niedziela, 24 marca 2013

The Versatile Blogger

The Versatile Blogger:
Zasady:
1. Podziękować nominującemu na jego blogu.
2. Ujawnić 7 faktów o sobie.
3. Pokazać nagrodę na swoim blogu.
4. Nominować 5 blogów, które na to zasługują.
5. Poinformować nominowanego o tym fakcie.


1. Wykonane
2. Ania:
-Jest niską szatynką, o niebieskich oczach.
-Gra na pozycji libero z numerem 3.
-Ulubionym klubem jest Skra Bełchatów.
-Chciałaby wiązać swoją przyszłość z siatkówką.
-Jest chodzącą kaleką, a teraz wraca do zdrowia po rekonstrukcji więzadła krzyżowego.
-Uwielbia słuchać hard style przy pisaniu rozdziałów.
-Przed siatkówką 8 lat trenowała pływanie.

Wiki:
-Dość wysoka, zielonooka, ciemna blondynka o bujnych lokach.
-Rozgrywająca, grająca z numerem 6.
-Uparta perfekcjonistka.
-Uwielbia śpiewać, ale tak, żeby nikt nie słyszał.
-Zdawała egzamin do szkoły muzycznej na fortepian, ale jej nie przyjęli.
-Marzy, aby dostać się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Łodzi do liceum.
-Wierna kibicka Skry Bełchatów.


4.Wykonane
5.Wykonane


Blogi które nominuje to:
http://as-prosto-w-serce.blogspot.com/
http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
http://vesperdreams.blogspot.com/
http://sparkle-in-the-eyes.blogspot.com/

Rozdział 25.

Oczami Wiki.

-Na pewno nie chcesz powiedzieć Aleksowi? -pytałam.
-Nie. On nie może się dowiedzieć. –broniła się Anka.
-Ale Ania! On w końcu zauważy, że coś jest nie tak! –chwyciłam jej ręce i spojrzałam w oczy.
- Wstydzę się tego, rozumiesz?! –krzyczała.
-Och, mała. –wzięłam ją w ramiona.
-Nie wiem jak sobie z tym poradzić. –szlochała, chowają twarz w moją szyję.
-Pamiętaj, że jestem z tobą i bardzo cię kocham, siostro. –głaskałam ją po włosach.
-Wiem Wiki. Dziękuję. –mocniej mnie przytuliła.
Ta cała sytuacja była mocno przytłaczająca. Jak ten dupek mógł skrzywdzić moją przyjaciółkę?! Najbliższa mi osoba właśnie płakała w moich objęciach, a ja nie mogłam kompletnie nic zrobić. Sama nie mogłam działać, ale powiedzenie komukolwiek również nie w chodziło w grę. Jak mogłabym jej pomóc? Wiedziałam, że siedzenie bezczynnie z założonymi rękami nic nie zdziała i mimo, że Anka mnie zapewniała, że poradzi sobie sama, wewnątrz aż krzyczała o pomoc. W tym momencie była taka krucha i bezbronna..taka zagubiona. Dawno nie widziałam jej w takim stanie. Najgorsze jest to, że nie mogłam powiedzieć „Wiem co czujesz.” i jakoś doradzić, bo tak naprawdę to nie mam pojęcia jak zachowałabym się na jej miejscu. Gdybym tylko dostała tego sukinsyna w swoje ręce..ale co ja tam mogę.
-Aniu zgodziłabyś się na sesję u psychologa? –zaczęłam cichutko.
-Co? –spojrzała na mnie czerwonymi od płaczu, oczami.
-Jeśli nie chcesz to nie, ale może mogłabyś ..
-Zapisz mnie. –wpadła mi w słowo i znowu się przytuliła.
-Jutro zadzwonię gdzie trzeba, kochanie. –pocałowałam ją w czubek głowy. –Jakoś sobie poradzimy. Razem.
Okej z Anią nie było najlepiej, ale ja musiałam być twarda i ją wspierać. Prawie siłą zaciągnęłam ją do łazienki i kazałam się wykąpać. W tym czasie zrobiłam nam po kubku gorącej czekolady, a kiedy Anka była już umyta obejrzałyśmy „Śniadanie do łóżka.” Razem zasnęłyśmy na kanapie w salonie, ale żadnej z nas to nie przeszkadzało.

Rankiem obudził mnie dźwięk dzwonka. Ktoś bardzo zachłannie dobijał się do naszych drzwi, ale ja nie miałam zamiaru się podnosić.
-Wiki otwórz. –powiedziała zaspana Anka.
-Ty idź. –rzuciłam jej.
-Prooooosze. –błagała nawet nie otwierając oczu.
Uległam jej prośbie i nieśpiesznie ruszyłam do przedsionka. Po drodze zatrzymałam się przed lustrem, by stwierdzić jak strasznie wyglądam. Cóż..nie było tak najgorzej, ale moje włosy sprawiały wrażenie nieposłusznych. Szybko spięłam je wysokiego koka, a za chwilę otworzyłam drzwi. Za nimi ujrzałam tylko wielki bukiet róż z nogami. Ciężko było ujrzeć zza kwiatów kto jest po drugiej stronie.
-Jaka jest szansa, że mi wybaczysz? –usłyszałam znajomy głos.
-To zależy jak bardzo udała ci się ostatnia noc. –rzuciłam uszczypliwie i oparłam się o futrynę.
Po moich słowach Michał odstawił róże na podłogę i położył ręce na moich ramionach.
-Do niczego nie doszło. –zapewniał mnie.
-Jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić. –odwróciłam wzrok.
-Hej, spójrz na mnie. –uniósł dłonią mój podbródek. – Nie mógłbym cię zdradzić. Dagmara to przeszłość. Po prostu zostałem u nich, bo Oliwier bardzo nalegał.
-Ale…
-Po co miałbym szukać innej kobiety, skoro najlepszą mam przy sobie? –przyciągnął mnie do siebie.
-Byłam sama w Walentynki. –zmieniłam temat.
-Przepraszam… Obiecuję, że zrobię wszystko, żeby ci to jakoś wynagrodzić. –położył ręce na mojej talii.
-Będziesz się musiał bardzo postarać. -oznajmiłam.
-Podejmuję wyzwanie. –napierał na mnie biodrami.
-Nie zostawiaj mnie więcej. –wyszeptałam mu prosto w usta.
-Nigdy. –rzucił.
W tym jednym słowie kryło się tak wiele obietnic i nadziei. Czułam się już bezpieczna i pewna, że cały należy tylko do mnie. Przygryzłam wargę, na co Michał zareagował delikatnym, ale niegrzecznym uśmiechem. Nie czekając dłużej, złożył na moich ustach namiętny i gorący pocałunek, a ja poczułam, że się rozpływam.
-Cześć Winiar. –powiedziała radośnie Anka.
-Cześć. –oderwał się ode mnie.
-Może idźcie do pokoju? –nie ukrywała uśmiechu.
-Jasne. –powiedział i wziął mnie na ręce.
-Aniu bądź tak miła i wstaw kwiaty do wody, bo ja jestem trochę zajęta. –krzyknęłam do niej, będąc już na schodach.
Usłyszałam tylko śmiech przyjaciółki, a za moment zamknęłam drzwi do mojego pokoju. Michał położył mnie na łóżku, a sam oparł się na łokciu obok, powoli rozpinając moją koszulę.
-Wiesz… właściwie to jeszcze się nie kąpałam. –powiedziałam między pocałunkami.
-Masz ochotę na prysznic? –wymruczał.
-Wracamy do początku panie Winiarski. –pociągnęłam go za sobą, za pasek od spodni.

Jak mijały mi kolejne dni lutego? Głownie oddałam się w całości przyjaciółce. Czułam i wiedziałam, że mnie potrzebuje. Chodziłam z nią do psychologa, do kina, na łyżwy. Właściwie wszędzie, byleby tylko zająć jej myśli. Czasem nawet nie musiałyśmy rozmawiać, bo wystarczała sama obecność. Bardzo się do siebie zbliżyłyśmy, z czego się cieszę, bo jeszcze niedawno wydawało mi się, że tracę Anię na rzecz Aleksa. Niestety chyba nie mogę tego samego powiedzieć o Michale. Niby między nami było wszystko w porządku, ale nie byłam w stanie poświęcić mu tyle czasu, ile wymagał. Nie mogłam mu też podać powodu, potrzeby bycia przy Ance, co denerwowało go jeszcze bardziej. Przez ostatnie dwa tygodnie widzieliśmy się może 3 razy. Nie ukrywam, że brakowało mi jego obecności, ale wiadomo, że to przyjaźń jest na pierwszym miejscu. W głębi liczyłam, że on jakoś to zrozumie, ale widocznie się przeliczyłam, bo każda rozmowa kończyła się lekką sprzeczką. No cóż… poradzi sobie jakoś. W końcu duży z niego chłopczyk.
Wreszcie nadszedł 7 marca. Długo czekałam na ten dzień, bo to właśnie dziś obchodzi urodziny najważniejsza osoba w moim życiu. Z samego rana pobiegłam do sąsiadki, u której poprzedniego dnia schowałam tort. Zapukałam do drzwi, a staruszka już na wejściu podała mi pudełko i posłała przemiły uśmiech. Podziękowałam jej i mocno uścisnęłam, co bardzo ją zdziwiło, ale jak prawdziwa babcia pogłaskała mnie po głowie, ale zaraz potem wróciłam do naszego mieszkania. W kuchni rozpakowałam prześliczny tort i ustawiłam na nim świeczki. Kiedy już na smakołyku widniało dokładnie 20 małych ogników, powoli ruszyłam na górę. Już od progu pokoju Anki zaczęłam głośno śpiewać sto lat, co momentalnie rozbudziło moją przyjaciółkę. Dawno nie widziałam na jej twarzy tak szczerej radości i byłam z siebie niesamowicie dumna. Po życzeniach i kilku uszczypliwych komentarzach ap ropo starości, zjadłyśmy po kawałku tortu, ale niedługo potem Anka zaczęła się szykować. Mimo, że ja nie zamierzałam iść dziś na uczelnię, musiałam chociaż zachować pozory, by nic nie podejrzewała. Dlaczego nie wybierałam się na uczelnię? Ujmę to tak, że to nie koniec niespodzianek dla Anki z okazji urodzin. Razem z chłopakami szykowałam dla niej wielkie przyjęcie w tajemnicy. Wiem, że od zawsze o tym marzyła, a 20 urodziny to taka ładna, okrągła liczba. Kiedy moja przyjaciółka opuściła mieszkanie pozwoliłam sobie na długi prysznic, a dopiero później się ubrałam. Szczęściara mogła dziś świętować w cieplutkim słoneczku. Włożyłam rurki, koszulę i asymetryczny sweterek, a do tego koturny i wiosenny płaszczyk. Wczesałam włosy w wysokiego kucyka i bez jakiegokolwiek makijażu opuściłam łazienkę. Miałam o tyle dobrze, że od zawsze moje rzęsy same z siebie, były gęste i ciemne. Nie musiałam ich wcale malować, aby otrzymać przyzwoity efekt. Na koniec zabrałam z pokoju torbę, okulary i byłam gotowa do wyjścia. Jeździłam do domu do domu różnych siatkarzy i osobiście zapraszałam ich na imprezę. Gdzieniegdzie wpadałam tylko na chwilkę, ale u niektórych zostawałam na kawę. W międzyczasie, całkiem przypadkiem dowiedziałam się, że akurat Resovia jest już w Bełchatowie… No w sumie dlaczego chłopcy nie mieliby świętować z nami? Zadzwoniłam do Zibiego, a on zapewnił mnie, że powiadomi resztę i na pewno przyjdą. Ucieszyłam się na tą myśl, bo to oznaczało spotkanie z Pitem. Stęskniłam się za starym przyjacielem, ale zastanawiałam się co na to Anka.. Przez chwilę zaczęłam się nawet martwić jak Aleks i Cichy zareagują na swoje towarzystwo.. Najwyżej będziemy się martwić jutro, choć mam nadzieję, że uszanują fakt, że to urodziny Ani i wszystkiego nie zniszczą. Kiedy sprawa gości była już załatwiona, pojechałam do Aleksa i zabrałam go ze sobą na zakupy. W pierwszej kolejności zamówiliśmy ogromny tort, który na wierzchu miał mieć lukrowy aparat i piłkę do siatkówki. Uznaliśmy, że trzeba podkreślić jej miłość do tych dwóch pasji, a to dość słodki sposób..dosłownie. Kiedy panie w cukierni dowiedziały się, że zamówienie jest potrzebne na jutro, wytrzeszczyły oczy i odmówiły przyjęcia zlecenia. Całe szczęście, że zdecydowałam się zabrać po drodze siatkarza.. Aleks używając swojego nadzwyczajnego uroku, bez większego problemu przekonał sprzedawczynie. Jedna z kobiet rumieniąc się, zapewniła nas, że jutro tort będzie gotowy do odbioru. Zadowoleni, opuściliśmy cukiernię.
-Możesz być z siebie dumny. –rzuciłam do Serba.
-Ja? –uniósł brwi w geście zdziwienia.
-Tak ty! Podrywaczu. –zaśmiałam się.
-Ja?! To tylko tak.. w szczytnym celu! –bronił się.
-Oczywiście. –wzięłam go pod rękę i ruszyliśmy do samochodu.
Następnie podjechaliśmy do sklepu monopolowego i kupiliśmy hektolitry alkoholu. Kiedy zobaczyłam ilość butelek, które wybierał siatkarz, tylko lekko pokręciłam głową.
-No co? Będzie dużo osób! –rzucił, widząc moje niezadowolenie.
-Jak się bawić to się bawić! –krzyknęłam i pozwoliłam mu wybierać kolejne trunki.
Prawie cały bagażnik był wypełniony po brzegi wysokoprocentowymi napojami, a Aleksowi, aż świeciły się oczy ze szczęścia.
-A podobno sportowcy nie piją. –zarzuciłam mu.
-Bo nie piją! My się tylko „nawadniamy”. –powiedział z szerokim uśmiechem.
Jako kolejne miejsce docelowe obraliśmy hurtownię z ozdobami. Kupiliśmy wszystkie potrzebne nam rzeczy, więc byliśmy blisko końca przygotowań. Wszystkie serpentyny, trąbki, czapeczki i wielki transparent z „HOT 20” zapakowaliśmy do samochodu i wreszcie mogliśmy odetchnąć.
-Kawa? –zaproponował Aleks.
-A wiesz, że nawet bardzo chętnie. –posłałam mu szczery uśmiech.
Wstąpiliśmy na pół godziny do pobliskiej kawiarenki, a później siatkarz odwiózł mnie pod blok Michała.
Pożegnałam się z Alkiem i czym prędzej wbiegłam po schodach. Czy zależało mi na nim? Cholernie bardzo i nie chciałam wszystkiego zepsuć. Fakt, faktem..Michał jest najlepszym co mogło mnie spotkać. Po cichutku przekroczyłam próg mieszkania Winiara, dziękując w myślach, że zostawił otwarte drzwi. Chciałam zaskoczyć go swoimi odwiedzinami, więc nie dawałam znać, że jestem. Nagle z pokoju dobiegły mnie głosy. Co więcej..jeden był damski.
-Tęsknię za tym co było kiedyś. –powiedziała kobieta.
-To po co braliśmy rozwód? –warknął Michał.
Cholera! To Dagmara? Co ona tu robi?! Czego chce… Nie wiedziałam czy powinnam się ujawnić. W końcu stanęło na tym, że przysłuchiwałam się dalej ich rozmowie.
-Bo byłam głupia i cię nie doceniałam. –mówiła.
-A teraz? –pytał.
-Wiesz, że nadal cię kocham. Proszę cię..wróć do domu. Ostatnie trzy tygodnie były wspaniałe. –zachwycała się.
Trzy tygodnie? Właśnie tyle się nie widzieliśmy.. Spali ze sobą? Co między nimi zaszło?! Wewnątrz rozpadałam się na tysiące kawałków i nie mogłam się pozbierać. Czułam się jak intruz w mieszkaniu osoby, gdzie teoretycznie powinno być mi bardzo dobrze..
-Ja też cię kocham. –powiedział, a ja zbierałam szczękę z podłogi.
Tego już były zbyt wiele..moje serce pękło… Nie byłam przygotowana na te słowa. To tak jakby w jednej chwili świat się skończył. Chyba nawet przestałam oddychać. Stałam tak w osłupieniu, a z pokoju wydobywały się charakterystyczne dźwięki pocałunków. Nie mogłam tam wytrzymać. Zrobiło mi się gorąco. Opuściłam jego mieszkanie, a na zewnątrz osunęłam się po ścianie z płaczem. Oh byłam teraz taka słaba. Dlaczego on jej to powiedział?! Okłamał ją czy mnie? W sumie po co miałby okłamywać Dagmarę.. W takim razie to mi sprzedawał tanią bajeczkę. Nigdy nie przestał jej kochać. Wiedziałam, że takich rzeczy się nie zapomina, a uczucia z nikogo tak po prostu nie ulatują. Ale..on tak zawzięcie mnie zapewniał, że jego żona to kompletna przeszłość. Zawaliłam sprawę.. O gdyby tylko poznał przyczynę mojego braku czasu. Może pomyślał, że go unikam? Cholera, mógł odnieść takie wrażenie. Ale przecież to nie prawda! Kocham tego człowieka! Między nami bywało różnie, ale to przecież właśnie na tym polega związek. Wzloty i upadki to jego nieodłączna część, ale dlaczego dla nas został przewidziany taki czarny scenariusz? Nie wiedziałam co będzie dalej. W geście obronnym, sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do Kurka.
-Cześć mała. –rzucił siatkarz.
-Ohh Bartuś. –szlochałam do telefonu.
-Dlaczego płaczesz? –wydał się wyraźnie zdenerwowany.
-Jestem taka głupia i beznadziejna. –zanosiłam się płaczem.
-Wiktoria, co się stało?! –naciskał Kurek.
-Winiar wciąż kocha Dagmarę, rozumiesz?! To koniec… Nasz koniec. Nie wiem co ze sobą zrobić. Jestem idiotką! I teraz jeszcze dzwonie do ciebie z żalem.. Przepraszam. –mówiłam.
-Przecież wiesz, że możesz się do mnie zgłosić ze wszystkim. –pocieszał mnie.
-Bartek..tak bardzo bym chciała żebyś tu był. Potrzebuję cię! Świat mi się zawalił na głowę.. Wiesz..uwierzyłam, że wreszcie mogę być szczęśliwa. Ale on mnie zranił..jak wszyscy moi faceci.
-Jak ja… -wyraźnie posmutniał.
-Tak, ty też. Nie zaprzeczam..W sumie to chyba ze mną musi być coś nie tak, skoro zawsze prędzej czy później wszystko się pieprzy. –zakończyłam.
-Nie Wiki! Nawet tak nie mów! Jesteś idealna! –krzyczał.
-To dlaczego wyjechałeś do tej cholernej Moskwy, a mnie zostawiłeś tutaj?! –wyrzuciłam z siebie.
Długo siedziało we mnie to pytanie. Skoro kochał mnie tak mocno jak twierdził.. to dlaczego mnie zostawił? Nawet przy moim usposobieniu to wydaje się być mocno rozbieżne i sprzeczne.
-Wiki..ja..ja.. –nie był w stanie mi odpowiedzieć.
-Tak też myślałam. Cześć. –pożegnałam się.
-Wiktoria! –krzyknął Bartek, ale ja się rozłączyłam.
Nie byłam w stanie sama wrócić do domu, a pierwszy na myśl przyszedł mi Aleks, wiec to do niego zadzwoniłam. Powiedział, że to dla niego żaden problem i, że już zawraca.
-Wiktoria co się stało? –oniemiał, kiedy zobaczył mnie zapłakaną.
-Nic takiego. Jedziemy do mnie?
-Jasne. Wsiadaj. –wykonał zapraszający gest.
-Mogę mieć prośbę? –zaczęłam niepewnie.
-Słucham. –uśmiechnął się.
-Mógłbyś zaprosić Winiara na jutro? –wypaliłam.
-A ty go nie…
-Mógłbyś? –nalegałam.
-Oczywiście. –posłał mi zdziwione spojrzenie.
-Dzięki- wysiliłam się na coś w rodzaju uśmiechu.
Siatkarz nie starał się wnikać co zaszło i byłam mu za to bardzo wdzięczna. Zapewne spowodowałoby to kolejną falę płaczu, a nie chciałam żeby widział mnie w takim stanie. W ciszy dotarliśmy do mojego mieszkania, a niedługo po nas do domu weszła Anka. Bardzo się cieszyłam, że wróciła i zajmie się Aleksem, bo to oznaczało, że mogę rzucić się w samotności na łóżko w swoim pokoju i płakać w poduszkę. Może to mało oryginalne, ale nic lepszego nie przychodziło mi do głowy. Zbyt wiele myśli kręciło mi się po głowie i szybko zasnęłam. Nie był to dobry sen..o nie. Męczyły mnie okropne koszmary, że zostałam zupełnie sama. Czy tak się właśnie czułam? Byłam samotna? To w sumie dziwne, kiedy otacza cię tyle ludzi, ale jest to możliwe.. Ocknęłam się z przyśpieszonym oddechem i poszłam wziąć prysznic. Już wiedziałam, że to nie to co powiedział Michał dotknęło mnie najbardziej..to strach, że mnie zostawi wywołał taką reakcję. Po kąpieli włożyłam za dużą koszulkę, spodenki i czym prędzej wróciłam do łóżka.

