niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 29.

Oczami Wiki.

Anka wyszła, trzasnęła drzwiami i zniknęła, a ja stałam w salonie powtarzając jej słowa, które wyjątkowo zapadły mi w pamięci. „Zobaczysz, jeszcze się na nim zawiedziesz.” Co to miało być? W proroka się bawi, we wróżkę? W środku aż cała się gotowałam. Co ona widzi złego w Winiarze? Sama dobrze wie, jak było mi bez niego źle, a teraz, kiedy wreszcie się układa, ona tak po prostu uważa to za coś okropnego. Brakowało mi jej wsparcia. Ostatnio tylko się kłócimy i nie umiemy normalnie porozmawiać. Powinna zaakceptować moją decyzję, tak jak ja pogodziłam się z tym, że wskoczyła Pitowi do łóżka. Tylko cholera… on ją naprawdę kocha i znają się już tyle lat. Są dla siebie idealni. Może rozstanie z Aleksem było po coś? Zawsze wierzyłam, że ktoś na górze już kiedyś zaplanował całe nasze życie i każda sytuacja i zdarzenie, do czegoś prowadzą. Może Aleks pojawił się w jej życiu tylko po to, aby dostrzegła, że tak naprawdę to Cichy jest tym jedynym? Oh teraz to ja bawię się we wróżkę. Co jeśli Anka w taki sam sposób myśli o mnie i Kurku? Od kiedy ja się stałam taka myśląca?! Ehh.. zbyt dużo się zastanawiam. Ale co jeśli właśnie tego mi potrzeba? Może muszę usiąść z kimś i na spokojnie przeanalizować wszystkie wydarzenia. Czy wtedy wiedziałabym jak dalej postąpić? Od zawsze cierpiałam z jednego i tego samego powodu. Mianowicie, nie potrafiłam odróżnić serca od rozumu i to mnie wiele razy zgubiło. Czy tym razem też tak będzie? Czy słowa Anki, które tak bardzo nie dają mi spokoju, potwierdzą się? Jestem przerażona. Wstyd się przyznać, ale naprawdę bardzo się boję o to co będzie jutro. Teoretycznie wszystko wygląda ok, a ja jak zwykle dramatyzuję, ale ja mam przeczucie.. Czuję, że odzywa się we mnie jakiś drugi głos, który póki co jedynie szepcze po cichutku, że Anka ma rację. Muszę go uciszyć i pokazać wszystkim jak idealny może być i jest mój związek! Ohh po co okłamuję samą siebie? Czeka nas wiele pracy, bo na razie przepełnia mnie niepokój i obawy, a to na pewno nie są uczucia, które towarzyszą "związkom idealnym". Kiedy wreszcie się zorientowałam, że przez cały ten czas stoję w salonie, w tym samym miejscu wróciłam do rzeczywistości. Aż strach wspominać ile myśli właśnie odwiedziło moją głowę. W sumie samym zastanawianiem się niczego nie zdziałam i może to już odpowiedni moment, by wziąć życie w swoje ręce? Zegarek właśnie wybił 10:30, a ja nie chciałam spędzić tego dnia w domu. Uczelnia? Czym prędzej ruszyłam do pokoju, w poszukiwaniu planu zajęć. Na wykłady było już za późno, bo ostatni miał się skończyć za 40 minut, ale zaraz po nim rozpoczynały się zajęcia, które były bardziej kreatywne. "11:20 - "Rysunek"”. Wzięłam szybki prysznic, który skutecznie postawił mnie na nogi, wypiłam drugą kawę i zjadłam resztę sałatki z lodówki. To jednak nie był najlepszy pomysł, bo chwilę potem pędem zmierzałam do toalety. Po paru ciężkich minutach mój żołądek był już ponownie pusty, a ja wzięłam się za makijaż. Umyłam dokładnie zęby, ale to wciąż było zbyt mało, więc chwyciłam opakowanie miętówek z szuflady. Nie wybaczę Ance tej zepsutej sałatki. Dobrze wiem, że nie jest typem czyścioszki, ale mogłaby czasem pomyśleć! Postanowiłam jednak lekko przymknąć na to oko, bo zdecydowanie nie miałam ochoty na kolejną kłótnię. Wyciągnęłam z szafy ciemne rurki, pudrowy sweterek i szybko się ubrałam. Znacznie dłużej zajęło mi wybranie odpowiedniego obuwia. W końcu musiałam się dopuścić małej kradzieży i włożyłam białe, krótkie conversy prosto z szafy Anki. Zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała, ale módlmy się, że wyjdę z tego bez szwanku. Obie miałyśmy wielką słabość do butów i może właśnie to w pewnym stopniu kiedyś nas połączyło? Często szukałam odpowiedzi na to, dlaczego się przyjaźnimy. Jesteśmy całkowitymi przeciwieństwami, a jednak potrafimy żyć razem. Cóż.. wydaje mi się, że odpowiedź jest tylko jedna. Pasja. Tysiące godzin treningów, miliony odbitych piłek, dziesiątki kontuzji, a nawet operacje i zabiegi. Wspólne okrzyki zwycięstwa, łzy po porażce, wsparcie, ambicje i dążenie do celu. Siatkówka to solidna zaprawa. Skleja do kupy grupę ludzi i tworzy z nich jedną rodzinę, jeden organizm, niefunkcjonujący bez jakiegoś elementu. Sport to piękna sprawa i każdemu, kto nie miał bliższej styczności z żadną dyscypliną, szczerze współczuję. Rozmarzyłam się. Nigdy nie zapomnę łez spływających po moich policzkach, kiedy wraz z przyjaciółkami pojechałyśmy na pierwszy mecz siatkówki. Przytuliłyśmy się wtedy i jedna z nas powiedziała "Żyjemy razem, trenujemy razem, wygrywamy razem, przegrywamy razem, ale marzenia też spełniamy RAZEM." O ile dobrze pamiętam, te słowa padły z ust Karoliny, dziewczyny Cupka. Tak często wracam do tych dni. Żałuję, że czasu nie da się cofnąć albo wrócić gdzieś, choć na jeden dzień. Dość tego rozczulania się.. Zabrałam teczkę, materiały, torbę i w pośpiechu opuściłam mieszkanie. Siedząc w autobusie zerknęłam na telefon, a tam czekała na mnie jedna nowa wiadomość: "Uciekłaś ode mnie?" Wyobraziłam sobie ten sztuczny smutek Winiara i mimowolnie się uśmiechnęłam. Kiedy zaczynałam pisać odpowiedź, dojechałam na odpowiedni przystanek i ruszyłam do budynku uczelni. Przekroczyłam próg sali dokładnie o 11:23.
-Oh panna Malinowska, dzień dobry. -powiedział z ironicznym uśmiechem profesor.
-Dzień dobry. -burknęłam i zmierzałam do wolnego miejsca.
-Witam was wszystkich i już nie mogę się doczekać, aż zobaczę wasze prace. -rozpoczął staruszek.
Słucham?! Że jak?! Jakie prace?
-Tematem głównym było "Ktoś, kogo kocham." -ciągnął profesor, a moje oczy stawały się coraz większe.
Kompletnie nie pomyślałam o tym, aby wziąć od kogoś notatki czy dowiedzieć się o zapowiedzianych projektach. Byłam w kropce. Niezrobiony rysunek? To do mnie nie podobne. Myślałam, że spalę się ze wstydu, kiedy zostało wyczytane moje nazwisko. Nie dość, że spóźniam się na zajęcia po 11 to jeszcze przychodzę nieprzygotowana. Wiktoria, co z tobą?! Ruszyłam w stronę podestu, ze spuszczoną głową. Nerwowo wyciągałam rękawy swetra i powoli włóczyłam nogami po ziemi. Myśl, myśl, myśl, myśl dziewczyno!
-Ale gdzie jest twój projekt, młoda panno? -zapytał z przekąsem profesor.
-Nie ma. -odrzuciłam pewnie i podniosłam wzrok.
-Jak to "nie ma"? -wbił we mnie oczy staruszek.
-Nie wykonałam go. -powiedziałam.
-Dlaczego? -dociekał.
-Brak weny. -rzuciłam z marszu, na co paru studentów po cichu zachichotało.
-To ja może zaproponuję brak zaliczenia roku w zamian? -uśmiechnął się podle.
Co za staruch! Byłam wściekła, a moja pewność siebie nagle uleciała. Tu nie można sobie już tak pogrywać, to nie liceum.
Na zmianę wpatrywałam się w wyraźną siwiznę profesora i swoje dłonie.
-Wróć na miejsce. -wypowiedział, wpatrując się w stos kartek i notując coś na jednej z nich.
"No to już po mnie."-przeszło mi przez myśl i zażenowana usiadłam na swoim krześle.

