłego wspomnienia. Gdzie było ci dobrze i czułaś się wspaniale, gdzie mogłaś być kim chcesz. –mówił cichutko prosto do mojego ucha.
Jego słowa działały na mnie pobudzająco, ale jednak idealnie do mnie trafiały. Cofnęłam się myślami aż do liceum. Ja, Anka, Pit i Kurek pojechaliśmy wtedy nad jezioro. Byłam wtedy z Bartkiem..taka beztroska, zakochana i szczęśliwa. Widziałam namioty, łódki i wielką taflę wody, a za nią połowę zachodzącego słońca. To był cudowny okres. Wszystko wydawało się być takie łatwe. Westchnęłam.
-Musisz mi opowiadać co widzisz. –nakazał nieznajomy.
Kolejno opisywałam mu moją wizję, a on sterując moją ręką, wędrował ołówkiem po kartce. Przychodziło mu to z wielką łatwością i szybko spodobało mi się to wspólne rysowanie. Kiedy szkic był gotowy, sięgnęliśmy po węgiel i rozcieracze, bo przyszedł czas na robienie cieni. Wszystko szło mi bardzo płynnie i robiłam to chętnie. Nic nie mówiliśmy.. po prostu wyrażaliśmy siebie poprzez połączenie kilku kresek.
-I jak? –zaczął wycierać brudne dłonie.
-Ja..dziękuję ci. Nie wiedziałam, że tak potrafię. –ekscytowałam się.
-Jeszcze trzeba to zabezpieczyć. –znów brzmiał jak zawodowiec.
Ponownie stanął za moimi plecami i pryskał lakierem karton, który trzymałam. Mogłam być naprawdę z siebie dumna. Potykając się o nogę od krzesła, wpadłam nieznajomemu w ramiona. Tylko przez moment spojrzałam mu w oczy. Niezdarnie usiłowałam zebrać wszystkie przybory, ale schylając się na ziemię po węgiel otarłam się biodrem o mojego pomocnika. Nie byłam w stanie ukryć uśmiechu, kiedy wyczułam jego nabrzmiałą męskość ukrytą w spodniach. Jednak mężczyźni są tacy prości.. i wszyscy tacy sami. Dziękując mu po raz kolejny, zabrałam torbę i ruszyłam do wyjścia.
-Chwila! Jak się nazywasz? –wołał za mną.
-Wiktoria. –stanęłam w drzwiach.
-Wiktoria. –pieścił w ustach moje imię.
-A ty? –spojrzałam na niego wyczekująco.
-Wiktor. –uśmiechnął się nikle.
-Bardzo mi miło. –odrzuciłam.
-Mi bardziej. –mruknął.
-To cześć! –rzuciłam.
Czym prędzej opuściłam salę, czując tą napiętą atmosferę między nami. Byłam z siebie dumna, że wyszłam, bo nie wiadomo co zaszłoby na tym wielkim stole za 2 minuty. Zaniosłam gotową pracę do sekretariatu, by rano miła, blond pani przekazała ją wykładowcy. Przed budynkiem uczelni czekała mnie niemała niespodzianka. Mianowicie było już całkiem ciemno. No ładnie.. spędziłam cały dzień w tym cholernym miejscu. No cóż..przynajmniej towarzystwo miałam niezłe. Z dwuznacznym uśmiechem na ustach ruszyłam do domu.

Rano obudziłam się z ogromnym apetytem. Co więcej..ukierunkowanym apetytem. Marzyły mi się omlety, więc biegiem ruszyłam do kuchni i zabrałam się za gotowanie. W międzyczasie dołączyła do mnie moja przyjaciółka i błagała o kilka placuszków. Na dodatek oświadczyła mi, że byłoby fajnie gdybym ulotniła się z mieszkania do siedemnastej. Ehh co ja się z nią mam. Po śniadaniu, rzuciłam się na kanapę przed telewizorem i korzystając z uroków dnia wolnego postawiłam na nic nierobienie. Oh podobało mi się to lenistwo.