Kiedyś słyszałam, że jak ktoś ci się przygląda to podświadomie to czujesz i automatycznie się budzisz. Nie bardzo wiem na jakiej zasadzie to działa, ale takie wrażenie odniosłam tym razem. Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam to uśmiechnięta twarz Bartka. Oh czyli nadal spałam? Sny też są przeciwko mnie? Chciałabym żeby był przy mnie.. Czułam, że to jeden z tych snów, kiedy możesz sam zadecydować co będzie dalej. Tak zwane „świadome sny” należały do moich ulubionych, bo mogłam bezkarnie robić to, na co w rzeczywistości nigdy bym się nie odważyła. Ale tym razem zaczęłam płakać, zawiedziona faktem, że niedługo się obudzę, a jego tu nie będzie.
-Ej, mała czemu płaczesz? Jestem aż taki straszny? –uniósł mój podbródek.
Hmm dziwne..wydawało mi się, że naprawdę go czuję. Ciepło jego skóry i ten cudowny zapach.
-To tylko sen. Zaraz się obudzę sama w tym wielkim łóżku, a ty znikniesz. –tłumaczyłam.
-Wiktoria o czym ty mówisz? –śmiał się Kurek.
-No nie ma cię tu tak naprawdę! –zdenerwowałam się.
-Jestem! –cieszył się jak dzieciak.
Czy ja naprawdę już nie spałam? Szybko się podniosłam i badałam otoczenie wzrokiem. Wszystko wydawało się takie realne i takie.. jak zwykle. Bartka wyraźnie bawiło moje zakłopotanie i zdziwienie, ale wciąż nie miałam pojęcia co się dzieję.
-Wszystkiego najlepszego. –wręczył mi piękną różę.
-Z jakiej to okazji? –pytałam zaskoczona.
-Dzień kobiet. –oznajmił.
-Czyli dziś jest 8 marca, tak? –dociekałam.
-Tak. –szczerzył się.
-A wczoraj do ciebie dzwoniłam, tak? –nadal starałam się odnaleźć.
-No tak. –rzucił.
-I dziś już jesteś tu?! Co ty tu robisz?! –szukałam odpowiedzi.
-Mówiłaś, że mnie potrzebujesz i że chcesz, żebym przyjechał, więc jestem! –był z siebie bardzo zadowolony.
-Oh Bartek! –rzuciłam mu się na szyję i mocno przytuliłam.
-Naprawdę się stęskniłaś. –żartował, obejmując mnie swoim silnym ramieniem.
Mimo, że jest taki wysoki i potężny to wtedy był najbardziej delikatnym mężczyzną na Ziemi. Jego objęcia były dla mnie bezpiecznym miejscem, w którym mogłam odpocząć bez jakichkolwiek zmartwień. W momencie zrobiło się tak błogo i kojąco. Tego właśnie potrzebowałam na moje poszarpane nerwy i uczucia. A ta jedna róża, którą mi podarował? Oh znaczyła więcej niż dwa takie bukiety od Michała. W sumie to można było wywnioskować, że Winiar jest ze mną tylko wtedy, kiedy jest dobrze, a Kurek? On jest przy mnie kiedy cały świat się wali i nie chce mi się dalej żyć. Byłam mu tak cholernie wdzięczna, że mnie wspiera.
-Jeszcze nie do końca wierzę, że tu jesteś. –mówiłam przez łzy, który nawet nie wiem kiedy napłynęły mi do oczu.
-Jesteś niemożliwa! –przysunął mnie do siebie Bartek i pocałował w czoło.
Podciągnęłam się do góry i złożyłam delikatny pocałunek na granicy kącika jego ust i policzka. Kurek tylko spojrzał na mnie wyczekująco, ale z wyraźną radością wypisaną na twarzy. Powolutku nachylał się nad moimi ustami, ale ja wtedy wyskoczyłam z łóżka, chwyciłam go za rękę i zaciągnęłam na dół.
-Musimy pogadać. –tłumaczyłam mu po drodze.
Dowiedziałam się, że Bartek zostaje w Polsce na stałe.. Moje zdziwienie było nie małe, ale jednocześnie pomieszane z radością. Po pewnym czasie Anka opuściła mieszkanie, a ja mogłam zadzwonić do Aleksa żeby przywiózł wszystko co było nam potrzebne. Siatkarz oświadczył, że niedługo przyjedzie, więc poszłam się ubrać. Dobrze wiedziałam, że przy Kurku mogę być wyluzowana i czuć się swobodnie, więc włożyłam rurki i rozciągniętą bluzę, a niedługo potem wpadł do mieszkania Serb z wieloma torbami.
-No dobra chłopaki! Bierzemy się do roboty! –zarządziłam i zaczęłam wydawać polecenia.

Z czasem w naszych czterech ścianach zaczęło przybywać, ale wszyscy byli skłonni do pomocy. Ich dziewczyny przywiozły ze sobą wiele przekąsek, które postawiliśmy na blacie w kuchni. Bąku rozwieszał serpentyny, a Cupko, Wytze i Kłos nadmuchiwali balony, a cała reszta udawała, że czymś się zajmuje Przygotowania trwały w najlepsze, a wszyscy bardzo się cieszyli na myśl o przyjęciu niespodziance dla Ani. W międzyczasie udało mi się przebrać w miodową sukienkę, ale nie miałam dużo czasu, więc bez większego mizdrzenia się przed lustrem wróciłam do gości.Wreszcie skończyliśmy, a zegarek wskazywał 16:30. Wiedziałam, że Ania ma wrócić koło 17, więc pogasiliśmy światła i po cichutku usiedliśmy w salonie. Oh nasze wyczekiwanie dłużyło się niemiłosiernie, aż wreszcie usłyszeliśmy jak ktoś naciska klamkę. Czekaliśmy wszyscy skupieni i gotowi, a kiedy Anka weszła do pokoju wykrzyczeliśmy wcześniej umówione hasło.
-No dzięki, dzięki. –szczerzył się Zibi.
-Cholera Bartman! –wrzeszczałam.
-No co? –uniósł brew.
-Jak zwykle spóźniony. –zarzuciłam mu.
-Ciebie też miło widzieć. –cmoknął mnie w policzek.
-Chodź już. –pociągnęłam go za rękę.
-Chłopaki wchodźcie! –krzyknął w kierunku drzwi, z których po chwili wyłonili się Resoviacy z kolejnymi butelkami alkoholu.
Tym razem już w komplecie ukryliśmy się w salonie i czekaliśmy na przyjście tej właściwej Ani. Wreszcie się doczekaliśmy i się zaczęło…

-Cześć. –mruknął mi do ucha Winiar, dając soczystego buziaka w policzek.
-Oh cześć. –patrzyłam na niego z pogardą.
-Dawno się nie widzieliśmy. –przekrzykiwał muzykę.
-Hmm może. Co tam u Dagmary? –mówiłam drwiąco.
-A skąd mam wiedzieć? Nie obchodzi mnie. –wędrował dłonią po moim udzie.
-A to akurat ciekawe. –zatrzymałam jego rękę.
-O co chodzi? –usiłował mnie pocałować, ale czułam od niego sporą ilość alkoholu.
-Nie kochasz jej? –rzuciłam.
-Oczywiście, że nie! Ty jesteś moja. –gładził mój policzek.
Cholera i znów ten okropny mętlik. Kogo okłamał? Nie byłam w stanie tego wszystkiego zrozumieć. Jednak nie chciałam sobie psuć nastroju na przyjęciu Ani.. Z wielką ochotą ruszyłam do barku po kolejnego drinka, by choć na chwilę odpłynąć i zapomnieć..po prostu dobrze się bawić.

Rano obudziły mnie promienie marcowego słońca. Czułam w organizmie skutki picia alkoholu, ale głowa nie bolała mnie jakoś szczególnie mocno. Rozglądałam się po pomieszczeniu, w którym spałam. To nie był mój pokój. Co to za miejsce? Szukałam wzrokiem czegoś znajomego..czegoś co pomogłoby mi się odnaleźć. I znalazłam. Po mojej prawej stronie spał Kurek w samych bokserkach. Ja miałam na sobie jedynie jego koszulkę i nic poza tym. Cholera co się działo? Wyszłam z łóżka i zaczęłam szukać swojej bielizny. Moją krzątanie rozbudziło Bartka i przyglądał mi się z dziwnym błyskiem w oku.
-Dzień dobry. –mruknął zaspanym głosem.
-Bartek..czy my coś? –pytałam przerażona tą myślą.


Oczami Anki.

Tygodnie mijały. Z początkiem marca nastała wiosna. Ciepło, słońce i znacznie lepsze nastawienie do świata u wielu ludzi. A u mnie co? Nadal starałam sobie poradzić z okropnością która dotknęła mnie prawie miesiąc temu. Nawet nie wiedziałam, że jeden kontakt fizyczny potrafi tak długo siedzieć w głowie kobiety. Nie, nie byłam na policji. Chciałam uniknąć tego całego zgiełku. Pracuje w dziennikarstwie, więc wiem, że zaraz zrobili by z tego wielkie zamieszanie, szczególnie, że już mój związek z Aleksem jest oficjalny. A w sumie, raczej pracowałam w dziennikarstwie. Następnego dnia Wiktoria poszła do redakcji, zaniosła moje wymówienie i zabrała prywatne rzeczy. Moja przyjaciółka starała się być przy mnie jak najwięcej. Zapisałam się do psychologa, na prywatne wizyty, które zdecydowanie przynoszą efekty. Dzięki pomocy specjalisty zrozumiałam, że to nie we mnie tkwi problem, a w tym okropnym człowieku, który mi to zrobił. Akceptowałam już samą siebie i swoje ciało, potrafiłam spojrzeć Aleksowie w oczy. Cały czas miałam tylko jeszcze jeden problem… nie potrafiłam dopuścić do maksymalnej bliskości z Alkiem. Został w mojej głowie uraz i to jego staram się teraz przełamać.

-Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam! A kto!? Aneczka! – przetarłam oczy i ujrzałam nad łóżkiem Wiktorię z tortem i 20 palącymi się świeczkami.
CHOLERA! No tak, dziś 7 marca… Zapomniałam o własnych urodzinach. Uśmiechnęłam się i zdmuchnęłam świeczki.
-Dziękuje. – przyciągnęłam moją przyjaciółkę i dałam jej buziaka w policzek.
-No to kochanie, ja jeszcze mam jedynkę z przodu. A tobie niestety już dwójeczka wskoczyła. Starzejesz się. – poklepała mnie po plecach.
-Oh, przez 4 miesiące możesz się tym nacieszyć. – pokazałam język i zaczęłam kroić tort.
-Zawsze to cztery miesiące więcej. – zaśmiała się.
Zjadłyśmy tort i musiałyśmy zacząć się zbierać. Nie ważne czy ma się urodziny czy nie, to jednak na uczelnie trzeba iść. Podeszłam do szafy i przeglądałam jej zawartość. Wrzuciłam na siebie jeansową koszule z ćwiekami na ramionach, na dół wrzuciłam czarne poszarpane krótkie spodenki i rajstopy w tym samym kolorze. Do tego wiązane oficerki, czapka, torba i skórzana kurtka. Puściłam luźno moje fale, a za makijaż uznałam tylko lekkie pociągnięcie rzęs tuszem. Spakowałam notatki i zeszłam na dół do kuchni.
-O której kończysz zajęcia? – spojrzała Wiki na mnie znad gazety.
-Około siedemnastej powinnam być w domu. Zrobimy sobie babski wieczór?
-Liczę na to. – zaśmiała się.