-Na dziś to wszystko. Dziękuję. -zakończył zajęcia profesor.
Wszyscy zaczęli zbierać swoje rzeczy i pakować je do toreb. Niektórzy pośpiesznie opuszczali salę, niektórym w ogóle się nie śpieszyło. Ja zaliczałam się do drugiej grupy, a może nawet do trzeciej. Kiedy pomieszczenie opustoszało, wzięłam głęboki oddech i pewnie podeszłam do zapełnionego papierami biurka.
-Bardzo przepraszam. -wypowiedziałam wreszcie.
-Za nieprzygotowanie czy za zachowanie? -zapytał.
Czułam się jak w gimnazjum, a podobno na studiach jesteśmy już dorośli. Odniosłam wrażenie, że jestem niegrzecznym chłopcem, który rzucił papierkiem w koleżankę, by zwrócić jej uwagę.
-Tylko za zachowanie. Nieprzygotowanie chciałabym nadrobić. -mówiłam.
-Nie wiem czy jest to jeszcze możliwe. -burknął obojętnie.
Przez moją twarz przemknął niezauważalny grymas, a pięści mocno się zacisnęły, ale nie dawałam za wygraną.
-Naprawdę bardzo proszę. Zależy mi na rysunku i chcę pokazać co potrafię. -głosiłam.
Profesor odłożył długopis, zdjął okulary i spojrzał na mnie lodowato.
-Jutro chcę widzieć szkic na biurku. I oby był dobry. -uśmiechnął się.
-Bardzo dziękuję.-wyszczerzyłam się.-Będzie pan zachwycony!
-Mam nadzieję. -rzucił rozbawiony.
-Ale zaliczę rok, prawda? -dorzuciłam na odchodne.
-Żegnam cię, panno Malinowska! -krzyknął przez śmiech staruszek.
Posłusznie opuściłam pomieszczenie i ruszyłam do automatu po wodę. Jednak nawet z prof. Ostaszewskim można się dogadać, a słyszałam kiedyś, że jest nieustępliwy. Stając przed maszyną kusiło mnie, aby wrzucić kolejne monety i kupić sobie batonik, ale po porannej przygodzie, wolałam jeszcze nie narażać mojego żołądka.
Bez większych rewelacji dotarłam do końca zajęć i byłam wolna. Zabrałam swoje rzeczy i czym prędzej opuściłam budynek uczelni. Zastanawiałam się co mogę przygotować na obiad. Weszłam do Almy i krążyłam między półkami z nadzieją, że pomysł sam wpadnie mi do głowy. Kiedy właśnie mijałam alejkę z mrożonkami naszła mnie wielkie ochota na krewetki. Bez zastanowienia wrzuciłam 3 opakowania do koszyka i ruszyłam do kasy, uprzednio chwytając po drodze, wszystkie potrzebne dodatki. Po zakupach, skierowałam się prosto do mieszkania. Po przekroczeniu progu, zdjęłam buty, przebrałam się w coś luźniejszego, umyłam ręce i zaszyłam się w kuchni. Gotowanie nigdy nie sprawiało mi większego problemu. Zawsze wiedziałam co dodać, w jakiej ilości i czego brakuje potrawie do smaku. Włączyłam radio i podśpiewując „Thank you very much” szalałam z patelnią w ręku. Ostatnio gdzieś czytałam, że autorka tej piosenki tak naprawdę jest Polką. Byłam w niemałym szoku, bo jej akcent jest idealnie amerykański i przeciętny słuchacz nie da rady usłyszeć jakiejkolwiek różnicy. Kiedy utwór dobiegł końca, z głośników popłynęło „When I was your man”, a ja znów ćwiczyłam struny głosowe. Z każdą mijającą minutą krewetki co raz bardziej się rumieniły, a ja dosypywałam do nich różnych przypraw.
Niedługo potem wpadła do domu Anka i przywędrowała do kuchni, kuszona zapachem owoców morza. Przyjaciółka zachwyciła się moim daniem i otwarcie prosiła o więcej. Usiłowałam ją skarcić za pozostawianie w lodówce zepsutej sałatki, ale całkiem zbiła mnie z tropy, kiedy się okazało, że była ona świeża. Coś złego działo się z moim żołądkiem, ale nie robiłam z tego większej tragedii, bo krewetki zaakceptował. Po posiłku usadowiłyśmy się na kanapie i wspólnie oglądałyśmy jeden z tvn'owskich seriali. Kiedy Maks oświadczał się Alicji rozbrzmiał dzwonek. Anka wymusiła na mnie otworzenie drzwi i to właśnie w tym kierunku się udałam.
-Cichy! -rzuciłam się na szyję przyjacielowi.
-Cześć, Wiki. -cmoknął mnie w policzek.
Zaprowadziłam Pita do salonu. Resztę wieczoru spędziliśmy razem na poszukiwaniach praktyk dla Anki. Szukaliśmy wszędzie. Dzwoniliśmy, pisaliśmy, błagaliśmy i nic. Wszystko było już zajęte. Anka była co raz bardziej załamana, ale my nie dawaliśmy za wygraną. W końcu Cichy wpadł na świetny pomysł i wykonał telefon do Rzeszowa. Zgodzili się, a Anka od razu rzuciła się na przyjaciela z podziękowaniami. Widząc tę uroczą scenkę, postanowiłam dać im chwile dla siebie i ruszyłam na górę. Weszłam pod prysznic i puściłam wodę, aby całkowicie zagłuszyć wszystkie możliwe dźwięki. Starałam się jak najdłużej stać pod ciepłym strumieniem, a każdą czynność przeciągałam dwukrotnie, ale to wciąż było zbyt mało, bo gdy wróciłam do salonu, zastałam ich złączonych w pocałunku. Odchrząknęłam, aby dać im do zrozumienia, że nie są tam sami i poskutkowało. Niedługo potem Pit musiał się zbierać, a my ruszyłyśmy do garderoby. Pakowanie się to zdecydowanie czynność, której nie lubię. Anka też nie zaliczała jej do przyjemności, ale jak powszechnie wiadomo, razem raźniej. Biegałyśmy od pokoju do pokoju, szukając najpotrzebniejszych rzeczy i nie tylko. Wybranie ubrań poszło nam zdecydowanie najtrudniej.
-To chyba są moje buty, nie? -wyciągnęłam parę beżowych szpilek z walizki.
-Wiki, proszę. –świeciła oczami.
-Po co ci one? Masz tam być na praktykach, a nie chodzić po wybiegu! -skarciłam ją.
-A jak Piotrek będzie chciał mnie gdzieś zabrać? W jakieś ładne miejsce? -starała się wytoczyć najsilniejszy argument.
-Jesteś niemożliwa. Już współczuję Pitowi. -burknęłam pod nosem, chowając parę obuwia do torby.
-Też cię kocham! -zaszczebiotała i mocno mnie uścisnęła.

"You’re gonna go far, kid!" rozniosło się po moim pokoju, a ja z trudem sięgnęłam ręką w stronę telefonu. Już czas wstawać, a ja ledwo żyję. Pół nocy pakowałam z Anką jej walizkę i teraz mam za swoje. Podniosłam się dzielnie i ruszyłam do kuchni po dzienną dawkę kofeiny. Zdawałoby się, że mogłabym nawet zasnąć na stojąco. Wzięłam gorący kubek i wsypałam do niego 2 łyżki cukru. Mieszając, sięgnęłam po plan zajęć. Wydawał się być całkiem w porządku, ale zaczęłam się zastanawiać czy aby o niczym nie zapomniałam. Oh nie! Praca, szkic... obiecałam donieść ją dziś. Mózg szybko pobudził się do działanie i szukałam rozwiązania.

Nie zdążyłabym już nic narysować od zera. Co robić?! Wiem! Pędem ruszyłam do mojego pokoju i w pośpiechu przeszukiwałam stare teczki. Były tam! Znalazłam dwa portrety wykonane jeszcze w czasach liceum. Na jednym była przedstawiona Ania, a na drugim widniał Kurek. Jak brzmi temat przewodni? "Ktoś kogo kocham." Powinnam się w ogóle zastanawiać nad wyborem? Chwyciłam pracę z Anką w roli głównej, ołówki i wróciłam do kuchni. Szkic nie był idealny i wymagał kilku udoskonaleń, ale widziałam w nim potencjał. Bez chwili zawahania zaczęłam stawiać nowe, lepsze kreski. Pracowałam obiema dłońmi przy sporej prędkości, aż w końcu... To nie mogło się inaczej skończyć. Cała zawartość kubka, wsiąkała w karton. Byłam wściekła. Czas uciekał, a ja wciąż nie miałam nic. Ubrałam się, umalowałam, zapanowałam nad włosami i spakowałam torbę. Nie miałam innego wyjścia.. Na uczelnię pojechał ze mną portret Kurka czy tego chciałam czy nie. Na dodatek był w stanie surowym, ale zwyczajnie zabrakło mi czasu. No cóż lepsze coś niż nic.


Przekraczając próg sali od razu skierowałam się w stronę biurka. Rzuciłam ciche „Dzień dobry” do profesora, zostawiłam pracę i czym prędzej wyszłam. Nie byłam zadowolona z tego szkicu, ale musiałam coś oddać. To wszystko przez Ankę i jej pakowanie po nocy. Uduszę ją kiedyś gołymi rękami, przyrzekam! Nie czułam się dziś najlepiej. Kręciło mi się w głowie, ciemniało przed oczami, ale tłumaczyłam to sobie zbyt małą ilością snu. Co jeśli jednak się mylę? Pokręciłam głową, zapewniając tym samym samą siebie, że nie mam racji. Jedno było pewne.. coś niedobrego się ze mną dzieje. Bez większego zapału i chęci ruszyłam na pierwszy wykład. Nudziłam się i wcale tego nie ukrywałam. Nigdy nie lubiłam słuchać, bo wolałam działać. Wyjęłam telefon na ławkę i zaczęłam przeglądać.. właściwie wszystko.
„Jakoś to przetrwasz” – pocieszałam się w myślach, wchodząc na facebooka.