O szesnastej ruszyłam pośpiesznie do garderoby i włożyłam legginsy, a do tego luźny, beżowy sweter. Zabrałam torbę, do której wcześniej wrzuciłam szkicownik, włożyłam buty, okryłam ramiona płaszczek i wyszłam z mieszkania. Nie miałam żadnego pomysłu na ten wieczór. W pierwszej kolejności pozwoliłam sobie na spacer, a następnie usiadłam w parku i wyjęłam jedną z kartek. Rysowanie dla przyjemności? Może rzeczywiście powinnam tego spróbować. Tym bardziej teraz, kiedy wiosna budzi otoczenie do życia. Siedziałam nad stawem, który oczami mojej wyobraźni przypominał jezioro z liceum. Woda, Anka, Pit, Kurek… Właśnie! Całkiem zapomniałam, że mam jeszcze coś do wyjaśnienia z panem Nowakowskim. Mimo wysokich obcasów, szybkim krokiem zmierzałam w stronę hotelu siatkarza. W holu miła recepcjonistka pokierowała mnie do pokoju Piotrka. Mocno zapukałam w drzwi, a po chwili pojawił się w nich sam lokator.
-Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz. –rzucił.
-Też się cieszę, że cię widzę. –cmoknęłam go w policzek i minęłam w progu.
Usiadłam wygodnie na kanapie, zdjęłam płaszcz i spojrzałam na niego wyczekująco.
-Wiki nie patrz tak. –ostrzegł mnie.
-Bo co? –wystawiłam język w jego stronę.
-Tak właściwie to nie wiem czy powinienem ci to mówić.. –podrapał się głowę w geście zakłopotania.
-Piotrek proszę! Nie utrzymuj mnie w tej cholernej niepewności.. –posmutniałam.
-Dobra już! Powiedz mi tylko, co obecnie jest między wami? –zapytał.
-Przyjaźnimy się.. –przeciągałam.
-Nie mówisz mi wszystkiego. –skarcił mnie spojrzeniem.
-Ostatnio spędziliśmy razem noc. Ja byłam załamana i pijana, a on to wykorzystał! –oburzyłam się.
-A więc twierdzisz, że wcale tego nie chciałaś? –oparł się o fotel.
-Nie każ mi odpowiadać. –powiedziałam lekko skruszona.
-Co było dalej? –zachęcał mnie do opowieści.
-Powiedziałam mu, że musimy to skończyć i wyszłam. –wzruszyłam ramionami.
-I tak po prostu pozwolił ci odejść? –było widać niezrozumienie na jego twarzy.
-Możliwe, że troszeczkę się pokłóciliśmy.. –wspomniałam.
-Co za kretyn! –wrzasnął Cichy i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
Chyba nigdy nie widziałam go w takim stanie. Był wyraźnie podirytowany i zaciskał ze złości pięści.
-Powiesz mi wreszcie?! –krzyknęłam, zmęczona oczekiwaniem.
-On chciał ci się oświadczyć! –burknął Pit.

Oczami Anki.
-Piotrek! – rzuciłam mu się na szyję.
-Jednak trochę się stęskniłaś. – przytulił mnie do siebie z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo! Wchodź do środka. – wciągnęłam go w głąb mieszkania.
-Hoho. Widzę, że ktoś się wczoraj nieźle bawił. – pokazał cały rząd ząbków, stojąc przed jeszcze nie do końca posprzątanym mieszkaniem.
-Nawet nie wspominaj. Teraz dopiero zrozumiałam co to znaczą porządne imprezy.
-Nie to co w liceum. – rozłożył się na kanapie.
-Oj, też nie można na tamte narzekać. – spojrzałam na niego wymownie.
Znów jak przy każdym spotkaniu zaczęło się wspominanie starych czasów. Zaparzyłam nam kawę, a sama szybko pobiegłam do swojego pokoju i w ekspresowym tempie próbowałam znaleźć jakieś ubranie. Postawiłam na sportowe ciuchy. Wrzuciłam na siebie luźne szare dresowe spodnie i chabrową bokserkę. Włosy związałam w kucyka i już ubrana szybko zbiegłam na dół. Nowakowski ku mojemu zdziwieniu sam z własnej nie przymuszonej woli zaczął sprzątać. Na tyle uporządkował już salon, że dało się dostrzec w nim wygląd jaki prezentował przed imprezą. Dołączyłam do niego i wspólnymi siłami po 2 godzinach mieszkanie było już wysprzątane na szóstkę. Wyczerpana z obolałym kręgosłupem rzuciłam się na sofę, a zaraz potem przysiadł koło mnie Pit. Zawsze dziwiło mnie czemu niezależnie od tego ile się z nim nie widziałam, potrafiłam być przy nim tak bardzo naturalna i bezpruderyjna.