Na uczelni byłam o 9:30. Kiedy tylko przekroczyłam drzwi wejściowe zauważyłam lecącą w moim kierunku grupkę znajomych. Zaczęli śpiewać mi „sto lat” i składać życzenia. Uśmiech na twarzy miałam tak wielki jak z Krakowa do Warszawy. Od zawsze lubiłam mieć urodziny, i nie chodzi tu o chęć posiadania prezentów czy coś w tym stylu. Raczej o to, że zawsze był to dla mnie czas zmian. Z każdym rokiem zakańczam pewien etap w życiu i już do niego nie wracam. Można powiedzieć, że to taki punkt docelowy spełniania swoich założeń na dany rok. W tym roku zrobiłam wszystko co bym chciała? Hmm… pomyślmy. Zdałam maturę na tyle dobrze, żeby dostać się na wymarzone studia. Zamieszkałam z Wiki i czuje się z tego powodu świetnie. Poznałam dość przypadkowo mężczyznę mojego życia i wszystko układało się powoli po mojej myśli. No gdyby nie ten okropny wieczór… Dobra koniec Anka! Nie było tamtego wieczoru, to przeszłość! Uff… poszłam na wykłady. Spędziłam 6 beznadziejnych godzin siedząc w miejscu i nic nie robiąc. Świetne urodziny, nieprawdaż? Aleks do mnie nawet nie zadzwonił, zapomniał? Nie, przecież ma trening i wie, że jestem na uczelni. Pewnie nadrobi to wieczorem. W sumie dość poważnie zaczynam odczuwać na czym naprawdę polega związek z siatkarzem. Ciągłe wyjazdy, brak bliskiej osoby przy ważnych momentach w życiu i jednak nie 100% wsparcie. Raczej to ja muszę wspierać moją połówkę. Ehh… taki już los sportowców, sama wiem z iloma wyrzeczeniami się wiąże młodzieńcze uprawianie siatkówki, a co dopiero kiedy to jest profesjonalne. Z jednej strony podziwiam ich wszystkich, nie wiem czy ja bym była wstanie prowadzić takie życie. Ohh, spojrzałam na zegarek – 15:30. Nareszcie koniec wykładów. W drodze do domu poszłam jeszcze do biblioteki. Musiałam poszukać w archiwum starych wywiadów ze sportowcami. Przejrzałam mnóstwo archiwalnych zasobów biblioteki. Znalazłam jeden dość ciekawy artykuł z 1948 roku kiedy Polacy podejmowali u siebie w stolicy Czechosłowacje.


„Dokładnie 28 lutego 1948 roku biało-czerwoni w swoim pierwszym oficjalnym meczu międzypaństwowym podejmowali w stolicy Czechosłowacje. Niewiele brakowało, by debiut się nie odbył. CSR miało problem z dojazdem. Aby zatrzymać kibiców rozegrano mecz koszykówki Tur Łódź – AZS Warszawa i czekano. O 18:00 pociąg z naszymi gośćmi minął Skierniewice, a o 19:10 Czesi zjawili się w hali. (…) Po blisko 20 godzinnej podróży, Czesi bez odpoczynku po 65 minutach zaczęli już grać mecz. (…) Pierwszy set wygrali Czesi 17:15, drugi set dla biało-czerwonych 15:11, trzeci wygrała Polska 15:13, kolejny CSR 15:4, a tie – break przegrała Polska 15:12(..)”

Wow, historia siatkówki z przeszło blisko 65 lat wstecz. W sumie chciałabym zobaczyć jak wyglądały takie mecze. Skserowałam potrzebne pisma i przed siedemnastą wyszłam z biblioteki.

Mój powrót do domu lekko się opóźnił. W drodze powrotnej zahaczyłam jeszcze o market i kupiłam produkty potrzebne do domu. Kiedy wchodziłam do mieszkania cała zawalona torbami od razu usłyszałam śmiechy dobiegające z salonu. O tak, znałam ten głos.
-Cześć kochanie. – Alek podbiegł do mnie, wziął na ręce razem z torbami i sprzedał mi namiętnego buziaka. Skubany sporo ma tej siły.
-To ja idę do siebie. Nie przeszkadzajcie sobie. – widząc nas skwitowała Wiki i poleciała na górę.
Aleks odstawił mnie na ziemie i wziął torby. Rozpakowaliśmy wspólnie zakupy, a kiedy skończyliśmy opadłam zmęczona, po całym dniu na sofę w salonie.
-Aż tak zmęczona? – zapytał Serb
-Mhm.
-Chodź. Coś ci pokażę. – wyciągnął do mnie rękę.
Złapałam ją po czym wstałam z łóżka. Aleks poprowadził mnie na górę i kierowaliśmy się w stronę mojego pokoju. Przed otworzeniem drzwi położył ręce na moich oczach i wprowadził do pokoju. Kiedy odsłonił mi je dostrzegłam położony na łóżku wielki bukiet czerwonych róż.
-Wszystkiego najlepszego dwudziestolatko. – położył ręce na mojej talii, opierając swój podbródek na moim ramieniu.
Podeszłam do łóżka i podniosłam kwiaty z łóżka. Napajałam się ich silnym zapachem, który choć był zwyczajny to bardzo wyjątkowy.
-Dziękuje. – wspięłam się na palce i złożyłam na ustach mojego mężczyzny namiętny pocałunek.
Siatkarz odłożył róże na biurko, a sam przyciągnął mnie do siebie i podniósł do góry. Oplotłam nogi wokół jego bioder, a on składał na mojej szyi delikatne ale zarazem bardzo namiętne pocałunki. Atmosfera uległa zmianie i była naładowana elektrycznym wyczekiwaniem. Podniósł głowę i wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi oczami. Sekundę później jego usta wbiły się w moje. Wydałam z siebie cichy jęk rozkoszy, delikatnie rozchylając swoje wargi i umożliwiając mu połączenie się z moim językiem. Powoli nasz pocałunek stawał się erotycznym tańcem pobudzającym wszystkie strefy erogenne. Przez moje ciało przeszedł dreszcz, a Aleks dostrzegając to przeniósł nas na łóżko. Delikatnie ułożył mnie na nim, a sam leżał pochylony nad mną cały czas pieszcząc moje usta. Poczułam na swoim udzie nabrzmiałą męskość Aleksandara i… w tej chwili oprzytomniałam. Momentalnie przerwałam nasz pocałunek i delikatnie odepchnęłam go od siebie. Popatrzył na mnie zbity z tropu i niezrozumieniem w oczach.
-Co jest?
-Nic. – odpowiedziałam z kamienną twarzą i usiadłam po turecku na łóżku.
- Powiesz mi wreszcie co jest nie tak? Od ponad miesiąca się nie kochaliśmy. – usadowił się naprzeciwko mnie i próbował zmusić mnie do patrzenia prosto w oczy.
-Wszystko jest w porządku.
-Nie jest w porządku. Coś robie nie tak? Przeszkadza ci coś? Cupko ostatnio stwierdził, że muszę być słaby w łóżku. Cholera, Anka ja nie wiem co mam myśleć! –nie dawał za wygraną.
-Dzielisz się z Cupkiem informacjami czy mnie zaliczyłeś czy nie? – uniosłam jedną brew do góry.
-Zaliczyć to ja mogłem koleżankę w liceum, albo dziwkę na dyskotece. Z tobą mogłem przeżyć wspaniałą noc. – skwitował w ogóle nie zbity z tropu moim pytaniem. Zaskoczył mnie.
-To nie zmienia faktu, że nie chcę aby ktokolwiek wiedział co się dzieje w naszej sypialni.
-Zrozum, że już sam nie wiem co robię nie tak… Szukam porady, a od ciebie nie mogę się dowiedzieć o co chodzi.
-Wszystko jest z tobą w porządku, zapewniam Cię.
-W takim razie zdradź mi, co się dzieje, że nasza bliskość została tak zaburzona. – rzucił ironicznie.
-Nie zrozumiesz tego.
Był zmieszany, widziałam to po jego twarzy. Cały czas chyba nie dowierzał, że tak się skończyła dzisiejsza sytuacja, która prowadziła do idealnie zgranych wspaniałych doznań. Wstał z łóżka, zabrał z krzesła swoją bluzę i wyszedł z mojego pokoju. Słyszałam, jak szybko zbiegał po schodach i głośny trzask drzwi wejściowych. Rozpłakałam się. Nie dawałam sobie rady z całą tą sytuacją.

Następnego dnia z samego rana obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Wyświetliło mi się zdjęcie Bartka. Przetarłam jeszcze raz oczy z niedowierzaniem i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo?
-Cześć Anka, zejdziesz mi otworzyć drzwi? – zapytał śmiejąc się.
-Coo? – moje oczy w tym momencie przypominały pięciozłotówki, a sama miałam wątpliwości co do tego, czy jeszcze śpię czy już nie.
-Zejdź na dół, nie budząc Wiki i otwórz mi drzwi. – wyczuwałam jak się uśmiecha.
-No okej.
Rozłączyłam się, włożyłam na nogi kapcie i zarzuciłam na siebie mój szlafrok. Prawie potykając się o próg zbiegłam na dół. „Co on robi w Łodzi!?” takie myśli tylko przebiegały mi przez głowę. Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je na szerokość. Zobaczyłam wielkiego faceta z torbą podróżną w ręce.
-Bartek! – wykrzyczałam i rzuciłam mu się na szyję.
-Tak, to ja. – zaśmiał się i podniósł mnie do góry.
-Co robisz w Łodzi?
-Przyjechałem do tej dziewczyny, która z tobą podobno mieszka. – uśmiech nie schodził z mu z twarzy.
-Aaa… no tak. Już o swojej drugiej przyjaciółce nie pamiętasz… Liczą się teraz tylko miłości. – udawałam zmartwioną małą dziewczynkę.
-Haha, no już dobrze. – objął mnie ramieniem wchodząc do kuchni. – Do ciebie też oczywiście przyjechałem. -Tak w ogóle, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet. – wyciągnął w moim kierunku różę.
-Hoho, wiedzę, że się przygotowałeś. Dziękuje. A po za tym, nie, że jestem wredna czy coś… ale dobrze, że przyjechałeś.- puściłam do niego oko – Winiar jest nie z tej bajki co Wiki.
Zaśmiał się tylko na te słowa. Pogadałam z nim jeszcze chwilę, a potem poszłam do siebie, a Bartek zabrał kwiaty dla Wiki i poszedł do niej do pokoju.

Zaczęłam zbierać się na uczelnie. Ubrałam się , spakowałam swoją torbę i wyszłam z domu. O 9:00 byłam już w murach szkoły. Dzielnie przeszłam przez wszystkie wykłady i zaliczyłam w zerówce podstawy prawa na mocne cztery z plusem. Spojrzałam na zegarek – była 16:55. Zapowiada się długo wyczekiwany chillout. Wiktoria pewnie poszła gdzieś z Bartkiem, więc mam całe mieszkanie wolne. Może zaproszę Aleksa? A nie, przecież zapomniałam, że wczoraj się pokłóciliśmy. Wiki w sumie miała racje z tym, że wreszcie zacznie się psuć pomiędzy mną a Alkiem przez to, że mu o niczym nie powiedziałam. Ehh… Mam nadzieje, że się pogodzimy i wszystko z czasem wróci do normy. Po dwudziestu minutach stałam już przed drzwiami mieszkania. Przekręciłam klucz w zamku, co dziwne było otwarte. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Zdjęłam buty, powiesiłam kurtkę na wieszaku i zapaliłam światło w salonie.
-N I E S P O D Z I A N K A!!! – ujrzałam przed sobą zgraję osób.
Zebrała się cała śmietanka siatkarzy. Nie zabrakło wszystkich siatkarzy Skry z żonami i dziewczynami, prócz tego oczywiście połowa siatkarzy z Rzeszowa, która przebywała aktualnie w Bełchatowie, bo rozgrywane były play-offy PlusLigi. Wśród Resoviaków niestety nie dostrzegłam Pita, ale cóż. W całym pokoju były porozwieszane balony, na ścianie widniał wielki transparent z napisem „Hot 20!”, a pośrodku stojąca Wiktoria z wielkim tortem, który był wspaniały. Popłakałam się, bo to był najwspanialszy prezent urodzinowy jaki kiedykolwiek dostałam..marzyłam po cichu o takiej niespodziance. Wszyscy zaśpiewali „Sto lat!” a ja zdmuchnęłam świeczki. Potem nie obyło się bez życzeń od każdego z osobna, na końcu podszedł do mnie Aleks.
-Przepraszam za wczoraj. – położył ręce na mojej tali. – Powinienem zrozumieć, że ty też masz swoje problemy i nie zawsze musisz mieć ochotę. Związek to w końcu kompromisy. – uniósł mój podbródek do góry i złożył na moich ustach pocałunek.
Impreza była naprawdę udana. Mnóstwo piwa, zabawy i sytuacji, których wręcz nie powinno się przytaczać. Bo „co się dzieje, na imprezach, zostaje na imprezach”. Około drugiej w nocy wszyscy zaczęli się zbierać. Aleks niestety również musiał pojechać do siebie. Zamówionych zostało wiele taksówek i dokładnie o 2:40 mój dom był pusty. Dosłownie pusty. Nie było Wiktorii, zresztą Kurka też. Chyba nawet mogę się domyśleć, że są gdzieś razem. Ta myśl mnie trochę uspokoiła. Ogarnęłam z grubsza mieszkanie, ale większe porządki zostawiłam na następny dzień. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka.

Obudziło mnie dobijanie się do drzwi. Spojrzałam na zegarek – 9:45. Cholera! Zaspałam na wykłady! Zbiegłam w samej pidżamie na dół i tylko w holu związałam moje włosy w kucyka. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się widok, który mnie nie mało zdziwił.
-Cześć. – powiedział z uśmiechem na twarzy.

_________________________________________________
Kochani...wreszcie jest 25! Proszę, nie złośćcie się na nas, kiedy nie potrafimy dokładnie stwierdzić o której dodamy rozdział. Anka skończyła swój już wczoraj, a ja właśnie dopisywałam ostatnie linijki...
Mamy nadzieję, że podoba wam się nasze" dziecko" :D Co sądzicie o nowym tle? Lepsze, gorsze, mamy zmienić? Bardzo cieszymy się, że jesteście z nami i że codziennie jest co raz więcej wejść. ;) Wiele dla nas znaczą wasze komentarze i to na nie niecierpliwie czekamy. Pozdrawiamy gorąco ♥ Ania i Wiki. 

niedziela, 17 marca 2013

PRZEPRASZAMY!

Kochani...bardzo, bardzo, bardzo was przepraszamy, ale rozdział się nie pojawi. Z powodu nauki i wszystkich pobocznych czynników następną część dodamy dopiero w przyszły weekend. Mimo, że kochamy naszych czytelników najbardziej na świecie to nauka jest najważniejsza, jeśli mamy spełniać swoje marzenia na przyszłość. Cóż...możemy tylko liczyć, że rozumiecie i nam wybaczycie ;< Już teraz możemy obiecać, że przy 25 pojawi się pewna niespodzianka...może mała zmiana... Zobaczycie za tydzień ♥

Gorąco pozdrawiamy! Ania i Wiki.

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 24.

Oczami Wiki.