Na wszystkich przerwach unikałam profesora Ostaszewskiego, bo myśl o jego reakcji sama w sobie była przerażająca. „Co to za bohomazy?!” „Gdzie tu są emocje?!” „Nie rozumiem, jak można wyjść z czymś takim do ludzi!” Wprost słyszałam w głowie krzyki tego niepozornego staruszka. Na ogół był opanowany, ale kiedy ktoś nie podszedł do jego zadania z pełnym profesjonalizmem, od razu był na straconej pozycji. Wreszcie nadszedł upragniony koniec zajęć i mogłam opuścić budynek uczelni. Ruszyłam ku mieszkaniu bez pomysłu na resztę dnia. Zrobiłam sobie gorącej herbaty i położyłam na kanapie. Chciałam choć trochę o siebie zadbać i doprowadzić organizm do dobrej formy. Na dodatek zmęczenie dawało o sobie znać. Włączyłam telewizję, przykrywałam się kocem i skupiłam na serialu. Po pierwszym odcinku „Plotkary” usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie zmierzałam w tamtym kierunku, ale było warto.
-Nie odpisałaś mi! –krzyknął Winiar, kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały.
-Przepraszam, zapomniałam. –odpowiedziałam i wpuściłam go do środka. –Wybaczysz mi? –wyszeptałam, gdy przyparł mnie do ściany.
-Wszystko. –rzucił i namiętnie mnie pocałował.
Przeszliśmy do salonu i wspólnie usiedliśmy na kanapie. Włączyliśmy jakiś film, a ja mocno przytuliłam się do Michała.
-Coś nie tak? –zapytał troskliwie.
-Źle się czuję. Zimno mi trochę. –mówiłam.
-Trzeba coś z tym zrobić! –rzucił.
Przykrył mnie szczelnie niczym matka i pobiegł do kuchni.
-Gdzie macie leki? –zapytał.
-Pierwsza szafka po prawo od okna. –wyjaśniłam mu.
Już po chwili wręczył mi garść tabletek i sok.
-Jesteś kochany. –cmoknęłam go w policzek.
-No wiem. –uśmiechnął się. –Dobra. To ja się zbieram, a ty się kuruj.
-Idziesz już? –zapytałam zawiedziona.
-Muszę coś jeszcze załatwić. –oznajmił mi, ucałował w policzek i wyszedł.
Znów zostałam sama, ale moja samotność nie trwała zbyt długo, bo kilkanaście minut później weszła do domu Anka. Pomogłam jej jeszcze zebrać ostatnie potrzebne rzeczy i już po chwili stałyśmy przy drzwiach. W końcu nastał ten okropny moment.. musiał kiedyś nadejść.
-Cholerne pożegnania. –zaszlochałam, tuląc twarz w szyję przyjaciółki.
Długo nie mogłyśmy się od siebie oderwać. Czułam, że nie poradzę tu sobie bez niej przez tyle czasu. Kto będzie na mnie krzyczał za złe decyzje? Z kim będę mogła się kłócić o wszystko? Dobrze, że są rozmowy telefoniczne i Skype. Gdyby nie interwencja Pita, pewnie długo byśmy jeszcze tak stały. Cichy wziął jej walizkę i zniknęli za drzwiami. Stałam sama w przedsionku w tym wielkim mieszkaniu, pustym mieszkaniu.

Oczami Anki.

Zerknęłam na dzisiejszy plan zajęć. W sumie o 10:30 zaczynam drugi wykład, więc powinnam zdążyć. Szybko wciągnęłam na siebie ciuchy i pognałam na uczelnie. Polski system medialny przeszedł bez większych trudów, potem techniki mowy i na koniec podstawy prawa, na których już nie byłam w stanie usiedzieć w jednym miejscu. Zaczęłam się zastanawiać, czemu w sumie wybrałam dziennikarstwo? Od zawsze chciałam wiązać swoją przyszłość ze sportem albo fizjoterapią. Nawet zdawałam maturę z biologii oraz chemii, ale jednak w ostateczności wybrałam żurnalistykę. Zrobiłam dobrze? Mogłam teraz właśnie biegać po boisku, biegać albo skakać o tyczce, zamiast wysłuchiwać jak dziennikarz musi być sprytny i wygadany, aby wyciągnąć jak najwięcej z przykładowego Jana Kowalskiego, ale na tyle ostrożny, aby nie przekroczyć granicy prawa. Fascynujące nieprawdaż? Miałam ochotę w stać i wyjść, ale przyciągnęły moją uwagę ostatnie słowa jakie powiedział.
- … więc, wszyscy mają do końca tygodnia wybrać sobie praktyki. Dziękuje i do zobaczenia na egzaminach. – zakończył wykład.
Co!? Jakie praktyki? I jeszcze egzaminy? Szybko wrzuciłam rzeczy do plecaczka i pognałam do biurka profesora dopytać się o co chodzi.
-Panie profesorze, o co dokładnie chodzi z tymi praktykami? Można powiedzieć, że … trochę przysnęłam. – uśmiechnęłam się najbardziej niewinnie jak umiałam.
-Ta dzisiejsza młodzież. – pokiwał z niedowierzaniem głową. – Jak ja chodziłem na studia to słowo wykładowcy było świętością, a teraz? Jedni grają, drudzy śpią. Niedorzeczność.
-Naprawdę pierwszy raz mi się to zdarzyło. – przekonywałam go. – Nieprzespana noc, wie pan jak to jest.
-Eh, Brzozowska, Brzozowska. – pokiwał głową – Musicie odbyć 3 tygodniowe praktyki na wybranym ośrodku sportowym lub kulturalnym. Może to być wydawnictwo, ośrodek sportowy i tak dalej. Mam nadzieje, że już wstępnie masz wszystko załatwione.
-Yyy… tak już się rozglądałam. – kłamałam, nawet nie miałam o tym pojęcia, że trzeba się rozglądać.
-Jest piątek. Od przyszłego tygodnia do końca kwietnia nie ma dla waszego roku zajęć z powodu praktyk. W pierwszym tygodniu maja wracacie tylko na egzaminy. – tłumaczył, a ja byłam zaskoczona. – Pani Brzozowska, niech pani nie robi zdziwionej miny! Radzę sprawdzić rozpiskę semestralną i słuchać uważnie na zajęciach. Wszyscy studenci wiedzą, że to był ostatni tydzień wykładów w tym roku, a teraz zaczynają się praktyki.
-Ja również o tym wiem.
Jasne Aneczko. Nic nie wiedziałaś.
-Do niedzieli w dziekanacie mają być złożone dokumenty gdzie odbywa pani praktykę. – dodał – A teraz przykro mi, ale muszę już iść. Widzimy się na egzaminach panno Brzozowska.
-Tak, oczywiście. Do widzenia. – zszokowana wyszłam z sali wykładowej.
Cholera jasna. Tak to jest, chodzę na uczelnie jak nie przytomna i to też w kratkę. Nie wiem co się dzieje dookoła mnie. Wyciągnęłam z plecaczka mój kalendarzyk i przerzuciłam na ostatnią stronę, gdzie miałam rozpiskę roku.
                                      
                                            „Do 17 marca zorganizować praktyki.