-Co tam u ciebie jeszcze słychać? – rzuciłam ,kiedy udało mi się choć chwilę odpocząć.
-Ehh… szkoda gadać. – zaczął się wymigiwać.
-No mów, znamy się nie od dziś. – usiadłam po turecku i uderzyłam go dla żartu w przedramię.
Patrzył się przed siebie niewzruszony i wziął głęboki oddech.
-Wczoraj zakończyłem związek z Moniką. – powiedział jednym tchem.
Muszę przyznać, że mnie przyzwoicie zatkało. Ile razy widziałam ich razem, tyle razy wyglądali na parę idealną. Uśmiechnięci, szczęśliwi, zadowoleni z życia.
-Cholera… Coś konkretnego na tym zaważyło? –dopytywałam.
Zaśmiał się ironicznie, a po kolejnej chwili wyczekiwania odpowiedział na moje pytanie.
-Wiesz sama najlepiej jak wygląda związek z siatkarzem. – rzucił w moim kierunku nonszalancki uśmiech.
Przysunęłam się bliżej i przytuliłam go. Nie obyło się bez pocieszania i powspominanie paru niedoskonałości Moniki, dzięki czemu Piotrek zdecydowanie się rozweselił.
-A u ciebie co nowego? –skierował wzrok na mnie.
Jego wzrok był przyjazny i nakłaniający do tkliwych zwierzeń. Nienawidziłam kiedy tak na mnie patrzy. Odkąd tylko pamiętam te oczy namawiały mnie do 100% szczerości. Może powinnam mu się wygadać?
-Miesiąc temu zostałam zgwałcona. – rzuciłam prosto z mostu.
Cholera, powiedziałam to na głos!?
-Co!? – Piotrek o mało nie zakrztusił się kawą, a oczy prawie wyszły mu z oczodołów.
-Żartowałam. – uśmiechnęłam się nieszczerze. Na moje nieszczęście szybko to wyczuł, za dobrze mnie znał.
-Mów w tej chwili. Co się stało? – przyciągnął mnie do siebie i objął.
Moja podświadomość krzyczała, żeby mu się wygadać, a rozum podpowiadał, że lepiej już tego nie roztrząsać. Cóż, niestety po wielkiej kłótni stoczonej pomiędzy moim ego, a rozumem podjęłam decyzje o rozczulaniu się nad sobą i pocieszaniu. Oh, tak z każdą minutą mojej opowieści, Pit coraz bardziej bladł, a ja nieświadomie poczułam jak po policzkach spływają mi łzy.
-… a teraz najgorsze jest to, że Aleks myśli, że coś jest z nim nie tak, bo od miesiąca nie sypiamy ze sobą. – rozżalona skończyłam swój monolog.
-Nie wiem co mam nawet powiedzieć… - zastygł z otwartymi ustami, zdecydowanie był mocno zszokowany.
-A ja nie wiem co mam zrobić.
-Nie wiem co czujesz, ale na mój gust, powinnaś spróbować się przełamać. To jest trochę tak jak z koniem. Jak z niego spadniesz, musisz jak najszybciej znów na niego wsiąść, bo potem będzie tylko trudniej.
-Przyrównałeś seks to konia. Naprawdę jestem pełna podziwu. – obtarłam łzy i roześmiałam się w najlepsze. Piotrek też wyraźnie był rozbawiony, iż użył takiej przenośni.
-Dobra, ale wiesz o co mi chodzi. – spojrzał wzrokiem pełnym troski. – Tamten gościu do dupek, a facet, który kocha swoją kobietę, nigdy by nie pozwolił, żeby przez niego cierpiała.
-Sądzisz, że powinnam spróbować się przełamać?
-Według mnie tak, bo inaczej przez to nie przebrniesz. –uśmiechnął się przyjacielsko.
Pomogła mi rozmowa z nim. Miał racje, nie mogę pozwolić na to, żeby taka rzecz zniszczyła mój związek. Obiecałam sobie, że postawie czoło mojej psychice i zrobię jej na złość. Około południa w domu zjawiła się Wiki. Wyściskała Pita i również usiadła w salonie. Gadaliśmy w najlepsze jak za starych dobrych czasów.
-Masz dziś trening? – Wiktoria rzuciła do Piotrka.