Lot dłużył mi się niemiłosiernie. Po pięciu godzinach snu nie byłam w stanie ponownie wrócić do tej wspaniałej krainy. Mimo ramienia mojego siatkarza, pozycja nie była zbyt wygodna i zaczynały boleć mnie plecy. Fakt faktem, że od zawsze miałam problemy z kręgosłupem, a siatkówka jeszcze bardziej je pogłębiła. Nigdy nie zapomnę jak bardzo krzyczał na mnie ortopeda, gdy się dowiedział, że gram. Kategorycznie mi tego zabronił, a co ja na to? Zignorowałam jego słowa i juz na najbliższym treningu ćwiczyłam na najwyższych obrotach. Kazać sportowcowi, przestać uprawiać jego ulubiona dziedzinę to jak kazać matce przestać kochać swoje dziecko. Niewykonalne i absurdalne. "Sport to zdrowie." powtarzał mi tata, za każdym razem, gdy wracałam do domu ze skręconą kostką lub wybitym palcem. Oczywiście mówił to ironicznie, ale z uśmiechem na twarzy. Kiedy tak czasem sobie wspominam młode lata to bardzo za nimi tęsknię. To jednak prawda, że młodość doceniamy dopiero gdy nam przemija. Beztroski okres gimnazjum, kiedy miałam najwspanialszą drużynę pod słońcem. Łzy same cisną się do oczu, gdy staram się wrócić do tamtych chwil. Wszystko jednak się skończyło. Po liceum każda poszła w swoją stronę, a teraz jest juz zupełnie inaczej. Wszyscy czegoś ode mnie oczekują. Rodzice liczą, ze będę przykładną córeczką i wzorową studentką. Muszę matkować Ance, by nie zrobiła czegoś głupiego, choć to na pewno zabawne, że to nie ona pilnuje mnie. Właściwie to jesteśmy dla siebie matkami nawzajem, a przy okazji jeszcze przyjaciółkami. To wszystko da się przeżyć, ale najgorsze są oczekiwania Michała. On chce się ustatkować. Co gorsza...ze mną. Wiem, ze mnie powinnam tak mówić, bo to okrutne, ale ja naprawdę chce wykorzystać każdy upływający rok najlepiej jak umiem. Po prostu pragnę się jeszcze bawić. Zamyślona, wpatrywałam się w Michała, który ma zamknięte oczy. A co gdyby tak to jego odmłodzić? Można spróbować. Rozglądam się dookoła, ale okazuje się, że większość osób śpi, a reszta jest zatracona w muzyce. Prawie można powiedzieć, że mamy trochę prywatności. Przysunęłam się bliżej mojego siatkarza i mocno ścisnęłam jego ramie. Jedna ręką odgarnęłam jego włosy, aby mieć łatwy dostęp do szyi. Już po chwili wyciągnęłam się i zaczęłam składać delikatne pocałunki od ramienia ku górze. Zauważyłam lekki ruch kącików jego ust. Podświadomie się uśmiechał, bo czuł, że to cos przyjemnego. Kiedy juz dotarłam do płatka jego ucha, dłonią przekręciłam twarz Michała ku sobie i leciutko ugryzłam go w wargę. Nadal nie dawał za wygraną i jego oczy były zamknięte. Nie czekałam na żadne zaproszenie z jego strony, tylko od razu wbiłam się w jego usta. Na początku powoli i zmysłowo muskałam jego język, ale kiedy Michał również wykonał ruch, pocałunek stal się bardziej namiętny. Chwycił moja twarz w dłonie i przysunął do siebie. Winiar gładził kciukami moje policzki, a ja splotłam jego nogi z moimi. W końcu jednak zabrakło nam powietrza i musieliśmy rozdzielić usta.
-Co robisz? -mruknął.
-Nie widzisz? -uniosłam brwi.
-Chyba nie dajesz mi spać. -napawał się zapachem moich włosów.
-Mam ci do zaoferowania cos znacznie lepszego niż sen. -wyszeptałam.
-Oh..-jednocześnie się zachwycił i zaciekawił.
-No chyba, ze wolisz spać. -rzuciłam niespodziewanie i się odsunęłam.
-Obrażasz się? -zapytał i chwycił mnie za kolano.
-Chyba nie potrafię. -odpowiedziałam, kiedy przeszedł mnie dreszcz spowodowany jego dotykiem.
Winiar zauważył moja reakcje i drażnił się ze mną dalej. Powoli, zmysłowo kierował dłoń w górę mojego uda, a moje obolałe plecy nieświadomie wygięły się w łuk. Ogarniało mnie coraz większe pożądanie i czułam, że powoli zmierzam do krawędzi wytrzymałości.
-Łazienka? –zaproponowałam szeptem.
-Za mało miejsca. –powiedział.
-Wystarczy. –przekonywałam go.
-Poczekajmy, aż będziemy w hotelu. –puścił do mnie oko.
-Ale.. –próbowałam.
-Dobranoc. –cmoknął mnie w czoło i się odwrócił.
Zamknął oczy, włożył słuchawki w uszy i całkiem się ode mnie oderwał. Michał powoli zasypiał, a ja siedziałam bardzo zaskoczona. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że mi odmówił. Przecież samolotowa łazienka to dobry i znany motyw! Mogłabym dopisać to doznanie do mojej listy przygód, ale jak widać pan trzydziestolatek nie jest już taki szalony i skłonny mi towarzyszyć. Kurek od razu by się zgodził! … Na chwilę oniemiałam, gdy złapałam się na tej myśli. Oh teraz byłam już podwójnie wściekła! Za odmowę Michała i za moją podświadomość, która kieruje mnie w stronę Bartka. Muszę nad tym koniecznie zapanować. Podciągnęłam kolana pod brodę i wpatrywałam się w okno z nadzieją, że znajdę tam jakieś rozwiązanie.

Na miejscu wpadłam w prawdziwy zachwyt. Krajobraz był niewyobrażalnie piękny, a ja krocząc za rękę z moim mężczyzną chciałam dobrze zapamiętać tę chwilę. Jednak gdzieś w środku nadal złościłam się na Michała i szybko wyswobodziłam dłoń z jego uścisku, pod pretekstem szukania czegoś w torebce. Zapakowaliśmy walizki do taksówki i ruszyliśmy do hotelu. Przez całą drogę wlepiałam twarz w szybkę i nie mogłam uwierzyć, że to wszystko jest tak blisko, na wyciągnięcie ręki. W końcu kierowca się zatrzymał, a mój podziw był coraz większy. To nie był zwykły budynek. Bardziej luksusowy kurort czy nawet mały pałac. Spojrzałam na Winiara z pytającym wzrokiem, a on tylko się wyszczerzył. Było widać, że jest z siebie dumny i czerpie radość z mojego zmieszania. Weszliśmy do środka i tak jak przewidywałam, wszystko było równie idealne. Kurde..wspaniałe miejsce. Odebraliśmy kluczyk do pokoju z recepcji i ruszyliśmy do windy. W ciszy wjechaliśmy na drugie piętro i po chwili otworzyłam drzwi do naszych tymczasowych czterech ścian. Wnętrze? Wspaniałe. Całość skąpana była w odcieniach beżu i brązu. Po środku stało wielkie łóżko, a naprzeciwko wejścia znajdował się balkon. Zainteresowana zmierzałam do łazienki. Po przekroczeniu jej progu otworzyłam szeroko oczy. W podłodze była wykuta ogromna wanna z białego kamienia, a ściany pokryte piaskowcem oświetlało przytłumione światło.
-Masz ochotę na kąpiel? –mruknął mi do ucha Winiar, kładąc dłonie na moich biodrach.
-Chętnie. –szepnęłam.
Wyplotłam się z jego objęć i ruszyłam do walizki. Zabrałam płyn i świeżą bieliznę. W łazience czekały na nas hotelowe ręczniki, więc własny był mi zbędny. Michał w tym czasie również zabrał swój żel i zmierzał do łazienki.
-Sama się wykąpię. –zatrzymałam go w drzwiach.
Oh jego wyraz twarzy był cudowny. Zatrzasnęłam drzwi, pozostawiając go w osłupieniu i byłam z siebie cholernie dumna. Niech też poczuje co to znaczy odrzucenie. Uznałam, że coś mi się należy za 11 godzin lotu, więc nie oszczędzając na czasie, spędziłam w cieplutkiej wodzie blisko godzinę. Wreszcie zdecydowałam się opuścić wannę i włożyłam bieliznę. Umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Już po przekroczeniu progu, czułam na sobie wzrok Michała i kątem oka widziałam jak kręci głową. Nie zwracając na niego uwagi, zaczęłam szukać czegoś do ubrania. W tym czasie Winiar poszedł się odświeżyć, a ja wybrałam zwiewną, kwiecistą sukienkę do połowy ud. Szybko ją na siebie włożyłam, a do niej wysokie koturny na cieniutkim paseczku przy kostce. Wilgotnym włosom pozwoliłam wyschnąć w nieładzie na plecach i wyszłam na balkon. Zegarek wskazywał 20:35, a wciąż było ciepło i jasno. Przez zimę w Polsce zdążyłam zapomnieć jak to jest. Fale Morza Karaibskiego rozbijały się o brzeg, a ja wsłuchiwałam się w ten cudowny dźwięk. Czułam się naprawdę bardzo zrelaksowana i wreszcie czułam, że odpoczywam psychicznie. W tej chwili Michał mocno mnie do siebie przytulił od tyłu, ale szybko wyswobodziłam się z jego ramion.
-Naprawdę jeszcze się złościsz? –zapytał.
-Jak widać. –chciałam go wyminąć.
-Wiktoria przestań. –chwycił mnie za rękę.
-Wrócę niedługo. –zabrałam dłoń, wzięłam telefon i wyszłam z pokoju.
Wędrowałam krętymi uliczkami i przyglądałam się wyspie. Było tu tak przyjemnie i inaczej. Wszędzie kręciło się mnóstwo ludzi, a ja nieskrępowana ich towarzystwem, uśmiechałam się przyjaźnie. Popatrzyłam na wyświetlacz telefonu i zastanawiałam się czy zadzwonić do Kurka. U nas była prawie 21, więc w Rosji dochodziła 5 rano. Nie chciałam go budzić i musiałam zrezygnować. Szłam dalej przed siebie. Bardzo chciałam usłyszeć jego głos. Porozmawiać choć przez chwilę… Nie zastanawiając się już dłużej wybrałam jego numer.
-Halo. –usłyszałam po kilku sygnałach.
-Cześć Bartuś. –powiedziałam promiennie.
-Wiktoria? –dało się wyczuć, że nagle się rozbudził.
-Jesteś nieomylny. –zaśmiałam się.

-Coś się stało? –dociekał.
-Nie. Po prostu chciałam z tobą porozmawiać. –tłumaczyłam, podświadomie się uśmiechając.
-A to akurat nowość. –zażartował.
-Nie czepiaj się! –prawie wykrzyczałam.
-Dobrze, dobrze. Co tam u ciebie? –zaczął.
-No jakoś sobie żyje..obecnie na Dominikanie. –powiedziałam neutralnie.
- Co ty robisz na Dominikanie?! –ożywił się.
-Mam zimowy urlop z Michałem. –tłumaczyłam.
-Ah tak Michał.. –był niepocieszony.
-Tak Michał.. –powiedziałam równie beznamiętnie.
-Coś nie tak? –wyczuł moją reakcję.
-Zgodziłbyś się na seks w samolocie? –wypaliłam.
-Z tobą? –drażnił się.
-Ogólnie. -zaśmiałam się.- Tak czy nie? –nalegałam na odpowiedź.
-Marzenie. –powiedział wyraźnie rozbawiony.
-No właśnie! Uważam tak samo! –ekscytowałam się.
-Wiki do czego zmierzasz? –zabrzmiał podejrzliwie.
-Do niczego. Dobranoc Bartuś. –zbyłam go.
-Trzymaj się, mała. –powiedział z troską.
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę i wróciłam do hotelu. Po przekroczeniu progu pokoju czekał mnie nie mały szok. Całe pomieszczenie było pogrążone w ciemnościach, a jedynie świece dawały jakiekolwiek światło. Michał ustawiał kolejne światełka na podłodze, ale kiedy mnie dostrzegł szybko do mnie podszedł i cmoknął w policzek.
-Dobrze, że już jesteś. –wyszeptał.
Zaprowadził mnie do stolika i odsunął krzesło bym mogłam usiąść. Bez słowa zabraliśmy się za posiłek, a zaraz po nim wypiliśmy prawie całą butelkę wina.
-Wyjdziemy na balkon? –zaproponował.
Kiwnęłam głową i poszłam przodem. Oparłam się biodrami o barierkę, a Michał przytulił mnie od tyłu.
-Nie gniewaj się już. –wyszeptał.
-Chyba będziesz musiał mnie bardziej przeprosić. –powiedziałam zalotnie, odwracając się w jego stronę.
-Nie trzeba mnie namawiać. –mruknął.
Podniósł mnie do góry, a ja oplotłam go nogami. Zatopiłam palce w jego włosach i mocniej ścisnęłam za biodra. Michał całował kąciki moich ust, obojczyki, ramiona i wszystko po drodze. Dłońmi zmierzał wzdłuż kręgosłupa, aż do pośladków, które zręcznie pieścił dotykiem. Po chwili znaleźliśmy się już przy łóżku, a on uprzednio stawiając mnie na podłodze, zmysłowo rozsuwał zamek mojej sukienki. Gładki materiał szybko ze mnie zjechał tworząc tylko plamę na ziemi, a ja zostałam w bieliźnie. Nie czekając dłużej pozbawiłam Michała koszulki i połączyłam nasze usta. Wciąż trwając w pocałunku, rozpięłam guzik jego dżinsów i pomogłam mu je zdjąć. Zrzuciłam buty i pociągnęłam mojego partnera na pościel, gładząc jego plecy i kreśląc na nich wzorki palcami. Michał swoimi silnymi dłońmi bezustannie wędrował od moich kolan, aż po piersi, zmierzając przy tym pocałunkami w dół brzucha. Jego język i usta drażniły moją rozpaloną skórę przez co nieustannie się pod nim wiłam i wbijałam paznokcie w prześcieradło. Jedną rękę wsunął pode mnie i sprawnym ruchem rozpiął zapięcie stanika. Drugą szybko go ze mnie zerwał i delikatnie, ale z wielki pożądaniem chwycił moją nagą pierś. Na ten gest wydałam z siebie cichy jęk, który stłumił swoimi męskimi ustami.

Rano obudziły mnie promienie ciepłego słońca i zdałam sobie sprawę jak bardzo tęskniłam za tym uczuciem. Michał jeszcze spał, więc miałam chwilę by przetworzyć wczorajszy wieczór. Coś było nie tak…
Było dobrze..nie powiem, że nie, ale coś mi nie pasowało. Czy to możliwe żeby z kogoś tak po prostu uleciały uczucia? Mam nadzieję, że nie, ale na ten moment było to dla mnie tylko jak fizyczny akt. Nie potrafiłam sobie wytłumaczyć co było źle i przerażona tą myślą uciekłam do łazienki z nadzieją, że woda zmyje ze mnie wszystkie obawy. Po długiej kąpieli stałam przed lustrem, myjąc zęby.
-Dzień dobry. –wymruczał mi do ucha Winiar.
-Wyspałeś się? –zapytałam z uśmiechem.
-Ktoś mi na to nie pozwolił. –tłumaczył.
-No przepraszam! –oburzyłam się.
-Nie masz za co. Chętnie bym to powtórzył. –powoli opuszczał mój ręcznik i całował po karku.


Wyjazd był wspaniały. Miejsce cudowne! Sylwestra również spędziliśmy na Dominikanie, bo Michał zaskoczył mnie przebudowaniem biletów w ostatniej chwili. Na pewno jeszcze długo będę wspominała to ciepłe słońce w środku zimy! Właściwie już zaczynam za tym tęsknić, ale dobrze być w domu. Od ponad miesiąca codziennie rozmawiam z Bartkiem i stało się to dla mnie prawdziwą, przyjemną rutyną. Czuję, że naprawdę możemy się zaprzyjaźnić na nowo. Obawiam się tylko tego momentu, kiedy jedno z nas zapragnie czegoś więcej. Hmm ostatnio Winiar nie miał dla mnie zbyt wiele czasu. Oliwier trochę chorował i sporo czasu spędzał z Dagmarą przy łóżku synka. Czy jestem zazdrosna? Bardzo , ale wydaje mi się, że rozumiem ich sytuacje. Michał zapewniał mnie wiele razy, że między nimi już nic nie ma, ale jednak kiedyś dzielili jeden dom i jedno łóżku. Czegoś takiego na pewno nie można od tak przekreślić i wymazać z pamięci.