                                              18 III – 30 IV czas odbycia praktyk.
                                                 4-12 maja egzaminy końcowe.”
Miałam wszystko zapisane, a byłam na tyle leniwa, że nawet przez pół roku nie byłam w stanie sprawdzić co mam do zrobienia w semestrze letnim. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Mam dokładnie 3 dni na zorganizowanie praktyk i zero pomysłów jak to zrobić. Powolnym krokiem wróciłam do domu, a na progu czekała już na mnie Wiki.
-Obiad podano! – ukłoniła się teatralnie.
-A tobie co się stało? – zaśmiałam się.
-Nic szczególnego. – wzruszyła ramionami z uśmiechem.
Zdjęłam buty i usiadłam do stołu. Moja kuchmistrzyni chwile później podała krewetki. No nie mało mnie zaskoczyła, w szczególności, że były przepyszne. Zaczęłam też opowiadać o tym co mnie trapiło… o nieszczęsnych praktykach. Trudno będzie mi coś wykombinować.
-Tak w ogóle, mogłabyś czasem wyrzucać zepsute sałatki z lodówki. – zagadnęła.
-A dokładniej o jaką ci chodzi? – uniosłam brew do góry.
-Tą z fetą.
-Przecież ona była świeża. – zdziwiłam się. – Rano ją robiłam i jadłam.
Mina Wiktorii przypominała połączenie zdziwienia i zdenerwowania. Wyglądało to co najmniej śmiesznie, ale chwilę później moja przyjaciółka zrobiła się blada.
-Coś się stało? – zmartwiłam się nią.
-Nie nic…. Coś mi się przypomniało. – wymigiwała się.
-Na pewno w porządku? – dopytywałam.
-Tak, na pewno. – zaśmiała się.
Eh, no trudno skoro nie chcę powiedzieć. Naciskać na nią nie będę, bo i tak na nic się to nie zda. Od zawsze taka była, albo powiedziała coś sama z własnej nieprzymuszonej woli albo nie było mocnych, żeby ją przekonać do zwierzeń. Podczas jedzenia powróciły też moje myśli o praktykach. Dalej nie miałam pojęcia co z nimi zrobić. Popytać po wydawnictwach w Łodzi? Dopytywałam już dziewczyny, nie ma szans – wszystko pozajmowane. Kolega z roku również uświadomił mnie, że nie będzie szans na Atlas Arenie lub Energii w Bełchatowie. Ludzie już od dawna kręcili się za praktykami, a ja jak zwykle musiałam się zagapić i zapomnieć. A wszystko przez co? Przez to, że bardziej skupiłam się na życiu prywatnym niż na edukacji. W sumie nie wiem czy to źle, ale jednak na dobre mi to nie wyszło. Rozłożyłyśmy się z Wiki na kanapie i zatraciłyśmy z oglądaniu Lekarzy . Około 18:00 usłyszałyśmy kogoś dobijającego się do mieszkania.
-Wikiii…. – zrobiłam maślane oczka.
-Czasem cie nienawidzę. – rzuciła we mnie poduszką i poszła otworzyć.
-Kocham Cię! – rzuciłam.
Parę sekund później usłyszałam znajome śmiechy, które za chwilę przeniosły się do salonu.
-Cześć. – przywitał się Pit i podszedł dać mi buziaka w policzek.
-Cześć. – odparłam zaskoczona.
-A wy obie takie zmartwione? – zaśmiał się Cichy.
-Mam problem z praktykami. – odparłam – Jestem na tyle niezorganizowana, że zapomniałam o praktykach, które musze zacząć 17 marca. Nic już nie mogę znaleźć. – załamałam się.
-A gdzie je musisz mieć? – dopytywał.
-Ośrodek sportowy, wydawnictwo, gazeta … Cokolwiek, gdzie jest jakiś dziennikarz i coś się dzieje.
-Zaczekaj chwilę. – wyciągnął telefon z kieszeni i wyszedł na balkon zadzwonić.
Minuty biegły nieubłaganie wolno i zdawało mi się jak by to trwało całą wieczność. Do Wiki nawet nie odezwałam się, bo była pochłonięta serialem. Na szczęście w końcu do mieszkania wrócił Pit.
-Od poniedziałku zaczynasz praktyki. – uśmiechnął się.
-Żartujesz chyba!? Gdzie? –opadła mi szczęka.
-Hala Podpromie. Klub Asseco Resovia Rzeszów. Akceptujesz? – puścił mi oko.
-Jezu, Piotrek uwielbiam Cię! – rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam w policzek.
-Nie ma sprawy. – szepnął mi do ucha.
-Ejejej! Bez takich mi tu w mojej obecności. – wtrąciła Wiki.
-Bo co? – pokazał jej język Pit.
-Dobra, to przynajmniej nie jak ja widzę. – podniosła ręce w geście kapitulacji – Idę wziąć prysznic. Macie chwilę dla siebie.
Po chwili w salonie byliśmy tylko my, a ciszę zagłuszał jedynie telewizor i dźwięk puszczanej wody łazience.
-Nie wiem jak Ci dziękować, naprawdę. – zaczęłam.
-Ania, nie ma sprawy. Dla mnie to nie jest żaden problem. – oparł ręce na moich biodrach.
-Tylko nie mam pojęcia jak tam dotrzeć. Zapiszesz mi adres i da się tam w ogóle dojechać pociągiem? –dopytywałam.
-Nie żartuj sobie, że będziesz jechała pociągiem. – zaśmiał się. – Jutro wieczorem wyjeżdżam już do Rzeszowa. Jedziesz ze mną. Przy okazji będziesz miała dach nad głową.
-Przecież nie zamieszkam u ciebie! – wymigiwałam się – Znajdę sobie miejsce w hotelu.
-Chciałabyś. – kpił ze mnie.
-Jestem już duża, mogę robić to co chcę. – dumnie zasalutowałam.
-Zawsze będziesz mała. – uśmiechnął się łobuzersko.
-Grabisz sobie Nowakowski!
-Zamieszkasz u mnie. – podniósł mój podbródek do góry – Nie pozwolę, żebyś gniotła się w jakimś hotelu, kiedy masz mieszkanie przyjaciela pod nosem.
Popatrzył na mnie i delikatnie pocałował w usta. Oplotłam rękami jego szyję i oddałam się namiętnemu pocałunkowi.
-Ekhem. – usłyszałam chrząknięcie Wiki.
Momentalnie się od siebie oderwaliśmy, a po chwili wybuchliśmy śmiechem.
-Przyjadę po ciebie jutro o 17:00. – uściskał mnie na pożegnanie. – Do zobaczenia Wiki!
Podszedł do mojej przyjaciółki i ją również przytulił, a następnie opuścił nasze mieszkanie.
-To jak, pomożesz mi się spakować? – zrobiłam błagalną minę do Wiktorii.


Obudziłam się o 7:00 zmęczona za wszystkie czasy. Pakowałyśmy się z Wiki chyba do 2 w nocy, a i tak jeszcze nie wszystko gotowe. Miałam jeszcze sporo czasu, bo wykłady miałam zaplanowane dopiero na 10:00. Otworzyłam laptopa i zalogowałam się na facebooka. Eh… zaproszeń do znajomych z każdym dniem przybywała, a ja za każdym razem musiałam wszystko usuwać. Prześledziłam co dzieje się u moich znajomych, kiedy rzucił mi się w oczy pewien artykuł:

„Atakujący PGE Skry Bełchatów Aleksandar Atanasijević ostatnio pojawia się w towarzystwie          wysokiej blondynki. Co na to jego dziewczyna?”

Anka, spokojnie. Wdech i wydech. Już z nim nie jesteś nie powinno cię to obchodzić. Zamknij tą stronę i nie przejmuj się tym siatkarzykiem. Tak jasne. Otworzyłam artykuł i moim oczom ukazały się zdjęcia Aleksa wraz z blondynką… skądś ją kojarzyłam, ale nie byłam sobie w stanie przypomnieć skąd. Nie miałam już nawet ochoty przeglądać tego artykułu do końca. Rządziło mną zmieszanie połączone z…. zazdrością? Brakuje mi tego człowieka, brakuje mi jego poczucia humoru, nieokrzesanych loków, zabawnych koszulek i tego młodzieńczego uroku… Z drugiej strony nie potrafię przyjąć i wybaczyć tego jak mnie zranił. Trudno, rozdział zamknięty i musisz się do tego przystosować panno Brzozowska. Zamknęłam laptopa i pognałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam włosy, a następnie wysuszyłam. Wróciłam do pokoju i wrzuciłam na siebie chabrową koszulę w kratę, jeansowe rurki, a do tego białe conversy. Wrzuciłam do torby kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wyszłam z domu. W połowie drogi zorientowałam się, że nawet nie zjadłam śniadania. Moje roztrzepanie sięgało zenitu i tym oto sposobem musiałam jeszcze w drodze wstąpić do piekarni po słodką bułkę. Jednak studenckie życie z opowieści to jest po części prawda. Ostatnia rzecz o jakiej się myśli to jest jedzenie. Na uczelni byłam kilka minut przed czasem więc miałam chwilę, żeby zanieść papiery o praktykach do dziekanatu. Wszystko załatwione. Czekały mnie dzisiaj wykłady z socjologii oraz polskiego systemu medialnego i byłam wolna. Mijały sekundy, minuty, godziny. W końcu nastała upragniona godzina 14:00 i mogłam z czystym sumieniem opuścić mury uczelni. Widzimy się w maju kochana szkoło i to też tylko na tydzień. W znacznie lepszym humorze kontynuowałam moją drogę do domu. Pogrążyłam się w myślach o Wiktorii… Cały czas nie mogłam tego pojąć jak wybiera faceta o 10 lat starszego, który widać na gołe oko, że ją okłamuje na każdym kroku. Ma przy sobie natomiast Kurka, który chciał się jej OŚWIADCZYĆ. Jaka normalna kobieta by nie uległa urokowi takiego mężczyzny? Oh litości. W połowie drogi zawróciłam i poszłam w zupełnie innym kierunku niż moje mieszkanie. Musiałam z nim poważnie porozmawiać.