-Mam wolne. – wyszczerzył się.
-Idziemy do kina? – zaproponowałam.
-Jestem za. – przystał na to Nowakowski.
-Z okazji dnia kobiet przez tydzień grają komedie romantyczne. Chodźmy na „Sex Story”! – rzuciła Wiki.
Stanęło na tym, że za 15 minut spotykamy się przy drzwiach. Poszłam do swojego pokoju, ubrałam się ,włosy związałam w niesfornego koka, a na oczach zrobiłam lekkie kreski. W podskokach zeszłam na dół. Reszta już na mnie czekała.
-Gotowi? – zapytałam wrzucając na siebie kurtkę.


Seans trwał dwie godziny. Film muszę przyznać był naprawdę dobry. Przed 18:00 wyszliśmy z kina.
-Idziemy coś zjeść? – zapytałam.
Mój żołądek domagał się jedzenia. Przy moim dłuższym zastanowieniu, stwierdziłam, że dziś jadłam tylko płatki na śniadanie, więc co się dziwić. Obraliśmy kurs na Pizze Hut. Pogoda była piękna, i idealna na piątkowy spacer po mieście. Choć zbliżała się osiemnasta, to było dość jasno, a słońce nadal rzucało silne promienie, przez co nadawało Łodzi piękny, wiosenny i dający chęci do życia wygląd.
-Anka, w sumie ten film to trochę jakby o was. – rzuciła z ironicznym śmiechem moja przyjaciółka, wyrywając mnie z rozmyśleń.
Posłałam jej złowrogie spojrzenie, które w tamtej chwili mogłoby zabić.
-A może lepiej na Kureczku się skup Wikuś. – poklepał ją po ramieniu Piotrek z wyższością w głosie.
Nie oszczędzili sobie nawzajem kilku komentarzy obracając je potem w żart. Zajęli się sobą, a ja miałam chwilę spokoju. W sumie Wiktoria ma racje, byliśmy przez pewien czas trochę tak „friend with benefit” z Piotrkiem. Poczułam wibracje telefonu w kieszeni. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Aleksa.
-Cześć. – przywitałam się radośnie.
-Mała, wpadnę dziś. Ściągnąłem fajny film, byśmy spędzili sobie wspólny wieczór. – mówił z sympatią w głosie.
-Aleks, dziś Piotrek nas odwiedził. Jestem z nim i Wiki na mieście, więc pewnie późno wrócę. –tłumaczyłam się.
-Aaa… Okej, to jutro wpadnę. – poczułam lekką nutkę zawiedzenia w jego głosie.
-Jutro cały dzień będę poza domem. Mam kolosa. Co powiesz na niedziele wieczorem?
-Nie mogę się doczekać. Do zobaczenia. – starał się być miły, ale czułam w jego głosie lekki niepokój.
-Na razie.
W pizzerii byliśmy chwilę później. Wieczór upłynął nam w bardzo miłej atmosferze przepełnionej śmiechem. Naprawdę bardzo lubiłam takie spotkania z przyjaciółmi po długim okresie nie widzenia się. Wróciłyśmy z Wiki do domu przed 21:00, po drodze odprowadzając Pita do hotelu. Kiedy tylko weszłam do swojego pokoju padłam na łóżko i zasnęłam .

Obudziłam się z samego rana i pierwsze co zrobiłam, to zerknęłam w stronę zegarka. 7:03. Uff, nie zaspałam. Miałam dzisiaj bardzo ważny dzień – kolokwia. Szybko wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki wziąć szybki orzeźwiający prysznic. Otulając moje ciało spływającymi kroplami ciepłej wody starałam przypomnieć sobie wszystkie informacje, które zgromadziłam kując przez ostatni tydzień. Wyszłam spod prysznica, rozczesałam i wysuszyłam włosy. Następnie poszłam się ubrać. Założyłam na siebie czarne rurki, luźną białą koszulkę na ramiączka, a na to czarną marynarkę z rękawem ¾ . Zeszłam na dół i nie byłam w stanie zmusić się, żeby cokolwiek zjeść. O tak, to się nazywają prawdziwe nerwy. Włożyłam na nogi czerwone conversy i wszyłam z domu. Bardzo nerwowo minęła mi droga na uczelnie. Bałam się, tak cholernie się bałam. Przekraczając progi uczelni, mój stopień adrenaliny sięgał zenitu. Czekałam przed salą, aż wreszcie przyjdzie profesor i pozwoli nam wejść. Czekaliśmy wszyscy, cały rok. Zdenerwowani i niepoprawnie zadumani. Wreszcie przyszedł. Szybko dopchałam się, żeby usiąść jak najdalej jego biurka i czekałam na test. Kiedy wreszcie położył go na moim stoliku, spojrzałam na pierwsze pytanie. Zdawało się proste, potem następne, również nietrudne. Napisałam odpowiedzi na wszystkie pytania. Sprawdziłam szybkim wzrokiem całą zawartość testu, a następnie wstałam i udałam się z kartką w dłoni do biurka staruszka. Skończyłam jako pierwsza. Nie małe było zdziwienie innych studentów, kiedy spojrzeli, że miałam przecież jeszcze dobre 15 minut czasu. Delikatnie odłożyłam test na biurko i odwróciłam się na pięcie, aby wyjść.