Obudziłam się z myślą, że dziś Walentynki. Oh tak! Święto wszystkich zakochanych. Serduszka, buziaki, misie, uściski, kwiaty i wszystkie te urocze sprawy. Od kiedy mam z kim spędzać ten dzień to nawet polubiłam 14 lutego. Leżałam w łóżku i grzebałam w internecie w telefonie. Nagle zauważyłam połączenie przychodzące od Bartka i szybko odebrałam.
-Dzień dobry panie Kurek. –przywitałam go.
-Cześć Walentyneczko. Obudziłem cię? –powiedział rozkosznie.
-Niestety nie udało ci się. –odrzuciłam.
-Szkoda. –wyczułam, że się uśmiecha. –W sumie to dobrze, że nie śpisz.
-A to dlaczego? –dopytywałam się.
-Chciałem z tobą porozmawiać. –przybrał inny ton głosu.
-Właśnie rozmawiasz. –zażartowałam.
-O czymś konkretnym.. –brzmiał jakby był zdenerwowany.
-Słucham. –zachęciłam go.
-Bo wiesz Wiki .. –usłyszałam w tle krzyki po rosyjsku. -Cholera. Chłopaki przyszli. Wiktoria zadzwonię wieczorem. –powiedział i szybko się rozłączył.
Wręcz zjadała mnie ciekawość co tak bardzo starał się mi powiedzieć. Pocieszona faktem, że dowiem się wieczorem, ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby i jedynie w dolnej bieliźnie i luźnej koszulce ruszyłam do kuchni po coś na śniadanie. Idealny posiłek w Walentynki to zdecydowanie naleśniki i je też postanowiłam przyrządzić. Chciałam żeby były idealne, a jak na złość w domu nie było bitej śmietany i truskawek. Pobiegłam na górę, włożyłam spodnie, kurtkę i ruszyłam do sklepu. Po zakończonych zakupach czym prędzej wróciłam do domu zabrałam się za gotowanie. Równiutko wypieczone placuszki ułożyłam w spory stosik, a całość udekorowałam bitą śmietaną i tym zmysłowym owocem. Z talerzem usiadłam przed telewizorem. Zdziwiłam się, kiedy usłyszałam jak duży zegar wybija 15. No trzeba przyznać, że nieźle sobie pospałam. Opychałam się smakołykiem, aż nagle do domu weszła Anka.
-Cześć! –krzyknęłam.
-Cześć. –odpowiedziała mi.
-No proszę! Co za zmiana! –podziwiałam jej nową fryzurę.
-Ładnie? –pytała.
-Niestety. –wystawiłam język.
-Co jesz? –dociekała.
-Nic. –odpowiedziałam z kamienną twarzą i schowałam talerz za siebie.
-No co masz?! –rzuciła się na mnie.
-No nic! –wsadziłam kolejnego naleśnika do ust.
-Też chcę! –krzyczała.
-To sobie zrób. –odpowiedziałam jej z pełną buzią, a przyjaciółka usiłowała odebrać mi talerz.
-Dziecko z ciebie. –zarzuciłam jej, oddając resztę naleśników i poszłam do siebie.
Zaczęłam się szykować. Michał do tej pory nie zadzwonił, więc nie bardzo wiedziałam czy coś na dziś zaplanował czy nie. Ubrałam się w obcisłe rurki i luźną beżową koszulę. Chciałam się przejść i chociaż popatrzeć na te zakochane pary. Wybrałam też wysokie buty i duży, luźny komin. Było na tyle ciepło, że mogłam założyć płaszcz. Zrobiłam delikatny makijaż, ułożyłam włosy, spryskałam szyję i właściwie byłam gotowa. Wyszłam z domu ok. 17 i w pierwszej kolejności zmierzałam do kawiarni. Zajęłam miejsce przy jednym ze stolików i złożyłam zamówienie, na szarlotkę z lodami i wiśniową herbatę. Wciąż czekałam na jakąkolwiek wiadomość od Michała, ale to oczekiwanie mnie dobijało. W końcu sama zdecydowałam się zadzwonić i wybrałam jego numer.
-Cześć Wiki. –rzucił.
-Ooo jednak jeszcze o mnie pamiętasz. –powiedziałam uszczypliwie.
-Przepraszam, że nie zadzwoniłem, ale jesteśmy na przedstawieniu u Oliego w przedszkolu. –tłumaczył.
-A kiedy się kończy? –dopytywałam się.
-Jeszcze trochę potrwa, ale później idziemy z małym na lody, więc też nie bardzo będę miał czas. –kontynuował.
-A później do mnie przyjedziesz? –starałam się.
-Wiesz..chyba zostanę na noc z Olim. –powiedział neutralnie.
-Chyba z Dagmarą. –zdenerwowałam się.
-Wiki to nie tak! –krzyczał.
-Baw się dobrze. –rzuciłam podłym tonem.
Wcisnęłam czerwoną słuchawkę i nawet nie zorientowałam się, kiedy na stoliku roztrzaskała się moja łza. Za chwilę po niej kolejna, a za nią jeszcze jednak. Starałam się uspokoić i otarłam policzki. Zostawił mnie samą w Walentynki? Rozumiem przedstawienie, ale żeby zostawał na noc? Nie mam co do tego dobrych przeczuć. Kelner, któremu nie brakowało urody, przyniósł moje zamówienie i pożyczył szczęśliwych Walentynek. Na jego słowa poczułam, że za moment się rozpłaczę, więc czym prędzej wsadziłam sobie całą łyżkę lodów do ust. Między stolikami krążył starszy facet z koszykiem róż i tulipanów, proponując panom, aby zakupili kwiat dla pań swego serca. Kiedy dotarł do mojego stolika na chwilę się zatrzymał i czułam, że mi się przygląda. Podniosłam na niego wzrok, a jego oczy były pełne troski.
-To wstyd żeby tak piękna dziewczyna płakała w Walentynki. Niedopuszczalne! –wygłosił i wręczył mi różę.
-Dziękuję. –uśmiechnęłam się.
-Nie ma za co. Tylko proszę mi obiecać, że nie będzie już pani płakała. –nalegał staruszek.
-Obiecuję. –powiedziałam, a sprzedawca wyraźnie się rozpromienił.
Jednak są jeszcze na świecie bezinteresowni ludzie, którzy w zamian oczekują tylko uśmiechu drugiej osoby. To wspaniałe i od razu poczułam się o wiele lepiej. Powąchałam kwiat i w głębi wiedziałam, że to jeden z najlepszych zapachów jakie kiedykolwiek czułam. Kto by przypuszczał, że starszy, siwy pan uczyni ten wieczór takim wyjątkowym. W lepszym nastroju dopiłam herbatę, a następnie uregulowałam rachunek. Nie chciałam jeszcze wracać do domu. Co lepsze..nie mogłam. Była w nim Ania z Aleksem, a ja nie chciałam psuć im tych romantycznych chwil. Opuściłam kawiarnie i zmierzałam do parku. Bez celu spacerowałam, gdzie mnie nogi poniosły. Nagle w mojej kieszeni odezwał się telefon.
-Nareszcie możemy porozmawiać. –powiedział Bartek.
-Nawet chętnie. –głośno westchnęłam.
-Co się stało? –brzmiał troskliwie.
-Michał zostawił mnie samą w Walentynki. Są na przedstawieniu u Oliwiera, a potem Winiar zostaje u nich na noc. Chyba nie muszę ci tłumaczyć czego się obawiam.. –zaczął łamać mi się głos.
-A to dupek. Gdybym tylko dostał go w swoje ręce.. –mówił przez zęby.
-Przestań..proszę. –płakałam.
-Wiktoria błagam cię, nie płacz! On na pewno cię kocha. To widać… -zdawałam sobie sprawę, jak trudno mu to powiedzieć.
-Ostatnio wcale nam się nie układa. Boje się, że to powoli koniec.. –mówiłam.
-Gdybym powiedział, że się cieszę… uznałabyś mnie za chama. -powiedział smutny.
-Jesteś niemożliwy. –mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Za to mnie kochasz! –wykrzyczał.
-Dobry z ciebie przyjaciel, Bartuś. –chwaliłam go.
-Dla ciebie zrobiłbym wszystko, Wiki. Bycie tylko twoim przyjacielem jest naprawdę męczące, wiesz? –dało się usłyszeć jakie to dla niego trudne.
-Wiem, ale póki jesteś daleko nie możesz być nikim więcej. –tłumaczyłam.
-Właśnie dałaś mi nadzieję, której tak bardzo potrzebowałem. –ucieszył się.
-Nie myśl sobie za dużo! –powstrzymywałam jego entuzjazm.
-Postaram się. Pamiętaj tylko jak bardzo jesteś cudowna. Jedyna i niepowtarzalna. Sama wiesz ile dla mnie znaczysz.. Gdzieś w mojej głowie kryje się wizja jak razem możemy się zestarzeć i wychować tyle dzieci ile tylko zapragniesz..ale to tylko moja fantazja. –załamał się.
-Bartek proszę nie mów tak..-błagałam.
-Dlaczego? -zdziwił się.
-Bo to takie wspaniałe i przekonujące. –rzuciłam.
-Widzisz?! Ty też to czujesz.. Wybierzesz opcje, którą uznasz za słuszną i szczerze liczę, że zdecydujesz właściwie. –mówił spokojnie.
-Nie każ mi już decydować. –szeptałam.
-Nie zamierzam. Wracam dopiero pod koniec kwietnia. –pocieszał mnie.
-Już nie mogę się doczekać. –uśmiechnęłam się.
-Wiki… -zaczął.
-Tak? –zapytałam.
-Zostaniesz moją Walentynką? Tak na odległość… -mówił radośnie.
-Chętnie. –zgodziłam się.
-To świetnie. –czułam, że sie uśmiecha.
-Właśnie cię przytulam..tak na odległość. –zażartowałam.
-Ja lepiej nie powiem co właśnie robię z tobą. –powiedział dwuznacznym tonem.
-Kurek! –krzyknęłam przez śmiech.
-Przepraszam. Trzymaj się moja Walentynko. –bardzo podkreślił przedostatnie słowo.
-Twoja i tylko twoja, siatkarzyku. –zadrwiłam z niego.
Nie dałam mu już dojść do słowa i wcisnęłam czerwoną słuchawkę. Usiadłam na jednej z ławek i zaczęłam się zastanawiać czego tak naprawdę chcę. Myśl, że to moje „szczęście” jest w Rosji jest przerażająca, a jednocześnie bardzo zachęcająca. Nie wiem co się ze mną dzieje. Czy ja właśnie zapragnęłam Kurka bardziej niż czegokolwiek innego? Muszę się otrząsnąć. A co jeśli z Bartkiem byłoby mi naprawdę dobrze?Jest równie szalony i młody..To takie kuszące! Nie, nie..to na pewno chwila słabości przez zachowanie Michała.. przejdzie mi. Pocieszałam samą siebie i wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo. W parku trwał koncert z okazji Walentynek, a później miał być pokaz sztucznych ogni. Kiedy dobiegł końca było już po 22, więc powoli ruszyłam w stronę mieszkania. Wchodząc do niego nie spodziewałam się czego zaraz mogę się dowiedzieć od mojej przyjaciółki…


Oczami Anki.

Od sylwestra dni mijały mi bardzo szybko. Aleks powrócił do treningów i wracał powoli do formy jaką prezentował przed kontuzją. Jego ciągłe wyjazdy przyczyniły się do tego, że miałam więcej czasu na naukę. Oh tak, naprawdę mocno się uczyłam. Zdałam wszystkie kolokwia na 4 i 5, dzięki czemu moja średnia była bardzo zadawalająca. W pracy szło mi coraz lepiej. Szef był zadowolony z moich wywiadów i nie stronił od komplementów pod moim adresem. Czasem zdawało mi się nawet, że niektóre słowa były nie na miejscu, ale przecież to jest mój pracodawca i nie będę się go czepiać o takie niuanse, szczególnie, że w zasadzie był bardzo sympatycznym człowiekiem.

Nastał trzynasty luty. Dzień przed Walentynkami i szczerze mówiąc już się nie mogłam doczekać. Pierwsze wspólne Święto Zakochanych było w jakimś stopniu dla mnie ważne, choć zawsze traktowałam ten dzień jak każdy inny - jak się kocha to zawsze, a nie tylko raz w roku. Ale jednak… coś chyba się we mnie złamało i polubiłam to święto. Wstałam o 9:00 i zaczęłam przygotowywać się do pracy. Teraz kiedy mam ferie zimowe szef prosił, abym przychodziła codziennie. Miałam dużo papierkowej roboty, przeredagowania wywiadów i pisania artykułów. Z jednej strony czułam satysfakcje, że robię to co kocham i jeszcze mi za to dobrze płacą, ale jest też druga strona medalu. Byłam przemęczona i nie miałam nawet chwili odpoczynku. Najpierw egzaminy, do których kułam po nocach, a teraz praca z której wracam średnio o 19:00. Ehh… trudno. O 11:00 mam być w redakcji, a wcześniej muszę pójść do fotografa i wydrukować nasze wspólne zdjęcia z Alkiem. Nigdy nie byłam dobra w wybieraniu prezentów, więc wymyśliłam, że dam mu album ze zdjęciami. Może niezbyt wyszukany pomysł, ale zawsze jakiś. Wstałam z łóżka, przeciągnęłam się i podeszłam w stronę szafy. Wyciągnęłam z niej ciuchy i wrzuciłam na siebie. Potem szybka poranna toaleta, makijaż i byłam gotowa do wyjścia. Na dworze nadal panowała zimowa atmosfera. Śnieżno biały krajobraz przykrywał całą okolice, ale nie było już, aż tak strasznie zimno. Zakładając moje 15 cm koturny nie przemyślałam, że na zewnątrz jest taka ślizgawica. Starałam się iść w miarę wolno, żeby nie zaliczyć gleby i co ważniejsze, czegoś sobie nie zrobić. O tak, od zawsze byłam chodzącą kaleką. Jeżeli ktoś miał jakąś kontuzje, od razu można było się domyśleć, że była to … Ania! Praktycznie można powiedzieć, że dzięki siatkówce miałam wszystkie możliwe kontuzje. Począwszy na kostkach, a kończąc na barkach. Kiedyś miałam nawet operacje rekonstrukcji więzadła krzyżowego. Przez pół roku nie mogłam grać, a na kolanie nadal mam nieprzyjemną bliznę. Tak, tak – Sport to zdrowie … tyle, że zniszczone! Byłam już na miejscu, wywołałam zdjęcia, schowałam do torby i udałam się w stronę redakcji. Poczułam wibracje telefonu, a na wyświetlaczu pojawiło mi się zdjęcie Aleksa.
-Cześć miśku. – rzuciłam na przywitanie.
-Cześć, widzimy się jutro? – zapytał z sympatią
-O 18:00 widzę Cię w moich drzwiach.
-Już się nie mogę doczekać. – w jego głosie można było wyczuć nutkę podtekstu.
-Masz coś dokładnego na myśli? – zaśmiałam się.
-Nie, skądże. – śmiał się – Stęskniłem się.
-Ja też, ale jutro to nadrobimy. Muszę kończyć, bo wchodzę już do redakcji. Do zobaczenia.
-Miłego dnia.
Rozłączyłam się i nacisnęłam na klamkę od drzwi wejściowych. Wjechałam windą na 5 piętro i udałam się do mojego pokoju. Jak zwykle na biurku leżała już sterta papierów do przeredagowania. „Zapowiada się męczący dzień…” – pomyślałam i zabrałam się do roboty.

Uff… Nastała 15:00. Wreszcie miałam chwilę oddechu i mogłam pójść na lunch. Zjechałam windą na 1 piętro na naszą stołówkę. Zamówiłam sobie jedzenie i usiadłam przy jednym ze stolików.
-Można się dosiąść? – przed oczami ukazał się mój szef.
-Jasne, niech pan siada.
Usiadł naprzeciwko mnie i znów zaczął podziwiać jak bardzo jest zadowolony z mojej pracy, jak bardzo docenia to, że mam duże pojęcie o siatkówce oraz jak ambitny ze mnie pracownik. Nie powiem, że nie – było to miłe.
-A jak tam z tym serbskim siatkarzem? Nadal jesteście razem? – zapytał popijając kawę.
-Tak. – odpowiedziałam lekko zbita z tropu takim pytaniem.
-Podobno miał ostatnio jakąś kontuzje…
-Już z nim wszystko w porządku. Przepraszam, ale już muszę iść. Mam mnóstwo pracy. – wstałam od stolika i kierowałam się do wyjścia ze stołówki.
Chciałam uciec przed pytaniami na temat mojego związku? Zdecydowanie tak. Nie widziałam potrzeby, żeby ktokolwiek interesował się i zaglądał w moje życie. Wróciłam do swojego pokoju i znów wzięłam się do pracy. Po około 10 minutach weszła do mnie pani kierownik z grubą teczką pełną papierów, którą rzuciła niedbale na moje biurko.
-Jutro o 12:00 poprawione artykuły mają leżeć u mnie. – powiedziała oschle po czym wyszła i trzasnęła za sobą drzwiami.
Kierownik działu niczym z filmów? Ooo tak. Spojrzałam niechętnie w stronę teczuszki, z którą spędzę najprawdopodobniej ten wieczór i uśmiech momentalnie zszedł mi z twarzy.