-Cześć. – uśmiechnęłam się widząc Bartka otwierającego mi drzwi.
-O hej. – zdziwił się. – Wchodź.
Od dawna nie byłam w mieszkaniu u Bartka. Przed wyjazdem do Rosji stwierdził, że go nie sprzeda, bo nie wiadomo jak jego losy się potoczą. Miał racje skubany.
-Co cię sprowadza? – uniósł brew do góry.
-Moja przyjaciółeczka. – rozsiadłam się na sofie w salonie.
-A dokładniej? – widziałam zmieszanie na jego twarzy.
-Po pierwsze, gratulacje za pomysł z oświadczynami. – oczy Bartka w tej chwili zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki. Wspaniały widok. – Po drugie, szkoda, że nie wcieliłeś go w życie.
-Skąd wiesz o oświadczynach? – dopytywał.
-Mniejsza o to. – urwałam – Słuchaj, wyjeżdżam na 3 tygodnie. Wiktoria ma wolne mieszkanie, mam nadzieje, że zadziałasz. – puściłam mu oko.
-Przecież, pan Winiarski u niej gra pierwsze skrzypce. –wywrócił oczami.
-Michał ją okłamuje, jestem tego pewna. – odparłam – Proszę Cie, tylko się nie poddawaj. Jesteście dla siebie stworzeni z Wiki. Postaraj się o nią.
-Skoro tak radzisz. – zaśmiał się.
Posiedziałam u Kureczka jeszcze z dobre pół godziny doradzając mu w sprawach sercowych co do Wiktorii i wszystkiego co z nią związane. Zostawiłam mu również swoje klucze. Cóż… muszę trochę pomóc Bartkowi i Wiktorii, skoro sami nie potrafią zawalczyć o swoje.
-Jak z Pitem? – wypalił w końcu.
-Przyjaźnimy się.
-Ale przyjaźnicie czy PRZYJAŹNICIE. – poruszył znacząco brwiami.
-Coś pomiędzy. – zaśmiałam się.
-Uuuu… powracają czasy licealne. – pokazał cały rząd ząbków, za co oberwał poduszką po głowie.
-Zbieram się drogi panie Bartoszu Kurku! – wstałam i zaczęłam zakładać buty.
-Gdzie wyjeżdżasz? – odprowadził mnie do drzwi.
-Na praktyki. Do Rzeszowa.
-Z Piotrkiem? – zdziwił się.
-Tak. – odpowiedziałam. – Po części, to on mi je załatwił, ale to już inna historia.
-W takim razie … Powodzenia? – uśmiechnął się.
-Eh, Kurek, Kurek. – przytuliłam się do niego. – Trzymaj się!
-Na razie. – cmoknął mnie w policzek na pożegnanie, a ja zniknęłam na klatce schodowej.
Pognałam jak mogłam najszybciej do domu, a tam czekała już na mnie Wiktoria. Spakowałam wszystkie ostatnie drobiazgi i poczłapałam się z walizką na dół.
-Będzie mi bez ciebie smutno. – przytuliła się do mnie przyjaciółka.
-Mi też.
Tak bardzo nie lubiłam się z nią rozstawać. Była dla mnie jak siostra, praktycznie najbliższa osoba w moim życiu. Rodzina nigdy nie potrafiła mnie do końca zrozumieć, no może prócz taty, który jako jedyny wspierał mnie we wszystkim co robię. Ale prócz niego, moją deską ratunkową była zawsze Wiktoria. I choć nie zawsze się we wszystkim zgadzałyśmy, ba! Miałyśmy zupełnie różne charaktery i myślę, że porównanie nas z wodą i ogniem było by jak najbardziej trafne, to jednak w najgorszych sytuacjach życiowych zawsze mogłyśmy na siebie liczyć. „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” jak to mówią.
-Jak dojedziesz masz mi dać znać, jasne? – uprzedziła mnie.
-Obiecuję. – przytuliłam ją jeszcze mocniej do siebie.
W tej chwili do mieszkania wszedł Piotrek i widząc nas o mało nie wybuchł ze śmiechu.
-Less party? Przeszkodziłem? – zaśmiał się, za co od razu oberwał od nas dwóch.
-Wychowaj go trochę przez te 3 tygodnie, bo chłopak na chama się zapuścił. – stwierdziła Wiki.
-Przestać dzieciaki! – przerwałam. – Jedziemy.
Jeszcze raz pożegnałam się z Wiki i poszłam z Pitem do samochodu.

___________________________________________________________
Dziś odrobinkę wcześniej ;) Co mogę napisać... Mamy nadzieję, że rozdział się wam podoba i że dacie nam znać, co sądzicie :D Czy wy też odliczacie dni do Ligi Światowej? My założyłyśmy już 3 czy nawet 4 różne kalendarze.
Pozdrawiamy was gorąco ♥ Ania i Wiki.

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 28.

Oczami Wiki.
Początkowo, niesiona emocjami, przeskakiwałam co dwa, trzy schodki, by jak najszybciej pokonać dzielącą nas odległość. Jednak z każdym kolejnym krokiem docierało do mnie, że nasze ostatnie spotkanie nie przebiegło w zbyt miłej atmosferze. Wychodząc z budynku spotkałam się z salwą oklasków i krzyków.
-Wiktoria! –podbiegł do mnie Winiar.
-Cześć Michał. O co chodzi? –udawałam obojętną.
-Chciałem cię przeprosić. –wygłosił, wręczając mi różę.
-A masz za co? –zapytałam zdziwiona.
-Wydaje mi się, że tak. –odparł.
-Zatem słucham. –skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Przepraszam za to, że ostatnio cię zaniedbywałem. Przepraszam, że nie byłem przy tobie, kiedy tego potrzebowałaś i przepraszam, że poczułaś się odrzucona. Nie powinienem spędzać tyle czasu z Dagmarą. –wygłosił, na co żeńska część tłumu zareagowała głośnym westchnieniem.
-Masz na myśli swoją żonę? –rzuciłam.
-Byłą. –bronił się.
-Czyżby. –zakpiłam z niego.
-Co masz na myśli? –uniósł brew.
-Ostatnio, kiedy u ciebie byłam, nie wyglądaliście na parę po rozwodzie. -uśmiechnęłam się sarkastycznie.
Winiar był wyraźnie zaskoczony moimi słowami i chwilę stał w otępieniu. Nie spodziewał się, że wiem? No jasne, że nie. Jego mina była wprost bezcenna, a ja stałam twardo na ziemi, patrząc z pożałowaniem w oczach.

-Powinniśmy porozmawiać na osobności. –wypowiedział przez zaciśnięte zęby i chwycił mnie za łokieć.
-Chcesz utrzymywać publikę w niepewności? Sam ich tu wszystkich sprowadziłeś. –wskazałam ręką na tłum osób.
-Wiktoria! –warknął.
-Oj już się nie złość. –pogłaskałam go po policzku. –Chodźmy.
Ruszyliśmy w jakieś bardziej ustronne miejsce, a Winiar wciąż prowadził mnie, trzymając kurczowo za łokieć. Jednak mijając grupkę dziewczyn, zatrzymałam się i spojrzałam na jedną z nich.
-Ciebie też na pewno kocha bardziej niż mnie. –powiedziałam i wręczyłam jej sprezentowaną przez Michała różę.
On zaś widząc zaistniałą sytuację, zacisnął usta w wąską linię i mocniej ścisnął mnie za rękę. Widać było, że w środku aż gotuje się ze złości, a fakt, że z mojej twarzy nie znikał szeroki uśmiech, denerwował go jeszcze mocniej.
-Kiedy u mnie byłaś? –rzucił, kiedy już byliśmy wystarczająco daleko.
-Dzień przed imprezą Anki, na którą chciałam cię zaprosić. Ale wiesz co do mnie dotarło zaraz po wejściu? Pozwól, że zacytuję twoją żonę: „Ostatnie trzy tygodnie były cudowne.”. –wspominałam.
-Ale przecież..
-Nie przerywaj mi! To jeszcze nie wszystko. –uśmiechnęłam się. –Po jej słowach przyszła kolej na ciebie, a ty nie oszczędzałeś na słodkich słówkach o nieee. Pamiętasz może co jej powiedziałeś? –burknęłam.
-Że ją kocham. –powiedział bez emocji, spuszczając głowę w dół.
-Dokładnie. Dla mnie sytuacja jest już jasna. –powiedziałam.
-Nie jest jasna! Nic nie wiesz! Dasz mi się w końcu wytłumaczyć?! –podniósł wzrok i wykrzyczał w moją stronę.
-Proszę, tłumacz. –gestykulowałam rękami.
-Tu chodzi o Oliwiera. Robiłem to wszystko dla jego dobra. –zaczął.
-Błagam cię, nie rozśmieszaj mnie! –zakpiłam.
-Możesz się uspokoić?! –warknął.
-A ty możesz się nie migdalić ze swoją byłą żoną za moimi plecami? No chyba, że to też dla dobra Oliwiera. –burknęłam.
-Daj mi skończyć. –powiedział spokojnie, choć widziałam jak zaciska pięści. –Musiałem się dogadać z Dagmarą, żebym mógł częściej widywać Oliwiera. Chcę zawalczyć o pełne prawo do opieki nad nim. Odbiorę go Dadze i zobaczy jak to jest zostać z niczym. Wtedy będzie miała jeszcze więcej czasu dla swoich kochanków. Wierz mi, wyświadczam jej dużą przysługę. –prychnął.
-Po co te wszystkie podchody?! Nie mogłeś z nią zwyczajnie porozmawiać? –dociekałam.
-Ona się upiera, że chce zatrzymać Oliego. Musiałem znaleźć coś, co mogłoby ją pogrążyć na rozprawie. –mówił.
-Dobra załóżmy, że ci wierzę.. –wydukałam.
Byłam już choć trochę ułaskawiona, ale to nie oznacza, że wybaczę mu od tak, na pstryknięcie palcami. Robił to dla synka..to miało nawet jakiś sens. Patrzyłam w te jego jasne oczy, które były przepełnione nadzieją. Chciałam, żeby wszystko było dobrze. Naprawdę bardzo chciałam, żebyśmy byli szczęśliwi..razem. Jednak nie mogłam pozbyć się z głowy pewnej myśli.
-Przespałeś się z Dagmarą? –wyrzuciłam z siebie.
Widziałam zawahanie na jego twarzy, a to wcale nie dodało mi otuchy. Kąciki jego ust wielokrotnie zadrżały, ale długo nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
-Jak możesz myśleć, że mógłbym cię zdradzić? –wypalił w końcu.
Uff chociaż rozwiały się moje obawy. Był mi wierny…chyba. Muszę mu zaufać, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie. Pytanie tylko czy on mógł ufać mi.. Ja i Kurek..stało się, a teraz nie mogłam już tego cofnąć. „Byłam pijana, a Bartek skorzystał z okazji.” -tłumaczyłam sobie, żeby nie czuć się winna.
-Kocham cię. –powiedział, unosząc mój podbródek.
-Tęskniłam za tym. –zdążyłam wypowiedzieć, zanim nasze usta połączył stęskniony pocałunek.
Piski, krzyki i głośnie oklaski zmusiły nas do rozdzielenia twarzy. Zdezorientowani, rozglądaliśmy się dookoła.
-Jedziemy? –wyszeptał Michał wprost do mojego ucha.
-Bardzo chętnie. –powiedziałam przez śmiech, widząc wrzeszczący tłum.