-Poczekaj Anno, sprawdzę Ci go od razu. – rzucił w moją stronę profesor.
Zdziwiona wróciłam do biurka i przyglądałam się jak mężczyzna czyta kolejne zadania i zaznacza, że są rozwiązane prawidłowo. Cholera, sama nie wierzyłam! Zabrane miałam tylko 2 punkty, a reszta była dobrze.
-Pięć mniej. – powiedział staruszek z serdecznym uśmiechem na twarzy.
Pośpiesznie wyciągnęłam indeks z torebki i pozwoliłam mu na wpisanie tej ładnej oceny.
-Dowidzenia. – rzuciłam przy wyjściu.
Cieszyłam się jak małe dziecko dostające pudełko czekoladek. Chciałam się z kimś szybko podzielić ta informacją. Wybrałam numer Aleksa, niestety nie odbierał. Spojrzałam na zegarek – 12:25. No tak, ma trening. Wiktoria wiem, że jest na uczelni, więc nawet nie próbowałam się do niej dobijać. Zadzwoniłam do Piotrka, co dziwne odebrał! Byłam przekonana, że też mają trening.
-Co tam? – spytał na wstępie.
-Dostałam piątkę z kolosa! – prawie krzyczałam ze szczęścia.
-Brawo! Jesteś na mieście? Bo ja jestem po treningu i mam wolne do 18:00.
-Za 20 minut przed głównym wejściem do Manufaktury. – powiedziałam radośnie i rozłączyłam się.
Udałam się w stronę centrum handlowego, cały czas wymachując torebką i śmiejąc się do powietrza. Zawsze cieszyłam się kiedy dostawałam dobre oceny, ale moje zachowanie na studiach mnie zadziwiało. Może to dla tego, że tak ciężką pracę włożyłam w to, żeby napisać prace na 5? W szkole zawsze można było polegać na ściądze, niestety na studiach tak nie ma.
-Cześć. – powiedziałam na przywitanie.
-Witaj. – odpowiedział i wyciągnął zza pleców jednego żółtego tulipana. – Gratulacje.
-Dziękuje. – powiedziałam z bananem na twarzy.
Poszliśmy do kawiarni i zamówiliśmy sobie po kawie. Siedzieliśmy i długo rozmawialiśmy o wielu tematach. Przez siatkówkę omawiając całą sytuacje PlusLigi, przez pogodę, która zrobiłam nam niespodziankę i jest cieplutko, aż skończyliśmy na temacie Aleksa.
-Spróbuje jutro się przełamać. – nieśmiało skwitowałam.
-Trzymam kciuki. – puścił mi oko.
Właśnie to w nim lubiłam. Mogłam bez zahamowań o wszystkim porozmawiać. Jednak przyjaźń przez tyle lat ma swoje zalety. Około 16:30 zaczęliśmy się zbierać. Piotrek odprowadził mnie do domu i o siedemnastej już staliśmy przed moimi drzwiami.
-Wejdziesz? – spytałam.
-Trening. – uśmiechnął się nonszalancko.
-Wpadniesz jutro tak o 14:00? Pomógłbyś mi w zakupach. – spytałam zalotnie – Oczywiście o ile nie masz treningu.
-Wpadnę. – nachylił się nad mną chcąc dać mi buziaka na pożegnanie.