Godzina dwudziesta, a ja nadal siedziałam w biurze. Oczy miałam czerwone jak wampir, w redakcji zapewne nie było już nikogo. Siedziałam w ciszy nad pracami i byłam już na skraju wytrzymałości. W pewnej chwili ktoś zapukał do drzwi. Mocno się zdziwiłam.
-Proszę. – wydukałam w końcu.
W drzwiach pokazał się mój szef z teczką i kurtką w ręku.
-Co pani tutaj jeszcze robi o tej porze? – zdziwił się.
-Pracuje. – rozłożyłam bezradnie ręce
Położył swoje rzeczy na krześle przy drzwiach, a sam zaszedł mnie od tyłu i patrzył przez ramię na moje artykuły.
-Dużo tego jeszcze Ci zostało? – zapytał
-Sporo.
-To może… - nachylił się nad mną, a jego oddech czułam na swojej szyi – Zrobisz sobie przerwę?
Rękę położył na moim barku i ściągnął ramiączko od stanika lekko w dół.
-Proszę mnie zostawić! – zerwałam się na równe nogi.
-Jesteś taka zabawna. –zaśmiał się idąc w moją stronę.
Złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie. Odruchowo próbowałam się wyrwać z jego objęć i krzyczeć, za co tylko dostałam mocno po twarzy.
-Naprawdę myślałaś, że przyjąłem Cię do pracy, bo miałaś dobre wyniki w nauce i doświadczenie? - szeptał mi do ucha z wrogością w głosie. – Pamiętaj, że w tym zawodzie, albo się z kimś prześpisz, albo zapomnij o karierze…
-Zostaw mnie! – krzyczałam z całej siły, ale na nic to się zdało.
Jego ręka powędrowała na moje pośladki, a usta całowała mnie po szyi. Próbowałam się wyrwać, ale za każdym razem było to nagrodzone siarczystym uderzeniem w twarz. Nie wiedziałam co mam robić. Kopałam go, biłam, ale nie przynosiło to efektów. Wreszcie udało mi się celnie kopnąć go w kroczę. Puścił mnie, a ja szybko pobiegłam do drzwi. Już naciskałam klamkę, prawie je otworzyłam. Prawie uciekłam z tego horroru. Złapał mnie za rękę i popchnął na biurko. Poczułam silny ból pleców i mimowolnie opadłam na nie.
-Pożałujesz za to mała szmato! – wykrzyczał.
Jednym ruchem ręki zwalił z biurka wszystkie papiery na ziemię, a ciałem przygniótł mnie do drewnianej powierzchni blatu. Złapał mnie za szyję i patrzył się prosto w moje oczy. Bezradnie patrzyłam na jego twarz, bałam się go.
-Dziwie się temu Aleksowi. Być z taką dziwką. – pokręcił głową z niedowierzaniem – Zakładam się, że jest z tobą tylko dla tego, że dajesz mu dupy na każde zawołanie. – zaśmiał się.
-Jesteś nienormalny! – płakałam i wierciłam się.
Trzymał mnie mocno i nie pozwolił, abym się wyrwała. Śmiał się ze mnie. Czerpał radość z tego, że byłam bezradna. Zerwał ze mnie spodnie najszybciej jak tylko mógł. Następnie zdjął swoją dolną część garderoby. Próbowałam łączyć ze sobą nogi, wiercić się, krzyczeć, robić cokolwiek, żeby nie dostał tylko tego czego chciał. Był silniejszy. Znów mnie uderzył. Tym razem w brzuch co skutkowało tym, że zwijałam się w bólu. Nie zważał na to. Rozłożył moje nogi i szybkim ruchem wszedł we mnie do końca. Czułam jakby ktoś rozrywał mnie od środka. Łzy spływały mi po policzkach, a ja opadałam z sił. Byłam wyczerpana, a on sprawiał mi ból z każdym powtórzeniem swojego ruchu. Po udach zaczęła spływać mi krew, a on widząc to tylko się roześmiał i jeszcze szybciej we mnie wchodził. Był potworem, któremu sprawiało radość czyjeś cierpienie. To było najgorsze 10 minut mojego życia. Myślałam, że tego nie przeżyje. W końcu skończył. Poczułam ciepłą ciecz w sobie, a on krzyknął. Potem zostawił mnie tam jak zwykłą dziwkę i wyszedł śmiejąc się w drzwiach. Nie mogłam się ruszyć. Leżałam na plecach i miałam ochotę się zabić. Płakałam, cały czas płakałam. W końcu kiedy mój organizm choć trochę pozwolił mi na ruszenie się, wstałam. Założyłam na siebie ubrania i wybiegłam z biura. Była godzina 20:30. W drodze do domu przeszłam się do parku. Nie mogłam poradzić sobie z tym co się właśnie stało. To był najgorszy dzień w moim życiu. Czułam się brudna, nie mogłam na siebie patrzeć. Przechodziłam alejkami i próbowałam sama siebie uspokoić. To już się stało. Czasu nie cofnę. Anka! Masz mocny charakter! Zawsze byłaś silna! Nie mogę się poddać. Starałam się wymazać to z pamięci. Około dwudziestej pierwszej trzydzieści byłam na klatce schodowej w moim bloku. Przed wejściem do mieszkania jeszcze poprawiłam włosy i przetarłam oczy. „Anka, wszystko jest w porządku.” – mówiłam sama do siebie. W końcu weszłam do mieszkania i udawałam, że nic się nie stało.
-Gdzie ty byłaś tak długo? – na wejściu już przywitał mnie głos Wiki.
-Miałam mnóstwo pracy. – kłamałam.
-Zamęczysz się w tej robocie…
-Jak się chce coś osiągnąć, trzeba pracować po nocach. – próbowałam się sztucznie uśmiechnąć, ale niezbyt mi to wyszło. – Idę do siebie. Strasznie chce mi się spać.
Znów skłamałam. Poleciałam do swojego pokoju i pierwsze co zrobiłam to udałam się do łazienki. Musiałam zmyć z siebie brud. Niewidzialną warstwę brudu, którą dostrzegałam tylko ja. Puściłam wodę pod prysznicem, a sama zaczęłam się rozbierać. Spojrzałam na siebie w lustro i rozpłakałam się. Nie mogłam na siebie patrzeć.
-Anka uspokój się! – próbowałam sama siebie doprowadzić do porządku.
Weszłam do kabiny i wzięłam długą kąpiel. Po niej czułam się trochę lepiej. Niewiele, ale zawsze coś. Poszłam do siebie do pokoju i odpaliłam laptopa. Szukałam podobnych historii innych dziewczyn. Ku mojemu zdziwieniu, wiele osób miało bardzo podobny przypadek do mojego. Kobiety pisały całe pamiętniki jak dzień po dniu wychodziły z traumy i zaczynały żyć nie myśląc o przeszłości. Podniosło mnie to na duchu. Czułam się już lepiej niż kilka godzin wcześniej.

Budzik zadzwonił o 11:00 rano. Tak, nastały Walentynki w najmniej odpowiednim momencie. Usiadłam po turecku na łóżku i zaczęłam się zastanawiać co mam ze sobą zrobić. Nadal miałam trudność z zaakceptowaniem siebie. Nie mogę się rozklejać, bo w niczym mi to nie pomoże. Musiałam coś w sobie zmienić! Założyłam na siebie czarne rurki i szary sweter. Spojrzałam na lustro. Miałam siniaka na twarzy. Nie miałam wyjścia, nałożyłam dość sporo fluidu na twarz. Efekt? Po siniaku nie było śladu. Założyłam na siebie kurtkę i wyszłam z domu. Gdzie się udałam? Do fryzjera. Tak wiem, to takie banalne, ale szukałam rozwiązania akceptacji siebie. Usiadłam na fotelu i zwizualizowałam jak chce ściąć włosy. Dawno już nie cieniowałam ich i chyba najwyższy czas na zmianę. Po godzinie moja fryzura była skończona, a ja przejrzałam się w lustrze. Muszę przyznać, że było całkiem nieźle. Kolejny mały krok do przodu uważałam za wykonany. W drodze powrotnej zahaczyłam jeszcze o market i w domu byłam o 15:00. O osiemnastej miał przyjechać Aleks. Bałam się, czy będę w stanie spojrzeć mu w oczy. Nie mogłam mu o tym powiedzieć, bo po prostu wstydziłam się. Poszłam do siebie na górę i po raz kolejny wzięłam prysznic. Znów poczułam się lepiej. Około 17:00 Wiki zaczęła się zbierać. Nie spytałam nawet gdzie idzie, nie myślałam o tym. Przebrałam się w czerwone rurki, a do tego niebieska koszula w kratę. Stałam przed lustrem i sama sobie tłumaczyłam, że wszystko jest w porządku. Może to się wydać głupie, ale naprawdę pomagało. Przed 18:00 usłyszałam dzwonek do drzwi. Kiedy je otworzyłam moim oczom ukazał się wielki bukiet czerwonych róż, a za nimi wystający Aleks.
-Wszystkiego najlepszego moja Walentynko. – przybliżył się do mnie i pocałował w policzek.
-Ojj, dziękuje. – na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Tak uśmiech! I to wcale nie udawany.
Poszliśmy do salonu. Aleks rozsiadł się na kanapie i wybierał film, który mieliśmy wspólnie obejrzeć. Ja w tym czasie wstawiłam kwiaty do wazonu i zrobiłam nam po kubku gorącej herbaty. Usiadłam koło siatkarza i podałam mu gorący napój. Przypomniałam sobie o prezencie dla niego. Pobiegłam do pokoju i chwile potem wróciłam z albumem w ręce.
-Coś od mnie. – puściłam mu oko i wyręczyłam prezent.
Otworzył go i zaczął przeglądać zdjęcia. Na każdym zatrzymywał się po parę sekund, a na twarzy gościł mu coraz większy promienny uśmiech.
-Co oglądamy? – dopytywałam nie mogąc już siedzieć bez czynnie.
-Paranormal Activity – uśmiechnął się.
-Ależ to romantyczne… - wywróciłam oczami.
-No już nie narzekaj. – przyciągnął mnie do siebie.
Oglądaliśmy film w milczeniu, a ja próbowałam skupić się na filmie. Nie myśleć o tym co było o tej godzinie w dniu wczorajszym.
- O czym tak myślisz? – spojrzał w moje oczy.
-O niczym.
-To może pomyślimy razem… O niczym. – uśmiechnął się i zaczął całować mnie po szyi, a rękę próbował włożyć mi pod bluzkę.
Przypomniało mi się to co było wczoraj. Jak sceny z horroru. On robił to samo. Całował i pieścił. Z tym, że przy mnie siedziała osoba, która mnie kochała i nigdy nie skrzywdziła. Natomiast w biurze był zwykły potwór. Przypomniały mi się jego słowa … „Dziwie się temu Aleksowi. Być z taką dziwką. Zakładam się, że jest z tobą tylko dla tego, że dajesz mu dupy na każde zawołanie”. Wiedziałam, że to nie prawda i , że Serb jest ze mną z miłości ... mimo wszystko nie byłam w stanie się teraz z nim kochać.
-Aleks, nie. – odepchnęłam go delikatnie od siebie.
-Coś jest nie tak? – zdziwił się.
-Nie po prostu … źle się dziś czuje. Przeziębienie mnie chyba łapie. – skłamałam. Po raz kolejny dzisiaj.
Przytulił się do mnie, a ja oparłam głowę o jego tors. Leżeliśmy chwilę w milczeniu, a ja czułam, że zaraz łzy zaczną spływać mi po policzkach.
-Ania, na pewno nic Ci nie jest? – objął dłonią mój policzek i lekko go gładził.
-Wszystko w porządku. – uśmiechnęłam się, ale nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy.
Stało się to wbrew mojej woli. Moja głowa pękała. Wewnątrz jednocześnie krzyczałam i płakałam jak mała dziewczynka. Jak mogłabym mu o tym powiedzieć? Jak mogłabym zranić pierwszego mężczyznę, który naprawdę mnie kocha? Czułam się taka łatwa…

Około dwudziestej drugiej Alek zaczął się zbierać. Na pożegnanie jeszcze długo mnie przytulał.
-Pamiętaj, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć. – szepnął mi do ucha, a następnie złożył na moich ustach pocałunek.
-Będę pamiętać. – uśmiechnęłam się, kiedy nasze ciała się rozłączyły.
-Tak w ogóle… Pięknie Ci w tej nowej fryzurze. – jego twarz cała promieniała, a ja odpowiedziałam na ten komplement kolejnym udawanym uśmiechem.
Zamknęłam drzwi i pobiegłam do siebie do pokoju. Rozpłakałam się. Łzy spływały mi strumieniami po policzkach, co doprowadzało mnie do jeszcze większego rozgoryczenia. Usłyszałam trzask drzwi wejściowych. Wiki wróciła do domu. Zaczęłam szybko przecierać oczy, a sekundę później pojawiła się w moim pokoju przyjaciółka. Od razu rzuciła się na moje łóżko .
-Walentynki to kompletna porażka! Winiar mnie olał i poszedł na przedstawienie Oliwiera w przedszkolu. Nawet nie zadzwonił! – żaliła się.
Długo roztrząsałyśmy jeszcze zachowanie Michała, dzięki czemu nam obu zagościł uśmiech na twarzach. Oh, tak. Rozmowa z Wiki była od zawsze dla mnie najlepszym lekarstwem.
-A tobie jak minęły Walentynki? Mam nadzieje, że Aleks się spisał. – zaśmiała się.
Nie wiem czemu, ale w tym momencie łzy znów napłynęły mi do oczu. Nie kontrolowałam tego.
-Ej, co się stało? – objęła mnie swoim ramieniem.
Pękłam. Musiałam się komuś wyżalić. Opowiedziałam Wiktorii o wszystkim co się wczoraj zdarzyło. Z każdym słowem z moich oczu płynęło coraz więcej łez, a twarz przyjaciółki ogarniało coraz większe zdziwienie. Potem przeszłam do zrelacjonowania dzisiejszego dnia, że wstydzę się powiedzieć o tym Aleksowi.
-O boże. – przytuliła mnie mocno i odgarniała z twarzy moje włosy. – Poradzimy sobie z tym mała, zobaczysz.
-Nie mów o tym nikomu. Ani Aleksowi, ani Michałowi. Nikt nie może o tym wiedzieć.
-Nie chcesz z tym pójść na policje? – zdziwiła się.
-Nie. Nie chce, żeby ktokolwiek wiedział. Chcę o tym jak najszybciej zapomnieć.
_____________________________________________________________________
Ta dam! Tak więc mamy już 24 rozdział :)
Mamy nadzieje, że was zaskoczył i się podoba :D
Wiki chciała was przeprosić, za dużą ilość w rozdziale "tych scen", ale miała naprawdę dobrą wenę. :)
Zachęcamy do komentowania, dużo bardziej się chce pisać jeżeli wiemy, że ktokolwiek nas czyta.:)
Pozdrawiamy, Ania i Wiki! ♥

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział 23.

Oczami Wiki.