Zmierzaliśmy w stronę mieszkania Dagmary, bo Michał musiał zabrać jakieś rzeczy. Kiedy byliśmy już na miejscu, zdecydowałam się zostać w samochodzie, bo konfrontacja z Dagą nie była mi na rękę. Jednak kiedy drzwi się otworzyły, a za nimi pojawił się piesek, szybko do niego podbiegłam.
-Toffi jak my mogłyśmy o tobie zapomnieć! –drapałam psiaka za uchem.
-Zajmowałem się nim. –powiedział dumnie Oli.
-Widzę! Ale wyrósł. –zachwycałam się, pieszcząc zwierzaka.
-Pójdziemy z nim na spacer? –zaoferował Oliwier.
-Jeżeli mama ci pozwoli.. –spojrzałam wymownie na Dagmarę.
-Mamooo..-zaświergotał młody Winiarski.
-Idź. –rzuciła Dagmara i zamknęła się w domu, uprzednie rzucając w moją stronę smycz.
Oh jak ta kobieta mi działa na nerwy! Każdy jej ruch, gest, słowo sprawiał, że kipiałam ze złości. A na dodatek ostatnie sytuacje zdecydowanie nie wskazywały na to, że nasze relacje mają się kiedykolwiek poprawić. Jednak nie przeszkadzało mi to, bo była mi zupełnie obojętna. Będąc żoną Winiara chciała się zabawiać z innym? Dla mnie nie była nic warta.
-Idziemy? –pociągnął mnie za rękę blondynek.
-Michał? –zwróciłam się w jego stronę.
-Za moment do was dołączę. –uśmiechnął się. –Muszę zabrać te rzeczy.
-To chodźmy! –krzyknęłam entuzjastycznie, przypinając smycz do obroży Toffiego.
Długo spacerowaliśmy, a ja cieszyłam się ze wszystkiego co zrobił szczeniak. Powąchał coś? Otarł się o moją nogę? Gonił za kotem? Wszystko wprawiało mnie w zachwyt. Traktowałam go jak dziecko, które stawia pierwsze kroczki.
-Wiki to tylko piesek. –załamał się mały Winiar.
-Oj cicho. –poczochrałam go po główce.
-Dawno cię nie widziałem. Pokłóciliście się z tatą? –dopytywał się.
-Wiesz..dorośli czasem się kłócą. To normalne. –puściłam mu oczko.
-Rodzice kiedyś często się kłócili. Ale teraz już nie. Teraz są szczęśliwi. –rozpromienił się.
-To raczej dobrze, prawda? –dźgnęłam go w brzuch.
-No jasne! –krzyknął i zaczął ściskać psa.
Chodziliśmy i chodziliśmy, a Winiar nie dotarł. Przemierzyliśmy całą okolicę, ciągle rozmawiając. Oliwier chętnie mi opowiadał o swoich kolegach i mówił, że dziewczyny w jego klasie są głupie. Jednak kiedy wspomniał o pewnej tajemniczej Magdzie, lekko się uśmiechnął.
-Podoba ci się! –rzuciłam.
-Wcale nie! –bronił się.
-Oczywiście. –wyszczerzyłam się w jego stronę.
Oli jedynie przewrócił oczami i zarządził, że musimy wracać. Dotarliśmy pod dom, ale ja nadal nie mogłam się nacieszyć psiakiem.
-Wiki…czy on mógłby już u mnie zostać? –zapytał ze smutkiem w głosie.
-Nie mogłabym ci go odebrać. Uwielbia cię! Jest twój. –oznajmiłam, a młody od razu się rozpromienił.
-Dzięki, dzięki, dzięki! –piszczał i ściskał mnie za szyję.
W tym momencie wyszedł z mieszkania Winiar, a zaraz za nim Dagmara. Zdziwiło mnie jedynie to, że nie ma przy sobie żadnej torby czy czegokolwiek.
-Jedziemy? –zapytał.
-Jasne. –odpowiedziałam.
Przytuliłam Oliwiera, pożegnałam Toffiego, rzuciłam Dadze ironiczne spojrzenie i byłam gotowa do drogi.
-Zabrałeś wszystko? –zapytałam podejrzliwie.
-Taa…ak. Wszystko jest już w bagażniku. –zapewnił mnie.
Coś mi tu nie grało. Dlaczego stałam się taka podejrzliwa? Czy będzie tak już cały czas? Nie zaufam mu stuprocentowo? Oh błagam nie.

Bez słowa zajęłam miejsce obok kierowcy, a Michał cały czas mi się przyglądał.
-No co? –rzuciłam zirytowana.
-Jesteś zła, że nie dołączyłem? –wypalił.
-Może. –odparłam.
-Oh jesteś zazdrosna. –zachwycił się.
-A mam o co? –uniosłam brew.
-Tego nie powiedziałem. –zapewnił mnie i cmoknął w policzek. –Jedziemy do mnie.
-Oznajmiasz mi? –zapytałam.
-Muszę się tobą nacieszyć. –mruknął z obietnicą w głosie.

-Czego się napijesz? –zapytał, kiedy już byliśmy na miejscu.
-Masz wódkę? –rzuciłam.
-Konkretna z ciebie dziewczyna. –zaśmiał się i ruszył do barku. –Czysta czy drink?
-Czysta. –odparłam bez zastanowienia.

Obudziłam się z pustynią w gardle, ale nie bolała mnie głowa. Jedyny problem polegał na tym, że nie wiedziałam co się wczoraj wydarzyło. Jednak sądząc po moim ubraniu, a raczej jego braku, można się domyślić, że pan Winiarski się nacieszył do woli. Włożyłam na siebie jego koszulkę i ruszyłam do kuchni w poszukiwaniu wody. Jak powszechnie wiadomo, w domu sportowca nie może jej zabraknąć, więc nie miałam większych problemów, bo prawie zabiłam się w przedpokoju o stos zgrzewek. Wyciągnęłam jedną butelkę i stanęłam przy oknie. Pijąc łyk, za łykiem przyglądałam się życiu na zewnątrz. W pewnej chwili jednak dołączył do mnie Michał, przytulając mnie od tyłu.
-Dzień dobry. –mruknął.
-Bardzo dobry. –uśmiechnęłam się, czując jego usta na szyi. -Która godzina? –zapytałam.
-Trochę po czternastej. –mruknął.
-Słucham?! Przez ciebie nie poszłam na wykłady! –wytknęłam mu, jednak nie potrafiłam ukryć uśmiechu.
-Wybacz, ale nie jest mi ani trochę przykro. –odpowiedział pewnie i zaczął podwijać moją koszulkę.
-A powinno! –rzuciłam.
-Nie masz nic na sobie poza tą koszulką? –dociekał, kompletnie ignorując moją uwagę.
-Możliwe. –odgarnęłam włosy, by ułatwić mu dostęp do karku.
Tamte partie ciała były zdecydowanie moją słabością. Wystarczył jeden pocałunek czy zmysłowy dotyk, a ja się rozpływałam.
-To co my tu jeszcze robimy! –zerwał ze mnie T-shirt i rzucił na łóżko.

-Wykończysz mnie kiedyś. –starałam się uregulować oddech.
-A potrafisz sobie wyobrazić piękniejszą śmierć? –gładził mnie po plecach.
-Wariat. –skwitowałam. –Umieram z głosu.
-Ja też. –popatrzył na mnie. –Co mi ugotujesz? –wyszczerzył się.
-Faceci. –westchnęłam i ruszyłam w poszukiwaniu bielizny.
-Najpierw kąpiel. –porwał mnie na ręce i zaniósł do łazienki.

Szukałam w szafkach jakiś składników, ale nie było ich zbyt wiele. Może Winiar ostatnio nie przebywał dużo w domu? Znowu te podejrzenia..muszę się opamiętać. Zdecydowałam się w końcu zrobić naleśniki, bo jedynie na to miałam potrzebne elementy. Może nie był to obiad idealny, ale zrobiłam ich całą górę, więc najedliśmy się do syta.
-To ja będę się chyba zbierała. –powiedziałam, zmywając naczynia.
-Chyba nie sądzisz, że pozwolę opuścić ci to mieszkanie tak szybko? –momentalnie znalazł się przy mnie.
-To się tak ładnie nazywa „przetrzymywanie wbrew czyjejś woli”. –wypaliłam.
-Niby nie chcesz tu być? –przysunął się bliżej.
-Mogłabym stąd nie wychodzić. –odparłam i pocałowałam go.
-To świetnie! Co oglądamy? –zapytał i ruszył do salonu.
-Cokolwiek. I tak zasnę już na początku. –uśmiechnęłam się.
-Dzięki. –powiedział, udając smutnego.
W końcu na ekranie pojawił się napis „Mroczny Rycerz”, a ja byłam wniebowzięta. Mimo moich wielu prób skupienia się na ekranie telewizora, oczy nieustannie mi się kleiły, aż w końcu poległam. Tak mnie pan Winiarski wymęczył, że może winić tylko siebie!