Wyciągnęłam policzek w jego stronę, ale niespodziewanie zamiast poczuć jego usta na policzku, to znalazły się na kąciku ust. Oderwałam się szybko, rzucając szybkie „na razie” na dowidzenia i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Pobiegłam do siebie do pokoju i szybko zrzuciłam z siebie niewygodne ciuchy. Poszłam wziąć prysznic, a następnie wskoczyłam do łóżka i do późna czytałam książkę.

Obudziłam się o 12:00. Zaspana wyczołgałam się z łóżka i ruszyłam w stronę kuchni. Dobiegały z niej intrygujące zapachy. Oh, tak. Moja kochaniutka Wiki pichciła omlety.
-Nawet nie wiesz jak Cie kocham. – zaszłam ją od tyłu i przytuliłam.
-Szczególnie jak coś chcesz. – popatrzyła się z pogardą.
-No proszeee, upiecz i mi. – zrobiłam maślane oczka.
-A co z tego będę mieć? – uniosła brew ku górze.
-Hmm… - starałam się znaleźć odpowiedni argument. – Jutro ugotuje obiad.
- A czemu nie dziś? –zdziwiła się.
-Około siedemnastej ma wpaść Aleks i wiesz…
-Ulotnie się. – ciężko westchnęła. – Ale jutro ma być obiad godny szefa kuchni!
-Tak jest. – zasalutowałam i uśmiechnęłam się serdecznie.
Muszę przyznać, że Wiktoria robi świetne omlety!

Przed czternastą zaczęłam się ubierać. Wrzuciłam na siebie czerwone rurki, do tego jeansowa koszula i botki. Nim się zdążyłam obejrzeć, a w moich drzwiach stał pan Nowakowski. Wzięłam portfel leżący w salonie oraz kurtkę i wyszłam z domu.
-Co masz zamiar kupić? – zapytał Cichy.
-Rzeczy których normalnie sama bym nie kupiła, bo nie dałabym rady ich przynieść. – uśmiechnęłam się.
-Od zawsze byłaś okropna. – zaśmiał się.
-Ja okropna? – udawałam zdziwioną.
-Tak. A do tego jeszcze wredna. Chamska też się zdarzało, że byłaś. – wywalił język i śmiał się ze mnie.
-Ooo nie panie Nowakowski. Przegiąłeś. – przyśpieszyłam kroku i skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Haha, no przestań. Żartowałem.
W głębi duszy, ledwo co powstrzymywałam się od śmiechu. Ale na zewnątrz starałam się utrzymać kamienną twarz.
-Coś mówiłeś? – uniosłam jedną brew. – Chcesz rozmawiać z tak okropną kobietą jaką ja jestem?
Popatrzył się na mnie z litości, a następnie jednym szybkim ruchem przerzucił mnie sobie przez ramię.
-Pit! Puszczaj mnie wariacie! – krzyczałam i śmiałam się jednocześnie.
-Jak powiesz mi kto jest najlepszym i najprzystojniejszym facetem na Ziemi? – zaśmiał się
-Mam rozumieć, że to podobno ty? – udawałam rozbawioną.
Spojrzał na mnie z pogardą, a następnie zaczął biegać i skakać przez co poczułam jak śniadanie kołuje mi się w żołądku.
-DOBRA! No ty ! – nadal się śmiałam.
Uwolnił mnie i postawił na ziemię. Kręciło mi się chwilę w głowie zanim złapałam równowagę. Ten człowiek był zdecydowanie za wysoki. ZDECYDOWANIE.
-Tu. – pokazał na policzek schylając się.
-Niby za co?
-A chcesz znów obserwować świat z perspektywy dwóch metrów? – nadal się ze mnie śmiał.
-O nie! – krzyknęłam. I czym prędzej wspięłam się na palce i dałam mu buziaka w policzek.