Śnieg obficie prószył za oknem. Świat był przykryty białym puchem, jedynie w oknach domów migały kolorowe światełka. Idealny, świąteczny klimat niczym z amerykańskiego filmu. Ja jednak miałam własną bajkę, bo kiedy odwróciłam głowę ujrzałam mojego, śpiącego faceta. Nasz związek zaczynał wyglądał naprawdę poważnie, a ja powoli czułam, że dojrzewam do stabilności. Może to tylko złudzenie..i to nawet całkiem prawdopodobne. Przestałam się nad tym zastanawiać, bo niedawno wróciłam do kierowania się hasłem: „Żyj chwilą”. Tak też zrobiłam, a po chwili wtuliłam się w Michała. Z tego przyjemnego momentu wyrwał mnie dźwięk telefonu i szybko zerwałam się z łóżka. Dzwoniła moja mamusia i, aby nie obudzić Winiara opuściłam pokój. Długo rozmawiałyśmy i składałyśmy sobie życzenia. Oczywiście wiele razy wspomniała jak bardzo jej przykro, że spędziliśmy te święta osobno, ale jakoś nie robiła z tego wielkiej katastrofy. Wiem, że jest przytłoczona pracą, a tata czuje się ostatnio nie najlepiej. Od zawsze podziwiałam ją za to jak wiele osiągnęła i jak dobrym jest człowiekiem. Mogę bez problemu nazwać ja kobietą sukcesu. Po kolejny słodkich słówkach wreszcie mogłam wcisnąć czerwoną słuchawkę. Na wyświetlaczu widniało 12 nieodebranych połączeń od Kurka. Wróciły do mojej głowy wspomnienia z ubiegłego wieczoru i to jak nagle przerwaliśmy rozmowę. Koniecznie musiałam do niego zadzwonić, bo chciałam żeby sytuacja była jasna. W sumie to byłam prawie pewna, że żadne z nas nie jest w stanie się w tym wszystkim połapać, ale byłam ciekawa co powie. Już prawie wybrałam do niego numer, ale wtedy usłyszałam trzask na dole i szczekanie psa. Zbiegłam po schodach i zobaczyłam Oliwiera stojącego na blacie.
-Co się stało? –zapytałam.
-Chciałem sobie wziąć picie i nagle ta szklanka sama spadła! –tłumaczył się Oli.
-Sama? –uśmiechnęłam się do malucha.
-No może trochę jej pomogłem.. –spuścił wzrok.
-Nic nie szkodzi. Zaraz to posprzątam. –wzięłam go na ręce i postawiłam na podłodze.
Kiedy zbierałam szkło z podłogi, blondynek cały czas mi się uważnie przyglądał.
-Dlaczego na mnie nie nakrzyczałaś? –wypalił.
-A za co? -wyszczerzyłam się.
-No za to. –wskazał swoją małą rączką na roztrzaskaną szklankę.
-Przecież to nic takiego. Drobnostka. –skomentowałam.
-Mama by na mnie krzyczała. –powiedział smutno.
-Ale ja nie jestem twoją mamą. –ukucnęłam przed nim.
-Szkoda! Jesteś o wiele fajniejsza. –rzucił mi się na szyję.
Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Przez jego słowa wizja otrzymania przez Michała pełnych praw do opieki i to, że moglibyśmy razem wychowywać młodego Winiarskiego, stawało się takie realne. Przez moment nawet zachwyciłam się taką przyszłością, ale nie wiem czy jestem gotowa na dziecko. Nie chciałabym go zawieść, ale nie ma co się martwić na zapas.
-Co zjesz? –podniosłam go do góry i otworzyłam lodówkę.
-Płatki. –zdecydował.
Wyjęłam mleko, podgrzałam je i wyłożyłam na stół kilka różnych opakowań z płatkami. Następnie mały Oli ubłagał mnie o bajkę, więc śniadanie zjedliśmy przed telewizorem. Po posiłku sięgnęłam po telefon, który informował mnie o kolejnych nieodebranych połączeniach od tej samej osoby. Zamknęłam się w gościnnym pokoju, aby mieć pewność, że mogę swobodnie porozmawiać.
-No nareszcie! Wiki w ogóle nie mogę się do ciebie dodzwonić. –usłyszałam głos Bartka po jednym sygnale.
-Wiem, ale nie bardzo mogłam odebrać..-zaczęłam.
-Mniejsza o to. Wiktoria błagam powiedz coś więcej! Od wczoraj nie wiem co ze sobą zrobić. Chodzę nakręcony i myślę o wszystkim. Czy to znaczy, że dasz mi szanse? Spotkamy się? Proszę. Przyjadę do Polski choćby jutro. –mówił bardzo szybko.
-Źle mnie zrozumiałeś. –odpowiedziałam.
-Jak to? –wydawał się być w szoku.
-Kocham cię i zawsze będę, ale nie zostawię teraz Michała i rzucę ci się na szyję. Jestem z nim szczęśliwa, rozumiesz? Miałam na myśli to, że chcę mieć cię blisko siebie. Nie możemy być razem, ale chyba potrafimy się przyjaźnić, prawda? Znamy się już tyle lat i zawsze byłeś koło mnie kiedy tego potrzebowałam, dlatego nie chcę się kłócić. Pragnę odzyskać w tobie przyjaciela. –zakończyłam.
-Ale.. –czułam, że jest zawiedziony.
-Tylko przyjaciela. –podkreśliłam dla jasności.
-Wiktoria, ale ja czuję, że tym razem mogłoby nam się udać. –przekonywał mnie.
-Zbyt wiele razy mnie zawiodłeś w tej kwestii.. –powoli łamał mi się głos.
-Wiktoria proszę.. –powiedział smutny.
-Bartek nie ma o czym mówić. Proszę dogadajmy się jako przyjaciele. –zmieniłam ton na przyjemniejszy.
-Zrobię wszystko, żeby być blisko ciebie. –odpowiedział już troszkę pocieszony.
-Cieszę się. –uśmiechnęłam się do siebie. –Opowiadaj jak w Moskwie! –nakazałam.
-A masz dużo czasu? –zażartował.
Rozmawialiśmy jak dawniej.. Przed tym wszystkim co nas spotkało. Prawie jak w liceum, ale teraz Bartek był w innym kraju i daleko ode mnie. Tęskniłam za nim, bo lubiłam kiedy był na wyciągnięcie ręki. Chodziłam po pokoju w tą i z powrotem nie martwiąc się upływającymi minutami. Śmiałam się na głos, nie zważając czy ktoś to słyszy, czy nie. Czułam się naprawdę świetnie móc pogadać z nim o wszystkim. Brakowało mi tego wyluzowanego Kurka, bo niestety w ostatnim czasie nie miałam okazji go spotkać. Jedyne co między nami było to spięcia, kłótnie i problemy, a teraz nareszcie wychodziliśmy na prostą.
-To jak Bartuś? Niezłe te Rosjanki? –chciałam mu dogryźć.
-Właściwie to jest taka jedna. –zbił mnie z tropu.
-Jaka? –spoważniałam.
-Nazywa się Katia. –chyba wyczuł moją zmianę nastroju.
-Ooo..to fajnie. Gratuluję. –starałam się powiedzieć to dość miło i serdecznie.
-Wiesz..nie ma jeszcze gratulować, ale..
-Tak, tak. Ja muszę kończyć, bo Oliwier mnie woła. –rzuciłam.
-Trzymaj się. –wypowiedział zdezorientowany Kurek.
Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i uderzyłam się dłonią w czoło. Ale ze mnie idiotka! Dlaczego podświadomie tak zareagowałam? Naprawdę ruszyło mnie to, że poznał jakąś „nową koleżankę”? Przecież to normalne w jego przypadku. Opanuj się dziewczyno, bo po raz kolejny musiałaś skłamać, a w końcu coś się wyda. W tej chwili mała rączka nacisnęła klamkę i w drzwiach pojawił się Oli.
-Wiki bajka się skończyła. –powiedział zasmucony.
-Chodź. Na pewno zaraz będzie kolejna. –pogłaskałam go po blond główce.
W salonie ku mojemu zdziwieniu nie czekał jeszcze nikt poza szczeniakiem. Nałożyłam mu do miseczek karmę i wodę, a następnie zadecydowałam, że koniec tego dobrego.
-Gdzie idziesz? –zapytał Oli, gdy wchodziłam po schodach.
-Obudzić te śpiochy. –pokręciłam głową.
-Idę z tobą! –krzyknął i szybko do mnie dobiegł.
-Do kogo idziemy najpierw? –dopytywałam się mojego pomocnika.
-Do Ani i A.. A…A.. –nie mógł sobie przypomnieć.
-Aleksa. –pomogłam mu.
-Tak! –krzyknął szczęśliwy.
Weszliśmy do pokoju naszej uroczej parki. Tak słodko spali, ale szczerze… miałam ogromną nadzieję, że nie zastaniemy ich nago, bo Oliwier mógłby doznać niemałego szoku. Kiedy upewniłam się, że jednak coś na sobie mają podałam małemu jedną poduszkę. Sama chwyciłam drugą i stanęliśmy po dwóch stronach łóżka. Odliczałam na palcach od 5 w dół. Wreszcie opuściłam ostatni palec i jednocześnie rzuciliśmy się z poduszkami na państwa Atanasijeviciów. Po kilku uderzeniach, Aleks się obudził, a kiedy zobaczył, że po raz kolejny zamierzam się na niego z poduszką, chwycił swoją i tym razem to ja dostałam od niego. Mimo dzielnych starań Oliego, Anka schowała się pod kołdrę i nie chciała wstać, ale mały nie dawał za wygraną. Nagle Ania poderwała się łóżka i podniosła młodego Winiarskiego wysoko do góry.
-I co teraz będzie, co? –drażniła się z nim.
-Puuuść mnie! –krzyczał i piszczał blondynek.
W tym czasie Aleks odgrywał się na mnie za tak gwałtowną pobudkę i rozpętała się wojna na poduszki. Zachowywaliśmy się jak dzieci. Beztroskie i szczęśliwe maluchy, ale nikomu to nie przeszkadzało. Jednak kiedy siatkarz chwycił mnie w talii i przerzucił sobie przez ramię przestało być śmiesznie. Widziałam świat z dużej wysokości i bardzo chciałam wrócić na ziemię. Jednak po chwili Aleks położył mnie na łóżko, a obok mnie opadł Oli. Anka przybiła sobie piątkę ze swoim facetem. Myśleli, że to oni nas pokonali? Kpina! Chciałam kontynuować bitwę, ale niestety nie miałam już na nią siły.
-Jeszcze się odegramy. –pogroziłam im i wyszłam z synkiem Winiarskiego.
-Teraz tatę! –krzyczał młody Winiar.
Przekroczyliśmy próg mojego pokoju i okazało się, że tatuś śpi sobie w najlepsze. Rozłożył się na całym łóżku i tylko po części był przykryty. Usiedliśmy po jego dwóch stronach i na mój znak oboje daliśmy Michałowi po buziaku w policzki. Ten sposób pobudki był na pewno dużo bardziej przyjemny, jednak równie skuteczny, bo siatkarz po chwili otworzył oczy, a na jego usta wkradła się uśmiech.
-Dzień dobry. –powiedział, a następnie przyciągnął nas do siebie.
Długo leżeliśmy we trójkę wtuleni, ale w końcu mały Oli powiedział, że się nudzi i uciekł na dół, oglądać bajki.
-Chyba jeszcze nie jestem do końca rozbudzony. –wyszeptał, coś sugerując.
-Trzeba to zmienić! –powiedziałam.
Usiadłam na nim i zatopiłam się w jego ustach. Przykrył nas i usiłował pozbawić mnie dołu od piżamki, ale zatrzymałam jego ręce.
-Nie teraz. –wyjaśniłam mu i pocałowałam raz jeszcze.
-Dlaczego? –zapytał zawiedziony.
-A co jak twój synek wejdzie? –zaśmiałam się.
-Niech się uczy. –powiedział pewny siebie.
-Jesteś nienormalny! –wykrzyczałam w jego stronę.
Michał wcale nie przejął się zarzutem i przeniósł usta na moją szyję. Po chwili obrócił mnie na plecy i teraz to on był na górze. Pieścił moje punkty estrogenne co doprowadzało mnie do istnej rozkoszy. Chciałam, aby nie przestawał, ale zdrowy rozsądek miał przewagę nad moimi pragnieniami.
-Czekamy na ciebie na dole. –oznajmiłam i wyślizgnęłam się spod niego.
-I tak mnie zostawisz?! –był oburzony.
Nie odpowiedziałam mu, ale po chwili usłyszałam szum wody w łazience, więc wiedziałam, że poszedł wziąć prysznic. W salonie grzecznie siedział sobie synek Michała, głaszcząc Taffiego.
-Wiki, dasz mi pić? –znalazł się w natychmiastowym tempie obok mnie.
-No jasne! Chodź. –wzięłam go za rączkę.
W kuchni posadziłam go na blacie i dałam szklankę soku. Kiedy Oli zaspokajał pragnienie, pojawiła się Anka z Aleksem, a razem z nimi wielka walizka. Byłam w niemałym szoku, bo dopiero teraz dowiedziałam się o ich wyjeździe do Serbii.
-Szczęśliwej drogi. –ściskałam przyjaciółkę.
-Bawcie się dobrze na Dominikanie. –pożyczyła mi Ania.
-Na pewno będziemy. –powiedziałam z delikatnym podtekstem, co wywołało u nas obustronny śmiech.
Następnie moja przyjaciółka przytulała Oliego, a ja wyciągnęłam ręce ku górze, by objąć Aleksa. Bardzo mocno ścisnęłam go za szyję, a on odpłacił mi się tym samym w pasie. Naprawdę czułam, że to w jakimś stopniu moja bratnia dusza. W końcu tyle nas łączy..to nie jest normalne. Czasem zazdrościłam Ani chłopaka, ale kiedy tylko pomyślałam o Michale, moje rozmyślenia schodziły na drugi plan.
-A gdzie twój mężczyzna? –dopytywała się Anka.
-Kąpie się. –wyjaśniłam.
-My niestety musimy już iść, ale pożegnaj go od nas. –powiedział Aleks, poruszając znacząco brwiami.
-Idźcie już! –krzyczałam, jednocześnie się śmiejąc.
Posłusznie opuścili mieszkanie i już ich nie było. Za moment dołączył do nas Winiar i we trójkę usiedliśmy na kanapie.
-Właściwie to co z tym? –sięgnęłam po bilety lotnicze.
-Wyjeżdżamy jutro. –oznajmił z uśmiechem.
-Już jutro?! I mówisz mi to dopiero teraz? –oburzyłam się.
-Lepiej teraz niż jutro rano. –tłumaczył się.
-Cholera, Michał! –rzuciłam w jego stronę i pobiegłam na górę.
Szybko wyciągnęłam dużą torbę z szafy i zaczęłam przeglądać ubrania. Dobrze, że teraz była zima i wszystkie moje letnie ubrania były czyste. Całe szczęście! Ustawiałam kilka stosów z kolejnymi częściami garderoby, które następnie układałam w walizce. W międzyczasie uświadomiłam sobie, że nie wiem ile dni nas nie będzie i zbiegłam na dół.
-Na ile jedziemy? –zapytałam zdyszana.
-5 dni. –odpowiedział krótko.
Z powrotem zwróciłam się ku górze, ale coś mnie zastanowiło, więc cofnęłam się o kilka schodków.
-Ty już jesteś spakowany? –rzuciłam.
-Torba jest już w samochodzie. –powiedział zadowolony z siebie.
No proszę jak się postarał! Słyszałam, że kiedyś nie zabrał koszulki reprezentacyjnej na mecz, a teraz taki zorganizowany pan Winiarski. Pff! Szybko wróciłam do przerwanego pakowania. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że potrzebowałam na to jedynie..3 godziny. Dobrze, że jestem kobietą i nikt nie ma prawa się o to czepiać. Następnie postanowiłam się wreszcie ubrać, a zaraz potem zeszłam na dół.
-Już? –zapytał ze zdziwieniem Michał.
-Tak. –odpowiedziałam dumnie.
-Szybko. -zadrwił ze mnie.
-Mogłeś mi wcześniej powiedzieć! –tłumaczyłam się.
-Spokojnie. –cmoknął mnie w czoło. –Chodź zrobiłem obiad.
-Co zrobiłeś?! –teatralnie wytrzeszczyłam oczy.
-Bardzo śmieszne. –pociągnął mnie za rękę.
Zjedliśmy posiłek, który wyszedł Winiarowi naprawdę bardzo dobrze. Byłam pełna podziwu i najedzona od syta. Później to mi przypadło zmywanie, ale kiedy skończyłam mieliśmy czas dla siebie.
-Oliwier niedługo jedziemy do mamy. –powiedział Michał do synka.
-Ale tato… -westchnął mały.
-Bez dyskusji. Idź pozbierać swoje rzeczy. –nakazał mu.
W tym czasie zrobiłam sobie kawę i wygodnie rozłożyłam się w fotelu. Po chwili podbiegł do mnie Toffi i nalegał, aby go popieścić. Akurat mnie nie trzeba długo przekonywać i już po chwili trzymałam szczeniaka na kolanach. Zaraz po piesku podszedł do mnie Michał i usiadł obok.
-Nie wiem co z nim zrobić. Wszyscy wyjeżdżamy, a on nie może zostać sam. –wskazałam na pieska.
-Ja go wezmę! –nie wiadomo skąd, pojawił się blondynek.
-Mały, nie mogę kazać twojej mamie się nim zajmować. –tłumaczyłam mu.
-Ale to ja się będę nim opiekował! –widać było, że bardzo mu zależy.
-Właściwie gdybym pogadał z Dagmarą to może by się zgodziła. –wtrącił Michał.
-Tato proszę! Zadzwoń! –synek oplótł swoimi małymi rączkami szyję Winiara.
-Dobra, dobra..już. –odpowiedział i wyjął telefon z kieszeni.
Kiedy duży Winiarski skończył rozmawiać miał naprawdę dobre wieści dla tego mniejszego. Oli prawie piszczał z radości, bo Dagmara powiedziała, że Toffi może u nich zostać. Nie czekając już dłużej, zabraliśmy rzeczy Oliwiera, akcesoria potrzebne szczeniakowi i wsiedliśmy do samochodu. Po upływie 30 minut byliśmy na miejscu i przyszedł czas na pożegnanie. Wyściskałam małą kopię Winiara i wróciłam do samochodu. Michał jeszcze przez chwilę rozmawiał z Dagmarą, a potem przytulił synka i wreszcie dołączył do mnie.
-To co teraz robimy? –zapytał, trzaskając drzwiami.
-Wróćmy do domu. Słabo się czuję. –powiedziałam i oparłam głowę o szybę.
Do mieszkania weszliśmy koło godziny 17. W drodze powrotnej były straszne korki i czas niesamowicie się wydłużył. Naprawdę czuła się nie za specjalnie i bardzo się bałam, że łapie mnie jakieś przeziębienie. Położyłam się na kanapie, przykryłam kocem i starałam się wygrzać. Po paru minutach Michał przyniósł mi ciepłą herbatkę z sokiem i cytryną.
-Kochany jesteś. –zachwyciłam się.
-No wiem. –ucieszył się.
Usiadł i zrobił mi ze swoich kolan poduszkę, a ja nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

-Wiki, kochanie wstawaj. –ktoś starał się mnie obudzić.
-Co jest? –przecierałam oczy.
-Musisz się wykąpać. –nakazał.
-Musisz mi pomóc. –odparłam.
-Zawsze chętnie! –oznajmił i wziął mnie na ręce.
Bez większych trudności zaniósł mnie do łazienki i puścił wodę do wanny. Powoli się rozbierałam, ale nadal czułam, że część mnie jeszcze śpi na kanapie. Kiedy Michał zauważył jak bardzo sobie nie radzę, postanowił mi pomóc i w momencie zostałam bez żadnych ubrań. Posadził mnie w wannie, a ja czułam się cudownie w ciepłej wodzie i mnóstwie piany.
-Ile mamy czasu? –zapytałam.
-Za dwie godziny wyjeżdżamy. –powiedział.
-To chodź tu do mnie. –uśmiechnęłam się.
Po chwili siedział już za mną i mył moje plecy. Czas mijał niemiłosiernie szybko i niedługo musieliśmy się wysuszyć. Następnie szybko poszłam się ubrać. Włożyłam legginsy, top i dużą bluzę, bo tym razem postawiłam na wygodę. Całkowicie odpuściłam sobie makijaż, a włosy spięłam w niesfornego koka. Następnie zabraliśmy moje torby i zmierzaliśmy ku wyjściu. Raz jeszcze sprawdziła czym wszystko jest powyłączane i wreszcie przekręciłam kluczyk w wyjściowych drzwiach. Wsiedliśmy do samochodu, a ja otuliłam się kurtką najbardziej jak mogłam. Po drodze jeszcze trochę się zdrzemnęłam i Michał obudził mnie przed lotniskiem. Zabrał nasze walizki i ruszyliśmy ku wejściu. Zdaliśmy bagaże i mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc pochodziliśmy po sklepach. O 7:48 wsiedliśmy do samolotu, a punkt 8 wzlecieliśmy w przestworza.

Oczami Anki.