Rano ciepłe promienie słońca muskały moją twarz. Spaliśmy w salonie, przykryci kocem. Widocznie Michała też zmogło zmęczenie. Musiałam się naprawdę bardzo postarać, aby wyswobodzić się z jego objęć, bez obudzenia go. W końcu jednak mi się udało i szybko się ubrałam. Od dwóch dni nie dałam Ance znaku życia. Byłam pewna, że przyjaciółka zabije mnie już na wejściu, ale prędzej czy później musiałabym się z nią zmierzyć. Mniej więcej doprowadziłam się do porządku, cmoknęłam Michała na pożegnanie i wyszłam. Zegarek wskazywał 9:27, a słońce już przyjemnie grzało. Włożyłam okulary i ruszyłam w stronę mieszkania. Droga zajęła mi trochę czasu, ale wreszcie udało mi się dotrzeć na miejsce. Już po przekroczeniu progu spotkałam się z wyrzutami Anki. A nie mówiłam! Przyjaciółka jednak nie miała ochoty na krzyki. Zaparzyła mi nawet kawę. Widać było, że coś ją gryzie i chce pogadać. Zaczęła mi się zwierzać o nocy z Pitem i o jej powracających uczuciach, a mi się nie mieściło to wszystko w głowie. Jeszcze parę dni temu była z Aleksem! Jednak akurat ja nie byłam odpowiednią osobą, aby ją oceniać. Po prostu.. nie byłam lepsza. Nawet nie wiem jak udało mi się ukryć przed Winiarem fakt, że spałam z Kurkiem. Miałam spore wyrzuty sumienia, że to przed nim zataiłam, ale musiałam. Właśnie..Michał. Anka nie była szczęśliwa, że znowu wszystko jest dobrze. Posądzała siatkarza o najgorsze i przewidywała tylko złe rzeczy. Nie mogłam pogodzić się z jej zdaniem..znów. Po raz kolejny posprzeczałyśmy się o wybór mężczyzny, ale przecież każdy wie, że nie zawsze lokujemy najgorętsze uczucia tam, gdzie byśmy chcieli. Serce nie sługa, prawda?


Oczami Anki.

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, nie byłam już w salonie. Znajdowałam się w swoim pokoju. Starałam się przypomnieć wczorajszy dzień… Gra na turnieju, skręcona kostka, Pit, salon… O matko. Przestraszona obróciłam głowę i spojrzałam na łóżko, a koło mnie spał Piotrek. Cholera jasna! Co ja najlepszego zrobiłam? Moja podświadomość, aż krzyczała, że przecież rozstałam się z Aleksem, ale serce rozpadło mi się na tysiące kawałków. Jak mogłam być tak nie rozsądna, i nie zatrzymałam go. Ba! Nawet jeszcze dałam mu zielone światło. Byłam roztrzęsiona, a wtedy właśnie obudził się Cichy.
-Cześć. – uśmiechnął się łobuzersko
Zacisnęłam usta w cienką linię i sama nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
-Cześć. – wydusiłam, z najbardziej wymuszonym uśmiechem w życiu. – Ja…Ja idę wziąć prysznic.
Uciekłam jak najszybciej z pokoju, biorąc pierwsze lepsze ubrania z szafy. Zamknęłam się w łazience i puściłam wodę. I jeszcze ta cholerna kostka. Pierwszy raz w życiu cieszyłam się, że dzięki siatkówce i przejściom przez tak wiele kontuzji jestem na tyle uodporniona na ból, że jestem w stanie nawet biegać z podkręconą kostką. Usiadłam na pralce i zaczęłam płakać. Boże dziewczyno, ale czemu płaczesz? Ten dupek cię zostawił, zostawiając samą jak palec. No tak, ale posądził mnie o to co zrobiłam właśnie wczorajszego wieczoru. Oh, głupia Anko. Zastanawiała mnie tylko jedna rzecz… Z Aleksem nie mogłam przełamać granicy bliskości, a przy Piotrku można powiedzieć, że przyszło mi to bez większego problemu. Wiedziałam, że czeka mnie w ciągu najbliższych kilku minut ciężka rozmowa. Weszłam pod prysznic, a moje ciało oblewały strumienie ciepłej wody. Niechętnie wyszłam z kabiny, ubrałam i udałam się do swojego pokoju. Uchylając drzwi, dostrzegłam, że Nowakowski właśnie zakłada na siebie rzeczy. Odważniej popchnęłam drzwi i weszłam do środka.
-Ania – podszedł do mnie, a ręce położył na moich biodrach. – Musimy pogadać.
-Przecież rozmawiamy. – zmusiłam się do jak najbardziej naturalnego i szczerego uśmiechu.
-Ale na poważnie. – odparł zdecydowanie rozbawiony.
-Więc słucham.
Pociągnął mnie za rękę i oboje usiedliśmy na łóżku.
-Posłuchaj, ja… Ja nie potrafię bez ciebie żyć. – spojrzał w moje oczy, a ja zdecydowanie zdezorientowana siedziałam jedynie z rozdziawioną buzią i przysłuchiwałam się. Kontynuował – Cały czas próbuje zapełnić pustkę po tobie, ale mi to się nie udaje. Za bardzo cię kocham, a kiedy powiedziałaś mi, że Aleks z tobą zerwał, poczułem, że może jednak jest jeszcze jakaś nadzieja. Ania, ja wiem, że to szaleńcze, ale może byśmy spróbowali odbudować to co było kiedyś…
Nie wierzyłam w to co słyszę. W głowie pojawiła mi się nagle wizja. Ja z Piotrkiem idziemy za ręce, słońce otula nas swoimi promieniami, jest zdecydowanie środek lata, przed nami biega dwójka dzieci. Chwile potem przykryła tą wizje druga. Aleks i ja w Serbii, kiedy zabrał mnie w to magiczne miejsce. Opowiadał o swojej pierwszej miłości i to co do mnie czuje. I jeszcze ten księżyc, śnieg i prawdziwie romantyczna atmosfera. Oh, głupia. Aleks właśnie niedawno z tobą zerwał i nie zanosi się na to, żeby wrócił. Eh….
-Piotrek, ja jestem świeżo po poważnym związku, ja nie wiem czy jestem na coś takiego gotowa. – próbowałam się wymigiwać, ale z drugiej strony, aż krzyczałam od środka, żeby spróbować.
-Cii… - położył palec na moich ustach i delikatnie pocałował w policzek. – Nie chce odpowiedzi na to teraz. Ja i tak będę się starał. – uśmiechnął się zadziornie. – A teraz wybacz, ale muszę iść na trening.
Pocałował mnie w kącik ust, a następnie wyszedł z pokoju. Zostałam sama z głową przepełnioną nadmierną wiedzą i informacjami, których nie byłam w stanie pojąć. Spojrzałam na zegarek – 7:45. Trzeba się zbierać na uczelnie.