Udaliśmy się do Almy i zrobiliśmy w niej zakupy na co najmniej tydzień. Wykorzystałam to, że mam na zakupach osobę która jest w stanie udźwignąć całkiem pokaźny ciężar. Może rzeczywiście byłam trochę okropna? Anyway. Przed 16:00 byłam w domu. Podziękowałam Piotrkowi za to, że przydźwigał te zakupy do domu i przed dzisiejszym wieczorem jeszcze raz porządnie zmotywował mnie do uwierzenie w siebie i przełamania wreszcie tej niewidocznej bariery. Rozpakowałam zakupy i zabrałam się za upieczenie naleśników. Chciałam, żeby ten wieczór był wyjątkowy, a dobrze wiedziałam, że Aleks je uwielbia. Kiedy one już były gotowe, nakryłam ładnie do stołu i poleciałam na górę się przebrać. Wrzuciłam na siebie czarne rurki, a do tego biała bokserka i rozpięta koszula w niebieską kratę. Włosy perfekcyjnie ułożyłam, i nałożyłam na twarz lekki makijaż. Kiedy skończyłam, usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach, zatrzymując się przed lustrem i ostatni raz sprawdzając jak wyglądam. Wzięłam wdech i wydech, a następnie nacisnęłam za klamkę. Uśmiechnęłam się najmilej jak umiałam, niestety w odpowiedzi nie otrzymałam tego samego. Aleks rzucił tylko cześć, i wszedł do środka nawet mnie nie przytulając. Przeszliśmy do salonu, a kiedy Serb zobaczył nastrój jaki panuje w salonie, oraz nakryty stół mina mu trochę zrzedła. Usiedł przy stole, a ja nałożyłam naleśniki na talerze. Atanasijević cały czas obserwował w ciszy co robie. Nie odezwał się nawet słowem. Co mu jest do cholery?
-Coś się stało? – odwróciłam się w końcu w jego stronę przerywając dotychczasową czynność.
-Może ty mi powinnaś to powiedzieć. – zaśmiał się ironicznie.
-O co ci chodzi? – nie rozumiałam go.
-Wiesz co opowiem ci pewną historię. – wstał z krzesła i stanął przede mną, patrząc prosto w oczy. – Była sobie pewna piękna dziewczyna o imieniu Ania. Poznała podczas prowadzenia wywiadu pewnego siatkarza . Spodobała się strasznie mężczyźnie, a on obiecał sobie, że dołoży wszelkich starań, żeby pokochała go tak bardzo jak on ją. Siatkarzowi udało się zdobyć jej serce i przez wiele miesięcy zdawało się, że tworzą parę idealną. Choć było czasem gorzej, czasem lepiej to zawsze znaleźli nić porozumienia. Niestety po pewnym czasie coś się zmieniło. Dziewczyna unikała chłopaka i przestali ze sobą sypiać. Serb cały czas o tym rozmyślał zadając sobie wiele pytań, co z nim jest nie tak. Dziewczyna zapewniała go, że wszystko jest w porządku, więc siatkarz jej uwierzył i był trochę spokojniejszy myśląc, że jak każda kobieta ona też może mieć swoje problemy. Ale pewnego dnia zobaczył ją na ulicy z innym facetem, który podobno jest jej przyjacielem, a zarazem byłym. Wszystko było by w porządku gdyby nie fakt, że zachowywali się jak para, a dziewczyna go pocałowała. – skończył wreszcie swój monolog.
-Serio i o to ci chodzi? – roześmiałam się.
-Jakoś wszystko składa się w logiczną całość. Unikasz mnie, nie śpisz ze mną, nie chcesz się spotykać. Mogłabyś mnie tylko poinformować, że niestety nie chcesz już dalej ciągnąc naszego związku. – widocznie się zdenerwował.
-Aleks, ja cię proszę! To były wygłupy! Piotrek to mój przyjaciel i nic poza tym.
- Friend with benefit. – zaśmiał się sarkastycznie.
-Chyba sobie kpisz w tym momencie! – wybuchłam nie radząc sobie z jego podejściem. – Nie potrafisz mi zaufać?!
-Potrafię, ale mam też oczy! – wykrzyczał. – Skoro nie stać cię na to, żeby powiedzieć mi, że jednak nie jestem dla ciebie wystarczający, to ja to zrobię. Koniec z nami.
W moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. Nie wierzyłam w to co właśnie powiedział. Patrzyłam na niego pusto. Nie potrafiłam wypowiedzieć ani jednego słowa. On tylko pokręcił głową, zabrał swoją kurtkę i wyszedł. Nie wierzyłam. Po prostu nie wierzyłam w to co się przed chwilą stało.
_________________________________________________________________
Tadam! Oto i jest 26 :)
Jak wam minęły Święta i Prima Aprilis? Udało się wam kogoś wkręcić ? :)
Zostawiamy wam do oceny rozdział! :) /Ania i Wiki