Już po wszystkim. Święta udały się, prezenty nie okazały się totalną klapą, a mojemu mężczyźnie, który pomimo tego, że jest prawosławny, spodobała się Wigilia w wydaniu katolickim.
-A jak to w sumie u was w Serbii wygląda? – zapytałam, wskakując pod kołdrę do łóżka, w którym już leżał Aleks.
-Ale co?
-No Święta i cała Wigilia.
-Zupełnie inaczej niż w Polsce. – uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
-Opowiedz mi. – wtuliłam się w niego i położyłam głowę na jego torsie.
-A więc… Prawosławni zaczynają post już 4 dni przed świętami. Z samego rana w dzień Wigilii, przed domem piecze się jagnięcinę. W moim domu na kominku leżały zawsze gałązki dębu i słomy, które mają odzwierciedlać wnętrze jaskini Betlejemskiej. Kolacja jest bardzo skromna, a zaraz przed nią gospodyni domu – czyli zazwyczaj matka, rozsypuje słomę, cukierki i orzechy, przy tym naśladując kurę. Dzieci biegają za nią udając kurczaki i zbierają łakocie. A po za tym oczywiście prezenty.
-Dość ciekawe święta. – zaśmiałam się.
-To tylko mały wątek całej uroczystości. Kiedyś opowiem Ci o nich dokładniej, ale teraz mam ważniejszą sprawę. – przybrał poważną minę i patrzył mi prosto w oczy.
-Coś się stało? – spojrzałam pytająco.
-Tak. – Aleks wyszedł z łóżka i podszedł w stronę swojej marynarki, rozłożonej na krześle. Wyciągnął coś z niej, a następnie znów wrócił do mnie.
-Co to jest? – próbowałam wyrwać mu kopertę z rąk.
-Niespodzianka. – uśmiechnął się łobuzersko.
-Dobra. Co chcesz w zamian? – spytałam zrezygnowana.
-Tu. – wskazał palcem na swój policzek.
Wykonałam jego prośbę, ale zaraz potem Aleks postarał się o to, żeby nasze usta się złączyły, a jego ręka powędrowała pod moją koszulkę nocną.
-Przestań! Oliwier śpi w pokoju obok! – zaśmiałam się i próbowałam odciągnąć Serba od siebie.
-I weź tu się człowieku postaraj o romantyczny nastrój… - stwierdził zrezygnowany.
-No bardzo mi przykro. – pokazałam mu język. – A więc co tam masz?
Podał mi kopertę. Najpierw ją obejrzałam, a potem zajrzałam do środka i wyciągnęłam… TA DAM! – bilety lotnicze. Uważnie przeczytałam napisy na nich. Anna Brzozowska, Polska – Serbia, 25 grudzień godzina 12:00. Drugi bilet był na nazwisko Aleksandar Atanasijević. Przyjrzałam się im jeszcze raz i kilka razy sprawdzałam, czy mnie oczy nie mylą co do daty wylotu.
-Kiedy miałeś mi zamiar powiedzieć? – spytała lekko poirytowana.
-Teraz. – puścił mi oko.
-Jest 23:00, a ja się muszę pakować! – rzuciłam w niego poduszką.
-Oj, pomogę Ci. – przyciągnął mnie do siebie.
-A kiedy masz zamiar spakować swoje rzeczy?
-Walizka leży już w moim samochodzie. – pokazał cały rząd ząbków.
-Jesteś okropny.
Rzuciłam po raz kolejny w niego poduszką, a następnie wstałam i wyciągnęłam z szafy walizkę. Położyłam ją na podłodze, usiadłam po turecku przed szafą i zaczęłam wybierać rzeczy, które miały powędrować wraz ze mną w podróż. Chwile później już latałam po całym pokoju, od szafy do komody, do biurka i tak na okrągło. Godzinę później moja walizka leżała już spakowana, a ja zmęczona mogłam wreszcie położyć się spać.

Krzyki, wrzaski i walenie po głowie poduszką. Tak, taka pobudka czekała na mnie z samego rana. Kochałam moją przyjaciółkę, ale w tej chwili miałam ochotę ją udusić. Sprytnie schowałam się pod kołdrę, i mocno trzymałam przy sobie, ale niestety z Oliwierkiem i Wiki nie wygrasz. Aleks zajął się unicestwianiem mojej przyjaciółki, a ja Oliego. Po kilku minutach oboje leżeli na łóżku, a ja byłam już całkowicie rozbudzona.
-Zgrany z nas team, nie sądzisz? – objęłam Alka w pasie, kiedy kochani „intruzi” wychodzili już z pokoju.
-Nigdy w to nie wątpiłem. –zaśmiał się.Ubrałam się , lekko umalowałam i zeszłam na dół razem z Aleksem, który ciągnął za sobą moją walizkę. W kuchni zastałam Wiktorię razem z Oliwierkiem. Wyjaśniłam mojej przyjaciółce wszystko o wyjeździe. Wyściskałam ją i Oliego, pożegnaliśmy się i udaliśmy z Alkiem do samochodu.

Na lotnisku byliśmy o 10:15. Aleks zachował się jak prawdziwy dżentelmen i wziął ode mnie walizkę, twierdząc, że „Jeszcze tak nisko się nie stoczył, żeby jego kobieta nosiła coś ciężkiego, kiedy on jest w pobliżu”. Mężczyzna idealny, nieprawdaż? Czekaliśmy na odprawę, aż wreszcie o 11:50 siedzieliśmy już w samolocie.
-Tak właściwie, co będziemy robić w Serbii? – zapytałam, zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiem po co tam lecę. Głupia Aneczka.
-Poznasz moich znajomych, zabawimy się w Sylwestra, pokaże Ci trochę Belgradu, a jak będziesz oczywiście miała ochotę, możemy wpaść do moich rodziców. Plus, czeka na ciebie taka mała niespodzianka. - położył swoją rękę na moim kolanie, uśmiechając się przy tym.
- Nie mogę się doczekać. – wtuliłam się w jego ramię.
Samolot uniósł się do góry – wystartowaliśmy. Nigdy nie lubiłam latać samolotami. Po wszystkich katastrofach jakie oglądałam w telewizji, zawsze bałam się, że akurat coś stanie się kiedy ja albo moi najbliżsi będą w samolocie. Starałam się jak najszybciej zasnąć, ale niestety twarde i umięśnione ramię Aleksa na którym leżała moja głowa nie ułatwiało mi tego. Wreszcie udało mi się choć na chwilę zasnąć.

„Za chwilę lądujemy.” Takie słowa popłynęły z głośników w samolocie. Uff, mam już podróż za sobą, całe szczęście. Z lotniska wyszliśmy chwilę przed 15:30.
-Gdzie teraz idziemy proszę pana? – złapałam go za rękę.
-Chyba jedziemy. – pociągnął mnie w stronę postoju dla taksówek.
Wsiedliśmy w jedną z nich, a Aleks rozmawiał po serbsku z kierowcą i wskazał mu adres na który ma jechać. Przez całą podróż kierowca z Atanasijeviciem byli pogrążeni w rozmowie, jak śmiem podejrzewać – o siatkówce. Ja w tym czasie patrzyłam się przez okno i podziwiałam Belgrad. Przypominał on trochę pomieszanie Krakowa i Warszawy. Ale śliczne miasto, to trzeba przyznać. Niespełna 15 minut później taksówka zatrzymała się pod jednym z bloków . Siatkarz zapłacił kierowcy, a sam zaczął prowadzić mnie w stronę jednej z klatek. Weszliśmy na 4 piętro i Aleks zaczął otwierać jedne z drzwi.
-Zamknij oczy. – uśmiechnął się do mnie, naciskając na klamkę.
Posłusznie wykonałam jego polecenie, a on wprowadził mnie do środka.
-Teraz możesz otworzyć. – zaszedł mnie od tyłu i położył ręce na tali.
Moim oczom ukazał się mały, ale bardzo przytulny salonik , z którego było bezpośredni przejść do kuchni kuchni .
-Przytulnie tutaj. – szepnęłam mu do ucha.
-Pierwsze mieszkanie. Ciasne, ale własne. – zaśmiał się.
-Ile miałeś lat jak się tu wprowadziłeś?
-Niespełna 18. – odpowiedział – Chodź zobaczyć sypialnie!
Zaciągnął mnie w stronę kolejnych drzwi. Otworzył je, a ja zobaczyłam ładnie urządzony pokój pokój . Na pułkach było mnóstwo medali, zdjęć z meczy, statuetek i poprzyklejane do ściany koszulki klubowe z poprzednich sezonów.
-Mogłabym się tu przeprowadzić. – zaśmiałam się.
-Wolałbym mieszkać z tobą w Polsce.
-A może jednak w Serbii? – droczyłam się z nim
-Zobaczymy jeszcze. – ucałował mnie w policzek.

Kolejne dni mijały nam na wspólnym odwiedzaniu znajomych Aleksa. Kiedy dowiedzieli się, że siatkarz przyjechał do Serbii na parę dni telefon się urywał i dzień od góry do dołu był zapełniony osobami do których mieliśmy iść. Jedyną pozytywną rzeczą było to, że profesjonalni sportowcy – którzy tak naprawdę stanowili ¾ znajomych Aleksandara, znało angielski. Gdyby było inaczej, sądzę, że zanudziłabym się na śmierć słuchając serbskich rozmów i nie wiedząc o co nawet chodzi. Wieczorami spacerowaliśmy po Belgradzie. Alek opowiadał mi o historii swojego miasta i zabierał w ulubione miejsca ze swojego dzieciństwa.
-Choć pokażę Ci jedno z najważniejszych miejsc z moim życiu. – złapał mnie za rękę i zboczyliśmy ze ścieżki w parku.
Z nieba prószył puch, ściemniało się, a krajobraz był pogrążony w bieli. Szliśmy kilka sekund przez zaspy śniegu, aż doszliśmy do wręcz magicznego miejsca. Zaśnieżona płacząca wierzba, całkowicie pokryta w białym puchu. W oddali było widać jezioro, a nad nim księżyc, który świecił niezwykle mocno jak na zimowe wieczory.
-Jak tu pięknie. – powiedziałam, kiedy wreszcie odzyskałam mowę.
-10 lat temu pierwszy raz w życiu się tutaj całowałem. – popatrzył się na latające nad jeziorem ptaki. –A teraz jestem tutaj z tobą. Najważniejszą kobietą w moim życiu. – spojrzał mi w oczy i ścisnął mocniej moją rękę.
Uśmiechnęłam się w jego stronę, a on wziął mnie na ręce. Oplotłam nogi wokół jego bioder, a rękami objęłam jego szyję.
-Przyprowadzałeś tu każdą swoją dziewczynę?
-Jesteś jedyną osobą, którą tu przyprowadziłem. Poza dziewczyną, z którą pierwszy raz się pocałowałem. Miała na imię Anja. – zrobił chwilę przerwy, a zaraz potem dodał. – Moją pierwszą „miłością”, o ile można to tak nazwać była Anja. A najwspanialszą i najprawdziwszą jest Ania.
-Masz jakąś słabość do tych Ani. – zaśmiałam się.
-A szczególnie do tej jednej. Brzozowskiej. – uśmiechnął się.
Nachyliłam się nad nim i złożyłam na jego ustach namiętny pocałunek, który mógłby się nigdy nie kończyć.

30 grudnia wybraliśmy się do rodziców Aleksa. Muszę przyznać, że bardzo się bałam. Zaakceptują mnie? Zaakceptują to, że nie jestem Serbką? Spodobam się im, czy nie?
-No przestań się już tak denerwować. – śmiał się ze mnie siatkarz, który prowadził samochód.
-A co jak się im nie spodobam?
-Spodobasz się na pewno. – puścił do mnie oko.
Wcale mnie nie pocieszył, co gorsze z każdą minutą się bardziej denerwowałam. W końcu dojechaliśmy, przed dom Atanasijeviciów. Wysiadłam z samochodu, a moje serce waliło jak szalone. Zadzwoniliśmy dzwonkiem do drzwi, a Aleks złapał mnie za rękę i szepnął do ucha „Nie bój się”. Otworzyła nam miła, starsza kobieta pod pięćdziesiątkę. Przywitała się serdecznie z synem, a następnie ze mną. Cały czas uśmiech nie schodził jej z twarzy. Zaraz potem zza drzwi wyszedł wysoki siwiejący mężczyzna. Aleks był bardzo podobny do ojca. Miał takie same oczy, usta i kształt twarzy. Można było powiedzieć, że był taką jego młodszą wersją. Co było dla mnie miłym zaskoczeniem rodzice Serba byli bardzo sympatyczni i cały czas mnie zachwalali. Dopytywali się, ile się znamy, czy mieszkamy razem oraz o dość wybiegające w przyszłość pytania, jak na przykład kiedy planujemy wziąć ślub.
-W najbliższej przyszłości nie mamy tego w planach. – uśmiechnął się Serb.
-Ta dzisiejsza młodzież, kiedyś się najpierw brało ślub, a potem mieszkało razem czy coś innego robiło. A teraz zupełnie na odwrót. – skomentował ojciec Aleksa.
-Czasy się zmieniają. – stwierdziła starsza kobieta, stawiając na stole kolejne ciasto.
Wieczór upłynął nam w przyjemnej atmosferze, a do domu wróciliśmy około dwudziestej pierwszej. Kiedy tylko weszłam przez drzwi frontowe, moje komórka zadzwoniła.
-Co tam u ciebie moja kochana przyjaciółeczko? – przywitał mnie głos Wiki w telefonie.
-Wszystko w porządku. Właśnie wróciliśmy od rodziców Alka.
-Uuu… czyli już wyższy level związku. – zaśmiała się.
-Śmiej się śmiej. A jak tam twoje wakacje? – dopytywałam się.
-Wygrzewam się w słońcu i mam przy sobie wspaniałego faceta. Czego chcieć więcej? – śmiała się. – A ty siedzisz biedaku w tej zimnej Serbii.
-Ale mam mężczyznę który mnie ogrzewa. – droczyłam się z nią.
Pogadałyśmy jeszcze parę minut, a następnie wzięłam szybki prysznic i rzuciłam się na łóżko. Serb dołączył do mnie chwilę później. Oboje byliśmy wyczerpani, ale nie na tyle, żeby odmówić sobie wzajemnych pieszczot. Namiętnie całowaliśmy się, robiąc jedynie krótkie przerwy, żeby złapać trochę powietrza. Aleks pieścił swoimi ustami moją szyję, obojczyki i cały czas posuwał się w dół. Jego ręką już od dawna wędrowała pod moją koszulką, a ja sprawiałam mu przyjemność lekko drażniąc jego szyję oraz tors. Napawaliśmy się sobą w każdym stopniu. Powoli pozbywaliśmy się swoich ubrań, doprowadzając się nawzajem do maksymalnego stopnia podniecenia. Aleks składał na okolicach mojego pępka pocałunki co sprawiło, że moje serce biło coraz szybciej. Wreszcie byliśmy na tyle siebie spragnieni, że Alek zaczął przenosić nas oboje w całkowicie odległy świat. Po jego torsie spływały pojedyncze krople potu, a ja czułam, że za chwilę będę szczytować. Mocno wbiłam paznokcie w plecy Serba i głośno jęknęłam, czując przechodzącą falę ciepła przez swoje ciało. Chwilę później siatkarz, również krzyknął dając upust swoim emocjom i oboje opadliśmy już całkowicie wyczerpani na łóżko. Wtuliłam się w Aleksa i momentalnie zasnęłam.

Nastał Sylwester. Świętowanie Nowego Roku obchodziliśmy u przyjaciela Aleksa Nikola Mijailovicia. Zebrała się u niego cała śmietanka serbskich siatkarzy i siatkarek. Jak można się domyśleć, na każdym kroku tematem przewodnim rozmów była siatkówka. Na znajomych Alka zrobiłam dobre wrażenie, dzięki temu, że wiedziałam wszystko na temat tego sportu i nie obce były mi tematy rozmaitych kontuzji, meczy i rozgrywek. Spędziłam Sylwestra naprawdę dobrze się bawiąc. Niestety następnego dnia o 14:00 mieliśmy samolot do Polski, więc ani ja, ani Aleks nie piliśmy za dużo, bo musieliśmy być w trzeźwym stanie. O 24:00 wszyscy wyszli na podwórko i odpalaliśmy w powietrze fajerwerki, a każdy składał sobie nawzajem życzenia.
-I żeby zawsze było tak jak jest teraz. – przytulił się do mnie Aleks. – Kocham Cię.
-Ja Ciebie też. – pocałowałam go patrząc na roztrzaskujące się na niebie kolorowe światełka.

___________________________________________________________________________
Wybaczcie, że nie dodałyśmy wczoraj rozdziału, ale bardzo późno wróciłyśmy z turnieju ;<
A więc tak jak zwykle: mamy nadzieję, że rozdział się wam podoba, ale przy okazji mamy pewną prośbę. Napiszcie nam w komentarzach co najbardziej lubicie w naszym blogu, a co podoba wam się najmniej. Ewentualnie co byście zmienili. Są to dla nas naprawdę bardzo ważne wskazówki. ;) Pozdrawiamy! Ania i Wiki ♥