Ubrałam się i pognałam na uczelnie. Przeszłam przez podstawy prawa, warsztat dziennikarski i teorie komunikacji społecznej, cały czas zatracając się w myślach o panu Nowakowskim. Szczerze mówiąc, nie dawały mi spokoju słowa, które wypowiedział. Naprawdę wszystkie jego dziewczyny to było tylko zapełnieni pustki po mnie? Szczerze trudno mi w to uwierzyć. I znów powracają czasy liceum? Wiki i Kurek, Anka i Pit. Jakoś nie widzę tej powtórki z rozrywki. Jak to mówią nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki… A może jednak. Uff, koniec wykładów. Pognałam do domu i ku mojemu niezaskoczeniu nikogo nie było. Zamówiłam dużą pizzę i rozsiadłam się przed telewizorem. Leciały rozmowy w toku. Nastoletnie dziewczyny opowiadały o tym, jak to się stało, że zaszły w ciążę w tak młodym wieku. 14, 15 i 16 latki z brzuchami. Jestem bardzo ciekawa jak na to zareagowali ich rodzice. Bardzo mnie to zawsze dziwiło, jak można być tak nieodpowiedzialnym, żeby wpakować się w dziecko w takim wieku. Po paru minutach bezsensownego siedzenia stwierdziłam, że jak tak ma wyglądać moje życie bez faceta, to ja bardzo dziękuję. Kostka bolała mnie niemiłosiernie po całym męczącym dniu, pokuśtykałam do łazienki i z apteczki wyjęłam Altacet z bandażem. Zrobiłam sprawnie opatrunek na nogę i w chwili kiedy już skończyłam usłyszałam dzwonek do drzwi. Jedzenie przyjechało! Na tą wiadomość mój żołądek zdecydowanie się ucieszył. Pognałam do drzwi i szybko przekręciłam zamek.
-Ile płacę? – zapytałam nie zwracając uwagi na dostawcę.
-Wystarczy buziak.
Podniosłam głowę i moim oczom ukazał się Pit. O jejku, jejku. Znów nie wiem jak mam się zachować.
-A co ty tu robisz? – zaśmiałam się.
-Skończyłem już trening, zresztą nie dziwne. – spojrzał na zegarek na ręce. – Już 18:00.
-Wchodź. – pokazałam gestem ręki, żeby się rozgościł.
Rozsiadał się na kanapie, a ja w tej chwili zamarłam. Dokładnie z tej samej strony kanapy zawsze siadał Aleks. To na tej kanapie można powiedzieć, że się poznaliśmy i to ta kanapa z którą wiąże się tyle wspomnień. Przegryzłam wargę i walczyłam z samą sobą. Diabełek w mojej głowie krzyczał „Powiedz mu, żeby się wynosił! W końcu tu siedział Aleks!”, a z drugiej strony uspokajał mnie malutki aniołek – „Aleks zostawił Cię. Daj sobie spokój z tym co było kiedyś i zacznij żyć teraźniejszością”. Otrząsnęłam się z tych myśli i podeszłam do aneksu kuchennego. Aneczko, chyba potrzebny Ci psycholog, masz już całkiem niezłe odjazdy z tymi wizjami.
-Napijesz się czegoś?
-Herbatę – i rzucił w moją stronę ten chłopięcy uśmiech.
Wstawiłam wodę i otworzyłam szafkę w której znajdowały się kubki. Przysięgam, że kiedyś utłukę Wiktorię, która przestawiła szklanki na najwyższą półkę. Cwaniara myśli, że wszyscy w tym domu maja po metr siedemdziesiąt parę. O zgrozo! Albo jeszcze więcej. Z trudem próbowałam dosięgnąć przedmiotów, ale ku mojemu niezaskoczeniu brakowało mi dobrych 10 cm. Z odsieczą przybył mi pan Nowakowski, któremu wystarczyło podnieść rękę minimalnie do góry.
-Urośnij w końcu. – naśmiewał się ze mnie.
-Jesteś okropny. – zrobiłam obrażoną minę. – No daj już te szklanki!
Piotrek słysząc to zrobił swój firmowy uśmiech i podniósł rękę ze zgubami na swój maksymalny zasięg.
-Chyba kpisz. – zaśmiałam się.
-Nie. – zachichotał – Spróbuj sięgnąć.
-Naprawdę myślisz, że jeżeli nie byłam w stanie zdjąć szklanek z szafki, która ma na oko 240 cm wysokości, to dam rade podskoczyć na wysokość 350cm? – uniosłam brew do góry.
-Wiara czyni cuda. – nie ukrywał rozbawienia.
-Nowakowski przestań! – tupnęłam nogą jak małe dziecko. – W tej chwili odłóż szklanki na blat.
-Coś za coś. – pokazał mi język.
-Co chcesz? – wywróciłam oczami
-Tu. – nadstawił policzek.
Stanęłam na palcach i złożyłam na jego policzku delikatny pocałunek. Nagle przekręcił głowę i nasze usta się złączyły. Na początku zaskoczona nie potrafiłam tego odwzajemnić, lecz po chwili wplotłam palce w jego włosy, a on podniósł mnie do góry i posadził na blacie kuchennym. Rozsunął moje nogi, żeby móc być jeszcze bliżej mnie. Jego ręce powędrowały na moją talię, a ja objęłam dłońmi jego szyję. Zanurzył swoje usta w moich i całował ciepło … i delikatnie. Jego ręce błądziły w pożądaniu po moich plecach, a ja przyciągałam go bliżej siebie. Po paru minutach tkwienia w namiętnym pocałunku oderwaliśmy się od siebie i łapaliśmy powoli oddech.
-Tak bardzo mi tego brakowało… - spojrzał na mnie swoimi szaro-niebieskimi oczami, tak, że teraz nasze nosy obcierały się o siebie.
Oh, to były te oczy. Zaczarowały mnie za lat młodzieńczych, i oczarowały mnie ponownie teraz. Dać mu szanse? Nie chyba nie byłam na to jeszcze gotowa, ale tak strasznie mnie do siebie pociągał.
-Ania, hej spójrz na mnie. – złapał za mój podbródek i zmusił do patrzenia na siebie. – Przemyśl to co do ciebie czuje. Nie chce odpowiedzi od razu. Chce, żebyś była szczęśliwa.
-Muszę to wszystko przetrawić. – odpowiedziałam spokojnie, wpatrując się w jego oczy.
-Powinienem się zbierać, niedługo też wyjeżdżam z powrotem do Rzeszowa.
-Nie zostawiaj mnie tu.
Cholera, Anka! Nie wierze, że powiedziałam to na głos. Nie wiedziałam, że jestem w stanie to powiedzieć. Nie wiedziałam, że tak czuje… Piotrek uśmiechnął się lekko, a następnie wbił się delikatnie w moje usta.
-Przyjdę jutro. – puścił do mnie oko, złapał kurtkę i wyszedł.
Siedziałam na tym blacie w otępieniu. Ciekawe co by na moje wybryki powiedziała Anka sprzed lat. Ciekawe co by na to powiedziała Anka sprzed roku, która zdawała maturę. Co najważniejsze… gdzie się podziała tamta Anka!? To niedorzeczne co dzieje się w moim życiu. Zawsze miałam ustawione odgórne priorytety. Jeden mężczyzna, nie bawienie się w głupie gierki i flirtowanie z innymi. A tymczasem co robie? Właśnie zaprzeczam samej sobie. Pobiegłam do łazienki i wzięłam zimny prysznic. Lodowate strumienie wody obmywały moje ciało a ja czułam ulgę. Wyszłam z kabiny, wysuszyłam włosy i udałam się do mojego pokoju. Podeszłam do szafy i szukałam jakiegoś T-shirta do spania. Nagle wpadła mi w ręce koszulka Aleksa… z jego nazwiskiem … z jego numerkiem … pachnąca jego perfumami … przesiąknięta nim. Ścisnęłam ją w dłoniach i upadłam na kolana na ziemię. Rozpłakałam się jak małe dziecko. Jestem pomiędzy młotem, a kowadłem. Tęsknie za mężczyzną, który był moim ideałem księcia na białym koniu, a w tej chwili ciągnie mnie do faceta z którym łączą mnie lata znajomości. Oh, o ile moje życie było by prostsze gdybym powiedziała Aleksowi o wszystkim co mi się zdarzyło. Wszyscy mi mówili „powiedz mu o tym”, ale nie. Jak zwykle musiałam być uparta i uczyć się na swoich błędach. Zbiegłam do kuchni i usłyszałam tym razem prawidłowy dzwonek. Podeszłam do drzwi i otworzyłam dostawcy.
-Dwadzieścia złotych i czterdzieści groszy się należy – odpowiedział nawet nie zerkając.
Znalazłam portfel i dałam mu pieniądze do ręki.
-Nich pan ją weźmie dla siebie i zje. – odpowiedziałam z uśmiechem i zamknęłam drzwi.
Podbiegłam do lodówki i wyjęłam z niej wódkę. Anka przecież ty nie pijesz! – krzyczała moja podświadomość.
-Zamknij się! Mam powody! – wykrzyczałam ze łzami w oczach do osoby siedzącej w mojej głowie.
Pobiegłam na górę, a z każdą chwilą mojego szlochania było coraz mniej trunku w butelce.

Obudziłam się z niesamowitym bólem głowy. Spojrzałam na zegarek – 9:00. Shit, zaspałam. Choć sądzę, że i tak nie dałabym rady pójść dziś na uczelnie. Wygramoliłam się z łóżka i z nie do końca otwartymi oczami zeszłam na dół do kuchni. Zaparzyłam sobie kawę i od razu połknęłam dwa ibupromy. Kiedy napój kofeinowy był już przygotowany usiadłam przed telewizorem w salonie i wpatrywałam się z kolejny odcinek Prawa Agaty. Nagle usłyszałam dźwięk przekręcanego zamka i otwieranych drzwi. Obróciłam głowę w tamtym kierunku i zobaczyłam Wiktorię. Długo nie myśląc podbiegłam do niej i rzuciłam się na szyję.
-Cześć. Też miło cię widzieć. – odwzajemniła ze śmiechem mój uścisk.
-Gdzie ty się podziewałaś? – zawarczałam.
-Wszystko ci opowiem, chcesz mi zrobić kawę? – zrobiła maślane oczka.
-Siadaj, już robię.
Zaparzyłam dla niej kawę i po chwili siedziałyśmy obie na sofie rozmawiając.
-Wiki, mam problem z Pitem. – wypaliłam do niej.
-Co jest?
Zaczęłam jej opowiadać o wszystkim co wydarzyło się pomiędzy nami w ostatnich dwóch dniach. O tym co powiedział mi Piotrek i co robiliśmy.
-Anka, dopiero się rozstałaś z Aleksem, a już Cichemu do łóżka wskoczyłaś? Co się z tobą dzieje? – pytała podirytowana.
-Nie wiem. Z jednej strony tęsknie za Aleksem, ale wiem, że on raczej nie wróci. Z drugiej strony ciągnie mnie do Piotrka. Nie wiem co mam robić. – wyżalałam się.
-Podejmij taką decyzje, żebyś była szczęśliwa. Ufam ci, że wiesz co robisz. –objęła mnie.
-Też mam taką nadzieje, że nie zrobię jakiejś głupoty… - zamyśliłam się chwilę. – A co u ciebie?
-Winiar come back. – uśmiechnęła się zadziornie.
-Znowu? – wywróciłam oczami.
-Stara się. Trochę kręci, ale jednak coś nas łączy. – tłumaczyła się.
-Zobaczysz, jeszcze się na nim zawiedziesz. – dorzuciłam.
-Sugerujesz coś? – uniosła jedną brew do góry.
-Tak. Masz niespełna 20 lat , a Winiar trzydziestkę na karku. Nie pojmuję tego jak możesz mu zaufać. Kręci z Dagą równo, a ty tego nie widzisz.
-Są po rozwodzie! – broniła go.
-Ja wiem swoje. Ale i tak zrobisz co będziesz uważała. – zakończyłam to i poszłam na górę.
Nie miałam ochoty się z nią kłócić. I tak moje życie było już wystarczająco trudne.

_________________________________________________________________
Nie dość, że przesunięty to jeszcze spóźniony..ehh. Możemy was jedynie przeprosić, ale niestety nie obiecujemy, że rozdział będą się zawsze ukazywały w stu procentach regularnie.
Życzymy wam wspaniałego weekendu majowego i oby pogoda dopisała! ;)
Mamy też nadzieję, że rozdział się wam podoba i naprawdę byłybyśmy wdzięczne za jakiś ślad, pozostawiony po sobie ;) Mamy na myśli ocenę. Co jest źle, a co wam przypadło do gustu? To dla nas bardzo ważne.
Pozdrawiamy gorąco. Ania i Wiki. ♥